epilog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Matt pov.

Przepraszam, a co z Chrisem? - spytałem. Nie martwiłem się w tej sytuacji o siebie, a bardziej o niego. Miałem nadzieję, że nie jest z nim źle.
Jednak przeraził mnie zmartwiony wzrok, jak i słowa lekarza.
-Uh, przykro mi...

Spojrzałem na niego, obawiając się najgorszego. Każda sekunda ciszy ze strony lekarza była niczym wieczność. Gdy w końcu się odezwał, cały mój świat się zawalił.

- Chris leży w śpiączce i dajemy mu nikłe szanse na przeżycie. Nie mamy pewności czy uda nam się go wybudzić. Możemy jedynie liczyć na jakiś cud, choć wątpię żeby on nastąpił.

Każde wypowiedziane przez niego słowo łamało moje serce. Dlaczego on nie mógł mieć tyle szczęścia? Czemu to mi udało się wyjść z tego bez większego szwanku, a on musiał tak ciężko ucierpieć? Nie dam rady bez niego żyć, nie może mnie teraz zostawić.

Nawet nie zauważyłem kiedy po policzkach zaczęły spływać słone łzy rozpaczy. Lekarz, który dostrzegł ten fakt wcześniej zdążył powiedzieć coś do pielęgniarki i wyjść. Tak więc zostałem sam. Tylko ja, moje obawy i negatywne emocje. Wyczerpany płaczem w końcu opadłem na poduszki i zasnąłem.

Obudziłem się dopiero kolejnego dnia, gdy poczułem czyjąś rękę na tej mojej. Na początku miałem nadzieję, że to Chris jednak myliłem się.

-Oj synku... - szepnęła załamującym się głosem.

-Mamo... Wiesz może czy coś się zmieniło w sprawie Chrisa? - zapytałem  cicho, ledwie słyszalnie.

-Od wczoraj bez zmian skarbie, możemy mieć tylko nadzieję, że mu się poprawi.

Przytaknąłem tylko i już się nie odezwałem. Siedziałem z nią w całkowitej ciszy i prawdopodobnie żadne z nas nie chciało jej przerwać. To wszystko nas po prostu przerosło. Dopiero po dłużej chwili moja rodzicelka oznajmiła, że idzie do toalety i zaraz wraca. Zostałem znowu sam ze swoimi myślami.
Niepokoić zacząłem się dopiero gdy długo nie wracała, a strach wziął górę, gdy ta wróciła zapłakana.

-mamo? - więcej wydusić nie mogę, nie mogłem wydobyć żadnego dźwięku.

-Matt, tak bardzo mi przykro. - zrobiła chwile przerwy żeby złapać oddech. -Chris... Chris przed chwilą odszedł... Tak mi przykro.

Tego wszystkiego było za wiele jak na mnie. On nie mógł nie zostawić, nie mógł.

Zacząłem się trząść i zalewać się łzami.
Ucisk w klatce piersiowej spowodował u mnie problemy z oddychaniem przez co zacząłem się dusić. Spanikowana mama próbowała mnie uspokoić, jednak bez skutku. W końcu bezradna zawołała lekarza, który podał mi coś na uspokojenie. Po chwili zaczęło działać i z lekka mnie otumaniło. Przestałem myśleć o czymkolwiek, po prostu poczułem pustkę.

~time skip~

Wchodząc do budynku miałem wrażenie, że zaraz zemdleję. Przytłaczająca atmosfera panującą w tym miejscu była nie do zniesienia, jednak nie mogłem stąd wyjść, musiałem być na jego pogrzebie. Gdy podszedłem do trumny, by go ostatni raz zobaczyć, miałem wrażenie, że śpi. Jego blada twarz, zastygła w bezruchu klatka piersiowa i zamknięte oczy  uświadamiały, że zapadł w sen, tylko tym razem się nie obudzi. Nadal nie potrafiło do mnie dojść, że mój chłopak nie żyje, jeszcze niedawno widziałem jego rozgromienioną uśmiechem twarz.
Dotknąłem lekko jego zimnego policzka i uśmiechnąłem się smutno.

W końcu moja mama pojawiła się obok, żeby powiedzieć mi, że zaraz zacznie się uroczystość i powinien usiąść. Ostatni raz spojrzałem na Chrisa i ruszyłem w stronę ławki, w której miałem siedzieć. Topiąc się we wspomnieniach nawet nie skupiłem się na uroczystości i dopiero pod koniec zwróciłem uwagę na to co się dzieje.

Ciężko było mi oglądać gdy trumna z moim lubym zjeżdżała w dół, który zaraz miał zostać zakopany. Łamało to moje serce na miliony kawałeczków, które ledwo udało się naprawić po śmierci Soph. Teraz już nie miałem nadziei, że znów wrócę do dobrego stanu. Bez niego będzie mi ciężko, jednak wiedziałem, że mam wsparcie rodziców.

Miałem ochotę być tam teraz z nim, ale kiedyś obiecałem mu, że będę żyć cokolwiek by się nie działo i dotrzymam obietnicy. Będę żyć za nas obu, tak jak on by tego chciał. W końcu i tak się spotkamy...

~~~
643 słowa czyli słabiutko jak na ostani rozdział 👁👄👁

Doszłam do wniosku, że dobrze będzie skończyć tę historię, a jak wiemy tragedia to moje drugie imię. XD

Przynajmniej nie zabiłam głównego bohatera
Pozbawiłam go tylko miłości jego życia 🙃😌

Dzięki za czytanie ✌👁👄👁

Bonus ez

~~krwawa

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro