IV.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Miesiąc później

Siedzę i patrzę na niego, nie mogąc skupić się na niczym innym. Siedzimy daleko od siebie, ale cały czas mam go w zasięgu mojego wzroku i z tego się cieszę, bo nie jestem gotowa na to, żeby zniknął z mojego życia.

Nic się nie zmienił. W żaden sposób to, co się stało, go nie zmieniło. I szczerze, nie wiem, czego się spodziewałam. Liczyłam na to, że wtedy, gdy zostawił mnie samą w pokoju hotelowym, zaraz do mnie wróci, ale tego nie zrobił. Czekałam na niego przez całą noc, aż nastał świat. Blady blask wschodzącego słońca, na które nie mogłam się przestać patrzeć, sprawił, że z całą mocą docierała do mnie świadomość o końcu, naszym końcu. Płakałam wtedy znowu. Przez długi nie mogłam się uspokoić. Ten ból, który między nami zagościł, rozpanoszył się w naszych duszach, a ja starałam się od niego uwolnić przez wylewanie łez. Ja przecież nigdy nie płaczę, ale odkąd w moim sercu zagnieździła się świadomość straty, straty czegoś, czego nie rozumiem i co gorsze nie doceniłam w odpowiednim czasie, zmuszała mnie do ciągłego ocierania łez.

Draco jest piękny i dumny, a ja wiem, że to jest tylko sztuczna postawa. Draco się boi, jak każdy z nas, ale on sobie na ten strach nie pozwala. Świat nie może tego zobaczyć. Boi się wielu rzeczy, ale o żadnej z nich nie powie głośno. Sądzę, że Draco przestraszył się samotności, stąd ta postawa obojętności i niedostępności. Zdradzają go jednak oczy i ja to widzę, bo się przede mną otworzył. Zimne oczy, które patrzą na świat czasem z lękiem, innym razem z pogardą, rzadko kiedy z radością. To nie jest tak, że na jego twarzy nie pojawia się uśmiech, bo się pojawia, ale daleko mu do szczerości.

Przyglądanie się Draconowi Malfoyowi od czasu, kiedy mnie porzucił, stało się moją codzienną obsesją, na którym sobie w pełni pozwalam. Dzisiaj wygląda wyjątkowo dobrze. Jego przydługie włosy opadają mu lekko na czoło. Jest mu gorąco, dlatego rozpiął kołnierzyk, który mocno uwierał go w szyję. Wiele razy mówił mi o tym, że nie cierpi zbyt ciasnych kołnierzyków. Opiera łokcie o biurko i widzę, że jest bardzo skupiony na swoim zadaniu. Ostatnio otrzymał nawet pochwałę od szefa, a ja w ostatnim odruchu zachowania rozsądku, w odpowiednim miejscu powstrzymałam się przed posłaniem mu pokrzepiającego uśmiechu. Spojrzał wtedy na mnie tak, jakby chciał się upewnić, że usłyszałam te dobra słowa skierowane w jego kierunku.

Słyszałam, Draco. Słyszałam i byłam wtedy z Ciebie cholernie dumna.

Spojrzałam tylko mu prosto w oczy i miałam nadzieję, że mnie zrozumie. Że zrozumie to, że współdzielę w milczeniu, całym sercem, tę radość, którą i on odczuwał.

Nasza relacja opierała się teraz na spojrzeniach. Rozmowy przychodziły nam z wielkim trudem. Czasem wymienialiśmy jakieś uwagi, zawsze związane wyłącznie z pracą, ale nie pozwalaliśmy sobie na to zbyt często.

Bo rozmowy wszystko psują.

Powinnam zająć się pracą, ale nie potrafię skupić się stercie pergaminów. Jeden z nich leży od godziny przed moim nosem, a ja z uporem maniaka, wciąż czytam jeden i ten sam akapit. Gdyby ktoś mnie zapytał, jakie informacje są w nim zawarte, nie umiałabym odpowiedzieć. Ściskam w palcach pióro, ale żadne słowa nie przychodzą mi do głowy, które mogłabym przelać na papier. Pewnie, gdybym pozwoliła mojej ręce działać samowolnie, pisałaby tylko i wyłącznie jedno – "Draco".

Minął miesiąc, odkąd ostatni raz się kochaliśmy. Bolesny miesiąc, w którego trakcie doświadczyłam wielu negatywnych emocji. Trzydzieści dni, które spędziłam na opłakiwaniu jego odejścia.


Dwa miesiące później


Czuję się zdecydowanie lepiej, a przynajmniej staram się sobie to wmówić. Znowu patrzę w stronę Draco, ale on coraz rzadziej ten mój wzrok odwzajemnia. Teraz wstaje i podchodzi do Travisa Greena. Dyskutują o czymś żarliwie, a za chwilę kolega klepie Draco z uznaniem po plecach. Malfoy rusza szybko w moją stronę, trzymając w dłoniach plik dokumentów. Przez ułamek sekundy wydaje mi się, że idzie właśnie do mnie, że to mi ma coś ważnego do powiedzenia, ale duszę w sobie rozczarowanie, gdy mija mnie bez słowa. Delikatnie odwracam głowę, patrząc za nim ukradkiem przez burzę moich loków, jakbym chciała z nich uczynić zasłonę. Draco poszedł do szefa i zamknął za sobą drzwi. Widzę, że obaj są zadowoleni, co i mnie cieszy, bo to oznacza, że Draco znowu zostanie doceniony tak, jak na to w pełni zasłużył.

Robię się głodna, dlatego wstaję i odkładam pergaminy na bok. Muszę rozprostować kręgosłup, bo od kilku godzin pozostawałam bez ruchu. Zastała nas wiosna, a do środka pomieszczenia wpada przyjemne, rześkie powietrze. Zaciągam się nim, wyczuwając nuty kwitnących drzew. Poprawiam koszulę, która wysunęła mi się ze środka spódnicy i niewiele myśląc, odwracam się, aby ruszyć w stronę pokoju socjalnego.

Odbijam się od kogoś i tracę równowagę, ale obce, silne ręce przytrzymują mnie w pionie.

Patrzę w oczy Draco, który wygląda tak, jakby coś go nagle uderzyło. Staram się zachować normalnie, bo to przecież całkiem normalna, biurowa sytuacja, ale jego przyspieszony oddech mi to utrudnia.

Ucieka ode mnie wiosenny zapach, który zastępowany jest nutami jego perfum. Otaczają mnie nuty mięty, cytryny i świeżego zielonego jabłka. Znam je zdecydowanie zbyt dobrze. Od dwóch miesięcy nie byliśmy tak blisko siebie i ta bliskość sprawia, że wszystko wiruje w mojej głowie.

On musi mnie natychmiast puścić, abym mogła uciec.

Minęło jedynie kilkanaście sekund, ale to jest dla mnie zdecydowanie zbyt wiele.

– Przepraszam – mówię do niego, patrząc gdzieś ponad jego ramię.

– Nie, to ja przepraszam – odpowiada swobodnie, a przynajmniej takie właśnie odnoszę wrażenie. Zupełnie jakby nic, kompletnie nic się właśnie przed chwilą między nami nie stało. – Wpadłem na ciebie.

– To się zdarza – stwierdzam i poruszam ręką, aby mnie nareszcie puścił.

Musi mnie puścić, bo inaczej będę go błagać, żeby już nigdy tego nie robił.

Odchodzę i zmierzam w stronę pokoju, gdzie czeka na mnie moje jedzenie. Przechodzę między biurkami pozostałych współpracowników, starając się zachowywać normalnie, chociaż nogi drżą mi tak mocno, że zaraz się o coś potknę.

Powtarzam sobie, że mam iść i się nie odwracać. Nie mogę sprawdzić, czy on na mnie wciąż patrzy. Chcę, żeby odprowadzał mnie wzrokiem. Dochodzę do wyjścia, łapię jedną dłonią za futrynę i niby od niechcenia, patrzę w stronę mojego biurka.

Draco Malfoya przy nim nie ma, a mnie zalewają fale zawstydzenia za moje reakcje i nierealne pragnienia, które być może już nigdy się nie spełnią.

Wchodzę do pokoju socjalnego i wyciągam od razu z szafki moją sałatkę, na którą rzuciłam zaklęcie chłodzące. Siadam przy jedynym stoliku i otwieram wieczko. Staram się stłumić w sobie łzy, ale mi się to nie udaje, dlatego szybko i ukradkiem je ocieram. Postanawiam skupić się na moich oliwkach i pomidorach koktajlowych, które z impetem nadziewam na widelec. Sałatka jednak przestaje mi smakować i odstawiam ją dalej od siebie.

Nagle przychodzi mi coś do głowy. Wstaję i podchodzę do szafki, w której zawsze stoją ciastka. Schylam się i sięgam po puszkę, tę konkretną puszkę i wyciągam ją z trudem ze środka, bo ktoś wepchnął ją na sam koniec.

Ktoś wszedł do środka.

Prostuję się, mam nadzieję, że z gracją i stawiam puszkę na blacie, zamykając nogą drzwiczki. Ignoruję natręta, którego wzrok czuję na sobie i mocuję się z pokrywką, którą ktoś zbyt mocno wcisnął. Gdy mi się to nie udaje, sięgam po różdżkę i ją unoszę.

– Mogę pomóc – słyszę jego propozycję i mam ochotę walnąć w niego tą puszką.

Bo tylko my od roku jemy cynamonowe ciastka. To on musiał ją schować tak bardzo głęboko i zbyt mocno ją zamknąć. Chciał mi zabrać dostęp do moich ciastek, a na to pozwolić nie mogę.

– Nie ma takiej potrzeby – odpowiadam i rzucam zaklęcie, ale puszka wciąż jest zamknięta, jedynie zagrzechotała głucho, prześmiewczo.

Rzucam kolejne zaklęcie, ale ono również nie działa.

Draco podchodzi, wyrywa z moich rąk puszkę i jednym ruchem ją otwiera.

– Poradziłabym sobie sama – burczę, a on odstawia puszkę.

– Jasne – odpowiada takim samym tonem, jakiego ja właśnie używam, wypełnionego kpiną. – Bombardą?

– Gdybym musiała – mruczę i zaglądam do środka puszki, skąd spogląda na mnie jedno samotne ciasteczko, które wyciągam.

– Rozwaliłabyś pół działu dla jednego ciasteczka? – śmieje się, a ja nie wiem, naprawdę nie wiem, skąd w nim tyle naturalności w rozmowie ze mną.

– Świat bym podpaliła, gdybym nie miała innego wyjścia – stwierdzam i przyglądam się ciastku, a następnie podnoszę go do ust.

– Też przyszedłem po ciastko.

– Nie dzielę się moim ciastkiem, z nikim – odpowiadam, a on się do mnie uśmiecha.

I ten uśmiech boli mnie tak bardzo, że znowu mam ochotę się rozpłakać, ale resztką siły powstrzymuję się przed kompletnym rozklejeniem się na jego oczach. Widzę, że jest szczery, a z jego oczu bije zadowolenie. Nie wolno mi myśleć, że to dzięki mnie i tej naszej małej, zabawnej scence.

– Ze mną się nie podzielisz? – droczy się ze mną, a ja czuję, że zaczynam tracić nad sobą kontrolę. Oddaję mu ciastko.

– Hermiono, nie musisz mi oddawać. Ja tylko żartowałem.

Ale ja wciskam mu je do rąk, macham ręką, jakby naprawdę nic się nie stało i wychodzę szybko z pomieszczenia.

Przestaję myśleć o mojej pozostawionej na stole sałatce, ciastku w dłoniach mężczyzny, do którego kiedyś, coś czułam i jego uśmiechu. Chowam się w niewielkim pokoju, w którym mieści się archiwum i gdzie trzymamy zapasy pergaminów, piór i innych przyborów.

Zamykam się od środka, kucam i chowam twarz w dłoniach.

Jest tu ciemno, tu mi jest dobrze. I będę tu tkwić, aż moje rozszalałe serce się uspokoi.


Trzy miesiące później


Wydaje mi się, że już to wszystko przetrawiłam.

Zapomniałam o Draco.

Zapomniałam o seksie z nim.

Zapomniałam o jego spojrzeniach.

Zapomniałam o jego czułych gestach.

Zapomniałam o jego pocałunkach.

Zapomniałam o naszym rozstaniu.

Zapomniałam i czuję się zdecydowanie lepiej. Chyba mówiłam tak miesiąc temu, ale teraz wiem i powtarzam to z pełną świadomością znaczenia tego stwierdzenia.

Jest dobrze.

Bo przecież patrzę na niego i czuję jedynie sympatię. Za każdym razem, gdy odniesie sukces, jestem w stanie mu szczerze pogratulować bez wcześniejszego przynajmniej godzinnego układania w głowie, co mogę, a czego nie powinnam mu mówić. Przestałam walczyć z nim o cynamonowe ciastka. Dokładnie wiem, kiedy on robi się głodny i idzie coś zjeść, więc ja przestawiłam mój żołądek i robię się głodna nieco później, aby się z nim co najwyżej minąć w korytarzu.

Wszystko wróciło do czasów sprzed roku, kiedy byliśmy dla siebie tylko i wyłącznie kolegami z pracy. Wiem, że to jest dla nas dobre. Zniknęło między nami to nieprzyjemne napięcie. Nie musimy niczego ukrywać, bo nic do ukrycia nie mamy. Wszystko zakopaliśmy w przeszłości. I to już nie wróci.

Tylko jeszcze czasem lubię na niego popatrzeć.

Tylko jeszcze czasem lubię powspominać.

Tylko jeszcze czasem czekam na jego uśmiech.

Tylko jeszcze czasem do głowy mi przychodzi taki nasz wspólny obrazek.

Tylko jeszcze czasem myślę o nim, jakby był jedynym na świecie człowiekiem, stworzonym specjalnie dla mnie – i trzymam się tej myśli tak mocno, że boli, znowu cholernie boli.

Zwykle w takim momencie uciekam, chowam się w składziku i tam usiłuję przeczekać trudny czas. Ale dzisiaj muszę już z niego wyjść, bo czeka na mnie dużo pracy. Najprawdopodobniej będę musiała zostać do późna. Nie mogę pozwolić sobie na dłuższe użalanie się nad sobą, a na pewno nie teraz.

Jest środek lata. Jest wyjątkowo parne i gorące powietrze. Zbliża się wieczór, a ja mam ochotę pozbyć się koszuli, która przykleja się nieprzyjemnie do mojego ciała.

Jeszcze tylko kilka stron bzdur, Hermiono, staram się samą siebie pocieszyć. Dasz radę.

Siadam ponownie przy biurku i patrzę przed siebie, zbierając resztkę sił.

Nie mogę, jednak nie mogę. Jestem zła, bo dostaliśmy sowę, że padły jakieś zaklęcia wentylujące i obniżające temperaturę w pomieszczeniach. Stary budynek zbuntował się przeciwko takim nowościom.

Rozpięłam dwa górne guziki koszuli, aby zrobić cokolwiek z tym uczuciem duszności w piersiach. Draco siedzi przy swoim biurku i patrzy prosto na mnie, a bardzo dawno tego nie robił.

Patrzy na mnie dokładnie tak jak kiedyś.

Opuszczam powoli dłonie, skrępowana jego gorącym wzrokiem.

Cholera, nie patrzył tak na mnie od trzech miesięcy.

Widzę, że on również nie ma pojęcia, co zrobić z rękami, dlatego natychmiast łapie za pióro i pergamin i zaczyna coś na nim zawzięcie skrobać. Spoglądam na zegarek i zastanawiam się, dlaczego on wciąż tutaj ze mną jest, bo powinien już wyjść.

Na szczęście nie jesteśmy sami.

Dwie godziny później, gdy słońce już dawno zaszło, pozostawiając nam trudną ciemność nocy, zostajemy sami. Wciąż jest gorąco, ale teraz otwieram wszystkie okna jednym machnięciem różdżki, żeby wpuścić trochę chłodniejszego powietrza.

Draco przyniósł dzbanek z wodą, lodem, kwaśnymi cytrynami i tańczącymi w środku listkami świeżej mięty i stawia go na stoliku. Potem nalewa płynu do dwóch szklanek i jedną stawia w milczeniu na moim biurku.

– Na pewno jesteś spragniona – mówi, a ja z chęcią sięgam po schłodzone szkło.

– Nawet nie wiesz jak bardzo – odpowiadam, a on się wcale nie oddala.

Pije wodę, a ja, zamiast robić to samo, gapię się na jego poruszające się jabłko Adama.

Nagły powiew wiatru gasi świece zapalone w pomieszczeniu.

Spowija nas ciemność.

Ciemność, którą tak cholernie dobrze znam.

Znajomą ciemność, w której czułam się dobrze.

Ciemność, która mi go dała.

Odstawiam szklankę ostrożnie, aby niczego przypadkiem nie zalać i szukam różdżki, bo muszę szybko rozjaśnić ten mrok.

Szybko, zanim będzie za późno.

Nie wiem, co się zaraz wydarzy, ale wiem, co chcę, żeby się wydarzyło.

Moje zmysły są drastycznie wyostrzone.

Słyszę jego przyspieszony oddech.

Czuję bicie mojego serca.

A może to jego serca bije tak głośno, w równym rytmie, razem z moim?

– Zostaw – słyszę jego polecenie i opuszczam dłoń.

Pochyla się nade mną i ujmuje moją twarz w swoje duże ręce.

Czuję jego oddech tuż przy moim.

Jestem obezwładniona jego bliskością.

– Wstań – mówi, a ja to robię, wciąż tkwiąc w jego uścisku.

Nasze usta dzielą jedynie milimetry, ale to przyciąganie między nami jest tak silne, że żadne z nas nie chce tego powstrzymać. Draco mnie nareszcie całuje, i stało się, znowu jesteśmy w miejscu, które nas prawie zabiło.

Ma ciepłe usta, dokładnie takie, jak je zapamiętałam.

Nie wiem, czy mam się skupić na zalewających mnie z impetem wspomnieniach, jego pocałunku, czy na znalezieniu sposobu, aby to przerwać.

Na początku całuje mnie delikatnie, ale z każdą chwilą to się zmienia. Jego ręce szarpią moją koszulę, a ja sama walczę z zapięciem spódnicy, bo muszę się jej jak najszybciej pozbyć. Z moich ust wydobywa się jęk, gdy Draco pogłębia pocałunek.

Zsuwam moje majtki i biustonosz, wcześniej przez niego rozpięty. Teraz pozbywam się jego koszuli.

Draco rozpina spodnie i pozwala, aby opadły, a potem siada na moim krześle, ciągnąc mnie za sobą. Wszystko robimy szybko i niezgrabnie, ale to nie ma żadnego znaczenia. Muszę po prostu znowu go w sobie czuć. Musimy czuć siebie nawzajem.

Siadam na nim i pozwalam, aby mnie dotykał, kąsał i smakował każdego zakamarka mojego osamotnionego ciała.

Zatrzymujemy się na chwilę. Pocieram na jego twarzy kiełkujący zarost, który mnie drażni w czasie pocałunków, ale wcale na to nie zważam.

Jesteśmy blisko i wiem, że Draco mi się przygląda.

Głośno oddycha.

Wiem, co mam robić. Wiem, na co oboje czekamy.

Podnoszę się i nasuwam się na niego, słysząc jego ciche stęknięcie, gdy się poruszam lekko, głębiej. Opieram dłonie na jego ramionach. On trzyma mnie bardzo mocno w talii, zupełnie jakby chciał mi nie pozwolić na ucieczkę czy nieprzewidziany ruch.

Odchylam głowę do tyłu, ale on mi na to nie pozwala, wplatając rękę w moje włosy.

– Patrz na mnie – warczy, a ja nie ośmielam się mu przeciwstawić.

– Draco – wypowiadam jego imię.

– To bolało, Hermiono – mówi do mnie, nadając moim ruchom odpowiedniego tempa. – Trzy cholerne miesiące samotności.

– Przepraszam – sapię, ale on wydaje się wcale mnie nie słuchać.

– Cierpiałem tak bardzo, że nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Tylko patrzenie na ciebie mnie ratowało – mówi dalej, a ja chcę, żeby skończył, bo przyjemność, którą mi daje, wystarczająco mi mąci w głowie.

– Wybacz mi. – Przepraszam go i błagam o to, żeby zapomniał o wszystkim.

Draco chwyta moje włosy i przerzuca je na plecy.

Przyciąga mnie do siebie bliżej. Czuję, jak ustami drażni moje sutki.

A ja wciąż kołyszę biodrami. Jego ręce głaszczą moją skórę na udach i pośladkach.

– Tak za tobą tęskniłem – szepcze w okolicach mojego ucha, a ja przytulam się do niego mocniej, jakbym tym gestem chciała go przeprosić. – Tak bardzo.

Poruszam się szybciej. Zamykam oczy.

Nasze oddechy stają się szybsze.

Opadam na jego klatkę piersiową, przeżywając orgazm i czuję jego mocniejsze pchnięcia, gdy też dochodzi.

Draco przytula mnie mocno do siebie, nie zważając na pot oblepiający nasze ciała.

– Nigdy więcej mnie nie zostawisz – mówi, a ja wiem, że nie będę w stanie tego zrobić.

– Nigdy – zapewniam go, gładząc go delikatnie po plecach w uspokajającym geście. – Nigdy, bo cię kocham, Draco.




To jeszcze nie jest koniec ;) Koniec wpadnie zgodnie z zapowiedzią 13 lub 14 czerwca. Tego rozdziału miało nie być, ale jest, tak to już u mnie bywa.

Nigdy więcej już sobie nie zaufam, gdy powiem, ile dany tekst będzie miał rozdziałów.

Pozdrawiam ciepło

J.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro