Rozdział XXV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   Gdyby przyjrzał się im teraz jakiś czarodziej to byłby zdecydowanie zaskoczony takim zachowaniem. Natomiast z racji tego, że w okolicy są tylko mugole to, gdyby jakiś zwrócił na to uwagę to co najwyżej pomyślałby, że ogląda jakiś romantyczny film akcji. I prawda jest taka, że nie wiele by się pomylił, gdyż Tonks wzięła inspiracje właśnie z jednego z filmów, które oglądała wraz z swoim ojcem.
— Kochanie — zwróciła się do Remusa, kładąc dłoń na jego ramieniu. — Muszę do toalety, więc weź nasze zamówienie — uśmiechała się do partnera.
— Oczywiście, gdzie jest łazienka? — Zapytał barmana.
— Na końcu korytarza po prawej — wskazał dłonią, w którą stronę na iść.
— Dziękuję — tym razem Dora posłała uśmiech pracownikowi pubu. — Zaraz wracam — zwróciła się ponownie do Lupina i pocałowała go w policzek.
   Ruszyła w wskazanym jej kierunku, a Remus skupił się na barze.
— Nie widziałem was jeszcze — zagadał do niego mugol.
— Jesteśmy przejazdem.
— Tak myślałem. Nie wygladacie na tutejszych.
— Jak wyglądają tutejsi? — Zdziwił się wilkołak.
— Napewno nie znajdziesz u nas tak porządnie wyglądających kobiet jak twoja panienka.
— Uważaj na słowa — ostrzegł go czarodziej.

   W tym samym czasie Nimfadora kroczyła już długim korytarzem. Wyciągnęła różdżkę i podeszła do pierwszych drzwi, jakie napotkała. Złapała za klamkę i weszła do środka.
Lumos! — Pomieszczenie się oświetliło.
   Był to niewielki pokój, w którym stały stare meble. Półki pokrywała warstwa kurzu, a z sufitu zwisały pajęczyny. Dora rozejrzała się, po czym wyszła.
— Nie wyczuwam tu w ogóle magii — mrugnęła do siebie, jednak podeszła do kolejnych drzwi.
   Pomieszczenie okazało się tym razem zamknięte, więc przyłożyła do zamka końcówkę różdżki.
Alohomora!
   Bez problemu udało jej się otworzyć drzwi i już miała wejść do środka, gdy w korytarzu pojawił się barman.
— Co robisz?
   Czarownica szybko schowała różdżkę.
— Szukam łazienki.
— Ostatnie drzwi po prawej — zaczął do niej podchodzić.
— Faktycznie! Byłam pewna, że coś źle zrozumiałam.
— Jak otworzyłaś te drzwi?
— Za pomocą klamki.
— Były zamknięte na klucz.
— Gdyby było jak mówisz to bym ich nie otwarła.
— Wynoś się stąd. Natychmiast!
   Dora zabrała głęboki wdech i wykonała jego polecenie. Minęła mężczyznę i lekko przyspieszając podeszła do stolika, przy którym siedział Remus.
— Wychodzimy, obsługa jest fatalna — zwróciła się do niego i nie czekając wyszła na zewnątrz.
— Znalazłaś coś? — Zapytał czarodziej, gdy również opuścił bar.
— W tym budynku nie ma ani pyłku magii — ujęła to w dość obrazujący sposób.
— Albus złapał zły trop? Z rozmowy z pracownikiem nic również nie wynikało.
— Najwyraźniej — odpowiedziała. — Udało mi się zajrzeć tylko do dwóch pomieszczeń, jednak posiadały one okna.
— Chodźmy to sprawdzić.
   Obeszli budynek sprawdzając każde okno. Jak można się było spodziewać nie natknęli się na nic magicznego, a już tym bardziej czarnomagicznego.
— Wygląda na to, że to nie tutaj — odezwał się Remus.
— Masz rację, wracajmy.
— Dobrze zagrałaś — zwrócił się do niej. — Wtedy w barze — dodał. — Był pewny, że jesteśmy parą, którą wstąpiła tu przejazdem.
— Na coś się przydają mugolskie wynalazki — stwierdziła.
— I przepraszam za wcześniej.
   Które wcześniej? — Zapytała w myślach, jednak dobrze wiedziała, że chodzi mu tylko o zdarzenie z mugolami.
Expulso! — Uniknęli wysłanego w nich zaklęcia zaraz przy głównej drodze.
   Bez wahania oboje wyciągnęli różdżki, rozglądając się za czarodziejem, który ich zaatakował. Nie było nikogo oprócz pijanych mugoli, którzy nawet nie zwrócili na to uwagi. Tonks zaczęła biec w kierunku, z którego zostało wysłane zaklęcie, jednak nie zastała tam nikogo ani niczego.
— Wracajmy — podbiegł do niej Remus.
— Musimy to sprawdzić.
— Sprawdziłem zaklęciem, gdy tu biegłaś. Nie ma w pobliżu już tego czarodzieja.
— Racja, że też o tym nie pomyślałam.
— To był długi dzień, więc to normalne.
— Poinformujmy o wszystkim Albusa.
— Dobrze — powiedział i wspólnie z Nimfadorą się teleportowali.
   Lupin chciał wysłać patronusa, gdy tylko się przenieśli, jednak Tonks go powstrzymała.
— Spójrz — wyciągnęła przed siebie różdżkę. — Expecto Patronum!
   Oczywiście z końca jej różdżki wyleciała srebrzysta poświata, która po chwili uformowała się w wilka.
— Przekaż Albusowi Dumbledore, że przybyliśmy — zwróciła się do zwierzaka i ten pomknął przez zamkniętą bramę.
   Remus Lupin patrzył smutnym wzrokiem na patronusa, żeby chwilę później spojrzeć się na swoją partnerkę.
— Dora...
— Wiesz kiedy patronus zmienia postać?
— Przepraszam.
— Nie chce już tego słuchać — powiedziała stanowczo.
— To nie mnie powinnaś kochać — mimo wszystko kontynuował.
— Miłość nie wybiera, Remusie.
— Zobaczysz, że jeszcze zakochasz się w kimś młodszym, kimś kto będzie w stanie zapewnić ci stabilność i cię chronił, a nie stwarzał zagrożenie.
— Już ci mówiłam, prawda? — Patrzyła na niego łagodnie. — Nie chcę nikogo innego.
— Witajcie — przerwał im dyrektor, po czym otworzył bramę.
— Przyszliśmy tylko zdać raport — podszedł do niego wilkołak. — Pub, który mieliśmy sprawdzić nie ma nic wspólnego z Śmierciożercami.
— Cieszę się, że wszystko z wami w porządku — powiedział starzec.
— Pomimo, że jest tak jak Remus mówi to w okolicy znajdował się jakiś czarodziej, który nas zaatakował. Niestety uciekł.
— Rozumiem, gdyby jednak jeszcze coś wam się podejrzanego przypomniało to powiadomcie mnie.
— Oczywiście — powiedziała Tonks.
— Nimfadoro — Albus zwrócił się do niej, jednak dziewczyna nawet nie zareagowała na swoje imię. — Twój patronus zmienił postać. To bardzo interesujące — uśmiechnął się i spojrzał na Lupina.
— Też tak uważam — odwzajemniła uśmiech i zwróciła się do Remusa. — Wracamy?
— Muszę jeszcze porozmawiać z dyrektorem — odpowiedział. — Możesz już iść, misja została zakończona.
— Dobrze, do widzenia — powiedziała niechętnie i wyszła poza terytorium Hogwartu, żeby się teleportować.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro