Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ogromny, kanciasty budynek wyraźnie odznaczał się na tle błękitnego nieba. Kolory jego ścian, zapewne niegdyś koloru piaskowego, teraz straszyły brudną szarością. Mimo to budynek był utrzymywany w bardziej nowoczesnym wystroju. Właściwie kilka lat wstecz przeszedł on gruntowny remont.

Wysoki, starszy mężczyzna całkiem niedawno opuścił parking, by teraz wpatrywać się w ten jakże okazały budynek Centralnego Biura Śledczego. Wykrzywił usta w niezbyt zadowolonym wyrazie. Nie było to miejsce, do którego planowałby kiedykolwiek przychodzić z własnej woli. Sytuacja jednak go do tego zmuszała, odkąd dostał pilne wezwanie, a jeśli by się nie pojawił, groziłoby to nieprzyjemnymi konsekwencjami.

Wehrmacht mimo tego, że już dawno przeżył swe młodzieńcze lata, nadal zachowywał swoją młodocianą świeżość. Można uznać, że czas jedynie uszlachetnił jego wygląd. Cały czas utrzymywał swoją fryzurę w podobny sposób - jego już siwiejące dłuższe blond włosy ścinał po bokach, a układające się w fale kosmki włosów albo zaczesywał, albo układał na żelu. Tego dnia skorzystał z pierwszej opcji. Jego szare oczy nie straciły swojego żywego blasku, a sama jego sylwetka nadal imponowała swą wielkością. Z daleka było widać, że mężczyzna o siebie dbał.

Ubrał się w bardziej elegancki strój, jednak bez niepotrzebnej przesady - koszula i czarne spodnie z paskiem były wystarczające na to spotkanie.

Godzina była już mocno popołudniowa. Wehro domyślał się, że dzięki temu w budynku będzie mniej ludzi, a co za tym szło, rozmowa będzie bardziej anonimowa. Zastanawiał się tylko czego tyczyć się będzie ta rozmowa, gdyż tego szczegółu nie otrzymał na wezwaniu.

Przekroczył bramę, docierając do wejścia do budynku. Został zatrzymany na recepcji przez sympatycznie wyglądającą kobietę.

– Dzień dobry. W czym mogę panu pomóc? – spytała, spoglądając na niego spod biurka.

– Dzień dobry. Byłem umówiony na spotkanie z Rzeczpospolitą. Czy byłaby pani na tyle miła, żeby mi wskazać, gdzie mam się udać? – uśmiechnął się do niej zalotnie, ukazując przy tym swoje ostre zęby. Kobieta odwzajemniła uśmiech, jednak było po niej widać, że mężczyzna nie wywarł na niej wrażenia. Cóż, dostanie się do jednostki policyjnej wiązało się z przebywaniem wśród mężczyzn. Już nieraz miała do czynienia z takim zachowaniem.

– A więc pan musi się nazywać Wehrmacht. Duże imię, znanej osobistości, szczególnie tutaj – posłała mu niewinne spojrzenie. Mężczyzna pokręcił głową, opierając się o biurko.

– Darujmy sobie nieprzyjemne uwagi. Są całkowicie zbędne – mruknął, tracąc swój uśmiech. Kobieta natomiast ledwo powstrzymała śmiech.

– Czwarte piętro, pokój numer 401. Trafi pan, czy zawołać pomoc?

– Dam radę trafić, dziękuję – jego głos już przybrał smętniejszego wydźwięku, a więc takiego, jakiego miał zawsze. I w ten sposób pogodna maska, którą chciał chociaż dzisiaj utrzymać całkowicie uleciała.

Dotarł pod windę. Nacisnął guzik, a następnie czekał. Niebawem dołączył do niego jakiś mężczyzna, niewiele mniej pokaźnej budowy. Razem weszli do windy i w milczeniu ruszyli nią najwyraźniej na to samo piętro. Wehr czuł na sobie niedyskretny wzrok drugiego, jednak nie zareagował na to bardziej. Już był przyzwyczajony.

Wkrótce już był poza windą. Ruszył w lewo, gdyż jak zauważył, numery drzwi malały w tamtą stronę. Kwestią chwili było dotarcie pod te odpowiednie.

Zapukał i odczekał pod drzwiami, aż nie usłyszał z drugiej strony "proszę". Wtedy nacisnął na klamkę i wszedł do środka.

Wzrok jego padł na mężczyznę siedzącego w fotelu za biurkiem. Krótkie, białe włosy w tym przypadku nie sugerowały starszego wieku. On był niewiele starszy od Wehrmachtu. Charakterystyczny dla niego był wąs, którego skrupulatnie utrzymywał w jednym kształcie, goląc się najpewniej starą metodą z użyciem pędzla, odpowiedniego specyfiku i brzytwy. Było to prawdopodobne, gdyż ten człowiek był znanym tradycjonalistą.

Niemiec odczuł większe zaintrygowanie sprawą. Wezwał go pilnie sam II RP, w anonimowym liście podpisanym jako CBŚ i to do tego po godzinach. Jego kąciki ust zadrgały w figlarnej manierze. Szykowało się coś ciekawego, czuł to wewnętrznie, a oznaczało to dawkę rozrywki i być może jego upragnionej adrenaliny.

– Spodziewałem się, że czeka mnie ciekawa rozmowa, ale nie myślałem, że akurat ty mnie tutaj wezwiesz. Od dawna pracujesz w policji? – spytał, podchodząc bliżej i rozsiadając się w krześle naprzeciwko Polaka. Jego pozycja nie ukrywała pewności siebie.

– Od momentu, gdy pewien gniot stracił władzę w moim kraju i mogłem bezpiecznie tu wrócić ze Stanów. Po drodze zdarzyła się fucha w FBI, więc przyjęli mnie tu z otwartymi ramionami – Wehr pokiwał głową z uznaniem.

– Czyli mimo wszystko jakoś się ustawiłeś. Cóż, chyba dobrze dla ciebie

– Nawet bardzo dobrze, biorąc pod uwagę to, co się działo ze mną również i z twojej przyczyny... – cichy śmiech Wehrmachtu zbił go z tropu. – Ciebie to bawi?

– Nie... po prostu liczyłem ile czasu minie zanim poruszysz ten temat. Nie minęła nawet minuta od mojego przyjścia. Wiesz, niektórzy dają przeszłości odejść i żyją teraźniejszością. Znam wielu takich, powinieneś wziąć od nich przykład

– Mówisz o swoich kolegach nazistach? Doprawdy, chodzące ideały. Wzory do naśladowania – prychnął kpiąco. Wehr przewrócił oczami.

– Nawet nie podałem ich imion, skąd możesz wiedzieć?

– Bo nikt inny normalny by się z tobą nie zakolegował

– Przyszedłem tutaj, żebyś mógł się z kimś pokłócić, czy masz jakąś inną sprawę, bo jeśli nie, to pozwól, że wyjdę. Mam ciekawsze rzeczy do roboty – ta błyskawiczna odpowiedź zatrzymała emocjonalny wulkan siedzący w II RP. Chłodny już w tym momencie wzrok blondyna, jak i jego nagła zmiana ekspresji w niesamowicie surowy wyraz niejednego by wybiła z rytmu. Polak nabrał głęboki wdech, po czym wypuścił powoli powietrze.

– Tak, mam do ciebie sprawę. Jest ona jednak ściśle tajna i szczegóły będę mógł ci przedstawić dopiero gdy potwierdzisz, że podejmiesz się temu zadaniu – Wehrmacht oparł głowę na palcu wskazującym i przymrużył powieki. Rozważał jego słowa.

– Co z tego bym miał?

– Godziwą zapłatę. Mógłbym nawet załatwić ci fuchę w jednostce wojskowej, jednak w mniej rzucającym się w oczy dziale, żeby nie wzbudzać kontrowersji

– Oferujesz bardzo dużo jak na zwykłą "misję". Jest w tym haczyk, a ja nie lubię kupować kota w worku. Zbyt wiele razy ktoś próbował mnie oszukać. Mów, czego to się tyczy, a wtedy ci dam odpowiedź – stanowczość i determinacja były wysoce słyszalne w jego głosie. II RP wiedział, że jeśli tego nie zrobi, to nie ma co na niego liczyć.

– Zapomniałem jak bardzo dociekliwym kundlem jesteś

– Po prostu znam swoją wartość i nie lubię, kiedy jestem wykorzystywany. Mam złe wspomnienia z czasów wojny. Więc...? – ostatnim go ponaglił, unosząc brwi do góry. Białowłosy sięgnął ręką po teczkę, podając ją Niemcowi. Te posłał mu krótkie spojrzenie, zanim się zagłębił w dokumenty. – Co to...?

– Jeśli się tego nie podejmiesz i piśniesz choć słówko, to wcisnę ci mikrofon w dupę i za najmniejsze wykroczenie wsadzę do pierdla – warknął ostrzegawczo. – Kilka dni temu zaginęła ta wywłoka, nazywająca się moim synem – na ten wstęp blondyn przybrał wyraz mówiący conajmniej "no nieźle...", ale kim on był, by oceniać więzi rodzinne. On sam był w końcu odwiecznym kawalerem. – Był potrzebny z jednego powodu, nie ważne jakiego. Zaczęliśmy go szukać, sąsiedzi relacjonowali, że ostatnim razem jak był w swoim mieszkaniu, to gościł u siebie... kogoś. Doszliśmy do tego, kto to mógł być i gdzie poszli

– Rozumiem, że mam tam pójść, znaleźć twojego syna i ci go przyprowadzić? Zrobić to mógł pierwszy lepszy policjant. Ten, co ze mną jechał windą wyglądał na silnego, poradziłby sobie z jakimś porywaczem – mruknął, odrywając się na sekundę od dokumentacji.

– W dupie mam PRL. Jeśli tam zdechnie, to ulży wszystkim. Bardziej mnie przejął jego "porywacz" – Wehrmacht poczuł już lekki niesmak. W końcu u niego, jak i u wielu niemieckich rodzin stawiało się zawsze na rodzinę.

– Wiesz, może jednak powinieneś się nim przejąć – odparł ciszej, wertując kolejne kartki. Widział coraz więcej ciekawych rzeczy.

– Nie mieszaj się we mnie i moją rodzinę. Jesteś tu z zupełnie innego powodu – mężczyzna wyglądał na rozdrażnionego tematem. Wehr westchnął ciężko, docierając wreszcie do interesujących informacji.

– A więc... chcesz schwytać Rzeszę. To jedyne wydaje się logiczne, jednak po co potrzebujesz do tego akurat mnie? – podniósł na niego wzrok, unosząc do góry kartkę z laboratorium. Nie był zaskoczony widząc, że jego były przywódca żył.

– Z kilku powodów. Spodziewam się, że żywisz do niego podobną nienawiść co ja. W końcu uciekł jak tchórz zostawiając za sobą ruiny Berlina, a was zostawił na pastwę losu. Złapanie go byłoby dla ciebie satysfakcjonującym odwdzięczeniem się. Poza tym znasz go całkiem dobrze, wiesz czego się spodziewać, nie jesteś głupi

– Do tego element degradacyjny... chcesz mu nadepnąć na odcisk, łapiąc go za pośrednictwem jego własnych ludzi... a to podobno ja jestem okrutny – odłożył teczkę na bok, rozsiadając się w krześle. – Dobrze, podejmę się tego, jednak mam jeden warunek, bez którego nie masz na co liczyć – II RP lekko się poddenerwował.

– Jaki...? – Wehro uśmiechnął się z zadowoleniem, że jednak to on w tym momencie rozdawał karty.

– Chcę mieć możliwość zabrania tam moich ludzi. Ty zadbasz o to, żeby ich sprowadzić – Polak zmarszczył brwi.

– "Ludzi"? Kogo ty tam potrzebujesz do złapania jednego człowieka?

– Sam na sam z Rzeszą mógłbym mieć nawet równe szanse, jednak jeśli PRL poszedł z nim tam dobrowolnie, to istnieje duża szansa, że może mu pomóc

– Ten palant raz porządnie dostanie w pysk i już się nie podniesie

– Na twoim miejscu nie umniejszałbym mu. Nadal stanowi zagrożenie. To nadal jest dwóch na jednego. Potrzebowałbym conajmniej jednej osoby więcej do pomocy. Jeszcze jednej dla pewności, że wszystko pójdzie dobrze i jednej w zapasie, w razie powikłań

– Kogo masz na myśli? – na to pytanie blondyn się uśmiechnął.

– Wziąłbym Jugenda, mojego przybieranego syna. Jego młody i świeży umysł, a także zwinność będą całkiem przydatne, szczególnie w lesie... – mężczyzna wspomniał na zawarte w raporcie informacje odnośnie miejsca, gdzie najpewniej się udali. – Sam go sprowadzę, mamy cały czas ze sobą kontakt

"Byle byś trzymał tego rozwydrzonego bachora z daleka ode mnie" pomyślał białowłosy, jednak skinął głową.

– To jest jeden

– Myślałem jeszcze o Kriegsmarine. Lata spędzone na morzu idealnie wykształciły jego orientację w terenie. Oprócz tego doskonale się zna na niezbyt sprzyjających warunkach. Nie boi się roboty, będzie też stanowić dodatkową siłę fizyczną. Jego będziesz musiał poszukać ty. Nie mam pojęcia, gdzie się teraz znajduje – II RP cicho mruknął.

– Spróbuję go poszukać, ale nic nie obiecuję

– Oh weź nawet nie próbuj czynić z siebie bohatera. Byłeś w FBI, znajdywanie ludzi to powinien być dla ciebie chleb powszedni. Nie będę ci za to gratulować

– To są dwa. Mówiłeś o jeszcze jednej osobie. Patrząc po twoim wyborze poprzednich, domyślam się, kim on jest – Polak nie wyglądał na zbyt pocieszonego tą myślą. Wehrmacht się uśmiechnął szeroko.

– Luftwaffe...

– Nie! – podniesiony głos przerwał mu momentalnie. – Nie ma mowy!

– Bez niego nie wezmę udziału w misji. Jest najważniejszy, właściwie

– On dalej pieści swoją ciepłą posadę w głównej jednostce wojskowej Niemiec. Zdajesz sobie sprawę, jaki szum ze sobą to przyniesie? Zaraz zainteresuje się tym ten podlot Rzeszy. Nie zamierzam mieć go jeszcze na karku. Pol mówi, że czasem wydaje się gorszy od ojca

– To jest twój problem, nie mój. Waffe jest moim najbliższym przyjacielem. Na niego mogę liczyć w kwestiach konsultacyjnych i dedukcyjnych. Rozumiemy się bez słów, a to na takich misjach jest bardzo istotne – Wehr wręcz z pewną dumą wypowiadał się o Luftwaffe. Cóż się mu dziwić, początkowo był jego wychowankiem, na jego oczach temperował swój charakter i mężniał, stając się jednym z najlepszych wojskowych, jakich znał. Pamiętał dokładnie dzień, w którym się rozstali, gdy wtedy jeszcze chłopak podjął decyzję o przejściu do jednostki lotniczej. Był z niego niesamowicie dumny, jednak z drugiej strony rozdarło to jego serce. Nie miał w końcu pewności, czy jeszcze się zobaczą. Oh, jaka ulga go ogarnęła, gdy na procesie Norymberskim zobaczył go całego i zdrowego.

– Spróbuję, ale nie licz na to, że się to uda. Siedzi na bardzo wysokim stołku, takie po prostu zabranie go z tamtąd nie będzie proste – Wehrmacht nie ukrywał satysfakcji.

– Od tego zależy, czy będziesz miał ludzi do złapania Rzeszy. Widzisz, mnie nie zjada tak duża chęć zemsty jak ciebie. Mnie to właściwie niewiele obchodzi. Ja tylko chcę robić pewne dla mnie interesy, z których będę mógł cokolwiek wyciągnąć. Mam więc nadzieję, że nieważne jaki będzie wynik, to i tak otrzymam swoją zapłatę – Rzeczpospolita przewrócił oczami.

– Niech ci będzie. Czy chcesz wiedzieć coś więcej? Chyba szczegóły przedstawię wam, jak już będziecie razem

– Chciałbym tylko zwrócić twoją uwagę na to, jak będziesz korespondować z Waffe. W liście powołaj się na mnie. Jeśli napiszesz to w imieniu policji, czy nie daj Boże swoim, to nie liczyłbym na to, że się to uda. On Polaków nie trawi, znajdzie najmniejszą wymówkę, byle tu nie przyjść

– Rozumiem, będę to miał na uwadze. Czy coś jeszcze?

– Właściwie to tak... ciekaw jestem, dlaczego nie skorzystałeś z usług policji? – białowłosy założył na piersiach ręce.

– Oni nie potrafią trzymać języka za zębami. Poza tym kręcące się po puszczy jednostki policyjne przykuwają uwagę. Zależy mi na anonimowości, gdyż nie chcę wprowadzać niepotrzebnej paniki. Powiadomiłem odpowiednie organy o tym, kazali mi narazie działać na własną rękę, ale będę miał wsparcie odpowiednich służb. Będą sprawdzać za wami teren, żeby nic nam nie umknęło, ale to wy będziecie głównymi poszukującymi. Przy okazji im mniej zamieszania się zrobi, tym mniej prawdopodobne jest to, że nam uciekną – Niemiec pokiwał głową w zrozumieniu.

– To oczywiste. Dobrze więc, panie. Wiesz gdzie mnie szukać. Odezwij się, gdy dostaniesz od wszystkich odpowiedzi. Ach, no i jeszcze jedno. Im też zapewnisz odpowiednią zapłatę. Nie będą robić za darmo

– Jestem uczciwym człowiekiem, Wehr – blondyn mruknął z zadowoleniem. Wstał z krzesła i skinął głową.

– Bardzo mnie to cieszy. Miłego wieczoru

– A znikaj mi już z oczu – machnął na niego ręką. Niemiec cicho się zaśmiał i ruszył do wyjścia.

Rzeczpospolita ciężko westchnął. Czeka go do wykonania sporo telefonów. Złapał za słuchawkę i zaczął wykręcać numer.

~•~•~•~•~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro