weed || kuroken (16+)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Było już grubo po północy, gdy chłopak, którego imienia nie mógł zapamiętać, przerwał ich miłą pogawędkę i oznajmił, że musi wracać do domu. Choć Kenma nie przepadał za ludźmi, ten wydawał się niezwykle wyjątkowy, przyjazny i, co chyba najważniejsze, czarujący. Miał ładny uśmiech, tworzący dołeczki w policzkach i urocze zmarszczki przy oczach. Nawet perfumy miał idealne - nie za mocne, ale wyczuwalne, przywodzące Kenmie na myśl coś pozytywnego, zmysłowego, wręcz wprawiającego jego ciało w przyjemne drżenie.

— Odprowadzę cię do reszty, okej? — powiedział, chowając telefon do kieszeni. Posłał przy tym Kenmie kolejny uroczy uśmiech, niemal zwalający go z nóg.

— Jasne.

Ruszyli przed siebie, w milczeniu, które nie krępowało żadnego z nich. Wsłuchiwali się w szelest roślin, które deptali, krocząc w stronę małego, słabo tlącego się w oddali punkciku. Im bliżej byli, tym głośniejsze stawały się krzyki osób zaproszonych na ognisko i muzyka, ostra, energiczna, być może specjalnie wybrana na taką okazję, by nikt nie zasnął. Kenma poczuł, że wcale nie chce tam wracać. Do tłumu pijanych studentów, do ławek oblanych alkoholem i dymu z ogniska, którym przesiąkały ubrania. Do Kuroo, który miał dać mu znać, gdy skończy załatwiać swoje "sprawy wagi państwowej", jednak nie odzywał się już trzecią godzinę. Blondyn mógł się tylko domyślać, co robił jego chłopak i cieszył się, że nie spędził tego czasu w samotności, a znalazł sobie towarzystwo. Bardzo miłe i urocze towarzystwo.

— To... — wymamrotał, gdy znaleźli się już na miejscu. Student wsunął dłonie do kieszeni, uśmiechając się zawadiacko. — Cześć.

— Cześć — odparł i schylił się, całując Kenmę w policzek. Chłopak odwrócił głowę, chcąc ukryć rumieńce. — Do zobaczenia, Kenma.

Zniknął tak szybko, jak pojawił się w jego życiu. Kenma wiedział, że już nigdy się nie spotkają, wyrzucił go więc ze swojego umysłu i powrócił myślami do Kuroo. Zerknął na ławki poustawiane dookoła ogniska, niemal natychmiast dostrzegając na jednej z nich bruneta.

Wyglądał... Raczej nie wyglądał. Gdy Kenma zbliżył się do niego i usiadł obok, student nie zwrócił na to nawet najmniejszej uwagi. Spokojnie, melancholijnie palił skręta, wpatrując się w ogień, od czasu do czasu pociągając nosem.

Kompletnie zjarany, pomyślał Kenma. wzdychając cicho. I co ja mam z nim teraz zrobić?

— Kurooo — mruknął, dźgając studenta w policzek, nie odniósł jednak pożądanego efektu. Westchnął głośniej, podnosząc się z ławki. Wielokrotnie słyszał od osób ze swojego roku, że palący marihuanę mógł wkręcić się na maksa w robienie jednej czynności. W przypadku Kuroo było to wpatrywanie się w ogień, który w całości go pochłonął. — Oddawaj to — warknął, zasłaniając ciałem ognisko, by student nie mógł go dostrzec i wyrwał mu z dłoni skręta. Przydeptał go butem, doszczętnie niszcząc w piachu.

— Czego chcesz? — zapytał niemrawo Kuroo, przecierając lewe oko. Miał przekrwione białka i śmierdział marihuaną, przez co Kenmę zakręciło w nosie.

— Chcę, żebyś miał kontakt z rzeczywistością — odparł, krzyżując ręce na piersi. Kuroo oparł głowę na dłoni, przymknął oczy. Trwali tak dłuższą chwilę, przez co blondyn odniósł wrażenie, że student zasnął. — Kuroo, chodźmy gdzieś.

— Niby gdzie...?

— Nie wiem, wszędzie. Na łąkę, do lasu, pożyczmy od kogoś kluczyki do samochodu — Kenma zaczął wyliczać, niecierpliwie przestępując z nogi na nogę. Od ośmiu godzin nie uprawiał seksu; nie odczuwał pragnienia wcześniej, gdy rozmawiał ze studentem o uroczym uśmiechu, teraz jednak, gdy znalazł się blisko Kuroo, pożądanie dało o sobie znać.

— Ale po co? — Student wreszcie otworzył oczy, spojrzał nieprzytomnie na blondyna, a na jego twarzy wykwitł delikatny uśmiech. — Chcesz mi coś zrobić? Zabijesz mnie? Wytniesz nerkę? Albo wątrobę?

— Chcę ci obciągnąć, okej? — syknął Kenma, podciągając Kuroo do góry za rękaw bluzy. Student zatoczył się w bok, udało mu się jednak utrzymać równowagę i nie runąć na piach. — Więc weźmy jakiś koc albo pożyczmy te cholerne kluczyki.

— Obciągnąć? Mi? — powtórzył głupawo Kuroo, idąc za ciągnącym go w stronę skrzynek z prowiantem Kenmą.

— Tak — warknął blondyn, porywając pierwszy lepszy koc ze skrzynki. Obejrzał się na studenta, który znalazł się nieprawdopodobnie blisko niego. Uśmiechał się dziwinie, nie był to ładny uśmiech, jednak ilekroć Kenma go widział, miał ochotę paść na kolana. I zamierzał to za moment uczynić.

Kuroo musnął wargami jego usta, po chwili zamieniając delikatny całus w namiętny pocałunek, wydzierający im dech z piersi. Kenma poddał się, wypuszczając z rąk koc. Oplótł ramiona wokół szyi wyższego chłopaka, pozwolił, by jego język rozlewał przyjemne ciepło w ustach, przynosząc tym samym smak marihuany.

Dłonie Kuroo ścisnęły pośladki chłopaka, wydzierając z jego gardła przytłumiony, przeciągły jęk. Kenma, niewiele myśląc, podskoczył i oplótł bruneta nogami w pasie, nawet na moment nie przerywając pocałunku. Ktoś zagwizdał, ktoś inny zaczął klaskać, lecz oni nie oderwali się od siebie nawet na moment. Dopiero głos Bokuto sprowadził ich na ziemię.

— Gołąbeczki, znajdźcie sobie pokój, co? — zaśmiał się, odpalając papierosa od ogniska, co Kenmie wydało się niezwykle głupie. — Nie wiem, czy ktoś chce oglądać, jak Kuroo cię posuwa.

Blondyn spłonął rumieńcem, chowając twarz we włosach Kuroo, który poprawił go sobie na rękach, schylił się po koc i ruszył w stronę, z której niedawno Kenma i nieznajomy przyszli. Kenma obserwował uważnie Bokuto, dopóki nie oddalili się na tyle, by muzyka i krzyki ponownie stały się cichym dodatkiem do odgłosów natury. Wokół było ciemno i cicho. Kenma zeskoczył na trawę, a Kuroo rozłożył koc, włączył latarkę w telefonie i rzucił go na miękki materiał.

— Nie chcę, żeby ktoś zobaczył światło i tu przyszedł — mruknął Kenma, niemal natychmiast usadawiając się na udach bruneta, gdy ten zajął wygodną pozycję na kocu. Sięgnął po telefon i wyłączył latarkę, kompletnie tracąc Kuroo z pola widzenia. Obaj widzieli tylko ciemność, jednak to nie przeszkadzało im w wzajemnym poszukiwaniu i odnajdywaniu swoich ciał.

Kenma pierwszy ściągnął koszulkę, nie zważając, że chłodna temperatura nocy mogła mu zaszkodzić. Już za chwilę miał poczuć niewyobrażalne ciepło na całym ciele i tylko to go interesowało. Kuroo, dłońmi badając jego chłodną skórę, całował go zachłannie, jak gdyby bojąc się, że ten zaraz mu ucieknie. Kenma jednak nie zamierzał uciekać. Poruszał biodrami, ocierając się o z każdą chwilą twardniejące coraz bardziej krocze bruneta, smakował jego usta i mruczał cicho z przyjemności, gdy Kuroo przenosił usta z warg blondyna na jego szyję, wystające obojczyki, przygryzał skórę, ssał ją i lizał, nie zaprzestając nawet na sekundę. Między ich ciałami nie było milimetra przerwy. Przyciśnięci do granic możliwości, pasowali do siebie tak idealnie jak nikt inny.

Pierwszy przestał Kuroo, niemal brutalnym ruchem zrzucając z siebie blondyna, który upadł pośladkami na z lekka mokry od trawy koc. Brunet klęknął, na oślep rozpiął rozporek i przyciągnął do swojego krocza głowę Kenmy. Chłopak, doskonale znając ciało starszego, zassał się na główce penisa, lekko trącając ją językiem. Dołączył do tego dłoń, która sprawnie chwyciła przyrodzenie i stymulowała je okrężnymi ruchami. Kuroo przygryzł wargę, biorąc w garść jasne kosmyki. Gdy jego penis w połowie zniknął między wilgotnymi wargami, wysunął się i ponownie zniknął, jęknął gardłowo, odchylając głowę do tyłu.

— O Boże... — wymamrotał, wypychając biodra do przodu. Odczekał tylko chwilę, aż Kenma szerzej rozchyli usta i wtedy zaczął się wolno poruszać. Wilgotny, szorstki język przyjemnie ocierał się o jego pulsującą z podniecenia męskość, Kenma pozwalał, by ta wsuwała się aż do samego gardła. Nie protestował, gdy Kuroo przyciskał go mocno do swojego krocza, odbierając mu tym samym swobodny oddech. Nie protestował, gdy krztusił się własną śliną, lecz nie mógł odkaszlnąć. Odnajdywał w tym zbyt wiele przyjemności, by tak po prostu odepchnąć bruneta.

Kuroo wysunął się gwałtownie z ust Kenmy, sięgnął po telefon i ponownie włączył latarkę. Nakierował światło na blondyna, który przysłonił oczy jedną ręką. Miał nabrzmiałe wargi, a po brodzie ściekała mu ślina wymieszana z preejakulatem. Jednak nie był to jeszcze widok, do którego powstania Kuroo chciał doprowadzić. Lubił widzieć Kenmę drżącego z przyjemności, wijącego się z rozkoszy, oblepionego spermą i kompletnie zrujnowanego tym, co robił mu student. Nawet jeśli nie mieli dogodnych warunków na seks, Kuroo nie zamierzał odpuścić.

— Zdejmuj spodnie — mruknął, świecąc na krocze blondyna. Niecierpliwym ruchem rozpiął rozporek jego spodni i pociągnął za nogawkę, pomagając chłopakowi je zdjąć. To samo zrobił z bielizną, która, w odróżnieniu od koszulki i spodni, nie wylądowała na trawie, lecz w kieszeni bluzy Kuroo.

— Zimno mi — jęknął Kenma, układając się na plecach ze zgiętymi w kolanach nogami, które lekko ty rozchylił. Kuroo świecił wprost na jego twardego penisa, którego zaraz chwycił dłonią i ścisnął lekko. Poruszając dłonią w górę i w dół, odłożył telefon na bok, pozostawiając latarkę włączoną. Kenma pojękiwał, kręcąc przy tym biodrami. Brunet w pewnym momencie, zupełnie nie uprzedzając partnera, wsunął w niego dwa palce, które w międzyczasie naślinił. Kenma pisnął cicho, zacisnął się na nich i odetchnął głęboko. Palce poruszały się szybko, chaotycznie, wprawiając go w szaleństwo, jakiego tak dawno nie doświadczył. Osiem godzin było ogromem czasu.

Kuroo, nie przerywając rozciągania chłopaka, pochylił się nad jego twarzą. Wsunął trzeci palec, z przyjemnością stwierdzając, że Kenma przyjął to z błogim uśmiechem. Pocałował go - krótko, jednak wystarczająco długo, by blondyn mógł zatopić się w tym pocałunku. Opadł głową na koc, oddychając ciężko.

— Kurwa — warknął, gdy Kuroo wyciągnął palce i oblizał je, pozostawiając po sobie niemiłą pustkę. — Masz chociaż prezerwatywy?

— Nie — odparł brunet, spokojnie poprawiając się między nogami chłopaka. Rozchylił jego uda i trzymając je uniesione, wsunął się raptownie w dziurkę Kenmy. Kolejny cichy pisk, napięcie mięśni, klątwa rzucona na następne pokolenie. Kuroo poprawił się jeszcze raz i dopiero wtedy wykonał pierwsze ruchy.

Nigdy nie bawił się w zbędną delikatność, a Kenma przyzwyczaił się, że Kuroo brał go ostro i zapamiętale na cały tydzień. Mimo to kochali się, a może raczej pieprzyli każdego dnia, bo blondyn nie potrafił wytrzymać ani minuty dłużej.

— O kurwa... — powtórzył, rozkładając ręce na boki. Złapał trawę w garść, gdy penis Kuroo penetrował go z przesadną gwałtownością i nic nie zapowiadało, by ruchy te zwolniły. Odchylił głowę do tyłu, w myślach wzywając wszystkie bóstwa, jakie istniały. Nie po to jednak, by go uratowały, a po to, by doświadczyły przyjemności, jaka rozlewała się od dolnej partii ciała do górnej. Miał ochotę krzyczeć, wrzeszcześć i wołać wszystkich żywych i umarłych, zdał się jednak tylko na ciche przekleństwa i jęki.

Kuroo nie ostrzegł go, gdy doszedł. Spuścił się we wnętrzu swojego chłopaka, brudząc przy tym koc ściekającą z jego męskości spermę. Kenmie drżały kolana. Drżały mu też ramiona, gdy zupełnie zaskoczony i zadowolony gwałtownością stosunku, podnosił się do siadu. Przetarł wciąż wilgotne usta, spojrzał na Kuroo, który zapinał spodnie.

— Tym razem mogłeś dokończyć na mojej twarzy — mruknął, zaciskając mocno uda. Kuroo wzruszył ramieniem, pocałował go szybko w czoło i podniósł się z koca. Majtki, które tej nocy miał na sobie blondyn, wylądowały na jego kolanach.

— Ubierz się, bo zmarzniesz i się przeziębisz, a tego bym nie chciał — powiedział z pozoru obojętnym tonem Kuroo, spoglądając gdzieś przed siebie. Kenma kiwnął głową i zaczął nakładać na siebie części garderoby, nie zważając, że dopiero co uprawiali seks i powinien był się wytrzeć.

— Zjarany bardziej zaspokajasz moje potrzeby seksualne — mruknął, zaczesując kosmyk włosów za ucho. Kuroo nie spojrzał na niego, uśmiechnął się jednak lekko. Kenma uznał ten uśmiech za niezwykle uroczy, bardziej niż chłopaka sprzed godziny.

W końcu należał do Kuroo. Jego Kuroo.

idk jak mi to wyszło

nawet mi się podoba, choć artyści nidy nie będą w pełni zadowoleni ze swojego tworu

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro