Rozdział 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

PRL stał przyczajony w krzakach i patrzył uważnie na swoją zdobycz. Niewielka, ruda wiewiórka, początkowo bardzo niepewnie położyła łapki na płachcie, jednak gdy zauważyła, że nic się złego nie działo, zaczęła iść bliżej rozłożonych na samym środku materiału orzechach. Jej oczka aż zabłyszczały na ten widok. Zatrzymała się na środku i usiadłszy przy przysmakach zaczęła je sobie wkładać drobnymi łapkami do pyszczka. Będzie miała idealne zapasy na zimę.

Chłopak poczuł na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Spojrzał kątem oka na Rzeszę, który skinął głową, dając znak.
Błyskawicznie pociągnął za linę połączoną z rogami płachty i zaczepioną o gałąź wyżej, a wtedy materiał z zaskoczoną wiewiórką uniósł się w górę. Wtedy ZSRR szybko do niej podszedł i złapał tak, żeby wiewiórka nie spróbowała wspiąć się od środka by uciec górą.

Mały gryzoń szamotał się wściekle, przez co ZSRR złapał jego łebek przez materiał i szybkim ruchem go ukręcił.

– Wybacz mi maluchu – powiedział do niego cicho, jak tamten zastygł w bezruchu. Wyciągnął ich przyszły posiłek z materiału i obejrzał uważnie. – Będzie trzeba opalić jej sierść nad ogniem, żeby nam nie pływała potem w zupie

Rzucił wtedy wiewiórką w stronę PRL-u, który wraz ze starszym mężczyzną chwilę wcześniej wyszedł z krzaków. Chłopak w ostatniej chwili złapał martwego gryzonia i krzywiąc się ze zniesmaczeniem odsunął zwierzę jak najdalej od siebie. Rzesza ruszył do drzewa i się na nie wspiął.

– Nigdy wcześniej nie jadłem wiewiórek. Nie są przypadkiem... nieodpowiednie do spożycia? – spytał, patrząc na ZSRR. Ten mruknął coś pod nosem.

– Gdybyś spędził na Syberii kilka dni, to nawet korą z drzewa byś nie gardził. Poza tym o ile dobrze mi wiadomo, to Brytole upatrzyli sobie je jako przysmak – PRL przeniósł zdegustowany wzrok na futrzaka.

– Nie martw się, L-ku. Głównie posłuży jako podstawa wywaru do zupy. Nie będziesz musiał jej bezpośrednio jeść. Będzie więcej dla komucha – Rzesza się cicho zaśmiał, gdy ściągał z gałęzi linę. Potem zeskoczył na ziemię i zaczął zwijać ich pułapkę.

– Wymyślacie. Wiewiórki są bardzo smaczne. Jeszcze pożałujecie swoich słów – mężczyzna przewrócił oczami. – Dzisiaj ja wam przygotuję jedzenie. Nawet nie poczujecie, że jecie coś z leśnych składników. Rzesza, ty obrobisz mięso. Ja i PRL poszukamy zieleniny

Chłopak wyraźnie się zaskoczył tym wywołaniem. Nie sądził, że komunista będzie chciał z nim właściwie cokolwiek robić wspólnie. Niepewnie przekazał gryzonia Niemcowi.
Tamten posłał ZSRR jedno ostre spojrzenie, być może nawet ostrzegając go, żeby uważał na to, co robi.

– Dobrze więc... czego będziemy szukać?

– Chodź, powiem ci po drodze – mężczyzna złapał pod ramię chłopaka i ruszył w przeciwnym kierunku. Rzeszy posłał jedynie rozbawiony uśmieszek przez ramię. Tamten fuknął cicho i zawrócił do ich tymczasowego obozu.

W ten sposób Rzesza sporządził niewielkie ognisko, nad którego płomieniami pozbył się sierści wiewiórki. Potem nad rzeką, wzdłuż której cały czas szli, opłukał dokładnie skórę zwierzęcia. Przy tym był bardzo niepocieszony faktem, że robił to sam. Wolał, żeby był przy nim PRL. Może nawet wtedy zamieniliby więcej zdań na temat ich bardziej ambitnych rozmyślań? Rzesza odczuwał coraz silniejsze przywiązanie do chłopaka. Czuł, jakby był mu znacznie bliższy niż by sądził. Był dla niego jak trzeci syn. Stąd każda rozmowa, jaką z nim prowadził, przyprawiała go o wewnętrzną radość.

Ostatnie kilka dni minęły im na całkiem sporym pośpiechu. Ograniczyli jak najbardziej się dało ich czas na spanie, by móc jak najdalej zajść. Dzisiejszy dzień był pierwszym spokojniejszym momentem, dzięki któremu pozwolili sobie na luksusy w postaci ugotowania zupy.
Z racji tych okoliczności właściwie nie było czasu na to, by Rzesza udał się na bok, sam na sam z młodszym chłopakiem i mógł z nim porozmawiać.
Nie znaczyło to jednak, że w ogóle nie rozmawiali.

Relacje między trójką można uznać, że się nieco ociepliły. ZSRR był bardziej rozmowny niż zwykle i był bardziej skłonny do interakcji z resztą. PRL mimo iż trzymał do niego dystans, rozluźnił się i podchodził do niego z większą swobodą.
Między Rzeszą a ZSRR nadal dochodziło do lekkich starć, ale ogólnie zdecydowanie lepiej siebie tolerowali. Trójka zaczęła siebie traktować jako grupkę znajomych, momentami nawet przyjaciół. W końcu poza sobą nie mieli nikogo innego i musieli na sobie polegać.

PRL podążał tuż za wyższym mężczyzną. Przez to, że tamten stawiał większe kroki od niego, musiał szybciej przebierać nogami, co skutkowało jego przyspieszonym oddechem. Nie miał w końcu wyćwiczonej kondycji, minęło zbyt mało czasu, by taką posiadał.

– Za czym konkretnie mam się rozglądać? – Spytał w końcu, przerywając długą ciszę. PRL znał się na ziołach niemalże tak dobrze, jak na zarządzaniu krajem, co patrząc na historię jest niepokojącym zasobem wiedzy. ZSRR spojrzał na niego kątem oczu, zaraz jednak wzrok przenosząc przed siebie.

– Ty lepiej się za niczym nie rozglądaj. Będziesz zrywać to, co ci pokażę. Jak to – to mówiąc zatrzymał się i wskazał na wyrastające z ziemi płaskie liście. PRL zmarszczył brwi, jak to miał w zwyczaju.

– Co to jest? – ostrożnie podszedł do rośliny i zaczął ją zrywać.

– Czosnek niedźwiedzi. Poszczęściło się nam, muszę przyznać. Zbierz tego jak najwięcej. Ja poszukam pokrzyw – chwilę potem zniknął w zaroślach, zostawiając chłopaka całkiem samego.

Zgodnie z poleceniem, Kostek uzbierał całkiem sporo liści czosnku. Uporał się z tym błyskawicznie, w związku z tym usiadł pod jednym z drzew i oczekiwał na powrót starszego.

Zdążył przyzwyczaić się do uciążliwego głodu alkoholowego. Zdawało mu się momentami, że zaczyna on słabnąć, jednak cały czas gdzieś tam był i wracał ze zdwojoną siłą w gorszych chwilach.
Przyznać musiał jednakże, że dzięki tej niespodziewanej i dobrodusznej akcji na samym początku ze strony Rzeszy aktualnie czuł się... lepiej. Dziennie był zmuszany do wszelakich aktywności, które albo wykonywał ze względu na swoje podstawowe potrzeby, albo ze względu na strach przed konsekwencjami niewykonania czegoś należycie. To sprawiało, że czuł się bardziej potrzebny i nadawało jego codziennej egzystencji nieco więcej sensu.

Oparł głowę o pień drzewa i przymknął oczy. Potem w przypływie impulsu uśmiechnął się, a nawet cicho zaśmiał. Wreszcie po tak długim czasie jałowego życia poczuł w środku szczerą, radosną emocję.
Powoli wracał do żywych.
Już teraz mogło być tylko lepiej.

ZSRR zgarnął go po kolejnym kwadransie. Razem wrócili do obozowiska dzierżąc sporą ilość łodyg roślin. Rzesza z ulgą stwierdził, że PRL wrócił cały i zdrowy.
Już wcześniej włożył wiewiórkę do garnka i postawił nad ogniem, żeby nie musieli czekać, aż mięso zmięknie.

Pozostała dwójka od razu zajęła się zebraną zieleniną. Każdy listek dokładnie opłukali w wodzie, pozbywając się piasku i potencjalnych insektów, które na nich mogły się znaleźć.
Potem resztą zajął się ZSRR.

Patykiem poszturchał mięso, sprawdzając, czy już jest w miarę miękkie. Wtedy zaczął wrzucać uzbierane rośliny i doprawił uprowadzoną przez nich solą.

PRL usiadł nieopodal i przyglądał się temu, co on robi z niemałym zainteresowaniem.

– Skąd wy wiecie jak gotować? – spojrzał po mężczyznach. Ci z kolei spojrzeli po sobie.

– Cóż... samodzielnie wychowywałem dwójkę dzieci. Siłą rzeczy musiałem się nauczyć – odparł Rzesza, wzruszając ramionami.

– Ja gotowałem dla siebie. Lubię gotować – mruknął komunista. Przemieszał zawartość garnka.

– A swoje dzieci chociaż karmiłeś? – Rzesza wyszczerzył się z przekąsem. Tamten przewrócił oczami.

– Sami się nauczyli odpowiedzialności, więc o siebie dbali – odparł spokojnie.

– Trochę ich chyba miałeś... – L-ek zagadnął, chcąc się dołączyć do dyskusji.

– Dwójkę. Był RFSRR i BSRR. Rosja dbał o młodszego brata i się sobą nawzajem zajmowali. Ja miałem istotniejsze problemy na głowie w postaci nazistowskiego dupka

– Udam, że tego nie słyszałem

– Ale zawsze cię przedstawiano z... innymi dziećmi – Polaczek zmarszczył brwi.

– Klasyk propagandy. Wizerunek Wielkiego Wodza jadającego z niższą klasą, czy uśmiechającego się z dziećmi zdecydowanie ociepla stosunki ludu do rządzącego tyrana, nie sądzisz? – odpowiedział mu Rzesza, przenosząc na niego wzrok. – Zresztą jedno z tych dzieci to był mój syn. Reszta pewnie też została odebrana rodzinom, ale taki to smutny już los nas, krajów. Druzgocące jest to jedynie dla rodziców

– ...Jeśli w ogóle to dziecko ich obchodzi... – tym ponurym zdaniem chłopak zasiał między nimi niezręczną ciszę. Spojrzał obojętnym wzrokiem to na jednego, to na drugiego, całkowicie niewzruszony własnymi słowami. ZSRR po chwili patrzenia na niego przeniósł spojrzenie na pływającą w wodzie wiewiórkę. Rzesza w milczeniu i z pustką w oczach nadal się mu przyglądał. PRL uznał, że powinien jakoś rozluźnić powstałe przez niego napięcie. – Stary się mną zainteresował tylko ze względu na Rzeszę. Gdyby był to ktokolwiek inny, najpewniej nie wszcząłby nawet poszukiwań. Chyba jest to jedyna rzecz, którą na ten moment żałuję, bo gdyby Rzesza był kimś innym, mielibyśmy święty spokój pod tamtym mostem. Z drugiej strony gdyby był kimś innym, to pewnie mnie już by tu dawno nie było. Dlatego cieszę się, że wylądowałem w waszej kompanii

– Miło to słyszeć, PRL. Wprawdzie nie byłem zadowolony z twojej osoby, ale... nie jesteś aż tak głupi jak by się mogło wydawać – ZSRR uniósł delikatnie kąciki ust.

– Gdyby się tak zastanowić, to wszyscy jesteśmy poszkodowani z powodu naszych ojców. Mój był niesamowicie surowy, do tego stopnia, że z jednej strony był dla mnie tak silnym autorytetem, że go podziwiałem i chciałem być od niego lepszy, a z drugiej nienawidziłem go tak mocno, że kilkukrotnie planowałem jego śmierć – naturalnie spokojne słowa Rzeszy mówiące o tak okrutnych zamiarach napawały przerażającym niepokojem. Po plecach Polaczka przeszły ciarki. Zdążył już zapomnieć z kim miał do czynienia. To nie tak, że nie życzył swojemu ojcu jak najgorzej, jednak myśl, że on miałby kogokolwiek zabić wzbudzała w nim strach. Nawet, jeśli to był jego rodziciel.

– Trzeba było się go pozbyć. Ja swojego dorwałem, gdy słuchał na gramofonie czwartą symfonię Czajkowskiego. Pozwoliłem mu wysłuchać jej do końca, zawsze ceniłem i szanowałem dobrą muzykę. Potem usiadł w swoim fotelu i spojrzał mi w oczy. Nic nie powiedział. Czekał, aż dokonam wyroku. Miał szybką śmierć – komunista przemieszał znów zawartość garnka. – Taka była cena rewolucji. Myślę, że do końca nie miał mi tego za złe. Weźcie swoje miski, zupa już jest gotowa

PRL był wdzięczny Bogu za przerwanie tego tematu. Pierwszy wstał i czym prędzej złapał mniejszy garnuszek z ich bagażu. Z nim podszedł do ZSRR i mu go przekazał, czekając, aż ten naleje mu zupy. Potem ze swoją porcją usiadł trochę dalej niż zwykle i spojrzał na zawartość garnuszka. To... coś ciężko było nazwać jedzeniem. Wyglądało to jak zielona breja stworzona w czasie zabawy przez małe dziecko. Skrzywił się ze zdegustowaniem, ledwo powstrzymując odruch wymiotny.

Rzesza ze swoją porcją usiadł całkiem blisko chłopaka. Widząc jego minę zaśmiał się cicho.

– Najlepiej zamknąć oczy i wypić bez zastanowienia – poradził, podnosząc naczynie do ust. Podmuchał chwilę i upił łyk. Zupa była całkiem gęsta, słona, o niezbyt mocnym, czosnkowo-nieokreślonym smaku. Nie było najgorsze, musiał przyznać. Zaraz zaczął jej upijać więcej, delektując się pierwszym od kilku dni ciepłym posiłkiem. ZSRR dorwał korpus wiewiórki i nad swoim naczyniem obgryzał ją z mięsa.

PRL na ten widok cicho westchnął. Zamknął powieki i wziął jeden, szybki łyk, który przełknął zanim zdążył poczuć smak. Myślał, że zaraz wszystko zwróci z nawiązką, ale dzielnie się powstrzymał. Zdecydowanie te "tropikalne" smaki mu nie odpowiadały.


Posiłek spożyli w milczeniu. PRL opróżnił garnuszek na samym końcu. Wyglądał jakby go złapała jakaś choroba, bo wyglądał niemrawo.

– Ściemnia się. Musimy ustalić warty – komuch spojrzał wyczekująco na dwójkę.

– Mogę wziąć pierwszą, a ty drugą. PRL niech weźmie ostatnią, żeby był czujny. Jeśli nas gonią, to lepiej nie ryzykować, że któryś z nas ich przegapi – ZSRR pokiwał głową z aprobatą.

– Dobrze więc. Zgaszę ognisko, żeby nie było nas widać. Dzisiaj proponuję się położyć szybciej i skorzystać z odpoczynku

– Oj weź, mamy pierwszą spokojną noc od dawna, może trochę zadbamy o socjologiczną część ludzkiego życia? Góry już są tuż-tuż, właściwie na jutrzejszy wieczór bylibyśmy w stanie do nich dotrzeć. Komuch... komuch nie bądź świnia – Rzesza posłał mu sztucznie proszący uśmiech. ZSRR faktycznie się zaczął zastanawiać nad jego słowami. W końcu westchnął.

– Dobrze, ale nie za długo. Chłopak nam padnie z wycieńczenia

– Jesteśmy dorosłymi, odpowiedzialnymi mężczyznami, ZSRR. Przecież każdy z nas zna umiar, a chodzi o miłe towarzystwo – komunista wstał i zalał wodą ognisko.

– Wiem, Rzesza, spokojnie – usiadł z powrotem między nimi. – Zależy ci na czymś, żeby szczególnie opowiedzieć, skoro tak nalegasz na to, byśmy ci towarzyszyli? – posłał mu wredny uśmieszek.

– Ach, chciałem opowiedzieć L-kowi jak skopałem ci dupę i wywiodłem pod sam Stalingrad... ale może to chyba nieszczególnie dobrze wpłynąć na atmosferę między nami – odpowiedział mu jeszcze szerszym, równie mocno wrednym uśmiechem.

– Ohoho, ja mógłbym wtedy mu opowiedzieć jak ja skopałem dupę tobie i wypędziłem z powrotem do twojej dziury w Berlinie, ale jak słusznie zauważyłeś, mogłoby to niezbyt miło wpłynąć na atmosferę między nami – PRL, który podczas tej całej wymiany zdań siedział cicho, teraz się nawet zaśmiał.

– Panowie, spokojnie. Wiem przecież doskonale jak obydwoje się nawzajem biliście i jak na samym końcu i tak was pokonał Ameryka – teraz on się uśmiechnął wrednie, wprawiając dwójkę w cichy śmiech.

– Ta amerykańska świnia w końcu sama się zagrzebie we własnym łajnie. On jest na tyle głupi i pyszny, że sam doprowadzi do własnego upadku, tak to ja widzę – stwierdził ZSRR.

– Nie zdążyłem go poznać. Gdy jeszcze się interesowałem polityką, to patrzyłem tylko na Brytanię i Francję, chociaż z nimi to podobna śpiewka. Zbyt tchórzliwi byli, niewiele było trzeba, by ich pokonać. Szczególnie Francja. Brytania to tam...

– Jednak ci się nie udało go zdobyć... – komunista musiał wbić swoją szpileczkę.

– Zgadnij czemu się nie udało? Jeden z powodów siedzi z nami – wskazał głową na PRL.

– Ach no tak... Polacy...

– Poza tym ci dowódcy... wszystkich powinienem był rozstrzelać. Banda niekompetentnych łajdaków. Nie ma co wspominać, tylko się zaczynam denerwować – Rzesza westchnął ciężko.

– Prawda, lepiej nie wracać do tego. Jeszcze się tu wszyscy pokłócimy i nic z tego nie wyniknie dobrego. Może lepiej poplotkować na temat innych krajów – wkrótce wywiązała się dyskusja między ZSRR a Rzeszą. PRL się im w milczeniu przysłuchiwał, nieszczególnie wiedząc, jak się dołączyć. Był całe życie zbyt aspołeczny, żeby móc się wypowiedzieć na czyjkolwiek temat.

Niebawem ułożyli się do spania. ZSRR odszedł jeszcze na bok, pozbyć się resztek jedzenia w bardziej ustronnym miejscu, by nie rzuciły się od razu w oczy. Rzesza siedział póki co z chłopakiem, nie zbierając się narazie do obchodu, przynajmniej dopóki nie wróci ZSRR. Znów dorabiał detale w swojej kolejnej drewnianej figurce. Był to tym razem lew.

– Rzesza... – PRL odezwał się cicho. Mężczyzna niemalże od razu na niego spojrzał z wyraźnym przejęciem. Znał już ten ton głosu chłopaka, takim zaczynał zwykle bardziej poważne tematy. – Pamiętasz jak rozmawialiśmy na samym początku o moim... koledze? Trochę się poszarpaliśmy wtedy...

– Pamiętam. Przepraszam za to, powinienem wtedy trzymać emocje na wodzy

– A to... nie o to chodzi. Nie mam ci tego za złe, trochę sobie w sumie zasłużyłem

– Cóż się więc stało? – Rzesza odłożył na bok swoją pracę i usiadł bardziej na wprost chłopaka. Widząc, jak tamten uważnie go słuchał, PRL lekko się speszył. Wiedział jednak, że nie ma odwrotu. Wyjął z kieszeni zdjęcie. Spojrzał na nie, a potem je podał mężczyźnie.

– Byliśmy bardzo blisko. Zbyt blisko. Bałem się tego i... i po prostu zniszczyłem naszą relację – Rzesza patrząc na zdjęcie słuchał jego słów, próbując rozgryźć do czego młodszy dążył. Szczere uśmiechy postaci na zdjęciu sprawiły, że mężczyzna sam delikatnie uniósł kąciki ust.

– Bałeś się tego, że obdarzy cię zbyt dużym na przyjacielską relację uczuciem, czy to jednak ty... – PRL odwrócił wzrok z małym przestrachem. Na policzki wstąpił mu delikatny rumieniec z zawstydzenia. Rzesza w ten sposób już dowiedział się wszystkiego. Patrzył w milczeniu na drugiego, nie wiedząc jak inaczej na to ma zareagować. Chłopak zdobył się na odwagę, żeby mu wyjawić pewien osobisty sekret, mimo iż wiedział, jakie on ma na ten temat zdanie. Mogło to świadczyć o pewnym zaufaniu, jakim go obdarzył. Rzesza oddał mu zdjęcie. – Musiało to być bardzo szczere, skoro rozstanie miało na ciebie tak mocny wpływ. Przykro mi, że musiałeś przez to przejść

Kostek spojrzał w oczy Rzeszy. Ciężko mu było dostrzec w nich jakąkolwiek emocję, więc czuł, jakby stał na niepewnym gruncie. Tyle dobrze, że mężczyzna nie zareagował w żaden inny bardziej ekspresyjny sposób.

– Pewnie jesteś obrzydzony tym faktem, hm?

– Bardziej zaskoczony, niż zdegustowany

– Czy to w jakikolwiek sposób zmienia twoje nastawienie do mnie?

– W żadnym stopniu. Zbyt cię polubiłem, by to miało na cokolwiek wpłynąć. Cieszę się, że mimo wszystko zechciałeś się tym podzielić – uśmiechnął się lekko. Nadal ciężko mu było to poukładać w głowie, ale ku swojemu zaskoczeniu nie odpychało go to od młodszego. PRL z kolei odczuł w środku niemałą ulgę.

– On był pierwszą i ostatnią osobą, z którą miałem bliższe relacje. Ty byłeś następny. Zrób mi proszę tą przysługę i nie pozwól mi tego zjebać drugi raz, dobrze? Nie jestem w tym najlepszy

– Nie masz się o co obawiać, PRL. Utknąłeś tutaj z nami i nawet gdybyś bardzo tego nie chciał, to będziesz na nas skazany

– Dziękuję, Rzesza. Zwróciłeś mi życie – uśmiechnął się szeroko. Mężczyzna sam poszerzył uśmiech. Miło mu było słyszeć te słowa, szczególnie, że pamiętał to, jak chłopak wyglądał całkiem niedawno. Zrobiło mu się cieplej na sercu. Chwilę wymieniali między sobą spojrzenia, aż mężczyzna cicho parsknął.

– Kładź się już spać, bo będziesz nie do życia. Już końcówka drogi, musisz dać jutro radę. Dobranoc – Polaczek przewrócił oczami, ale posłusznie się ułożył na swoim posłaniu.

– Dobrze dobrze, mamo, pff. Dobranoc – zaśmiał się pogodnie, przykrywając kocem. Niebawem wrócił do nich ZSRR. Dwójka szybko zasnęła, zostawiając Rzeszę "samego".

Zanim ich opuścił, spojrzał jeszcze raz na PRL. Mimowolnie się uśmiechnął. Wiedział, że jest z nim dobrze. I będzie tylko lepiej. Może powoli powinien z nim zacząć to, co mieli z początku ćwiczyć?
Z tymi myślami udał się na obchód. Był wyraźnie zadowolony.





Grupka postaci wyczuła zapach palonego drewna. Zaczęli ostrożniej stawiać kroki. Byli coraz bliżej. Wiedzieli, że ich cel jest tuż za rogiem.

~•~•~•~•~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro