015. Finał 1/2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po przeczytaniu wiadomości od przełożonego, duchowny całkowicie się załamał. Skulił się pod ścianą i oparł się o nią, pozwalając swoim łzom na swobodne spłynięcie po policzkach.

Wtedy usłyszał delikatne pukanie do drzwi swojego biura. Nie miał ochoty z nikim rozmawiać, chciał po prostu zniknąć jak najdalej tego całego chaosu.

- Mateusz, przyszedł do ciebie pan Mietek. Chce z tobą porozmawiać. - oznajmił stojący po drugiej stronie drzwi Walery.

- Nie ma mnie dla nikogo!! - wykrzyczał blondyn.

- Proszę księdza, proszę mnie wpuścić. Chcę tylko porozmawiać. - pisnął ze spokojem i czułością Nocul.

Kapłan niechętnie wstał z podłogi. Otarł łzy i otrzepał się z kurzu, a następnie otworzył policjantowi drzwi. Kiedy tylko Mietek ujrzał smutnego przyjaciela, natychmiast podszedł do niego i przytulił najmocniej jak tylko potrafił.

- Już dobrze, niech ksiądz nie płacze. - powiedział aspirant z przyjacielską miłością w głosie.

- Panie Mietku, udusi mnie pan...! - wyspał proboszcz, nie mogąc złapać oddechu.

Łysawy policjant oderwał się od Mateusza i spojrzał na jego smutną twarz. Było mu bardzo szkoda duchownego i miał ochotę go jakoś pocieszyć.

- Proszę księdza, proszę się nie przejmować tym artykułem. Zawsze ksiądz mi powtarzał, że trzeba być silnym i twardym. Każdy normalny człowiek wie, że ta fotka jest sfabrykowana. Głowa do góry. - rzekł z uśmiechem.

- Tylko, że to zdjęcie wcale nie jest sfabrykowane, panie Mietku. Wiem, że poczuje pan do mnie obrzydzenie w tym momencie, ale... Ja jestem gejem... Walczę z tym już prawie czterdzieści lat... - wyznał proboszcz ze łzami w oczach.

Matteo ukrył twarz w dłonie ze wstydu. Był święcie przekonany, że w tamtym momencie Nocul trzaśnie mu drzwiami przed nosem i się od niego odwróci, jednak wyższy po prostu go przytulił, tym razem jednak go nie dusząc.

- Jest mi tak strasznie przykro, że przez tyle lat ksiądz był z tym problemem sam. Ale teraz już nie jest ksiądz samotny, bo ma ksiądz nas. Antek, Ewa i reszta komendy stoimy za księdzem murem. Kochamy księdza. - oznajmił delikatnie pulchniejszy.

- Możejko mnie nienawidzi za ten pocałunek... Po prostu mógł powiedzieć, że nic do mnie nie czuje. Nie musiał od razu wyzywać mnie od kościelnej patologii. Zwłaszcza, że w przeciwieństwie do "kościelnej patologii" nigdy nikogo nie okradłem, ani nie zgwałciłem. Czy... ze mną jest coś nie tak? - pisnął starszy, po czym wyrwał się z uścisku.

- Serio, Możejko tak księdzu powiedział? Ja rozumiem, że może być zły za to, że przez ten artykuł Morus go zawiesił, ale żeby aż tak obrzydliwie się zachować? - oburzył się aspirant.

- Co? Jak to Morus go zawiesił? Dlaczego? - zapytał niższy.

- Stwierdził, że osoba mająca romans z księdzem nie może pracować na komendzie. Było mi trochę szkoda Możejki, ale po tym co księdzu zrobił nie chcę mieć z nim nic wspólnego!

***

Po powrocie do domu, wkurwiony Orest natknął się w salonie na Dominika trzymającego gazetę w dłoni. Chłopak położył ją na stole i spojrzał na ojca tak samo wkurzonym wzrokiem.

- Jak mogłeś to przede mną zataić, i dlaczego dowiaduję o waszym romansie z GAZETY? - warknął nastolatek.

- NIE MAM z księdzem żadnego romansu! Nie jestem pedałem, to ten zboczeniec sobie coś ubzdurał! To przez niego ktoś nam zrobił zdjęcie z ukrycia! - wymruczał niepewnie siwowłosy.

- Jak możesz tak mówić o księdzu? Ja rozumiem, że mężczyźni mogą ci się nie podobać, ale szacunek do mniejszości seksualnych się należy! - powiedział stanowczo syn inspektora.

- Nie o to chodzi... Zresztą, nie ważne! Jak dorwę tego, kto zrobił nam to zdjęcie, to mu utnę jaja! - syknął policjant sam do siebie.

- To lepiej się pośpiesz, bo wszyscy w szkole się dzisiaj ze mnie śmiali, oprócz Tosi. Odgrzej sobie żarcie, a ja idę na plebanię. - wymamrotał młodszy Możejko.

- Nie ma mowy, nie pozwalam ci tam łazić! - syknął Orest.

- Wiesz co, mam w dupie twoje zakazy. Idę porozmawiać z moją nową "mamą". - powiedział kpiąco chłopak.

***

- Mateusz, nie możesz się przed nami zamykać! Myślałem, że jak Nocul sobie pójdzie, to się uspokoisz! - krzyknął Walery opierając się o drzwi.

Wikaremu odpowiedziała jedynie cisza za ścianą. Siedzący przed biurkiem proboszcz nie miał najmniejszej ochoty na kontakty z ludźmi. Wciąż nie mógł przestać myśleć o swoim ukochanym, mimo iż mężczyzna bardzo go skrzywdził. Zaś z drugiej strony jego umysł zaprzątały stres oraz setki negatywnych myśli wywołanych przez jedną głupią wiadomość od biskupa.

Mati wtedy był skłonny popełnić samobójstwo, jednak nie chciał tego robić ze strachu, że Bóg nigdy mu tego nie wybaczy. W końcu najgorszym możliwym grzechem, jaki człowiek mógłby popełnić było właśnie odebranie sobie życia.

Zmartwiony i zrezygnowany proboszcz nie miał siły kompletnie na nic. W pewnym momencie jednak ktoś odważył się otworzyć drzwi do jego biura. Zanim zdążył krzyknąć i opierdolić niechcianego przybysza, zauważył, że tym kimś był Dominik.

- Przepraszam, że wchodzę bez pukania. Ksiądz Walery mnie wpuścił na plebanię, heh. Ja przyszedłem tylko na chwilę, by porozmawiać z księdzem. - pisnął nastolatek zamykając za sobą drzwi.

- Co cię sprowadza na plebanię? Myślałem, że twój tata zabronił ci tu przychodzić po tej akcji z gazetą. - wyjąkał załamany ksiądz.

- Ja mam ojca głęboko w dupie. Nie wiem jak się zachował w stosunku do księdza, ale domyślam się, że zezwał księdza, jak to miewa w zwyczaju.

- Jeśli masz na myśli to, że zezwał mnie od kościelnej patologii i zboczeńców, to masz całkowitą rację. - wyznał Matias wstając z fotela.

Dominikowi zrobiło się bardzo wstyd za obrzydliwe zachowanie ojca. Nawet nie wiedział co powiedzieć, więc po prostu podszedł do blondyna i przytulił go najmocniej jak się da.

Niebieskooki początkowo chciał odsunąć od siebie młodszego, jednak jakaś niewidzialna siła mu to uniemożliwiła i zmusiła go do odwzajemnienia uścisku. Mateusz poczuł wtedy coś niesamowitego. Coś, to sprawiło, że jego serce zaczęło się odrobinę cieszyć. Poczuł coś podobnego do miłości rodzicielskiej.

- Chciałbym, żeby ksiądz był z moim ojcem. Miałby ksiądz bardzo dobry wpływ na niego. Właśnie takiego partnera dla niego bym zaakceptował. Szkoda, że ojciec zawsze patrzy tylko na cycki, a nie na serce człowieka.

- Nie mi to oceniać. Nie zmuszę nikogo do miłości, bo po prostu się nie da. Twój tata mimo wszystko nie jest złym człowiekiem, on po prostu jest wybuchowy. Nie chcę, byś się z nim kłócił z mojej winy. - wyszeptał Żmigrodzki.

Sekundę później, do biura Mateusza wszedł Walery. Widok przyjaciela przytulającego Dominika sprawił, że zrobiło mu się cieplej na sercu. Przy chłopaku duchowny wyglądał na szczęśliwszego.

- No proszę, a mnie to już nikt nie przytuli! - wymamrotał żartobliwie.

- Spokojnie, proszę księdza. Pani Natalia księdza przytuli. - zaśmiał się Możejko, po czym delikatnie oderwał się od Matiego.

- Dobrze, że przyszedłeś, Walery. Chciałbym, żebyś zawiózł mnie w jedno miejsce. - mruknął proboszcz.

- Jestem do twojej dyspozycji. Dokąd cię zawieźć?

***

- Poważnie? Nie po to wypieprzyłem Możejkę z plebani, żebyś teraz do niego biegł i błagał o litość! - burknął młodszy ksiądz.

- Możejki nie ma na komendzie, bo został zawieszony przez Morusa za ten artykuł. Pan Mietek mi o tym powiedział. Chcę sobie porozmawiać na ten temat z szanownym panem naczelnikiem oraz spytać go na jakiej podstawie zawiesił Oresta. Chodź ze mną, będziesz moim bodyguardem. - zażartował niebieskooki, po czym wysiadł z auta.

Opałek nie chciał protestować i również wysiadł z pojazdu. Obaj z Mateuszem weszli na teren komendy, by po chwili poczuć na sobie mnóstwo dziwnych spojrzeń policjantów. Starszy z księży tłumił w sobie strach i wstyd. Nie chciał, by uznali go za mięczaka.

- Poczekaj tutaj, sam sobie z nim pogadam. - poprosił szeptem.

- No dobrze. Jak coś, to psiapsi cię obroni przed wyłysiałym chu... chamem. - oznajmił wikary.

Matias delikatnie się uśmiechnął do Walerego, a następnie podszedł do drzwi biura i delikatnie zapukał. Nie czekając na pozwolenie, wszedł do niewielkiego pomieszczenia. Widok jaki tam zastał potężnie go zszokował.

Morus siedział przy biurku i oglądał na laptopie bardzo nieprzyzwoity filmik jednocześnie robiąc pod biurkiem bardzo nieładne rzeczy. Kiedy jednak zauważył Mateusza, natychmiast zamknął laptopa i zapiął rozporek.

- Nikt księdza nie nauczył, że do drzwi się puka?! - burknął łysy luj.

- Tylko że ja zapukałem, ale nikt nie odpowiedział. A co do pańskiej rozrywki, to... Ja naprawdę wszystko rozumiem, ale raczej nie powinien pan się onanizować w pracy. W każdym momencie może do pana wejść taki Gibalski z kawką, który nie ma ochoty oglądać pańskich zakazanych części ciała. - zakpił Żmigrodzki.

- Z całym szacunkiem, ale ksiądz jest ostatnią osobą, która powinna mi opowiadać o moralności. To nie ja lizałem się z policjantem. - mruknął bezemocjonalnie.

- Pan nie jest wcale lepszy. Ja w przeciwieństwie do pana pocałowałem osobę, którą naprawdę szczerze kocham, niestety bez wzajemności. Pragnę przypomnieć panu nasz wspólny pobyt w warszawskim hotelu, gdzie sprowadził pan panie lekkich obyczajów do naszego wspólnego pokoju. - zripostował kapłan.

- I co w związku z tym? Zakonnicami nie były, więc zabawiać się z nimi miałem prawo. Ksiądz natomiast powinien raczej trzymać się celibatu, czyż nie?

- Proszę mi nie wytykać celibatu. Z tego co wiem, to ma pan narzeczoną. Ciekawe co by było, gdyby Anielka dowiedziała się jakim dziwkarzem i zboczeńcem jest jej ukochany Oluś. - zaśmiał się blondyn.

- Aniela księdzu nie uwierzy. Jest za bardzo we mnie zapatrzona. Poza tym, nie ma ksiądz dowodów, więc jedynie księdza wyśmieje. - wymamrotał Morus.

- Jest pan pewien?

Mati wyjął z kieszeni szaty telefon z uruchomionym dyktafonem. Zastopował nagrywanie i pokazał je mężczyźnie.

- Nie potrzebuję zdjęć, wystarczy mi tylko pańskie przyznanie się do winy. Możejko nie miał nic wspólnego z tym pocałunkiem, gdyż to ja wepchnąłem mu język w usta. Nie pokażę pani Anieli tego nagrania, jeśli Orest wróci do pracy. To jak, umowa stoi? - zaproponował starszy.

- Ty podstępny sukinsynu! Skasuj to! - wysyczał przez zęby naczelnik.

- Radzę uważać na słowa, gdyż jest pan w tym momencie hipokrytą. To jak, odwiesza pan Oresta, czy mam iść do komendanta Pawelca i opowiedzieć mu, że zawiesił pan Możejkę bez jakichkolwiek podstaw?

Morus miał ochotę udusić Mateusza gołymi łapami, jednak w ostateczności opanował emocje i niechętnie postanowił mu ulec.

- Zgoda. Możejko zostaje odwieszony, ale ja tego tak nie zostawię! Naskarżę biskupowi, że ksiądz mnie szantażuje i wtyka nosa w nieswoje sprawy! - warknął wściekły policjant.

- Luzik arbuzik. I tak jutro biskup mnie wywali na zbity pysk z parafii, więc nie musi pan się wysilać i tracić czasu na skargi, które i tak kuria ma głęboko w dupie. Pozdrawiam serdecznie! - rzekł Matteo.

Duchowny przesłał Olusiowi bezczelnego całusa, a wychodząc z biura pokazał mu środkowy palec. Poczuł się wtedy jak prawdziwy bad boy, zupełnie jak jego idol - Radosław Wolf. Kiedy Mateunio pokazał się policjantom, ci zaczęli głośno bić mu brawa, a ksiądz Walery się do nich przyłączył.

- Pozamiatał ksiądz! - powiedział Gibal.

- Dajcie spokój, miśki. Ktoś musiał temu kurwiarzowi utrzeć nosa. - zaśmiał się kapłan, czując cholerny przypływ dumy.

***

- Nie przestajesz mnie zaskakiwać, idolu! Ale tak właściwie, to dlaczego stanąłeś w obronie siwej pizdy? Przecież to przez niego płakałeś! - zdziwił się Opałek.

- Wiesz, jak to powiedział kiedyś mój autorytet, świętej pamięci ksiądz Jerzy Popiełuszko, "Zło dobrem zwyciężaj". - wyjaśnił niebieskooki.

Kiedy panowie wyszli przed komendę, udali się prosto w kierunku auta młodszego z księży. Doznali dosyć potężnego szoku gdy dostrzegli, że wszystkie opony są poprzebijane.

- Moje piękne auto! Kto to zrobił?! - zapłakał właściciel pojazdu.

- Nie, ja po prostu nie wierzę... To nie może być przypadek! Teraz na sto procent jestem przekonany, że ktoś mnie śledzi i stara się uprzykrzyć mi życie! POKAŻ SIĘ! - wrzasnął Mateusz.

- Bez przesady! Ja rozumiem wszystko, ale to już jest nieśmieszne! Co zawiniło to biedne autko?!

- Jadźka, patrz! To oni! - rzekł stary dziad do swojej żony, przechodzący obok całej tej szopki.

- To ci zboczeńcy! Macie za swoje! Kościelne pieniądze wydajecie na drogie samochodziki, a parafianie cierpią!

- Przepraszam bardzo, ale ten samochód kupiłem jeszcze zanim zostałem księdzem! Proszę się nie interesować nieswoimi sprawami! A skoro tacy mądrzy państwo jesteście, to zamówcie nam lawetę! - zripostował wikary.

- Walery, nie ma sensu. Wróćmy na komendę i opowiedzmy o tym.

- Ja nigdzie nie idę! Dzwonię po lawetę! - syknął zdenerwowany brązowowłosy.

Zanim zdążył wyjąć z kieszeni sutanny telefon, zza rogu wyszła spora grupka dziennikarzy, którzy wzięli się chuj wie skąd. Kiedy tylko zobaczyli Mateusza w towarzystwie Walerego, zaczęli nagrywać ich i okrążać z każdej strony.

- Proszę księdza, jak rozpoczął się księdza romans z komendantem?

- Ile trwa wasz romans?

- Czy to prawda, że ksiądz Walery Opałek jest kolejnym księdza kochankiem?

Po usłyszeniu tych durnych pytań, obaj księża nie wiedzieli czy mają się śmiać z zażenowania, czy raczej płakać. Blondwłosy założył na głowę szpiczasty kaptur i chwycił Walerego za ramię, a następnie obaj wyrwali się z tłumu i pobiegli co sił w nogach w kierunku plebani.

- Musimy ich zgubić! - krzyknął brązowooki.

Drogę ucieczki przerwało im żółte auto, którego kierowca zatrzymał się na środku ulicy. Kobieta siedząca za kółkiem zaprosiła obu mężczyzn do środka gestem dłoni. Wikary otworzył tylne drzwi w aucie i chaotycznie wepchnął Mateusza do środka, po czym sam do niego wszedł, zatrzaskując wrota przed zbliżającymi się dziennikarzami.

- Jesteście cali? - spytała blondynka jednocześnie odpalając pojazd.

- Nic nam nie jest, oprócz tego, że dziennikarze za wszelką cenę próbują mnie skompromitować. Dziękuję, że pani się zatrzymała, pani Justyno.

- Zawiozę was na plebanię, z dala od tego nieśmiesznego cyrku. - oznajmiła była pani burmistrz.

***

- Proszę księdza, ja naprawdę nie mam nic wspólnego z powstaniem tego artykułu. Ja sama dowiedziałam się o tym dopiero po fakcie. Już nigdy nie powierzę nikomu swoich obowiązków. - wyznała kobieta popijając ciepłą kawę.

- Nawet bym pani o to nie podejrzewał. Wiem, że pani zawsze stała za mną murem. Jest mi po prostu przykro, że sprawa się wydała... - pisnął zmartwiony Żmigrodzki, z którego emocje wciąż nie opadły.

- To zdjęcie jest prawdziwe, racja?

Mateusz ciężko przełknął ślinę i pokiwał twierdząco głową, zaciskając przy tym oczy. Każdy kolejny coming out był dla niego coraz trudniejszy i bardziej stresujący.

- Tak mi przykro. Ludzie to nietolerancyjne hieny wtykające nosa w nieswoje sprawy. A ja właśnie zaufałam niewłaściwej osobie, która karmi się takimi sensacjami... Przepraszam. - mruknęła redaktor naczelna.

- Najpierw incydent z hostią, potem Orest mnie uderzył i zezwał od najgorszych, później to obrzydliwe graffiti w szkole i teraz jeszcze ten artykuł... Przez moje pedalstwo księdzu Waleremu przebili opony, a mnie wyrzucą z parafii... - wyjąkał niebieskooki czując spływającą po policzku łzę.

- To że Orest zachował się jak śmieć wcale mnie nie zaskoczyło, ale o jakim graffiti ksiądz mówi? - zapytała kobieta.

- Ktoś na tablicy wymalował sprayem potężny napis o treści "Ksiądz pedał", a na ścianie walnął pentagram. Zabolało mnie to, mimo iż kłamstwem to nie było... - westchnął duchowny.

- Kłamstwo, czy nie kłamstwo, takie obrzydliwe bohomazy nie powinny powstać. Swoją drogą, przypomniało mi się, że zanim Mirek opuścił redakcję, to wspominał coś o jakiejś starszej babce w wieku Oresta, która przekazała mu wasze zdjęcie do artykułu. Domyśla się ksiądz kto to mógłby być?

Mateusz stanął jak wryty i powoli zaczął łączyć ze sobą poszlaki. Uświadomił sobie, że osobą odpowiedzialną za obrzydliwy artykuł mogła być pracująca w szkole Ilona, która mogłaby się okazać również potencjalną autorką malunków.

- Wszystko jasne. Chyba wiem już kto uprzykrza mi życie... To Ilona Kałuża, czyli była partnerka Oresta, która mści się na nim za to, że ją zostawił. Ta kobieta jest niebezpieczna! Ona go śledzi i wypisuje do niego smsy z groźbami!

- Chyba kojarzę tą babkę. Ona uczy w szkole, racja? - mruknęła blondynka.

- Tak, ona uczy biologii. Dominik przez tą wiedźmę ma poważne problemy z tym przedmiotem. Cholera, muszę coś z tym zrobić! - jęknął Żmigrodzki.

- Gdyby coś się działo, to niech ksiądz zawsze pamięta, że jestem po księdza stronie. Liczę na to, że biskup się nad księdzem ulituje, i że księdza nie wyrzuci. - powiedziała Justyna.

Kobieta odłożyła pusty kubek na stole i wstała z kanapy, po czym podeszła do Matiego i stanęła przed nim.

- Wierzę w to, że znajdzie ksiądz fantastycznego faceta, któremu Orest nie dorówna do pięt. Zasługuje ksiądz na wszystko, co najlepsze. - wyznała z uśmiechem na twarzy.

Kapłan szczerze odwzajemnił uśmiech. Justyna przytuliła go, a on odwzajemnił przyjacielski uścisk. Powoli zaczął odzyskiwać nadzieję, że wszystko będzie dobrze. W końcu miał przy sobie rodzinę i przyjaciół.


______________

Ok, nie spodziewałam się, że tak szybko się uwinę z tym rozdziałem.

Dajcie znać jak wam się podobał :D

Pozdrawiam <333

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro