Rozdział 17

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nastała ciemna noc, rozpostarta nad miastem niczym czarny płaszcz kostuchy. Szczerzący się uśmiech księżyca pobłyskiwał w towarzystwie niezliczonych par oczu jakie wpatrywały się w ziemię, znanych mieszkańcom Ziemi pod nazwą gwiazd.

W którymś momencie Rzesza usłyszał potworne wrzaski jednego z więźniów, dalej dźwięk uderzania ciała o ścianę i potem znowu zrobiło się cicho. Właściwie to cieszył się, że był sam w celi.
Siedział na swojej pryczy i patrzył przez malutkie, zakratowane okienko, przez które widział fragment nocnego nieba. Światło księżyca było jedynym, które docierało do wnętrza budynku.

Jego myśli wracały do wspomnień, jakich przez te wszystkie lata się dorobił. Wieczór w który poznał Polę. To, jak kiedyś z nią tańczył w różanym parku pod blaskiem gwiazd. Noc, podczas której zrodził się PRL. Jego pierwsza noc spędzona w lesie, potem noc, podczas której nie spał, z obawy, że nowoprzybyły ZSRR mu zrobi krzywdę. Noc, kiedy poznał PRL. Te wszystkie noce, jakie spędzili razem. Noc, kiedy myślał, że go stracił.
I wreszcie ta noc.
Noc podczas której pojmany Rzesza wpatrywał się w niebo, w księżyc, który był jego najwierniejszym towarzyszem. Ten księżyc widział wszystkie rozterki mieszkańców Ziemi. Bo przecież dopiero pod jego pieczą dochodziło do najśmielszych i najintensywniejszych zdarzeń. Księżyc widział morderstwa, ale także zakazane miłości. Widział płacz matek, ale też i spełnienie dwóch kochanków. Księżyc w swej tajemniczej naturze w milczeniu wszystkiemu się przyglądał i nigdy nie zdradzał nikomu tego, co widział.
Niektórzy znajdywali w nim swoje pocieszenie i ucieczkę od problemów dnia.

Rzesza nie potrafił zasnąć. Zbyt wiele się wydarzyło w ostatnim czasie, a dopiero teraz miał chwilę by się zatrzymać i wszystko dokładnie przemyśleć.
Tęsknił bardzo do tego skrzywdzonego przez życie chłopaka. Zastanawiał się, gdzie on teraz był. Czy trafił na swoją matkę? Czy udało mu się bezpiecznie dotrzeć do jej domu?
Miał taką szczerą nadzieję. Teraz Pola była jedyną osobą, która mogłaby pomóc PRL-owi wrócić do społeczeństwa. Właściwie to była jedyną osobą, która w ogóle mogła się nim zająć. Bez niej chłopak trafiłby na ulicę i najpewniej wróciłby do punktu wyjścia, z którego Rzesza go wyciągnął.

Westchnął cicho, kładąc się na plecach. Teraz wszystko było w rękach Poli i PRL-u. Rzesza już najpewniej nigdy się nie dowie, co się będzie działo z jego synem. Właściwie było to całkiem dołujące, że mężczyzna dowiedział się, że jednak posiada własnego syna z krwi i kości, a spędził z nim tylko kilka tygodni i to jeszcze bez tej świadomości.
Obrócił się na bok.

Zamknął powieki, mimo iż nie potrafił się zmusić do spania. Następnego dnia miała go czekać rozprawa sądowa. Świat miał ponownie usłyszeć jego imię. Miał zostać upokorzony przed wszystkimi i zrównany do poziomu ziemi. Nie, że nie zasłużył. Coś jednak go w tym kłuło. Został przechytrzony, zagoniony w kozi róg i pojmany. Dopóki nie miał nikogo, dopóki nie wiązał z nikim żadnych silniejszych emocji, był na samym szczycie, niedostępny i poza zasięgiem.
Najbardziej prymitywna rzecz przeważyła o jego przyszłości. Błahy powód by na wieki pozostać w celi, a jednak... przez te ostatnie tygodnie czuł, że żył bardziej niż przez resztę życia. Uśmiechnął się smutno.

– Dobranoc PRL... gdziekolwiek jesteś – mruknął cicho do siebie. Jego głos poniósł się głuchym echem po pustej celi. Nikt go nie usłyszał.





Obudził się zdecydowanie wcześniej, niż powinien. Była godzina piąta nad ranem, a więc niemalże półtorej godziny przed apelem, od którego zaczynał się rytm więziennego dnia. Co mógł poradzić, skoro był do tego przyzwyczajony?

Spędził ten cały czas na inspekcji swojej celi i swoich głębokich przemyśleniach. Niebezpiecznym było zamykać tak inteligentną bestię w klatce. Takie osobniki przy zbyt dużej ilości wolnego czasu wprawiały w ruch machinę swojego umysłu, która mogła wieść ich do bardzo zaskakujących i niespodziewanych konkluzji. Wtedy wystarczy im jedna iskierka, by przejść do działania.

Po porannym apelu co ciekawe nie udał się z innymi więźniami na śniadanie. Tacę z pożywieniem otrzymał od strażnika. Był to jeden z zabiegów, które miały zapobiec najmniejszej szansy na to, że mężczyzna ucieknie.

– A więc staruszek wychodzi z założenia, że najbezpieczniejszy będę siedząc na dupie w celi... no cóż – mruknął do siebie odbierając pokarm i udał się z nim na swoją pryczę. Nie był to może szczyt marzeń przeciętnego mieszkańca miasta, jednak dla Rzeszy, który przez większość dni albo nie jadł śniadania, albo wyjadał resztki z dnia poprzedniego składające się z wymoczonych ziół, było to wręcz danie ekskluzywne. Dawno nie jadł jajecznicy z chlebem.

Po posiłku grzecznie zwrócił tacę i znowu udał się na swoje legowisko. Nie wcześniej jak o godzinie dziewiątej przyszli do niego strażnicy.

– Ktoś przyszedł do ciebie w odwiedziny. Pod kraty z wyciągniętymi dłoniami – mężczyzna zmarszczył brwi, ale wykonał polecenie bez zawahania.

– Huh, odwiedziny? Dzisiaj miała być rozprawa, chyba nie najlepszy moment na towarzyskie pogaduchy – żaden ze strażników mu jednak nie odpowiedział. Skuli jego ręce, potem weszli do środka i wyprowadzili. Ruszyli w kierunku sali odwiedzin, gdzie go posadzili na krześle.

– Za chwilę przyjdzie – Rzesza cicho mruknął na te słowa. Nabrał powietrza i zwyczajnie czekał na tego tajemniczego gościa.

Czekać długo nie musiał. Już niebawem drzwi się otwarły, przykuwając uwagę mężczyzny. W duchu się delikatnie uśmiechnął, widząc stojącego przed nim chłopaka. Zachował jednak pusty wyraz, na wszelki wypadek.

Niemcy poprawił swoje kruczoczarne, kręcone włosy, za chwilę zajmując miejsce naprzeciw Rzeszy, po drugiej stronie kraty.

– Witaj, Niemcy – przywitał się jako pierwszy, wzrokiem uważnie śledząc każdy ruch chłopaka. Tamten również mu się uważnie przyglądał, z podobnie pustym wyrazem na twarzy. Rzesza widział, że tamten wyrobił w sobie nawyk ukrywania siebie. "Nie daj się odczytać, a rozmówca nie będzie miał na ciebie haka" pomyślał, delikatnie unosząc kąciki ust. Przymrużył bardzo subtelnie powieki. Mimo, iż Niemcy był bardzo dobry, mężczyzna wiedział, że był bardzo daleki od perfekcji w manipulowaniu drugą osobą. "Oprócz niedostępności trzeba wprowadzić naturalność. Jest to trudniejsze, bo wymaga umiejętności samokontroli i umiejętności kontroli drugiej osoby" pomyślał, wpatrując się intensywnie w niebieskie tęczówki Niemiec. Te wszystkie przemyślenia na temat młodszego chłopaka Rzesza wysnuł jeszcze zanim tamten wypowiedział pierwsze słowo.

– Witaj, Rzeszo – odparł mu spokojnym, równym głosem. Ani grama nadmiernej emocji, żadnego napięcia. Czysty, spokojny głos. Mężczyzna uwielbiał rozmawiać z ludźmi, którzy choć trochę górują poziomem nad resztą społeczeństwa.

– Mógłbym prawić na temat tego, jak bardzo wyrosłeś i jak bardzo się zmieniłeś, jednak spodziewam się, że taki small talk nie leży w przedmiocie twoich upodobań – delikatnie uniósł brwi. Niemcy cały czas miał zachowany swój pozbawiony wszystkiego wyraz, obserwował uważnie każdy ruch Rzeszy. Nawet najmniejsze zadrgnie mięśnia nie umknęło jego uwadze.

– Całkiem słuszna uwaga – mruknął w odpowiedzi. Nastała między nimi na dosłownie ułamek sekundy cisza. Dla Rzeszy ta cisza była zwyczajnie zbyt długa jak na to, że to Niemcy przyszedł do niego, a nie na odwrót.

– W takim razie przyjdzie mi przejść do sedna sprawy i spytać wprost - cóż ciebie przygnało do mnie, tuż przed rozpoczęciem rozprawy sądowej? Byłbym szczerze tego ciekaw, raczej napewno miałeś ku temu inny powód niż przyjście i obserwowanie mnie jak jakieś zwierzę w zoo. Chyba, że taki był powód, wówczas byłbym wysoce zawiedziony – przymrużył bardziej powieki, poszerzając uśmiech. Delikatnie się pochylił w jego stronę. – Starasz się za bardzo. Radziłbym się trochę rozluźnić. Może wtedy twoje działania byłyby mniej oczywiste i w finale zwiększyłbyś ich efektywność

Zauważył to. Delikatny ruch brwi i skurczenie się jego źrenic. Cicho parsknął, widząc, że go w końcu trochę złamał. Niemcy na to delikatnie się zmieszał, na krótką chwilę spuszczając z niego wzrok. Nie był tym pocieszony. Zazwyczaj to on był tym, który z satysfakcją rozpracowywał ofiary jego psychoanaliz i był tym, który dominował w rozmowie. Dał się zrobić jak małe dziecko. Próbował podejść do mężczyzny w zbyt oczywisty sposób. Musiał się bardziej postarać.

– Właściwie to przyszedłem po prostu cię zobaczyć. Domyślałem się, że żyjesz. A jednak... tyle lat doskonałej przykrywki i na końcu dałeś się tak przechytrzyć, że wylądowałeś tutaj. Nie świadczy to za dobrze o tobie – "A to podstępna pijawka" pomyślał Rzesza, wyczuwając w tonie drugiego pogardliwy wydźwięk. Młodszy najwyraźniej próbował się odgryźć. Nawet delikatnie uniósł brodę, zakładając ręce na piersi. Wyraźnie nie czuł żadnego współczucia w stronę drugiego za to, co go spotkało. Mężczyzna nie dał się jednak sprowokować i nadal utrzymywał swój uśmiech.

– Nie będę zaprzeczać, że trochę wpadłem, zdarza się nawet najlepszym, musisz przyznać. Zapewniam cię jednak, że gdyby zależało mi tylko i wyłącznie na pozostaniu na wolności, to nie znaleźlibyśmy się w tej sytuacji – Niemcy uniósł jedną brew, nie będąc przekonanym.

– Doprawdy? Twoja duma ucierpiała i próbujesz wybrnąć z tego, tanio się tłumacząc? – coraz więcej wyższości zaczęło bić od młodszego. "Rozkręca się".

– Oh, nie to miałem w swojej intencji. Pojawiła się w moim życiu jedna osoba, którą dopuściłem blisko siebie. Mogłem ją w każdej chwili odrzucić i zostawić, uciekając na dobre pogoni. Podjąłem jednak decyzję, żeby ją chronić. Była dla mnie istotniejsza niż wolność. Przyjąłem więc konsekwencje swojej decyzji i choć nie są najprzyjemniejsze, to nie mam do siebie o to większych pretensji – wyjaśnił cierpliwie. Niemcy nic nie powiedział. – O ile dobrze mi wiadomo, sprawa była bardziej tajna. Musiałeś się wcześniej dowiedzieć, że tu jestem

– Owszem. II RP wzbudził niemałe zamieszanie. Chciałem na własną rękę się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodziło, ale jako iż nie miałem zbyt dużego powiązania ze sprawą na tamten moment, to moja ciekawość opadła. Potem stało się to bardziej personalne, gdy zabrano mi z wojska mojego najlepszego lotnika. Nic nie zostało mi powiedziane, co mnie bardzo nie zadowoliło. Zacząłem szukać informacji od osoby do osoby, próbowałem poruszyć temat podczas spotkania z Polską, ale nikt mi nie chciał nic zdradzić. Mimo iż Luftwaffe prosił, żeby go nie atakować telefonami, w ostatecznym akcie desperacji z nim się skontaktowałem. Powiedział mi wszystko – Rzesza pokiwał głową.

– Waffe jest dobrym żołnierzem. Myśli szybko, jest konsekwentny i bardzo skuteczny. Dobrze zrobiłeś, że zostawiłeś go w swoich szeregach. W poszukiwaniach odegrał kluczową rolę w moim złapaniu

– Tym się nie chwalił. Ponarzekał jednak na Polaków. I fakt, jest świetny

– Rozważ przyjęcie gdzieś Wehrmachtu. On go wszystkiego uczył, może być równie przydatny

– Nie muszę rozważać. Po tej całej akcji II RP spytał się mnie, czy nie miałbym dla niego jakiegoś miejsca. Była to część ich wspólnej umowy, że znajdzie mu miejsce pracy – Rzesza mruknął cicho. "A więc to tak...".

– Jak się miewa NRD? – posłał mu inne spojrzenie, jasno sugerujące to, że wiedział, co spotkało młodszego z rodzeństwa. Niemcy chwilę się zastanowił nad odpowiedzią.

– Lepiej. Nie mówiłem mu o tym wszystkim jeszcze, nie wie, że tu jestem i że ty... też jesteś. Prędzej czy później się dowie, ale chciałbym mu to przekazać w spokojniejszy sposób. Jest bardzo wrażliwy

– Wiem. Spróbuj z nim dzisiaj porozmawiać, zanim usłyszy cokolwiek z radia – Niemcy skinął głową.

– W nocy często miewa koszmary. Budzi się z krzykiem, cały zlany potem. Będąc w amoku zawsze woła ciebie – serce Rzeszy ścisnęło się na tą wiadomość. Spuścił na chwilę wzrok, przetrawiając to w środku. Potem znów na niego spojrzał.

– Jak mu o mnie powiesz, to przekaż ode mnie, że myślałem o was każdej nocy – Niemcy utkwił w nim wzrok. Zobaczył, że mężczyzna zmiękł, jednak nie zamierzał mu tego punktować. Nawet on, próbując być chłodnym i nieodgadnionym człowiekiem, całkowicie kruszał, gdy chodziło o NRD. Rozumiał więc, czemu Rzesza tak reagował.

– On o tobie też myśli – starszy lekko się uśmiechnął. Miło było to słyszeć, że ktoś jeszcze o nim pamiętał. – Planujesz stąd uciec?

Rzesza westchnął cicho, rozglądając się po pomieszczeniu. Potem znów na niego spojrzał.

– Nawet jeśli bym chciał, to nie mam jak. Zostanę więc raczej tutaj – kąciki ust Niemiec delikatnie drgnęły do góry w uśmiechu, widocznie był zadowolony z jego słów.

– Rozsądna i dojrzała decyzja. Dziękuję za twoją rozwagę – zapadła między nimi cisza. Ruchy Niemiec wskazywały na to, że zbierał się już do wyjścia. Rzesza postanowił jeszcze go ubiec.

– Zastanawia mnie to, czy byłem złym ojcem? –spytał spokojnie, pokornym głosem. Chłopak spojrzał na niego. Widział, że był gotowy na każdą odpowiedź. Niemcy złagodniał w swoim wyrazie, czując potrzebę wyrażenia wdzięczności chociaż za to, co Rzesza im od siebie dał.

– Nie byłeś idealny, ale dobrze się spisałeś, zastępując Weimara – odparł szczerze. Mężczyzna odczuł ulgę. Ta wiadomość uspokoiła go. Chociaż jedną bramkę mógł za sobą zamknąć.
Uśmiechnął się smutno, orientując się, że Niemcy w jakiś sposób dowiedział się o swoim pochodzeniu. Nie było to dla niego zapewne przyjemne doświadczenie.

Obydwoje wstali. Niemcy wyciągnął w stronę mężczyzny rękę. Tamten przecisnął swoją dłoń przez kraty i ją uścisnął. Patrzyli sobie wtedy w milczeniu w oczy. W tamtej chwili wymienili między sobą więcej, niż dotychczas przez całe ich spotkanie. Czułość wymieszana z goryczą, wyrazy przeprosin i przebaczenie. W ten sposób wyjaśnili sobie wszystko.

Potem Niemcy go opuścił, a strażnik odprowadził Rzeszę do jego celi. Znowu był sam.
Wziął głęboki wdech. Rozprawę czas zacząć.

~•~•~•~•~
Heloł heloł!
Niestety zbliżamy się już do końca naszej historii, moi drodzy. W następnym rozdziale będzie już epilog. Rozważam opcję napisania jakiś one shotów po nim, ale to jeszcze zobaczymy.
Wszelkie podziękowania również się pojawią po epilogu, ja w tym miejscu chciałam jedynie pocieszyć tych, co na koniec książki się smucą - planuję kolejną książkę również ze świata CH.
Nie będziecie musieli za długo tęsknić do naszej dwójki, L-ek ponownie trafi przed główny obiektyw akcji, tym razem w zupełnie nowym i trochę zaskakującym położeniu...
Książka jest w trakcie rozpisywania, jednak jestem przekonana, że dojdzie do jej realizacji.
Na ten moment was żegnam i życzę miłego wieczoru/dnia<3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro