Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— A co się stało z moimi dziećmi? — Rzesza i ZSRR siedzieli razem przy ognisku, nad którym jeszcze znajdowały się resztki pieczonej sarny. Obydwoje jednak byli już po jedzeniu, więc mięso mogli spreparować i dać do suszenia, tworząc suchy prowiant. Czasem udawało im się ograbić mniejszy sklepik na obrzeżach miasta z takich rzeczy jak na przykład sól i choć nie robili tego często ze względu na zagrożenie, to udało im się uzbierać trochę zapasów.

Aktualnie ich rozmowa krążyła wśród różnych tematów, a Rzesza próbował się dowiedzieć jak najwięcej o tym, co się wydarzyło pod jego „nieobecność".

— Rozdzieliliśmy ich. Tak samo jak kraj. RFN poszedł do zachodu, a ten młody, NRD, do mnie. Obydwoje jednak byli za mali, żeby rządzić państwem, więc główne stery przejęliśmy my, znaczy się ja i USA. Gdzieś też Francja i Brytania mieli swój udział, ale ile oni tam robili, to nie wiem — drugi z mężczyzn zmarszczył brwi, jakby zaszło całkowite nieporozumienie.

— Rozdzieliliście? Ich? Kraj? Przecież ich się nie dało od siebie rozdzielić nawet na chwilę! To były małe dzieci! — ZSRR posłał mu lekko współczujące spojrzenie, odrywając kawałek mięsa.

— Niestety tak zadecydowaliśmy. Po czasie dorośli na tyle, że mogli sami się tym wszystkim zająć. Potem jednak sprawy zaczęły się komplikować - oczywiście ci cali Polacy musieli zacząć utrudniać sprawę. W końcu i u was ludzie zburzyli ten cały mur berliński i kraj się zjednoczył. I całe szczęście, że Niemcy zabrał tego chłopaka do siebie — Rzesza dalej bacznie się mu przyglądał. W środku odrobinę się zagotował. Jak on śmie w ten sposób mówić o jego synu?

— Co to ma znaczyć? — spytał po chwili, a w jego głosie wybrzmiała ostrzegawcza nuta. Teraz to komunista poświęcił mu całą swoją uwagę. Przełknął kęs mięsa, po czym pochylił się bardziej w kierunku drugiego, mając dość dużą powagę wymalowaną ma twarzy.

— Wiesz, po pewnym czasie zaczął się zachowywać dość... niepokojąco. Zdążyłem zauważyć, że zawsze był dzieckiem specjalnej troski, żył w swoim świecie i był dość wrażliwy, jednak nagle jakby mu się pogorszyło. Był bardziej nieobecny, w oczach zaczął mu gościć strach, a potem i nawet obłęd. Nie wychodził ze swojego kąta, unikał ludzi. Nocami się budził z krzykiem, często było słychać zawodzenie i płacz. Miewał halucynacje — Rzesza zamarł. Krew spłynęła z jego twarzy, która zaraz przybrała bledszy odcień. Z trudem nabrał oddech, odwracając też wzrok. ZSRR się zdążył zorientować, że te objawy nie były mu obce.
— Wiesz, co z nim było, prawda?

Mężczyzna przez moment milczał, aż wypuścił trochę głośniej powietrze. Wrócił wzrokiem na czerwonego.

— Schizofrenia. Weimar też na to cierpiał. Skończył skacząc z mostu — jego głos był przerażająco pusty, szczególnie w momencie wspominania jego brata. Związek radziecki lekko drgnął. Nie rozumiał za bardzo, co drugi mógł odczuwać, jednak wiedział, że powinien coś powiedzieć.

— Przykro mi z jego powodu. RFN jednak się dobrze zajął swoim bratem, jestem pewien, że nie musisz się o niego martwić. Otrzyma odpowiednią pomoc i opiekę — Niemiec mruknął cicho, jakby przyjmując do wiadomości, ale bez większego entuzjazmu. Zapadła chwilowa cisza, przerywana strzelaniem płomieni w ognisku.
Rzesza wstał z miejsca.

— Biorę pierwszą wartę. Obudzę cię za trzy godziny — oznajmił i zanim ZSRR mu odpowiedział, zniknął gdzieś między drzewami. Komunista zdawał sobie sprawę, że potrzebuje on chwili dla siebie.

Ułożył się na swoim posłaniu obok ogniska i zamknął oczy, prawie natychmiast zasypiając.

Rzesza przemierzał las, próbując przyjąć do wiadomości ostatnie informacje. Tym bardziej w tym momencie żałował, że nie miał możliwości uratowania swoich dzieci od tego losu. Może młodszego z rodzeństwa by to wcale nie musiało spotkać? Gdyby został wśród osób, które go kochały i okazywały wsparcie, to może by był zdrowy? Z pewnością oszczędzona byłaby wtedy trauma, jaką dwójka przeżyła.

Idąc tak przed siebie usłyszał, jak ktoś coś cicho do siebie mówił. Zatrzymał się, rozglądając dookoła. Była prawie dwunasta w nocy, a więc bardzo nietypowa godzina dla kogoś do przebywania w lesie.
Jego doskonały wzrok w końcu wyłapał tą osobę.

Podszedł nieco bliżej, nie wydając nawet najmniejszego szelestu. Schował się za drzewem i spojrzał na leżącą na trawie, kilka metrów przed nim postać. Zmrużył powieki, chcąc jak najwięcej dostrzec, jednak ciemność, jak i fakt, że osoba leżała tyłem z naciągniętym na głowę kapturem, skutecznie mu utrudniały jakąkolwiek identyfikację.

Prawdopodobnie powinien się z tamtąd jak najszybciej ewakuować i powiadomić o tym zdarzeniu ZSRR, ale jakaś myśl, a może zaintrygowanie tą osobistością sprawiło, że postanowił bardziej „rozeznać się" w sytuacji.

— Jest bardzo późna pora, jak na spacerowanie po lesie. Można spotkać dużo... niebezpieczeństw — odezwał się, trochę cichszym głosem, co utrudniało drugiemu odnalezienie jego źródła.
Polaczek niemalże od razu przestał gadać i zerwał się na nogi, rozglądając dookoła. „Cholera, przecież mogłeś się tego spodziewać! Gratulacje, PRL!" pomyślał gorzko, szukając nerwowo czegokolwiek po kieszeniach, co mogłoby mu posłużyć jako broń.
Nie znalazł jednak nic. Tak samo jak wzrokiem nie doszukał się właściciela niskiego głosu.

— Kto tam jest? Wyjdź natychmiast! Co tutaj robisz i czemu mnie obserwujesz, hm?! — od napięcia i nerwowości jego głos był nieco wyższy i głośniejszy. Serce mu biło zdecydowanie szybciej, a jego ruchy były dość szybkie. Zbyt szybkie. Adrenalina robiła swoje, co zdecydowanie pomagało Rzeszy identyfikację emocji drugiego. Zresztą nie tylko emocji. W momencie, gdy tamten się odwrócił w jego kierunku, mężczyzna dostrzegł dwie barwy na jego skórze - białą i czerwoną. „A więc ktoś z rodziny Polskiej" pomyślał, uśmiechając się delikatnie do siebie.

— Wolałbyś nie wiedzieć, kim jestem, dlatego na twoim miejscu nie drążyłbym tematu. Akurat przechodziłem w okolicy i się na ciebie natknąłem, więc postanowiłem zagadać. Chyba, że wolisz posiedzieć tutaj sam, to w takim razie już ciebie zostawiam — nie odchodził jednak. Obserwował chłopaka. Był całkiem ciekawą odmianą dla tych wszystkich nudnych nocy spędzonych przez Rzeszę na przeszukiwaniu okolicy. Poza tym a nuż się dowie czegoś przydatnego.

— Przechodziłeś w okolicy? A nie słyszałeś, że o tej porze bywa niebezpiecznie? — PRL starając się wyglądać na odrobinę pewniejszego siebie założył ręce na piersi. Dla mężczyzny jednak nadal wyglądał dość żałośnie, ale z paru innych dostrzeżonych powodów. Jednakże zaintrygował go jeszcze bardziej. Próbował się odgryźć na starszym. „Pyskaty" stwierdził w myślach.

— Zależy jak dla kogo

— A więc to ja powinienem się obawiać?

— Nie, niekoniecznie. Aktualnie nie leży w moim interesie robienie komukolwiek krzywdy — chłopak mimowolnie się lekko uspokoił, chociaż cały czas miał z tyłu głowy obawę.

— Czyli mówisz, że chciałeś tylko porozmawiać? Nie ujawnisz się? Ma to być rozmowa na ślepo?

— Tak, chciałem tylko porozmawiać. I wolałbym pozostać sobie tutaj

— Dobrze więc. Nie boję się ciebie, więc i tak to nie ma znaczenia — mruknął i na dowód tych słów położył się z powrotem na swoim miejscu. Rzesza to od razu wykorzystał i bezszelestnie zmienił swoją pozycję, ukrywając się nieco bardziej z prawej strony. Dzięki temu jego głos docierać będzie z innego miejsca, co utrudni jego lokalizację. — Cały czas jednak zastanawiam się, kim jesteś. Jesteś ode mnie starszy?

— Można uznać, że jestem głosem z lasu... zabłądzonym duchem... zapomnianym pustelnikiem — z tonu jego głosu dało się wywnioskować, że się lekko uśmiecha. Może gdyby PRL się przypatrywał, to dostrzegłby błysk jego zębów w ciemności.
Chłopak odczuł to, że mężczyzna zmienił swoje umiejscowienie. Gdy to do niego dotarło, Rzesza akurat zrobił to ponownie, nieznacznie się do niego zbliżając. Zatrzymał się za kolejnym drzewem. Zaśmiał się cicho w środku. A może by się z nim tak podroczyć? — Zależy od twojego wieku, jednak jestem w stanie ocenić, że jednak jesteś ode mnie młodszy

— Zbliżasz się do mnie. Przestań — wyraźnie tym zaznaczył, że nie czuł się zbyt komfortowo z tą sytuacją. — Głosem z lasu... Mówiłeś, że przechodziłeś obok. Zmierzasz do jakiegoś konkretnego miejsca?

— Na swoje miejsce spoczynku. Mam nadzieję, że będę w stanie tam trochę odpocząć, bo w ostatnim czasie coraz bardziej dają mi się we znaki demony przeszłości — nie słuchając się za specjalnie „sugestii" mniejszego, zbliżył się znów, stając za kolejnym konarem drzewa. Był już tylko parę metrów od niego, właściwie to miał go na wyciągnięcie ręki. — Za każdym razem, gdy próbuję od nich uciec, stają się głośniejsze

PRL słysząc jego głos tuż obok siebie, czując jak zżera go od środka niepokój, ponownie się zerwał i rozejrzał, nie dostrzegając jednak nic w okolicy. Te ciągle zmiany pozycji przez Rzeszę wprowadzały w jego głowie mętlik, a on jakby powoli popadał w panikę. Zaczął się drapać po zewnętrznej stronie ręki, co po czasie przybrało na sile. Musiał się uspokoić, chociaż wykwitła w jego głowie myśl, że za chwilę coś się może stać. Przełknął gulę, jaka urosła w jego gardle i próbował utrzymać swój „normalny" głos.

— Jesteś pustelnikiem... dręczy cię przeszłość i nie chcesz się ujawniać. Jesteś przestępcą? — starszy z dwójki zmrużył w zadowoleniu oczy. Widać było, że płynęła w nim polska krew. Ci z rodu Rzeczpospolitej zawsze byli sprytni i nie głupi.

— To zależy, jak do tego podejdziesz. Kwestia dobra i zła jest całkowicie umowna, jeśli na to dobrze spojrzysz. U mnie to wygląda tak, że ktoś podyktował światu swoją wersję wydarzeń, umywając ręce ze swoich przewinień. Rozluźnij się. Gdybym chciał ci coś zrobić, nie poświęciłbym czasu na rozmowę. Poza tym, jak już wcześniej wspominałem, nie byłoby mi to na rękę. Schodząc z tych nieprzyjemnych tematów - jesteś od Rzeczpospolitej, prawda? — jakby wszystko było takie proste. Na słowa „rozluźnij się" chłopak właściwie niewiele się uspokoił.

— Światu? A więc jesteś znany? — oj tak, on cały czas główkował nad tym, kim może być ta osoba. Im dalej rozmowa się rozwijała, tym bardziej był pewien, że może go znać. Jeszcze odnosił wrażenie, że już kiedyś słyszał ten głos. Być może odpowiedź miał na końcu języka, jednak narazie jej nie potrafił przywołać. Na następne zdanie się krótko zaśmiał i lekko smętnie się uśmiechnął.
— A więc tak łatwo mnie rozpoznać? Powiedzmy, że tak, jestem z tej rodziny, ale aktualnie nie sprawuję władzy, bo robi to ten mały wrzód na dupie. A ty? Zapewne jesteś państwem. Znam to miejsce od lat i wiem, że zwykli śmiertelnicy w takie rejony lasu po prostu się nie zapuszczają

Rzesza przymrużył lekko powieki, aż przybrał usatysfakcjonowany wyraz na twarzy. Przynajmniej już wiedział, z kim ma do czynienia.

— A więc jesteś starszym z dzieci Drugiej Rzeczpospolitej. Słabo musiałeś trafić z tym ZSRR, obiecywał dużo, a jednak nic z tego nie wynikało. Chociaż zdaje się, że nawet się trzymasz — PRL znów krótko się zaśmiał, właściwie z lekko sarkastycznym wydźwiękiem.
— Cóż, może i jestem, może i nie. Myślisz, że bym tak po prostu ci powiedział? Możesz zawsze zgadywać

— Owszem. Jestem nim. I tak, może trafiłem trochę średnio, ale... nie ja jedyny. I czy się trzymam... — nie dokończył myśli. Potem jednak się lekko uśmiechnął. — Cóż, mógłbyś należeć do starszych państw. Historię znam całkiem dobrze, więc może mi się uda. Skoro wcześniej rozmawialiśmy o rodzinie - masz może jakąś? Oczywiście nie musisz odpowiadać

— Pole masz więc zdecydowanie ograniczone — zauważył u siebie, jak zaczęła w nim wzrastać ciekawość tym chłopakiem. Rozmawiało mu się z nim całkiem dobrze. — Tak. Dwójkę dzieci. Jednak one nie wiedzą za wiele o mnie. Właściwie na tym moglibyśmy zakończyć ten temat. Od lat mieszkam w lesie i żyję w całkowitym odcięciu od świata. Wiesz, całkiem ciekawym dreszczykiem emocji jest myśl, czy danego dnia będę w stanie cokolwiek włożyć do garnka — aż sam się nieco szerzej uśmiechnął, rzucając ten mały żart. Zbliżył się znów, stając praktycznie za ostatnią „barierą" oddzielającą go od chłopaka.

— Oj tak, może być to całkiem ekscytujące — zaśmiał się cicho. Już zaczął się czuć trochę swobodniej, gdy cichy szelest dotarł do jego ucha. Spiął się lekko. — Skoro się nie chcesz ujawniać, to po co się do mnie cały czas zbliżasz? Jaki jest w tym cel?

— Powiedzmy, że zawsze byłem dość... bezpośrednim człowiekiem. Wolę być bliżej rozmówcy — bliżej, by lepiej móc dostrzec wszelkie szczegóły. Rzesza wprost kochał rozkładać psychologicznie człowieka na czynniki pierwsze. Będąc tak blisko już zauważył całkiem sporo, co odnotował z tyłu głowy. Nagle go naszła myśl, nad którą przez moment się wahał. Dalej jednak się lekko uśmiechnął i postanowił to powiedzieć. — Pamiętam cię, jak byłeś mniejszy. Ojciec bardzo o ciebie dbał i chronił przed niebezpieczeństwem. Szkoda tego, jak staruszek został wystawiony przez sojuszników

PRL zamarł. Pamiętał go? Znał jego ojca? Przecież takich osób nie było za dużo. Przygryzł wargę, łapiąc też rękaw bluzy. Kto? No kto? Pole było już naprawdę niewielkie. Właściwie odpowiedź nasuwała się już sama. Ledwo się zorientował, gdy poczuł w ustach metaliczny smak. No tak, sam miał podobne do Rzeszy ostrzejsze zęby, które bez problemu mogły przegryźć mu wargi.

— Owszem, chronił... ale tylko jak byłem mniejszy. Potem całkowicie się wszystko zmieniło — stwierdził gorzko, wręcz bardziej ponuro. Po głosie było słychać, że był zamyślony. — Cóż, beznadziejnie postąpili, jednak Polacy się nie poddają

Rzesza już wiedział, że Polaczek lada chwila dojdzie do tego, z kim miał do czynienia. Zabawne właściwie było to całe bawienie się w kotka i myszkę. Będzie jednak musiał się po tym wycofać. Rozejrzał się, dostrzegając już najbardziej optymalną drogę ucieczki. Zerknął jednak z powrotem na mniejszego. W tym całym główkowaniu przypominał jego ojca. Tamten też był niesamowicie dociekliwym osobnikiem.

— Są wyjątkowo waleczni, ale przy tym niesamowicie naiwni, nie uważasz? — i wtedy wyraz na twarzy PRL-u jakby się zmienił. Proces myślowy się zatrzymał. Mężczyzna domyślił się, że gra się skończyła. Przymrużył z zadowolenia oczy, czując nawet lekką dumę z tego, że tamten się zorientował.
Polak uśmiechnął się ponuro.

— Taak... są strasznie naiwni, Rze-szo... — wstał z ziemi i spojrzał w kierunku drzew. Jego chłodny, sarkastyczny głos rozbrzmiewał bardzo złowrogo, co w porównaniu z tym, co dało się usłyszeć na samym początku, było czymś całkowicie nowym. Dalej pokusił się na krótki śmiech spod zaciśniętych zębów. —...a ich waleczność chyba zdążyłeś doświadczyć na własnej skórze

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro