003.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dominik od czterdziestu minut siedział na kanapie w salonie i oglądał w telewizji swoje ulubione tureckie seriale. Czas mijał mu bardzo spokojnie, jednak w pewnej chwili na plebanię wparował wkurwiony Orest, który ignorując Mateusza udał się do pomieszczenia z telewizorem.

- Ksiądz Mateusz mi wszystko powiedział przez telefon. Nie rób scen i wracaj ze mną do domu! - powiedział uniesionym tonem Orest.

- To ty robisz sceny, stara fujaro. Nigdzie nie wracam, bo jak już wspomniałem księdzu, teraz tu jest mój dom. - odparł Dominik.

- Jak ty się do mnie odzywasz?! - krzyknął starszy Możejko.

- Panie inspektorze, spokojnie. Niech pan nie krzyczy na Dominika. - mruknął stojący za Orestem Mateusz.

- A ksiądz niech się nie wpierdala w nieswoje sprawy! - wrzasnął Orest, po czym odepchnął Mateusza.

- Ej! Ksiądz jest dla ciebie nietykalny! - powiedział wkurzony Dominik, po czym wstał z kanapy i stanął naprzeciw Oresta.

- Najpierw mówi mi pan o swoich problemach z Dominikiem, a teraz każe mi pan się nie wtrącać? - spytał spokojnie duchowny.

- To był błąd, że poszedłem z tym problemem do księdza! Jest ksiądz zbyt wścibski. Proszę tylko o to, by ksiądz się przymknął, bo jak nie umie ksiądz porozmawiać stanowczo z moim synem, to niech ksiądz spierdala! - krzyknął Orest.

Mateusz nie mógł uwierzyć w to, co słyszy. Orest wrzeszczał i klnął, co było do niego niepodobne. Siwowłosy nigdy wcześniej nie wypowiadał innych przekleństw, niż "cholera", za którą zawsze przepraszał.

- Słuchaj! Zostaw księdza w spokoju! On nie jest od rozwiązywania twoich problemów, a to, że na niego naskoczyłeś świadczy tylko i wyłącznie o twoim chamstwie! Wyjdź stąd i nie wracaj! I pocałuj ode mnie panią Ilonkę w dupę! - wykrzyczał dumnie młody Możejko.

- Jeszcze ksiądz zobaczy! Powiem biskupowi, że buntuje ksiądz mojego syna przeciw mnie!

Orest wyszedł z plebani i mocno trzasnął za sobą drzwiami. Kapłan poczuł ukłucie w sercu po słowach wypowiedzianych przez miłość swojego życia. Z drugiej strony jednak starał się zrozumieć jego wybuchowość.

- Dominiku... Nie powinieneś obrażać swojego ojca w ten sposób... - mruknął niebieskooki.

- Nie powinienem, to fakt. Ale nie będę szanował kogoś, kto nie szanuje kobiet! - burknął Dominik.

- W jakim sensie nie szanuje? - spytał duchowny.

- A w takim, że spotykał się z panią Moniką, ale nagle mu się odwidziało i z nią zerwał, bo uznał że jest dla niej zbyt stary! Matki mojej też nie umiał przy sobie zatrzymać. W ogóle to jest baran i idiota, który nie myśli! I jeszcze pieprzy moją nauczycielkę od biologii! - wrzasnął chłopak.

- Dominik, nie używaj takich słów, proszę. A co do pani Ilonki, to musisz pogodzić się z wyborem twojego taty. - odpowiedział spokojnym tonem Mateusz.

Młodszy Możejko bez słowa przytulił kapłana i zamknął oczy. Żmigrodzki w pierwszej chwili nie wiedział jak ma się zachować, ale po chwili odwzajemnił uścisk.

- Chciałbym, żeby mój ojciec znalazł sobie partnerkę, która ma tak samo dobre serce jak ksiądz... - mruknął Dominik.

Słowa chłopaka sprawiły, że coś w Mateuszu pękło. Duchowny nie uronił łzy, ale w głębi duszy poczuł ogromne wzruszenie i... pewien rodzaj ojcowskiej miłości.

***

Godzinę po awanturze na plebani Mateusz udał się do kościoła. Kiedy wszedł do środka świątyni, ujrzał siedzącego w przedostatniej ławce modlącego się młodego mężczyznę, na oko 20-sto letniego. Duchowny podszedł odrobinę bliżej i usiadł w ławce za nim.

- Wszystko w porządku? - spytał półszeptem Mateusz.

Młodzieniec spojrzał kątem oka za siebie, a następnie obrócił głowę w kierunku Mateusza. Mężczyzna wbijał swoje wystraszone spojrzenie w księdza, który przyjaźnie się do niego uśmiechnął.

- Przepraszam, ja... Ja już wychodzę. - pisnął.

- Ale nie musi pan. Widzę, że coś pana gryzie, a ja z chęcią wysłucham pana problemów. - powiedział przyjaźnie duchowny.

- Nie będę przecież zadręczał księdza moimi osobistymi problemami... Pewnie ma ksiądz na głowie własne zmartwienia, a ja nie chcę być natrętny. - wyjąkał młodszy.

- Wie pan... Czasami lepiej jest powiedzieć komuś o swoich problemach. Wtedy poczułby pan ulgę, a ja może spróbowałbym jakoś pomóc. - odpowiedział przyjaźnie duchowny.

Mężczyzna wstał z ławki i usiadł w tej, w której siedział Mateusz. Chłopakowi lekko trzęsły się ręce, co zostało przez duchownego zauważone.

- Hej, spokojnie. Nie denerwuj się. Powiedz co cię gryzie, a ja nie będę cię oceniał nawet, jeśli zrobiłeś coś złego. - szepnął blondyn.

- Proszę księdza... Ja nie mogę już tak dłużej. Brzydzę się sobą... Nie mogę patrzeć na swoje odbicie w lustrze... - wyjąkał chłopak, a po jego policzku spłynęła mała łezka, którą zauważył duchowny.

- Ale nie płacz, spokojnie. Wyduś to z siebie, będzie ci lżej. - powiedział z czułością kapłan, a następnie lekko dotknął ramienia mężczyzny.

- Proszę księdza... Ja zawsze byłem bardzo silnie wierzący... W każdą niedzielę i święto chodziłem do kościoła, ale... Ostatnio zaczynam mieć wrażenie, że odwracam się od wiary... - zapłakał.

- Ale dlaczego masz takie wrażenie? Przestałeś chodzić do kościoła? A może masz chwile zwątpienia? To normalne. - szepnął spokojnie Mateusz.

- Nie o to chodzi. Ja po prostu... Zakochałem się w innym mężczyźnie... - odpowiedział ze łzami w oczach.

Chłopak wtulił się w ramię duchownego i zaczął gorzko płakać. Mateusz nie wiedząc co zrobić przytulił młodszego i zaczął nim delikatnie "kołysać" żeby się uspokoił.

- Ja wiem, że to nie po Bożemu. Ja wiem, że kościół nie akceptuje gejów... Czuję do siebie obrzydzenie od momentu, w którym zacząłem oglądać się za mężczyznami... Ja naprawdę...

- Ćśśśś! Już dobrze, nie płacz. W miłości do drugiego człowieka nie ma nic złego. Może i w Biblii jest jakaś wzmianka to tym, że homoseksualizm to grzech, ale... Chrystus kazał miłować swojego bliźniego. Wszystko będzie dobrze, musisz tylko zaakceptować siebie. - powiedział przyjaźnie kapłan.

- Ja przepraszam, że zawracam księdzu głowę moimi sprawami. Zrozumiem, jeśli ksiądz poczuje do mnie obrzydzenie... - pisnął chłopak lekko się uspokajając.

- Dlaczego miałbym się tobą brzydzić, skoro nie robisz nikomu nic złego? Jeśli jesteś dobrym człowiekiem i nie robisz nikomu krzywdy swoim zachowaniem, to dlaczego Bóg miałby cię nie kochać? - spytał niebieskooki.

- Ma ksiądz rację. Dziękuję, że mnie ksiądz nie ocenia...

***

Przepraszam, że ten rozdział wyszedł z takim opóźnieniem. W dodatku jest trochę gówniany i krótki, za co ponownie przepraszam. Następne będą ciekawsze, obiecuję :)

Pozdrawiam <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro