013.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Pomóż mi... - szepnęła.

Dziewczynka obejmowała księdza i wtulała się w niego. Mateusz stał jak wryty, ale po chwili cała sytuacja dotarła do niego i bardzo mocno odwzajemnił uścisk.

- Ja nie chcę tam wracać... Ten psychol...

- Nie musisz mówić. Ja tego tak nie zostawię. - powiedział półszeptem mężczyzna.

- Mateusz, o co tu chodzi? - spytał zaskoczony Walery, nie wiedząc co ze sobą zrobić.

- Walery, zostaw mnie samego z Julią... - poprosił grzecznie starszy kapłan.

Wikary pokiwał głową i udał się do swojego pokoju, zostawiając proboszcza z nastolatką. Blondyn zamknął drzwi frontowe i zaprowadził dziewczynę do swojego biura, w którym zasiadła na krześle.

- Ja już dłużej nie dam rady... Nie chcę mieszkać z tym potworem pod jednym dachem... - zapłakała.

- Czy on znowu coś ci zrobił? - zapytał duchowny ukrywając poddenerwowanie.

- Mi jest tak strasznie wstyd o tym mówić! On znowu chciał mnie...

- Nie mów. Nie musisz mówić. Obiecuję ci, że ten szmaciarz cię już nigdy więcej nie skrzywdzi. Musisz tylko powiedzieć o wszystkim policji. - powiedział stanowczo ksiądz.

- Nie, ja im tego nie powiem! Ja nie dam rady! Ja się tego wstydzę! Poza tym, oni mi nie uwierzą! - wyjąkała nastolatka przez łzy.

- Uwierzą. Nasi policjanci zrobią wszystko, by cię uratować, a ja im w tym pomogę. Inaczej nie nazywałbym się sandomierskim Batmanem. - zażartował.

Julia delikatnie uśmiechnęła się do Mateusza, jednak jej oczy wciąż były smutne i zapłakane. Niebieskooki przytulił dziewczynkę i delikatnie ucałował ją w głowę.

- Nie pozwolę ci wrócić do domu. Przenocujesz tutaj, a jutro pojedziemy na policję. Ja wiem, że to nie będzie dla ciebie łatwe, ale ja będę z tobą i nie pozwolę cię skrzywdzić.

***

Następnego ranka Możejko przyszedł do pracy w beznadziejnym humorze. Był kompletnie załamany tym, że Morus zamierza spędzić calutki miesiąc w Sandomierzu. Na jego szczęście, Olusia jeszcze nie było na miejscu, więc mógł spokojnie wypić kawę. Tym razem nie poprosił o nią Gibalskiego, tylko zrobił ją sobie sam.

Zanim zdążył upić jej łyk, na teren komendy wszedł mężczyzna w średnim wieku z kamiennym wyrazem twarzy. Rozejrzał się dookoła i głośno odkrząknął.

- Chcę rozmawiać z komendantem! - burknął.

- To właśnie ja. Słucham, w czym mogę pomóc? - spytał Orest.

- Chodzi o naszego proboszcza. - mruknął oburzony facet.

- To może porozmawiajmy na osobności, w moim gabinecie, w porządku? - westchnął nerwowo inspektor.

Zielonooki kiwnął głową i poszedł za Możejką, który zaprowadził go do swojego biura. Mężczyzna zasiadł wygodnie na krześle i założył nogę na nogę. Orest usiadł za swoim biurkiem, naprzeciw niego i odstawił swoją kawę.

- A więc, słucham. - zaczął starszy.

- Nazywam się Filip Chruściel. Przychodzę tutaj w sprawie naszego proboszcza.

- A więc, co ma pan do zarzucenia księdzu Mateuszowi, poza tym, że jest bardzo dobrym i uczynnym człowiekiem? - zapytał.

- Chodzi o to, że ksiądz Mateusz Żmigrodzki jest człowiekiem niebezpiecznym! Uczepił się mojej przyszywanej córki i łazi za nią! Mało tego, Julia skarżyła mi się, że ten klecha ją dotykał i proponował... No nie chcę nawet tego wypowiadać, bo aż mi niedobrze! Ona ma czternaście lat! - wyznał Chruściel.

- Zaraz, zaraz... Że niby nasz ksiądz Mateusz miałby proponować takie rzeczy dziecku? Proszę pana, z całym szacunkiem, ale znam księdza Mateusza prawie czternaście lat. Ten człowiek muchy by nie skrzywdził! - oburzył się sześćdziesięciolatek.

- Czyli broni pan zboczeńca? Mam rozumieć, że nie zatrzymacie go? To skandal! - wrzasnął koleś.

- Ja po prostu nigdy nie uwierzę w winę księdza, ale no dobrze, przesłuchamy go, sprawdzimy i jak będzie trzeba to zatrzymamy. Musimy również przesłuchać pańską córkę. - wymamrotał siwowłosy.

- Jeżeli nie zainterweniujecie, to porozmawiam sobie z pańskim przełożonym! - oznajmił zarozumiały mężczyzna.

Orest nawet przez chwilę nie miał wątpliwości co do braku winy Mateusza. Doskonale znał kapłana i wiedział, że jest ostatnią osobą na tej planecie, która mogłaby skrzywdzić dziecko. Siwowłosy wstał od biurka i wyszedł z gabinetu, a następnie wyjął z kieszeni spodni komórkę, chcąc wykręcić numer do księdza.

Kiedy już miał wybierać numer, na teren komendy wszedł niebieskooki, u boku którego stała nastoletnia dziewczynka.

- Oo, szczęść Boże! Akurat miałem do księdza dzwonić w pewnej sprawie. - powiedział z niezręcznym uśmiechem na twarzy.

- Pan wybaczy, panie inspektorze, ale to chyba musi poczekać. Julia chciałaby coś panu powiedzieć. - mruknął ze spokojem i czułością duchowny.

Z gabinetu Możejki wyszedł Filip, który z zaskoczeniem spojrzał na czternastolatkę. W momencie, gdy Julka go zobaczyła, mocno zacisnęła oczy i wtuliła się w Mateusza. Blondwłosy objął dziewczynkę najmocniej jak się da, jednocześnie patrząc ze wściekłością i pogardą na zboczeńca.

- Przepraszam bardzo, znacie się? - westchnął lekko zaskoczony inspektor.

- Zgadza się. To właśnie moja przyszywana córka. Nie bój się Juleczko, ten podły klecha już cię nigdy nie skrzywdzi. - pisnął z udawaną czułością.

- Niech pan uważa na słowa, bo moja cierpliwość również ma swoje granice. - burknął stanowczo Żmigrodzki.

- Julio, nie musisz już się go bać! Chodź do mnie! - syknął zielonooki ukrywając złość.

Julka wyrwała się z uścisku księdza i spojrzała Filipowi w oczy. Wbijała w niego swój rozwścieczony i rozżalony wzrok. Już się go nie bała. Wiedziała, że policjanci nie pozwolą na jej krzywdę. Wreszcie poczuła się bezpieczna.

- Nie mów tak do mnie! Jesteś zwykłym obrzydliwym szmaciarzem i pieprzonym zboczeńcem! Zastraszasz mnie i krzywdzisz w najbardziej obrzydliwy sposób! Wmawiasz mi, że jestem chora psychicznie i że nikt mi nie uwierzy! - wysyczała nastolatka, czując niesamowity przypływ odwagi.

- Dość tego! Ten klecha namieszał ci w głowie! Wracamy do domu, bo jak nie, to nie ręczę za siebie! - wrzasnął, chcąc szarpnąć Julię za ramię.

- STOP! Gibalski, natychmiast proszę skuć tego pana i zaprowadzić go na dołek! - rozkazał komendant.

- Tak jest, szefie. - odpowiedział Przemysław, po chwili wykonując rozkaz.

- Jeszcze będziecie płacić mi odszkodowanie! - krzyknął mężczyzna skuty w kajdanki.

***

- Julio, czy aby na pewno chcesz, bym ci towarzyszył? - zapytał proboszcz.

- Niech ksiądz usiądzie obok, proszę... - poprosiła.

Mateusz zasiadł na krześle obok dziewczynki. Znajdował się idealnie na wprost inspektora, który siedział za swoim biurkiem.

- Na początku chcę, byś wiedziała, że nic ci tu nie grozi. Opowiedz mi bardziej szczegółowo o tej sytuacji. Pamiętaj, że jak nie dasz rady, to będziesz mogła się wycofać. - wyjaśnił ze spokojem czekoladowooki.

- Akurat przed przyjściem tutaj zażyłam silne leki uspokajające, więc myślę, że dam radę... Gdyby nie ksiądz Mateusz, to w życiu nie zebrałabym się na odwagę, by złożyć zeznania...

Duchowny położył dłoń na ramieniu dziewczynki i delikatnie ją po nim pogładził, dodając jej otuchy. Julka spojrzała na niego i posłała mu delikatny uśmiech, lecz po chwili z powrotem przekierowała swój wzrok na komendanta.

- Zaczęło się od tego, że moja matka jakiś czas temu zaczęła spotykać się z tym oblechem... Na początku wydawał się być w porządku. Był miły i troskliwy, a mama była przy nim szczęśliwa... Ale jak się później okazało, był to wilk w owczej skórze...

Blondynka ciężko przełknęła ślinę. Ciężko było jej mówić o tak obrzydliwych rzeczach, jednak wiedziała, że musi się przełamać.

- Zaczęło się od dotykania i obrzydliwych "komplementów"... Ale nie zaprzestał na tym... Z czasem zaczął się do mnie chamsko dobierać, a potem... - przerwała.

- Spokojnie, nie musisz kończyć. Wiem, że to nie jest dla ciebie łatwe. I tak wystarczająco zebrałaś się na odwagę, by w ogóle tutaj przyjść. - powiedział spokojnie inspektor.

- Tak naprawdę to ksiądz Mateusz namówił mnie, bym złożyła zeznania. Jeśli Filip nagadał coś okropnego na księdza, to są to kłamstwa... Wcześniej powiedział mi, że jeśli jeszcze raz pójdę do księdza, to zrobi z nim porządek... - wyznała czternastolatka.

- Gdyby nie tajemnica spowiedzi, to też dodał bym coś od siebie. Mam nadzieję, że wszystko dobrze się skończy, i że ten facet posiedzi sobie długi czas we więzieniu. - rzekł proboszcz.

***

Po powrocie na plebanię, Mateusz pobiegł ze skruchą do pokoju Walerego. Gdy przekroczył próg pomieszczenia, zauważył wkurwionego wikarego siedzącego w swoim fotelu.

- Waleriusz, zanim cokolwiek powiesz, to chciałbym błagać cię o przebaczenie za to, że ukradłem ci kluczyki od auta. Obiecuję, że przez najbliższy tydzień się to nie powtórzy. - powiedział żartobliwie starszy z księży.

- Jak mogłeś zabrać moje auto bez pozwolenia? Musiałem zapieprzać po zakupy twoim rowerem, bo Natalia była wielce zajęta! - burknął brązowowłosy.

- Już nie gniewaj się. To tylko jednorazowa pożyczka, a rowerek dobrze ci zrobił. - zaśmiał się blondyn.

- No dobra, już się nie gniewam. Swoją drogą, jesteś jakiś dziwnie wesoły, Matteo. Co się stało?

- Mam dzisiaj randkę z Możejką, zapomniałeś? Wreszcie spędzę z nim trochę czasu. Nie mogę się doczekać. - wyznał podekscytowany mężczyzna.

- Faktycznie, zapomniałem. I co, wyznasz mu miłość? - zapytał Walery.

- Zwariowałeś? Przecież jak mu o tym powiem, to dostanę od niego kosza! Albo co gorsza, pójdzie z tym do biskupa... - pisnął Żmigrodzki.

- A moim zdaniem powinieneś spróbować o niego zawalczyć, bo inaczej przygrucha sobie kolejną tępą dzidę pokroju Ilonki. - zażartował wikary.

***

Możejko siedział na ławce w parku i przeglądał facebooka na telefonie, czekając na przyjście Mateusza. Nadal nie opadły z niego emocje po akcji z Julią i Filipem. Nie wiedział za bardzo co ze sobą zrobić, gdyż była to jedna z niewielu spraw, która tak bardzo nim wstrząsnęła.

- Witam ponownie, panie inspektorze!

Siwowłosy podniósł głowę i zobaczył nadchodzącego księdza Mateusza. Kiedy go ujrzał, czym prędzej wstał i podbiegł do niego, by się przywitać.

- Szczęść Boże! Jak dobrze, że ksiądz już jest. Tak bardzo potrzebuję czyjegoś towarzystwa... - mruknął policjant delikatnie się uśmiechając.

Mężczyzna zmierzył duchownego wzrokiem. Strój, który miał na sobie dosyć zaskoczył czekoladowookiego. Matteo podrapał się po głowie i posłał ukochanemu niezręczny uśmiech.

- Dostojnie ksiądz wygląda w tej szacie mnicha. Mam rozumieć, że zamienił ksiądz sutannę na nią? - zażartował.

- Tak, ale na szczęście tylko na jakiś czas. Dostałem od biskupa wyzwanie, że jak wytrwam w tej szacie pół roku, to dostanę kotka. - zaśmiał się młodszy mężczyzna.

Mateusz poczuł się dziwnie okłamując Oresta. Nie chciał zdradzać mu, dlaczego tak naprawdę nosi szatę, zamiast normalnych ubrań.

- Może... Przejdziemy się? - zaproponował wyższy.

- Pewnie. - odpowiedział Możejko uśmiechając się do przyjaciela.

***

Przez parę długich minut szli obok siebie w niezręcznej ciszy rozglądając się na boki i co jakiś czas spoglądając na siebie. Obaj chcieli jakoś przełamać ciszę, jednak niezbyt wiedzieli jak.

- Mam wrażenie, że coś pana gryzie. - zaczął duchowny.

- Cóż... Mam sporo problemów na głowie ostatnio. I jeszcze ta sprawa z tym zboczeńcem... Rzadko kiedy jakakolwiek sprawa aż tak mocno utyka mi w pamięci... - wyznał starszy.

- Dla mnie też to było ciężkie. Julka wczoraj przybiegła do mnie na plebanię cała zapłakana. Uciekła od niego, bo znowu chciał ją skrzywdzić... Pozwoliłem jej zostać na noc. - mruknął Mefiu.

- Dobrze, że ksiądz ją namówił na złożenie zeznań. Swoją drogą, Paruzel przeszukał laptopa Filipa... Tam były zdjęcia dzieci i...

- Proszę nie kończyć, bo robi mi się niedobrze. - poprosił niebieskooki.

- Zejdźmy z tematu. Nie chcę psuć sobie humoru.

Sześćdziesięciolatek wyciągnął z kieszeni spodni paczkę papierosów, z której wyjął jednego z nich. Z drugiej kieszeni zaś wyjął zapalniczkę, którą odpalił fajkę.

- Dlaczego zaczął pan palić? Przecież to jest niezdrowe. - powiedział kapłan.

- Wiem, że niezdrowe, ale czasami po prostu nie radzę sobie ze stresem. Mam sporo problemów, więc muszę jakoś odreagować... - jęknął policjant, a następnie zaciągnął się dymem papierosowym.

Duchowny wyrwał ukochanemu papierosa z ręki i wyrzucił go na chodnik, a następnie zdeptał go, po czym wywalił do najbliższego kosza na śmieci.

- Rak płuc nie rozwiąże pańskich problemów. Jeśli chce pan z kimś porozmawiać o swoich zmartwieniach, to ja zawsze pana wysłucham. - mruknął z czułością młodszy.

Siwowłosy zamknął oczy i spuścił głowę w dół. Mateusz złapał przyjaciela za ramię i pogładził go po nim.

- Morus przyjechał do Sandomierza na miesiąc. Zagroził mi, że jeśli nie będę posłuszny, to zmieni komendanta... No i jeszcze Dominik ma problemy z biologią, bo Ilona się na nim wyżywa, za nasz nieudany związek... - wyznał załamany czekoladowooki, chowając twarz w dłoniach.

Żmigrodzki nie mógł patrzeć na załamanego przyjaciela. Bardzo czule go przytulił, bez żadnego słowa. Orest nie zawahał się i odwzajemnił uścisk. Tak bardzo potrzebował wtedy bliskości, a Mateusz był dla niego taki dobry...

- Ja też mam ostatnio sporo problemów... Wcale nie założyłem się z biskupem o nic. Po prostu noszę tą szatę za karę, bo upuściłem hostię... Mało tego, nie mogę wypełniać moich duszpasterskich obowiązków przez miesiąc... No i w międzyczasie kłóciłem się z księdzem Walerym... Nikt z nas nie jest idealny... - wyszeptał proboszcz.

Matteo ostrożnie odkleił się od Oresta i spojrzał mu głęboko w oczy. Poczuł wtedy niesamowite motylki w brzuchu, jakich nie czuł jeszcze nigdy w życiu. W tamtym momencie duchowny stracił nad sobą kontrolę. Położył dłoń na policzku inspektora i niepewnie zaczął się do niego zbliżać. Siwowłosy nie był w stanie się ruszyć, więc po prostu zamknął oczy.

- Spokojnie... - szepnął niebieskooki.

Wyższy mężczyzna zebrał się na odwagę i pocałował Możejkę w usta. Początkowo pocałunek był nieudolny, lecz po chwili starszy z mężczyzn delikatnie go odwzajemnił. Sam nie wiedział dlaczego pozwolił Mateuszowi na taki krok. To wydarzyło się tak szybko, że po prostu nie zdążył zareagować inaczej. Kiedy jednak cała sytuacja do niego dotarła, odepchnął od siebie kapłana.

- Co ksiądz robi?! Zwariował ksiądz?! - jęknął zszokowany komendant.

- Boże, przepraszam... - wymamrotał pod nosem młodszy.

- Co księdza podkusiło, żeby wpychać mi język w usta? - spytał poddenerwowany Orest.

- Ja... Ja przepraszam... Ja po prostu zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia! Walczę z tymi uczuciami prawie czternaście lat... - wyznał blondyn ukrywając twarz w dłoniach.

- Co... Błagam, niech ksiądz powie, że to żart! - mruknął z niedowierzaniem inspektor.

- To nie jest żart... Kocham cię! Jesteś miłością mojego życia! Nie potrafię myśleć o nikim innym! Jesteś najwspanialszą osobą, jaką kiedykolwiek poznałem! - wyznał Mateusz ze łzami w oczach.

Siwowłosy przełknął ślinę i odwrócił się tyłem do księdza, powoli zmierzając w przeciwnym kierunku. Duchowny podbiegł do ukochanego i złapał go za ramię.

- Orest, ja nie uwierzę, jeśli powiesz mi, że ten pocałunek nic dla ciebie nie znaczył. Odwzajemniłeś go... Dam ci czas na przemyślenia. - pisnął ze spokojem wyższy.

- Nie wiem co sobie uroiłeś, ale masz się do mnie nie zbliżać już nigdy więcej! Na komendę też już nie masz wstępu! - syknął policjant.

- Orest, proszę cię, ja...

Mati nie dokończył swojej wypowiedzi, gdyż czekoladowooki stracił cierpliwość i odwrócił się do księdza, a następnie z całej siły uderzył go z pięści w łuk brwiowy. Młodszy mężczyzna upadł na kolana z bólu.

- ODPIERDOL SIĘ, PEDALE! Jesteś taki sam, jak reszta kościelnej patologii! Trzymaj się ode mnie z daleka, zboczeńcu! - wrzasnął, a następnie ruszył w swoim kierunku.

Przerażony Mateusz poczuł, jak jego serce pęka na milion kawałków. Ból fizyczny był niczym, w porównaniu do bólu psychicznego spowodowanego przez osobę, którą kochał najbardziej na świecie.

***

Walery siedział w salonie i czytał Pismo Święte, co jakiś czas spoglądając w telewizor, na którym leciało Ranczo. Beztroską chwilę przerwał jednak zapłakany i pijany Mateusz, który wkroczył na plebanię i oparł się o ścianę.

- Mateusz? - mruknął sam do siebie, a następnie wstał i podbiegł do przyjaciela.

- Zostaw mnie, proszę! Ja chcę być sam! - krzyknął starszy zalewając się łzami.

Wikary bez słowa przytulił roztrzęsionego i rozgoryczonego proboszcza. Matteo wtulił się w brązowookiego, gdyż ufał mu. Wiedział, że tylko on go rozumie.

- Już dobrze. A teraz powiedz mi proszę co się stało. - szepnął z czułością młodszy.

- Pocałowałem go, a on... Zezwał mnie od pedałów i zboczeńców... I jeszcze mnie uderzył w twarz... I powiedział, że jestem taki sam, jak reszta kościelnej patologii! - zapłakał niebieskooki.

Brązowowłosy dosyć mocno się wkurwił, jednak nie chciał pokazywać tego Mateuszowi. W tamtym momencie miał ochotę udusić Możejkę gołymi rękoma.

- Otworzyłem dla niego swoje serce, a on... Tak po prostu wbił mi w nie nóż! Ale pewnie ma rację... Jestem CHUJOWYM księdzem, pedałem i zboczeńcem! - wykrzyczał blondyn.

- Już dobrze, uspokój się! I proszę cię, nie mów tak o sobie. Jesteś najlepszym księdzem na świecie, tylko po prostu się pogubiłeś, to zupełnie normalne. Możejko też pewnie żałuje tego, co ci powiedział. Dajmy mu czas. A jak cię nie przeprosi, to razem z Pluskwą powiesimy go za jaja. - zaśmiał się młodszy.


___________

Oreścik pewnie wam podpadł, heheh.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro