75.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*3 lata później*

-Nadal z Ciebie cienka masa.- Sasori zaśmiał się i podał mi rękę, żeby łatwiej było mi pozbierać się z ziemi.

-Taijutsu nigdy nie było moją mocną stroną.- również na mojej twarzy pojawił się uśmiech, po czym skorzystałam z pomocnej dłoni.

-Sasori, [Imię], Deidara, przyjdźcie do mojego gabinetu.- usłyszałam w głowie głos Nagato.

Tak więc ruszyliśmy razem z Sasorim we wskazane miejsce, ocierając resztki potu z czoła.

Nawet spocony wygląda niezwykle przystojnie. Aż podniósł mi się kącik ust, gdy o tym pomyślałam.

Gdy byliśmy na miejscu, Sasori zapukał w drzwi.

-Wejść.

Weszliśmy więc do środka i stanęliśmy przed Painem. Deidary jeszcze nie było.

-Gdzie trzecia osoba?-zadał nam pytanie.

-Nie widzieliśmy go od 2 dni.-odpowiedział czerwonowłosy.

To było dziwne, zawsze wszędzie było go pełno, codziennie dało się słyszeć jego donośny śmiech, cięty język, a zapach jego szamponu do włosów roznosił się w całej bazie.

W sumie to cięte języki... Nieważne.

Czekaliśmy tak dobre 10 minut, jak nie dłużej.

-Przepraszam za spóźnienie!-wbiegł do gabinetu, nawet nie pukając i stanął obok Sasoriego, uspokajając swój oddech.

-Gdzie byłeś?-zadałam mu pytanie.

-Dopracowywałem swoją ostateczną technikę, jest niesamowita! Prawdziwa sztuka!-niemal wykrzyknął z ekscytacją.

Popatrzyłam na niego zdziwiona, a zarazem zaciekawiona.

-Te Twoje gliniane figurki nazywasz prawdziwą sztuką? Nie znasz się na sztuce.- rzucił Sasori z wyższością.

-To Ty się nie znasz! Twoje marionetki to tylko kupa drewna.

-Są bardziej pożyteczne, niż ta Twoja kupa gliny.

-Ta kupa gliny tworzy więcej sojuszników i jest bardziej przydatna.- zaczęło się robić agresywniej.

-Chyba, że skończy się jej zapas w magicznym woreczku i wszystkie wybuchną, nie zostawiając po sobie śladu.

-Ich wybuch to dopiero sztuka!

-Nie rozśmieszaj mnie.

-Przestańcie, bo zaraz się tu pobijecie.-stanęłam pomiędzy nimi, wtrącając się w ich jakże mądrą rozmowę. 

Chociaż nie powiem, oboje zaczynali się rozkręcać i było to ciekawe.

-Mogę już zacząć?-Pain spojrzał na nas tym swoim chłodnym wzrokiem.

-Hai.-odpowiedzieliśmy razem, prostując nasze sylwetki.

-Zebrałem was, ponieważ zaczynamy nasz plan zdobycia ogoniastych bestii. Przydzielam wam zadanie zdobycia pierwszej z nich, Shukaku. Nasz dzieciak został jakiś czas temu Kazekage, więc udacie się do Sunagakure. Zaczynacie pojutrze, liczę na was i wasze umiejętności. Przygotujcie się do podróży.

-Hai.

-Możecie odejść.

Ruszyliśmy w stronę wyjścia.

Jak to się stało, że otrzymał brzemię zostania Kazekage? Jest jeszcze przecież taki młody. Co na to starszyzna? Jinchuuriki wodzem? Przecież ludzie ich nienawidzą.

-Niebawem na wszystko Ci odpowiem. Liczę na Ciebie i Twoje umiejętności [Imię].

Przestałam myśleć o tym momentalnie.

-Możesz przestać wkradać się do mojej głowy?

-Lubię w niej przebywać.

-Zboczeniec.

-Nie interesuje mnie Twoje mizianie z Sasorim, tylko to, co kryje się głębiej.

-Ty naprawdę nie masz co robić ze sobą.

-To frustrujące, gdy nie mogę grzebać Ci swobodnie w głowie.

-Oh wybacz.

-Tobie mogę, jesteś potrzebna.

-Palant.

-Słucham?

-Nic nic szefie, miłego dnia...

Na tym zakończył się nasz ambitny dialog w mojej głowie. Wychodziłam ostatnia, więc zamknęłam drzwi. Gdy odeszłam kawałek dalej, usłyszałam nieznany mi głos z gabinetu.

-Nasz plan wreszcie ruszył do przodu.- głos był męski, głęboki.

Tylko tyle udało mi się usłyszeć, ponieważ razem z Sasorim i Deidarą coraz bardziej się oddalaliśmy od pomieszczenia. 

Ale skąd on tam się wziął? Nie wszedł po nas, a wcześniej nikogo tam nie było. Jakaś technika?

Ten Pain i jego sekrety przyprawią mnie zaraz o zawroty głowy.

Rozeszliśmy się do swoich pokoi. Sasori poszedł wziąć prysznic, a ja siedziałam na łóżku.

Minęła dłuższa chwila, a moje opuszki palców zaczęły świecić na niebiesko.

-Znowu?-Sasori wrócił, zamykając za sobą drzwi i siadając obok mnie.

Przez ostatni rok podczas treningów co jakiś czas tak się działo. Wtedy czułam, jakby jakaś siła kazała mi pchnąć rękoma do przodu i się wyładować. Próbowałam więc, ale nic to nie dawało. Ani ja, ani Sasori, ani nawet wielmożny Nagato nie wiedzieliśmy co to jest.

-Znowu coś mi każe pchnąć.

-To zrób to, ale celuj w podłogę, szkoda mebli.

Zaśmiałam się i tak zrobiłam.

Na początku nic się nie działo, jednak po chwili na ziemi pojawił się dym, a to dziwne uczucie ze mnie zeszło. Patrzyliśmy się z niedowierzaniem na to coś. Zostałam w pozycji z rękoma ku podłodze, bo nie mogłam się ruszyć z tego niedowierzania.

-Boże jaki piękny!-wręcz krzyknął czerwonowłosy, a jego oczy były jak okrągłe monety.

-SASORI DO CHOLERY CO TO JEST?!

Na podłodze stał ciemny skorpion, połyskujący na granatowo. Wielkościowo był jakoś do połowy łydki.

-Bierz to ode mnie!

-Przecież on jest cudowny!

Nagle to paskudztwo się ruszyło. Dokładniej wspięło się po mojej nodze i stało mi teraz na kolanach.

-AAAAAAAAAA!

-Przestań, bo go wystraszysz!

Ale to gówno pozostawało niewzruszone, tylko wlepiało we mnie te swoje ślepia.

-Weź to coś ze mnie!

Tak też zrobił, wziął to w ręce bardzo delikatne i uniósł na rękach przed siebie, wpatrując się w niego, jak w najpiękniejszą swoją marionetkę.

-To będzie nasze dziecko. Owoc naszej miłości.-powiedział, jak zahipnotyzowany.

-Słucham? -zdębiałam w moment i popatrzyłam się na niego zdegustowana.

Chociaż nie wiem, czy to było czyste zdegustowanie, czy mix różnych, dziwnych emocji.

A ten nadal się w niego wpatrywał.

-Nie lubię skorpionów.-skomentowałam, przełykając ślinę.

-A mnie tolerujesz.

-Taki z Ciebie skorpion, jak ze mnie modelka z czasopism Hidana.

-W takim razie na której okładce Cię zobaczę?

Znów się na niego dziwnie spojrzałam. Nagle do pokoju wparował wcześniej wspomniany Hidan.

-Co to za krzyki...

Popatrzył uważnie na zahipnotyzowanego Sasoriego. Stał tak chwilę, aż w końcu się wydarł, wybiegając na korytarz.

-SASORI ZOSTAŁ OJCEM, [IMIĘ] URODZIŁA! MÓWIŁEM WAM, ŻE TE LUŹNE UBRANIA NOSI, BO JEST W CIĄŻY!

Zaraz wyjdę z siebie i stanę obok.



XXXXXXXXXXXXXXX

Yo yo yo Wisienki,

To znowu ja, powracam z nowym rozdziałem, jak zwykle mam nadzieję, że się podobał. Cierpliwość jest bardzo ważna, tym bardziej przy mnie i tym dziele, więc życzę wam jej sporo haha

Nocna wena to szatan, niby spoko się pisze, a jednak dwa razy zamiast Sasori napisałam Zazori. 

Miłego dnia, moi drodzy, bo publikuję za dnia ^^






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro