76.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Żołnierzu pora wstawać.- nade mną stał Deidara i wpatrywał się z uśmiechem na twarzy.

-Zaspałam?!- podniosłam się w kilka sekund do pozycji siedzącej.

-Mieliśmy wyruszyć 2 godziny temu.

-Czemu nikt mnie nie obudził?! Gdzie Sasori?! - wstałam i zaczęłam przeszukiwać szafki w poszukiwaniu jakiś ubrań.

-Czeka w salonie, kazał Ci natychmiast przyjść jak wstaniesz. Wiesz, że nie lubi czekać.

O Boże, dlaczego on mnie nie obudził?!

Zostawiłam te ubrania w spokoju i pobiegłam do salonu. Tam zastałam tylko Kakuzu, Itachiego i zaspanego Hidana.

-Gdzie jest Sasori? - spytałam od razu na wejściu.

-Wstał wcześniej, żeby iść do pracowni, wiesz że musi przełożyć puszkę z sercem do marionetki, bo w swoim ciele nie pójdzie.- odpowiedział mi Itachi.

-Podobno miał tu być.-popatrzyłam na nich nieco zdezorientowana.

-Ale nie ma. Nie widzisz? W ogóle co ty robisz tu tak wcześnie?- wydukał Hidan, a jego oczy mimowolnie mu się zamykały.

-Mam misję i zaspałam.

-Z tego co wiem na misję mieliście ruszyć za 3 godziny.- odpowiedział mi spokojnie Kakuzu, nawet na mnie nie patrząc.

Majstrował sobie coś ze szwami w lewej ręce.

-Słucham?

Usłyszałam tylko śmiech na korytarzu.

-DEIDARA! - wybiegłam z salonu w stronę tego półgłówka.

Po 5 minutach gonitwy odpuściłam. No cóż, będę mieć więcej czasu na przygotowanie. Imbecyl.

Ruszyłam w stronę pracowni Sasoriego. Weszłam do niej po cichu.

-Nie lubię, jak to robisz.- powiedziałam, patrząc na swojego partnera już w formie marionetki z przełożonym sercem.

Był lekko zaskoczony moją obecnością.

-Wiesz, że na misjach chce dać z siebie wszystko, muszę być w takiej formie.

Uśmiechnął się do mnie delikatnie. Nawet podczas gdy jest w formie tego kawałka śmiercionośnego drewna, jego uśmiech działa tak samo kojąco.

-Co tu robisz tak wcześnie? - spojrzał na mnie pytająco, a uśmiech nie schodził mu z twarzy.

-Deidara...

-Nie kończ, domyślam się.- usłyszałam jego śmiech.

Podeszłam do niego bliżej i spojrzałam w oczy.

Taki zimny wzrok. Nie żeby na codzień był jakiś przyjazny, ale gdy jest w prawdziwym ciele można dojrzeć te iskierki i wniknąć wgłąb człowieka.

Ujęłam dłonią jego policzek, po czym zjechałam dłonią na szyję, tors, aż w końcu ujęłam jego dłoń i spotłam nasze palce ze sobą.

Palce marionetki tak śmiesznie się wygięły, do tego były takie twarde, dziwne uczucie.

Zaśmiałam się pod nosem, on także.

-Wróćmy jak najszybciej, żebym mogła w końcu robić to normalnie.

-Mam nadzieję, że to nie potrwa długo.- uśmiechnął się delikatnie pod nosem.

Niespodziewanie poczułam jak coś stoi przy mojej nodze. To był nasz skorpion.

Wzdrygłam się i spojrzałam zabójczo na stworzenie.

-Patrz mały, jaki tatuś jest teraz mocarny. - Sasori zrobil pozę niczym model z okladek czasopism Hidana.

Skorpion się tylko na niego spojrzał, żadnych innych reakcji.

Chyba był tak zażenowany, jak ja.

Jednak po chwili zaczęłam się śmiać.

-Na okładkach Hidana jeszcze chyba nie było modela marionetki.- zlustrowałam go wzrokiem.

-Myślisz, że przeczytałby czasopismo ze mną na okładce?

-To jest Hidan, on przeczyta wszystko co ma na okładce roznegliżowanego człowieka.

Zaczęliśmy się śmiać i iść powoli w stronę drzwi. Nasz ,,syn'' również obok nas.

-Może sobie zrobimy kolejne jak wrócimy?- czerwonowłosy patrzył się to na mnie, to na skorpiona.

-W sensie, że chcesz mieć dziecko? Ty, ja i dziecko?- wmurowało mnie.

-No tak sobie myślałem...

-Sasori, jesteśmy zabójcami, wrogo nastawioną organizacją, mieszkamy z innymi niebezpiecznymi ludźmi, w tym zboczeńcem Hidanem. Do tego co chwilę wypełniamy jakieś misję lub mamy treningi.

-Może Pain da nam jakiś tacierzyński, macierzyński, czy jak to tam działa. - zaśmiał się.

-Szczerze wątpię. Zaadoptuj Deidarę, zobaczysz, że rodzicielstwo to rollercoaster.

Zaśmialismy się głośno i wyszliśmy na korytarz. Udaliśmy się w stronę naszego pokoju.

-Miałoby moje włosy i Twoje oczy.- nagle rzucił.

-Hm?

-Nasze dziecko.

-Skąd taka pewność?- zapytałam wesoło.

-Tak czuję.- obdarzył mnie uśmiechem.

Już później szliśmy w ciszy, każdy z nas pogrążony we własnych myślach i uśmiechem na twarzy.

Wyobraziłam to sobie, ja i Sasori odchodzimy z organizacji, mamy swój dom na odludziu. Jesteśmy szczęśliwi, nie musimy się martwić już niczym, żadnymi misjami, czy zabijaniem ludzi. Z nami jest nasz skorpion i nasze dziecko.

Z czerwonymi włosami i [kolor] oczami.

To jest zbyt piękna wizja, aby mogła być kiedykolwiek prawdziwa.

-W nowym świecie, który stworzę, będzie nawet lepiej, niż sobie wyobrażasz.

Pain.

Nic mu nie odpowiedziałam, nie miałam pytań. Albo może nie chciałam o nic już pytać. Chcę mieć już ta misję za sobą.

Weszliśmy do pokoju, spakowaliśmy się i rozmawialiśmy o jakiś mało ważnych sprawach. Nim się obejrzeliśmy, czas było ruszać.

Staliśmy w 3 przed wyjściem. Wymieniliśmy się spojrzeniami i ruszyliśmy w stronę Sunagakure.

XXXXXXXXXXXXXXX

Yo Wisienki,

Maturki napisane, stres za mną, teraz tylko dostać się na studia i będzie dobrze XD

Dokończyłam ten rozdział, mam już plany mniej więcej na kolejne, jak i zakończenie.

Do napisania ^^

~Cherryl









Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro