rozdział 12.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Chris pov.

Wstając rano myślałem na wczorajszym dniem, nadal żyłem tym co się stało poprzedniego dnia. Mama dodała mi pewności siebie i przez to czułem się lepiej. Z racji tego, że była już siódma, a ja za godzinę zaczynałem lekcje, musiałem się pospieszyć. Zszedłem do kuchni, żeby zrobić sobie śniadanie, jednak na blacie leżały kanapki z karteczką życzącą mi miłego dnia. Uśmiechnąłem się i zjadłem przygotowane śniadanie.

Ruszyłem do pokoju żeby przebrać się w czarne jeansy i szary sweter. (Pic wyżej ^) Wziąłem plecak i ruszyłem w stronę drzwi, uprzednio zatrzymując się przy wieszaku, żeby ubrać skórzaną kurtkę i czarne buty. Wyszedłem z domu, zamykając za sobą drzwi na klucz. Udałem się szybkimi krokami w stronę szkoły, a kiedy tam dotarłem miałem nie wiele czasu do lekcji. Przebrałem buty i zostawiłem kurtkę w szatni, a potem poszedłem pod klasę. Idealnie zadzwonił dwonek.

Wszedłem do klasy i zająłem swoje miejsce. Matt odwrócił się do mnie i się lekko uśmiechnął, co odwzajemniłem. Przez całą lekcję nie mogłem się skupić, bo moje myśli cały czas krążyły wokół chłopaka. Chciałem go przytulić, pocałować, ale wiedziałem, że tu nie mogłem. Widziałem podejrzliwie spojrzenie Soph, jakby czegoś się domyślała i jej się to nie podobało i nagle wyrosło we mnie nieswoje uczucie, ponieważ będzie jej trzeba powiedzieć. Niby wydaje się proste, ale jestem pewny, że ona nadal chowa do mnie urazę, pomimo upływu czasu. Gdy zadzwonił dzwonek, blondynka powiedziała coś do zmieszanego Matt'a i ruszyła w moim kierunku.

-Możemy pogadać? - zapytała będąc już przy mojej ławce.

Kiwnąłem twierdząco głową i wstałem wychodząc z nią i Matt'em na korytarz.
Gdy stanęliśmy pod jedną ze ścian, Sophie spojrzała mi w oczy.

- Co wy się tak dziwnie dziś zachowujecie? - zaciekawiona zadała pytanie.

-uhmmm... -Matt speszył się, więc postanowiłem powiedzieć to za niego.

-No, chodzimy ze sobą... - odezwałem się cicho. Powiedzenie tego było trudniejsze niż się zdawało.
Sophie wbiła we mnie swój zdziwiony wzrok, a potem przeniosła go na Matt'a.

-Że co? Czy ja dobrze słyszałam? - jej wyraz twarzy nie wydawał się przyjaźnie. Matt przytaknął potwierdzająco, jednak nie odezwał się.

-Poważnie? Przecież wiesz co on ci zrobił! Naprawdę tak łatwo mu wybaczyłeś? Nie wierzę... - obriuszyła się. W oczach Matt'a pojawiły się łzy.

-Sophie, powinnaś uszanować to z kim chodzi, to jego wybór. Z resztą zmieniłem się, wiesz o tym. - chciałem ratować sytuację, martwiłem się o chłopaka.

-uh... - uspokoiła się, gdy zauważyła jego łzy. - Matt, skarbie nie płacz. Przepraszam, nie powinnam się unosić. Nie będę się wtrącać w te sprawy, ale wiedz, że nie popieram tego. - powiedziała, a potem wróciła do klasy.

Przytuliłbym go, ale staliśmy na środku korytarza, na razie lepiej żeby się to nie rozniosło. Pociągnąłem więc go w stronę toalet, do których praktycznie nikt nie chodził. Gdy weszliśmy do środka, a ja byłem pewny, że nikogo tam nie ma, przytuliłem go delikatnie. Wtulił się we mnie.

- Ciii, już nie płacz. Musisz dać jej trochę czasu, żeby oswoiła się z tą myślą. Myślę, że po prostu nie spodziewała się tego.

Jeździłem ręką po jego włosach, trzymając go w swoich objęciach. Po chwili uspokoił się, odsunął lekko ode mnie i uśmiechnął się słabo.

-Już okej, dziękuję. - powiedział cicho, choć wiedziałem, że nie jest okej. - chodźmy na lekcje, bo zaraz pewnie będzie dzwonek. - dodał.
Przytaknąłem mu. Starłem kciukiem jego wilgotne od łez policzki i pocałowałem go krótko.

Ruszyliśmy do wyjścia z toalety, a potem w stronę klasy. Gdy już się w niej znaleźliśmy, nie było tam Sophie. Przez kolejne lekcje nigdzie nie było po niej słychu. Wcześniej pomiędzy przerwami nie mieliśmy za bardzo jak pogadać, więc dopiero po ostatniej lekcji nam się udało. Staliśmy właśnie przed szkołą po zakończeniu lekcji.

-martwię się o Sophie. - wyszeptał Matt.- nigdy bez powodu nie znikała z lekcji. M-myślisz, że to moja wina, może jest na mnie zła?

Jego pytanie mną lekko poruszyło. Jego głos brzmiał tak niewinnie z nutką smutku, przez co moje serce jakby stanęło. Wziąłem się jednak w garść.

-Może po prostu się źle poczuła? Nie obwiniaj się o to, to nie twoja wina. Przecież wiesz, że kocha cię jak brata i raczej nie byłaby na ciebie zła. Raczej na mnie. - powiedziałem. Martwiłem się bardzo o Matt'a, nie dam go już więcej zranić.

-Będę się zbierać do domu, bo pewnie mama się martwi. - powiedział.

-Dobrze, daj znać jak już dotrzesz. - odpowiedziałem mu. Pożegnaliśmy się i ruszyliśmy w dwie różne strony.

Matt pov.

Wracając do domu dużo myślałem nad tym wszystkim. Zmartwiło mnie to, że Soph nie dawała żadnego znaku życia, pomimo, że pisałem do niej. Może po prostu była zmęczona i poszła się położyć? Taka ewentualność też była możliwa. Nie potrafiłem się tym nie zadręczać. Wziąłem głęboki oddech żeby uspokoić myśli. Dopiero teraz mój mózg załapał, że byłem pod domem.

Napisałem szybką wiadomość do Chrisa, że dotarłem i wszedłem do środka, zdjąłem buty i w kuchni napotkałem mamę. Wyglądała na bardzo zmartwioną. Coś było nie tak, coś się stało.

-Wróciłem mamo. - powiedziałem siadając obok niej przy stole. - wszystko w porządku? - zapytałem obserwując jej twarz.

-Matt... Muszę ci coś powiedzieć... - spojrzałem na nią pytająco. - Sophie... ona miała wypadek... nie przeżyła. - w tym momencie do moich oczu zebrała się masa łez.

-Nie, to niemożliwe. Przecież jeszcze rano była w szkole, rozmawiałem z nią. - zakryłem twarz dłońmi.

-Przykro mi, sama nie mogłam w to uwierzyć, gdy zadzwoniła jej mama. Choć... - wyciągnęła ręce w moją stronę, jednak ja wstałem od stołu.

- Chce być teraz sam. - powiedziałem kierując się do swojego pokoju.

Dotarłszy na miejsce zatrzasnąłem drzwi i położyłem się w łóżku. Głowę schowałem w poduszce, żeby nie było słychać mojego płaczu. Nie chciałem uwierzyć, że już nigdy nie spojrzę na moją przyjaciółkę, nie będzie mi już towarzyszyć w życiu. Może gdybym jej wtedy nie powiedział, to byłaby cała? Nie wyszłaby ze szkoły? Pełen złych emocji sięgnąłem po starą, dobrą przyjaciółkę - żyletkę.

Nie robiłem tego już tak dawno i obiecałem, że już tego nie zrobię, jednak czułem potrzebę. Przykładając ostrze do nadgarstka pochłaniała mnie nienawiść do samego siebie. W chwili przecięcia skóry wszystkie uczucia wypełniła pustka. Nacięć zrobiłem sześć. Przez nieuwagę zrobiłem je dość głęboko, więc z ran wypływała większa ilość krwi. Dopiero po chwili otrząsnąłem się i opatrzyłem rękę. Bolało okropnie, jednak przyzwyczaiłem się do takiego stanu rzeczy.

Gdy na mojej ręce był już czysty bandaż, położyłem się w łóżku i wycieńczony dniem zasnąłem, jednak przez koszmary nie potrafiłem wypocząć. Następnego dnia nie poszedłem do szkoły, po prostu leżałem w łóżku z tym okropnym uczuciem straty.

~~~~~~~~
1057 słów

Um, witam
Chciałam ją zabić od początku, nadarzyła się okazja.
Nie ma to jak zajebać samą siebie w ff c'nie? 
ごめんなさい。💔

~~krwawa

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro