007.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Na wstępie przepraszam za ewentualne literówki. Sprawdzę jeszcze raz ten tekst wtedy, gdy odpocznę.

Miłego czytania :)

__________________

Po ciężkim dniu w pracy Orest wszedł do domu i jakby nigdy nic zdjął buty oraz kurtkę, którą odwiesił na wieszak. Mężczyzna zauważył na podłodze niewielki ślad krwi. Zaskoczony pobiegł do salonu, na środku którego stała Ilona przytrzymująca Dominika. W prawej dłoni trzymała nóż kuchenny i przykładała go chłopakowi do gardła.

- Puszczaj go, psychopatko! - wrzasnął siwowłosy.

Ilona uśmiechnęła się psychopatycznie w stronę byłego partnera, po czym wysyczała:

- Bez tego szczeniaka będziemy szczęśliwi we dwoje... Ja... Ty...

- Jesteś nienormalna! Jeśli skrzywdzisz moje jedyne dziecko, to dopilnuję, byś nie wyszła z pierdla do końca życia! - wrzasnął policjant czując, jak łzy napływają mu do oczu.

- Tato, pomóż... - pisnął Dominik patrząc na ojca ze strachem w oczach.

- Tatuś już ci nie pomoże, gnoju. - syknęła nauczycielka biologii.

Kobieta bez żadnych skrupułów głęboko poderżnęła młodszemu Możejce gardło na oczach Oresta. Blondyn upadł na podłogę powoli umierając.

- BOŻE! - wrzasnął podbiegając do zwłok syna.

W tej samej chwili ktoś zza pleców mężczyzny postrzelił Ilonę w czoło. Kobieta padła martwa na podłogę, a z jej rany postrzałowej obficie leciała krew.

- Dominik... - wyjęczał przez łzy sześćdziesięciolatek¹ nie zwracając uwagi na zwłoki byłej kochanki.

- To wszystko twoja wina! - wymamrotał tajemniczy męski głos, którego posiadacz wcześniej zabił Ilonę.

- Jak to...? To nie moja wina tylko tej suki która go zamordowała! - powiedział zapłakany czekoladowooki.

- Odwróć się i spójrz mi w oczy, jak prawdziwy facet. - rzekł bezemocjonalny głos.

Orest podniósł oczy znad zwłok syna po czym odwrócił się jak nakazał mu wcześniej tajemniczy głos. Przed wejściem do salonu stał Mateusz, którego twarz nie wyrażała kompletnie żadnych emocji. W prawej dłoni trzymał broń, z której wcześniej oddał strzał do nauczycielki. Jednak nie to było najbardziej niepokojące. Najdziwniejszą cechą wyglądu duchownego były... jego puste białe oczy...

- Dałeś się owinąć wokół palca. Kobieta, której intencje były nieszczere stała się dla ciebie ważniejsza, niż twoje własne dziecko. Mam nadzieję, że jesteś z siebie zadowolony. - mruknął.

Po tych słowach czekoladowooki zaczął walić pięściami w podłogę i zaczął wyć zdając sobie sprawę z tego co zrobił. Gdyby nie związał się z Iloną jego syn nadal by żył...

- Jak wytłumaczysz Darii śmierć waszego syna? Jak jej wytłumaczysz, że pozwoliłeś na jego krzywdę? - spytał białooki.

- Przestań mnie dręczyć! - krzyknął siwy tuląc do siebie zwłoki Dominika.

- Jak to jest, że obcy mężczyzna kochał twojego syna bardziej, niż ty? Jesteś mordercą, Orest. - powiedział duchowny.

- Nie jestem mordercą! Nikogo nie zabiłem! - wrzasnął załamany mężczyzna.

- Morderca! - wysyczał przez zęby Mateusz.

Ksiądz wymierzył z broni w kierunku Możejki, a następnie oddał strzał centralnie w czoło inspektora...

....

...

...

- AAAAAAHHH!!! - wrzasnął wybudzając się z koszmaru.

Czekoladowooki czuł potworny ból głowy i lekkie osłabienie. Właśnie wtedy przypomniał sobie o melanżu z księdzem Mateuszem. Nie pamiętał jednak jakim cudem znalazł się w łóżku.

- O Boże, ja żyję... - odetchnął z ulgą.

W tamtym momencie Orest wziął do ręki komórkę, w której zobaczył pięć nieodebranych połączeń od Mateusza i godzinę 9:30. Policjant postanowił oddzwonić do księdza. Wykręcił więc numer do niego, a po paru sekundach jego rozmówca odebrał.

- Halo? Wszystko w porządku? Jak się pan czuje? - zapytał niebieskooki nie dając Orestowi nawet się przywitać.

- Proszę księdza, spokojnie. Mam tylko lekkiego kaca. - rzekł słabym głosem starszy z mężczyzn.

- A mi nic nie jest. Widzi pan? Warto pić zerowe. - zażartował kapłan.

- Heh... Swoją drogą... Nie pamiętam jak dokładnie znalazłem się w łóżku. Czy to ksiądz mi pomógł? - spytał.

- Tak... Pomogłem panu się położyć i wróciłem na plebanię. - powiedział Mateusz.

Duchowny poczuł się niezręcznie. Przypomniał sobie o tym, że kiedy pomagał inspektorowi się rozbierać do snu, ten pocałował go w policzek. Wiedział, że nie powinien się nakręcać, gdyż Orest był pijany, ale mimo wszystko po cichu liczył na to, że był to świadomy pocałunek.

- Aaaa... - powiedział lekko zaskoczony Możejko nie mogąc sobie niczego przypomnieć.

- Cóż... Mam nadzieję, że kac szybko panu minie. Ja niestety muszę już kończyć, gdyż dzisiaj kończy mi się urlop i wracam do szkoły. - rzekł blondyn.

- To ja nie będę zabierał księdzu czasu. Do widzenia. - mruknął siwowłosy.

- Z Bogiem. - odpowiedział przyjaźnie duchowny następnie się rozłączając.

***

Mateusz odłożył telefon na biurko, a następnie wstał z krzesła i chwycił koloratkę, którą włożył sobie w kołnierz sutanny.

- Ciekawe jak ksiądz Jacek poradził sobie z nimi przez te dwa tygodnie. - zaśmiał się sam do siebie.

Blondwłosy opuścił biuro i zajrzał do salonu, w którym siedzieli Walery wraz z Dominikiem tradycyjnie okupując kanapę.

- Dominik, a ty jeszcze nie gotowy? - spytał kapłan.

- Ale... Gdzie? - mruknął młodszy.

- Do szkoły. Może i dałem ci parę dni "wolnego" od szkoły, ale przecież nie możesz wiecznie siedzieć w domu. Twój tata byłby zły, gdyby się dowiedział, że wagarujesz. - odparł niebieskooki.

- Ale ja nie wagaruję, bo nie uciekam z lekcji. Zostaję po prostu w domu. - powiedział z rozbawieniem nastolatek.

- A właśnie że wagarujesz, bo nie chodzisz do szkoły. Rozumiem, jakbyś był chory, ale jesteś całkowicie zdrowy i sprawny. - rzekł proboszcz.

- Ehhh... Naprawdę muszę iść? - spytał z bólem serca młodszy blondyn.

- Niestety, ale do szkoły chodzić trzeba. - odpowiedział z uśmiechem Żmigrodzki.

- Ehhh... No dobra. - powiedział podirytowany Możejko.

Dominik wstał z sofy i niechętnie poszedł w kierunku swojego pokoju, by przygotować się do powrotu do szkoły. Naprawdę nie chciał wracać do tamtego miejsca, zwłaszcza że tego dnia miał mieć lekcję biologii z Iloną Kałużą.

- A ksiądz mógłby go zachęcić do pójścia do szkoły, księże Walery. - burknął Mati z nutką pretensji.

- Ja uważam że szkoła demoralizuje i ogranicza kreatywność uczniów. - odparł Walery wyraźnie zadowolony.

Starszy kapłan zmarszczył brwi i spojrzał na młodszego kolegę z nutką grozy.

- Dominik spóźnisz się! - krzyknął.

- Jezu no już idę. - wymamrotał chłopak.

- Nie wzywaj Pana Jezusa, jeśli ci niepotrzebny. - powiedział blondyn śmiejąc się.

***

Mateusz wraz z synem inspektora przyjechali na rowerach do szkoły. Kiedy rozstali się za murami budynku, duchowny czym prędzej pobiegł do klasy, z którą miał mieć zajęcia. Ku jego zdziwieniu przed salą nie stał nikt, a drzwi od niej były lekko uchylone.

- Hę? - mruknął sam do siebie.

Mateusz zaskoczony podszedł do drzwi i lekko je uchylił, a następnie wszedł do środka. W sali siedzieli uczniowie, którzy zaczęli krzyczeć z radości w momencie wejścia księdza.  

- KSIĄDZ MATEUSZ WRÓCIŁ! - wiwatowali.

- Zaraz... Co tu się dzieje? - spytał  zszokowany mężczyzna.

- Cieszymy się z powrotu księdza! - rzekł jeden z uczniów.

- Ksiądz Jacek był straszny! Niech ksiądz już nie idzie na urlop, błagamy! - wymruczała jedna z uczennic.

- Będziemy grzeczni i będziemy się uczyć. - powiedzieli wszyscy razem.

Duchowny nie wiedział co ma zrobić. W tamtym momencie zrobiło mu się bardzo miło na sercu.

- Już was nie zostawię, obiecuję. A tak swoją drogą... Dlaczego tak bardzo nie lubicie księdza Jacka? - zapytał Mefiu śmiejąc się w duchu.

Mati doskonale znał księdza Jacka, więc wiedział, że jest lekko stukniętym i szalonym człowiekiem. Sam jednak do końca nie wiedział, czy może ze spokojem zostawić mu uczniów pod opieką na dwa tygodnie.

- Proszę księdza... Któregoś razu ksiądz Jacek kazał nam maszerować z krzesłami na plecach przez całą szkołę!

- Na dodatek mówił, że w ten sposób wczuwamy się w rolę Jezusa podczas drogi krzyżowej!

- On ewidentnie drwił sobie z wiary!

Mateusz słysząc oburzenia uczniów nie wiedział jak ma na nie zareagować. Nie wiedział, czy ma się śmiać, czy raczej niepokoić.

- Ksiądz Jacek jest dosyć specyficzny, to fakt. Ale... Droga krzyżowa? Z krzesłami? Pogięło go? - parsknął Matteo, lecz po chwili się uspokoił.

- I to zdrowo pogięło. - powiedziała jedna z uczennic.

- Nie ważne. Nie martwcie się, ja nie będę was wyciągał na drogę krzyżową. Siadajcie na miejsca i nie bójcie się już. - rzekł proboszcz z uśmiechem.

Wszyscy uczniowie zajęli swoje miejsca w ławkach. Mati spojrzał na nich z radością, po czym obrócił się i zmazał tablicę.

- A więc tematem naszej dzisiejszej katechezy jest... Droga krzyżowa. - rzekł blondwłosy z lekko bezczelnym uśmieszkiem.

- Ksiądz Jacek też tak zaczynał! Nie nabierzemy się! - krzyknął któryś z uczniów.

***

Mateusz wrócił na plebanię sam, gdyż Dominik skończył zajęcia godzinę wcześniej, niż on. Po wejściu do środka poczuł dziwny zapach.

- Hę?

Kapłan zdjął kurtkę i poszedł do salonu w którym tradycyjnie zastał nastolatka w towarzystwie wikarego, jednak wygląd chłopaka dosyć mocno go zaskoczył.

- Dominik?! Coś ty zrobił z włosami? - krzyknął zdziwiony.

- Ksiądz Walery pomógł mi pofarbować włosy na brązowy. Ładnie, prawda? - rzekł nastolatek z lekkim lenny face.

- Inspektor mnie zabije... - jęknął niebieskooki pod nosem łapiąc się za głowę.

- Ładnie ci w kolorowych, Dominiku. Księdza też ufarbować? - zaproponował brązowooki.

- NIE! Dosyć! Jak inspektor się dowie, to mi łeb urwie za to, że dziecko się demoralizuje! - burknął zdenerwowany Mateusz udając się do swojego biura.

- Widać, że na starość staje się zgredem. - szepnął wikary.

- Raczej zamienia się w Natalię. - zaśmiał się Możejko.

Wtedy rozległo się pukanie do drzwi wejściowych. Nastolatek czując się jak u siebie postanowił otworzyć je. Stał za nimi Orest, który po zobaczeniu syna mocno się zdziwił.

- Do... Dominik? CO TO ZA GNIAZDO NA TWOIM ŁBIE?! - spytał mocno zszokowany inspektor.

- To ksiądz mi pozwolił. Ładnie prawda? - burknął młodszy Możejko.

- Tego Mateusza już do reszty pogięło... Przepuść mnie! - burknął Orest wpraszając się do środka jak na swoją chatę.

Siwowłosy głośno i stanowczo zapukał do drzwi biura Mateusza, a kiedy blondyn nie odpowiadał, wprosił się bez słowa.

- Proszę księdza, ja rozumiem, że...

Możejko stanął w totalnym bezruchu, gdyż zastał Mateusza na przebieraniu się, a dokładniej na ubieraniu czystej koszuli. Żmigrodzki zarumienił się ze wstydu.

- Przepraszam... Nie wiedziałem... - wydukał policjant.

- Yyyy... Panie inspektorze, mogę się ubrać? - pisnął zawstydzony ksiądz.

- Tak... Przepraszam. - powiedział zaskoczony Możejko po chwili zamykając drzwi od biura.

Duchowny szybko nałożył na siebie koszulę i dopiął wszystkie guziki, a następnie wyszedł z pomieszczenia, żeby porozmawiać z inspektorem.

- Dzień dobry. Co pana tu sprowadza? - spytał grzecznie.

- Chciałem zobaczyć co u mojego syna, ale widzę że ksiądz totalnie go rozpuścił! - powiedział zdenerwowany siwowłosy.

- Proszę mi uwierzyć, że ja sam jestem w szoku. - odpowiedział Matteo.

- I co, pewnie sam wpadł na ten szalony pomysł? - zapytał starszy.

- Raczej stawiałbym na to, że ksiądz Walery mu go podsunął. - odparł proboszcz.

- Ale przyznaj, że mi ładnie w tym kolorze. - powiedział młodszy Możejko który nagle włączył się do rozmowy.

- Ciesz się, że jesteś u księdza, bo gdybyśmy byli w domu, to inaczej byśmy porozmawiali! - rzekł stanowczo sześćdziesięciolatek.

- Na szczęście jesteśmy u księdza. - powiedział rozbawiony Dominik.

- Nie ważne... Przyjechałem ci po prostu powiedzieć, że... Tęsknię za tobą. - wyznał czekoladowooki zmieniając temat.

- Czyli Ilonka już ci nie wystarcza? - zapytał młodszy.

- Nie jestem już z nią w związku... Zresztą nie ważne. Nie gadajmy o niej. - odpowiedział siwowłosy.

- Nie jesteś? Widzisz? Żadna kobieta z tobą nie wytrzyma. - powiedział z rozbawieniem Dominik.

- Ale to ja ją zostawiłem. Dla ciebie... - pisnął lekko smutnym tonem ojciec chłopaka.

- Widzisz? Twój tata naprawdę cię kocha. - powiedział Mateusz patrząc na nastolatka.

Piętnastolatkowi zrobiło się głupio. Spojrzał na smutnego ojca i bez słowa go przytulił. Orest wymiękł i rozkleił się przytulając syna najmocniej jak się da.

- Przepraszam, synu... Nie powinienem był się z nią wiązać... - zapłakał.

- Ja również cię przepraszam tato. - powiedział młodszy mocniej tuląc tatę.

Mateusz poczuł ciepło na sercu. Widok inspektora tulącego syna był najpiękniejszą rzeczą jaką dziś zobaczył. Dominik po chwili oderwał się od Oresta i przytulił duchownego.

______________

¹ Jak pewnie zauważyliście określiłam wiek Oresta. Według mnie postać w tym serialu ma zawsze tyle samo lat, ile ma aktor ją grający.

Rozdział może powalający nie jest, ale obiecuję, że im dalej z fabułą, tym ciekawiej będzie :)

Literówki i większe błędy ogarnę potem.

Pozdrawiam :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro