016. Finał 2/2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przepraszam, że rozdział pojawia się tak późno, ale dzisiaj CIĄGLE ktoś mi przeszkadzał. Nie ważne, mam nadzieję, że się nie pogniewacie.

Przedstawiam wam przedostatni rozdział tego fanfika. Niedługo pojawi się również rozdział siedemnasty będący epilogiem, który raz na zawsze zamknie tę opowieść.

Życzę miłego czytania. Mam nadzieję, że nikt nie zejdzie na zawał :D

Pozdrawiam <3

_____________________

Następnego dnia, o godzinie dziesiątej Orest wrócił do pracy w dosyć zmieszanym humorze. Zeszłego dnia, późnym wieczorem Morus napisał do niego smsa, w którym poinformował go, że wszystko sobie przemyślał i został odwieszony. Nagła zmiana zdania naczelnika dosyć mocno go zaskoczyła, ale nie chciał protestować. W końcu nie wyobrażał sobie życia bez swojej roboty.

Kiedy wszedł na teren komendy, tradycyjnie minął stanowiska swoich podwładnych, w tym biurko Mietka. Wyższy policjant spojrzał na Możejkę z pogardą i obrzydzeniem.

- Mietek, wszystko ok? - zapytał siwowłosy.

- Wybacz, ale ze świniami bez honoru nie rozmawiam. - odburknął grubszy.

Zanim niższy zdążył jakkolwiek zgasić Nocula, Morus wyszedł z biura i odkrząknął, a następnie gestem dłoni zaprosił komendanta do siebie. Orest posłał Mieciowi oburzone spojrzenie, po czym wszedł do pomieszczenia przygruchanego przez Olusia.

- A więc dzień dobry, Możejko. Cieszysz się z powrotu do pracy? - spytał z bezczelnym uśmieszkiem na mordzie.

- Oczywiście, ale... Jak to się stało, że nagle pan naczelnik zmienił zdanie? - pisnął starszy.

- Powiem krótko. Niech pan podziękuje księdzu Mateuszowi za to, że mnie przekonał do przywrócenia pana. Widać, że z miłości do pana zrobiłby mi nawet laskę. - zaśmiał się chamsko łysol.

Żart, który wypłynął z ust Morusa ani trochę nie spodobał się Orestowi. Obrzydzony i oburzony siwowłosy wyszedł ze swojego byłego biura z wyrzutami sumienia. Nie przypuszczał, że Mateusz po tym wszystkim stanie w jego obronie. Od chwili pocałunku kompletnie pogubił się. Każdy dookoła pomyślałby sobie, że uderzył i zwyzywał duchownego dlatego, że ten jest mężczyzną, jednak powód jego obrzydliwego zachowania był zupełnie inny...

***

Walery i Mati szli spokojnym i powolnym spacerkiem w kierunku kościoła. Mimo, iż Żmigrodzki był tymczasowo pozbawiony kapłańskich uprawnień, to nie chciał zaniedbywać relacji z Bogiem, choć po całej sytuacji z pocałunkiem i artykułem w gazecie poczuł, że Stwórca się od niego odsuwa.

- Nie stresuj się, będzie dobrze. Może biskup wcale aż tak źle cię nie potraktuje? Może zdążył ochłonąć i sobie wszystko przeanalizować? - mruknął Walery, gładząc starszego po ramieniu.

- Oby na moje miejsce przyszedł o wiele lepszy proboszcz. Mam nadzieję, że będzie dobry dla ciebie i dla Natalii, o ile jej nie wyrzuci...

- Ale co ty mówisz, baranie? W tej parafii jest miejsce tylko na jednego księdza! Nie no, na dwóch w sumie, ale mnie nie licz... Nie ważne! Jesteś najlepszym księdzem jakiego kiedykolwiek spotkałem! Mało tego, jesteś moim idolem! Jak to możliwe, że zawsze optymistyczny i pozytywnie nastawiony do życia Mateuszek stał się depresyjnym dziadem, który poddaje się bez walki? A jeśli biskup cię wypieprzy, to ty wypieprz jego... w tyłeczek, geju.

Po jakże wyczerpującym monologu, wikary zaśmiał się i delikatnie szturchnął blondyna w ramię. Matias zmierzył przyjaciela zażenowanym spojrzeniem i puknął się w czoło wskazującym palcem.

- Bardzo zabawne. Jestem prawiczkiem i nie mam zamiaru tracić cnoty z Plastusiem. Poza tym, ja nawet kuźwa nie wiem jak on ma na imię! - wyjąkał niebieskooki.

- CO?! Ty jesteś...

- Wyprzedzę twoje pytania. Powtarzam jeszcze raz. Tak, jestem prawiczkiem, i nie, nigdy nie miałem dziewczyny. Chyba że w przedszkolu. Ale w przedszkolu to nawet chłopaka miałem. - wyjaśnił pewny siebie kapłan podśmiechując się pod nosem.

Resztę drogi spędzili na luźnych pogaduszkach, dzięki którym starszy z księży chwilowo zapomniał o swoich problemach. Niestety nie na długo, bo kiedy zaszli na miejsce, doznali potężnego szoku.

Przed kościołem odbywał się strajk przeciwko Mateuszowi. Jego uczestnikami były głównie starsze osoby wykrzykujące homofobiczne hasła. Jednak najgorsze były transparenty przez nich trzymane, na których widniały obrzydliwe słowa, typu: "Precz z pedalstwem", "Stop zboczeńcom", "Zakaz pedałowania" oraz najgorsza wisienka na torcie, czyli "Mateusz to pedofil".

W jednej chwili Żmigrodzki poczuł mieszankę wszystkich istniejących negatywnych emocji. Nie wytrzymał i wybuchnął niekontrolowanym płaczem. Brązowooki nie mógł patrzeć na zaistniałą sytuację, więc po prostu przytulił płaczącego przyjaciela.

- Mateusz, uspokój się! Nie możesz się załamywać takimi rzeczami! Nie możesz pozwolić na to, by ktoś mówił o tobie kłamstwa! Chodź, idziemy to wyjaśnić z tymi pierdolonymi moherami!

Zanim zdążyli się ruszyć choćby o centymetr, podbiegła do nich banda dziennikarzy z telewizji. Byli to dokładnie ci sami, którzy chcieli ośmieszyć ich przed komendą. Kiedy tylko Walery ich dostrzegł, naciągnął proboszczowi kaptur na głowę i fałszywie uśmiechnął się do kamer.

- Witam droga telewizjo! Mam rozumieć, że jestem tak bardzo sławny, że pragniecie przeprowadzić ze mną wywiad? Z przyjemnością, pytajcie o co chcecie! Autografy też rozdaję, ale nie za darmo. - zakpił sobie.

- Proszę księdza, dlaczego ksiądz się stara zamieść pod dywan niemoralne zachowanie kolegi po fachu? - spytała jedna z dziennikarskich hien.

- Proszę pani, to nie jest mój kolega po fachu. To mój najlepszy przyjaciel! Przyjaźnimy się od pięćdziesięciu lat, mimo iż ja sam mam dopiero trzydzieści osiem. Widzi pani? To niesamowite, co nie? - zaśmiał się idiotycznie.

- Dlaczego ksiądz usprawiedliwia niemoralne zachowanie proboszcza?

- Proszę państwa, niemoralne jest mówienie fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu! Takie wścibskie hieny, jak wy jedynie szukają okazji, żeby tylko upodlić człowieka i zmieszać go z błotem! Ksiądz Mateusz przez ponad trzynaście lat był wzorowym księdzem gotowym nieść pomoc każdemu człowiekowi, jednocześnie nie oceniając nikogo. Ale to, że zrobił wiele dobrego jest nieważne, prawda? Ważne jest tylko to, że RAZ w życiu popełnił błąd, za który od razu trzeba go skreślać, racja? Proszę w takim razie SPIERDALAĆ sprzed naszego kościoła, bo jak nie, to zadzwonię po policję! A na wywiad z taką gwiazdą, jak ja nie zasługujecie!

Po tym, jak Walery zripostował dziennikarzy, obaj księża im uciekli. W pewnym momencie na horyzoncie pojawił się radiowóz zmierzający w kierunku kościoła. Kierowcą pojazdu okazał się być Dziubak, obok którego na miejscu pasażera siedział Możejko. Kiedy tylko Antek zauważył kapłanów, natychmiast zatrzymał pojazd i gestem dłoni zaprosił ich do środka.

- Mateusz, właź do środka! - burknął Opałek.

Starszy otworzył tylne drzwi auta i wsiadł do środka, a zaraz po nim wszedł Walery, który zatrzasnął je przed goniącymi ich dziennikarzami. Dziubaczek odjechał z miejsca zdarzenia zostawiając bandę hien z tyłu.

- Jesteście cali? - spytał siwowłosy.

- Nie udawaj siwy, że cię to interesuje! Jesteśmy kościelnymi patusami i nie potrzebujemy pomocy! - warknął wikary.

- Ludzie, ja tylko zapytałem! Poniosło mnie z wyzywaniem was. Wiem, że nie zachowałem się najlepiej, ale ja chcę się z wami pogodzić! - wyjaśnił podirytowany komendant.

- Jeśli masz ochotę, to możemy porozmawiać na komendzie, na osobności. - pisnął Mateusz wciąż niemogąc się otrząsnąć po ujrzeniu obrzydliwych transparentów.

***

Oreścik zaprowadził Mateusza w najbardziej odosobnione miejsce na komendzie, czyli na dołek. Przez chwilę obaj trwali w niezręcznej ciszy, jednak w pewnym momencie starszy nie wytrzymał i przerwał ją.

- Czy możesz mi wreszcie powiedzieć w jakim celu chciałeś ze mną porozmawiać? - burknął.

- Po pierwsze, zmień ton głosu. No a po drugie, to chyba wiem kto zrobił nam zdjęcie z ukrycia. To na dziewięćdziesiąt dziewięć procent Ilona, bo ten cały Mirek dziennikarz powiedział pani Justynie, że to zdjęcie przyniosła mu babka w twoim wieku. No i opis Ilony się zgadzał. Poza tym, jakiś czas temu mówiłeś, że Ilona znajdzie na ciebie haka, żeby cię zniszczyć. - wyjaśnił blondyn.

- Cholera, to by się zgadzało... Jeśli to faktycznie ona, to ją zamorduję! - syknął pod nosem czekoladowooki.

- Słuchaj... W poniedziałek byłem w szkole i uczniowie się ze mnie wyśmiewali na korytarzu. Zauważyłem, że drzwi w jednej sali były uchylone, więc z ciekawości zajrzałem do środka... A na tablicy... Był wysprayowany napis "Ksiądz pedał"... - wymruczał kapłan.

- Czemu ja się dopiero teraz o tym dowiaduję? Przecież to jest wykroczenie! Dlaczego z tym nie przyszedłeś na policję? - zapytał niższy.

- Przepraszam bardzo, ale ktoś mi zabronił pokazywać się na komendzie! Myślisz, że po tym wszystkim mam ochotę na ciebie patrzeć? - wymamrotał młodszy.

- Przepraszam, po prostu poniosło mnie wtedy! Nie powinienem wtedy cię bić, ani mówić takich rzeczy... - wyjąkał niepewnie.

- Mam gdzieś twoje przeprosiny, bo wiem, że są nieszczere! Nie chodzi mi o to, że mnie uderzyłeś, bo ból fizyczny jest niczym w porównaniu do psychicznego! Już nawet olałem to, że nazwałeś mnie pedałem, ale coś, czego przeboleć nie mogę to to, że nazwałeś mnie kościelną patologią!

W tamtym momencie Możejce zrobiło się strasznie głupio. Powoli zaczynało docierać do niego, że zachował się jak najgorsza świnia bez honoru.

- Skoro jestem kościelną patologią, to powiedz mi, kogo skrzywdziłem? Kogo wykorzystałem? Kogo okradłem?! No właśnie, NIKOGO! A pocałowałem cię wtedy tylko dlatego, że cię KOCHAM! - wykrzyczał duchowny ze łzami w oczach, a następnie założył kaptur na głowę i wyszedł.

***

Kiedy wszyscy wyszli z sali, Dominik jako jedyny został na przerwie na prośbę Ilony. Bał się kolejnej rozmowy z nauczycielką, dlatego po cichu zaczął się modlić.

- Słuchaj gnoju, powiem wprost. Nie masz szans na to, bym przepuściła cię do następnej klasy. Masz za dużo jedyneczek. - zaśmiała się bezczelnie kobieta.

- Ja się staram jak tylko mogę, ale pani za wszelką cenę próbuje mnie udupić! Ja rozumiem, że ojciec...

- ZAMKNIJ SIĘ! Pamiętaj, że jak powiesz o tym komukolwiek, to zniszczę ciebie, twojego tatusia i tego pieprzonego księżulka za to, że próbuje mi odbić Oresta! - wysyczała psychopatycznie.

- A więc to ty stoisz za tym artykułem, głupia suko! I graffiti to pewnie też twoja sprawka, szmato! Idę do dyrektora! Powiem mu, że pani mi grozi i mnie zastrasza!

Nastolatek wstał z krzesła i rzucił się z ucieczką w kierunku drzwi, jednak psychopatka chwyciła go za ramię i rzuciła nim o biurko. Chłopakowi nic poważniejszego się nie stało, ale przerażenie jakiego wtedy doznał było nie do opisania.

Na szczęście do pomieszczenia w porę weszła przyjaciółka Możejki - Tosia. Dziewczyna trzymała w dłoni telefon i posłała nauczycielce bezczelny uśmiech.

- Na szczęście wszystko udało mi się nagrać. Za chwilkę telefonik wraz z nagraniem trafi do dyrektora, a pani odbiorą uprawnienia do wykonywania zawodu. - zaśmiała się dziewczyna.

- Co?! Nie ma takiej opcji, gówniaro! Obu was udupię z biologii! - syknęła Kałuża.

Nastolatka chwyciła przyjaciela za ramię. Obaj wybiegli z sali co sił w nogach, pędząc w kierunku gabinetu dyrektora. Na całe szczęście byli dużo szybsi od Ilony, a kiedy znaleźli się przed drzwiami do dyra, zapukali do nich, po czym bez słowa pozwolenia wpakowali się do środka.

- Panie dyrektorze, to bardzo pilna sprawa! Chodzi o panią Ilonę i jej karygodne zachowanie! - wyjaśniła.

- Uspokójcie się, jesteście cali zdyszani. O co chodzi? - mruknął mężczyzna.

- Mam nagranie, na którym pani Ilona zastrasza Dominika i stosuje wobec niego przemoc. Niech pan to obejrzy.

Tosia wręczyła dyrektorowi telefon, na którym odpalił filmik. Początkowo nie chciało mu się wierzyć w autentyczność nagrania, lecz po chwili je zastopował i położył komórkę na biurku.

- Dziękuję, że mi to pokazaliście. Ja oczywiście nie zostawię tak tego i zawiadomię odpowiednie instytucje. Usiądźcie proszę na krzesłach, a ja zadzwonię po twojego tatę, Dominiku.

***

- Dziękuję, że zjedliście ze mną ten obiad. Wiem, że nie umiem gotować i pewnie skończy się on dla was nagłym pobytem w toalecie, ale... Dziękuję...

- Bez przesady. Wcale aż tak źle ksiądz nie gotuje. - powiedziała gosposia.

Mateusz otarł łzy w kącikach oczu, żeby ukryć smutek. Starał się pokazywać bliskim, że mimo wszystko jest silny. Czuł jednak, jak jego serce pęka na milion kawałków.

- Widziałem, że wycierasz łzy. Nie musisz tego ukrywać, przyjacielu. - wydukał Pluskwa.

Rudowłosy wstał od stołu i bardzo mocno przytulił księdza. Obaj nie wytrzymali i zaczęli płakać, jakby za moment miał nadejść koniec świata. W pewnym sensie dla nich nadchodził.

Blondyn odkleił się od Waldka i spojrzał na płaczącą Natalię. Jej łzy były dla niego najgorszym widokiem na świecie. Bez chwili zastanowienia przytulił kobietę i ucałował ją w głowę.

- Proszę, nie zapominaj o mnie, Natalio. Jesteś dla mnie jak siostra i matka w jednym... Pamiętaj, że bardzo was wszystkich kocham. Zawsze byliście i będziecie moją rodziną... Przepraszam, że was zawiodłem... - jęknął Matteo.

Duchowny odsunął od siebie kobietę i ponownie otarł łzy, tym razem z policzków. Spojrzał po chwili na Walerego powstrzymującego płacz. Położył dłonie na ramionach wikarego i spojrzał mu w oczy.

- Nie mam i nigdy nie będę miał dzieci, ale gdybym mógł, to chciałbym mieć właśnie takiego syna, jak ty. Dziękuję ci za wszystko. - szepnął starszy z księży.

Obaj mężczyźni wtulili się w siebie i zaczęli płakać. Żaden z nich nie chciał się rozstawać z drugim, ale wiedzieli, że to było nieuniknione. Po paru długich minutach odsunęli się od siebie i uśmiechnęli się przez łzy.

- Walery, dbaj o parafian. A ty Waldek dbaj o Natalię. Bądźcie dla siebie dobrzy i kochajcie się. Później wpadnę po rzeczy... - powiedział rozklejając się.

Żmigrodzki odwrócił się tyłem do swych najbliższych i ciężko przełknął ślinę. Wytarł łzy z policzków i zaczął iść w kierunku drzwi frontowych...

- Nie poddawajcie się, walczcie. - pisnął na pożegnanie.

***

Wybiła punktualnie godzina osiemnasta. Mateusz znalazł się tuż przed drzwiami prowadzącymi do biura biskupa. Jeszcze nigdy nie czuł tak potężnego przypływu strachu, jak w tamtej chwili. Zanim zdecydował się wejść do środka, odmówił krótką modlitwę. Dopiero kiedy przeżegnał się, zauważył stojącego obok księdza Jacka.

- To się ksiądz doigrał! Wielce idealny i pobożny Mateuszek okazał się być zwykłą ciotą! - syknął rywal Matiego.

- Daruj sobie te docinki. Zawsze tylko czyhałeś na mój upadek, więc teraz masz już to, czego chciałeś. Zamknij wreszcie mordę i odpierdol się ode mnie raz na zawsze, bo nigdy nic złego ci nie zrobiłem! - burknął ze spokojem Żmigrodzki.

Mężczyzna posłał Jacorowi ostatnie groźne spojrzenie, po czym otworzył drzwi i wszedł do biura przełożonego. Od razu zatrzasnął za sobą wrota, by wścibska hiena nie weszła za nim. Kiedy tylko znalazł się w pomieszczeniu, poczuł nagły paraliż i jeszcze większy strach.

Biskup stał na środku, zwrócony tyłem do Mateusza. W momencie przekroczenia progu przez blondyna nawet się nie odezwał.

- Ekscelencjo... Już jestem... - wyjąkał młodszy z księży.

- Siadaj przy stoliku. - rozkazał pulchniejszy ze spokojem w głosie.

Duchowny posłusznie wykonał polecenie starszego. Usiadł na krześle ze spuszczoną głową i ciężko przełknął ślinę. Eminencja odwrócił się do niego przodem i rzucił na stół gazetę ze słynnym artykułem.

- Zacznijmy od tego, czy masz coś na swoją obronę?

Niebieskooki jedynie przecząco pokręcił głową. Poczucie wstydu sprawiło, że nie był w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa. Wiedział doskonale, że nie ma żadnych argumentów na to, by się obronić.

- Od kiedy jesteś pedałem? I kiedy zamierzałeś mi o tym powiedzieć? - burknął łysawy.

- Jestem nim od zawsze... - wyznał roztrzęsiony ksiądz.

- CO?! Zataiłeś swoje pedalstwo przed Kościołem?! Po co ty właściwie zostałeś księdzem? - warknął przełożony.

- Eminencjo, to wcale nie tak...

- A jak?! Poszedłeś do seminarium będąc pedałem, liżesz się w parku z facetem i twierdzisz, że nic się nie stało? Zostałeś księdzem, żeby ukryć swoje zboczenie?! - syknął starszy.

- Ja wcale nie chciałem niczego ukrywać... Moja orientacja seksualna nie ma nic wspólnego z byciem księdzem... Gdybym nie czuł powołania, to nie poszedłbym do seminarium! - wyjaśnił Żmigrodzki.

Biskup zaczął nerwowo krążyć wokół stolika. Był potwornie wściekły na przerażonego Mateusza i zaciskał pięści. Powstrzymywał się od przemocy fizycznej, choć nie było mu łatwo.

- Tak szczerze, to od zawsze wiedziałem, że jesteś jakiś taki miękki i ciepły, ale nie sądziłem, że jesteś zboczeńcem!

- Dlaczego ksiądz biskup twierdzi, że jestem zboczeńcem? Przecież nie wykorzystałem nikogo seksualnie, ani nie obmacywałem! I niech się ekscelencja nie martwi, nie będę ekscelencji dotykał! - zripostował Matias.

- To nie jest normalne, żeby facet z facetem się pieprzył! Homoseksualizm to zboczenie i grzech! Wiesz co? Po tym incydencie z hostią się nad tobą ulitowałem, chociaż przegiąłeś. Gdybyś miał kochankę, to też bym ci darował, ale...

- Ale co? Co za różnica, czy łamię celibat z kobietą, czy mężczyzną? Ja nawet z nim nie spałem, tylko się z nim pocałowałem! Wiem, że nie powinienem robić nawet tego. Proszę mi dać jeszcze jedną szansę... - poprosił blondwłosy.

- Do ciebie naprawdę nie dociera powaga sytuacji? Mateusz, ja nie jestem jak inni biskupi! Kiedy widzę, że jest problem, to nie zamiatam go pod dywan, tylko go rozwiązuję. Jeśli ksiądz jest pedofilem, to trzeba go usunąć na dobre i wpakować za kratki. - powiedział stanowczo szef diecezji.

Mateusz zdenerwował się i wstał z krzesła spoglądając na przełożonego. W jednej chwili poczuł niewyobrażalny przypływ gniewu i smutku. Miał ochotę się rozpłakać, jednak nie chciał dać Plastusiowi tej satysfakcji.

- Słucham...? Czy ksiądz nazwał mnie pedofilem? Na jakiej podstawie?! Kogo skrzywdziłem, żeby mnie tak nazywano?! Co złego zrobiłem w swoim życiu, że teraz jestem skreślany przez wszystkich?! - wykrzyczał młodszy, po czym ukrył twarz w dłoniach.

- Zejdź mi z oczu! Nie mam już zamiaru z tobą rozmawiać, zboczeńcu! Jeszcze dzisiaj wyprowadzasz się z plebanii i oddasz koloratkę! - rozkazał rozjuszony biskup.

Kiedy Mateusz usłyszał te słowa, zamurowało go. Domyślał się, że zostanie wyrzucony ze stanu duchowieństwa, lecz nie spodziewał się, że zostanie potraktowany tak okropnie. Kiedy to, co powiedział biskup do niego dotarło, rozpłakał się i padł na kolana.

- I czego ryczysz, pedale?! Było myśleć wcześniej nad swoimi czynami i konsekwencjami! Tak to jest, jak się myśli chujem, a nie rozumem!

Kiedy zrozpaczony duchowny stracił nadzieję i ostatecznie się załamał, do biura biskupiaka bez pukania wszedł Możejko, a za nim ksiądz Jacek ze swoim charakterystycznym grymasem na twarzy. W momencie, gdy policjant zauważył zapłakanego księdza, zrobiło mu się go potwornie szkoda.

- Eminencjo, nie mogłem go zatrzymać! - wyjąkał Jacor.

Pulchny ksiądz spojrzał na komendanta z grozą. Orest stanął z nim twarzą w twarz, posyłając mu spokojne i opanowane spojrzenie. W głębi duszy jednak czuł się zestresowany i niepewny.

- Ekscelencjo, to nie ksiądz Mateusz mnie pocałował, tylko ja jego. Proszę się na niego nie gniewać, bo on nigdy w życiu nie złamałby celibatu. - pisnął.

- Zabawne, ciota przybyła bronić swego kochasia. Serio, nie wstyd panu tu przychodzić? - zapytał eminencja.

- Owszem, wstyd mi, że to przeze mnie ksiądz Mateusz ma kłopoty. Ubzdurałem sobie, że on odwzajemnia moje uczucia... Ale on nigdy w życiu by nie pokochał kogoś takiego, jak ja... On nigdy by nikogo nie pokochał, bo jest zbyt wierny Kościołowi, rozumie ksiądz? Dla niego celibat to rzecz święta!

Biskup był zaskoczony słowami policjanta, jednak nie dał po sobie tego poznać. Spojrzał na klęczącego na podłodze Mateusza i uświadomił sobie, że zachował się niefajnie w stosunku do niego.

- Proszę księdza, może i Mateusz jest homoseksualistą, ale to wcale nie oznacza, że nie może być dobrym księdzem! On żyje w czystości! Poza tym, ksiądz Mateusz jest najlepszym proboszczem i w ogóle księdzem, jakiego kiedykolwiek poznałem! On przez te wszystkie lata uczynił tyle dobra, że to jest niesamowite! Nie oceniajmy go po upodobaniach, bo to nie jest istotne. A wyzywanie gejów od zboczeńców i pedofili jest nie na miejscu, bo jak można porównywać zboczenia do orientacji seksualnej?

Wyczerpujący monolog Oreścika wstrząsnął biskupem i Mateuszem, a ksiądz Jacek się popłakał ze wzruszenia. Starszy z księży spojrzał na podwładnego i podał mu dłoń, którą ten chwycił i po chwili wstał z kolan.

- Ja obiecuję, że nie będę się zbliżał do księdza Mateusza, bo wiem, że Bóg jest dla niego najważniejszy. A ksiądz biskup niech na przyszłość będzie bardziej tolerancyjny, bo Mateunio jest najlepszym księdzem w diecezji. Ze świecą szukać takich kapłanów, jak on. - powiedział z dumą czekoladowooki, a następnie wyszedł z biura i udał się do wyjścia.

Biskup i Jacek spojrzęli na zmartwionego blondyna, który dochodził do siebie. Mati nie mógł uwierzyć w to, co przed chwilą się stało. Bał się, że przełożony nie zmienił zdania i wyrzuci go na zbity pysk, jednak pulchniejszy po prostu uścisnął go.

- Mam nadzieję, że inspektor powiedział prawdę i nie kryje ci tyłka. Dam ci jeszcze jedną szansę, tylko nie zmarnuj jej. - szepnął.

- Dziękuję, księże biskupie. - mruknął Mefiu, odwzajemniając uścisk.

- Idź i nie grzesz więcej.

***

Orest czekał przed kurią na Mateusza zastanawiając się, czy by przez ten czas nie zapalić papierosa. Na szczęście wygrał rozsądek i zdecydował się wyrzucić papierosy do kosza na śmieci. Po paru minutach duchowny wyszedł z budynku i spojrzał zaskoczony na Możejkę.

- Orest? Dlaczego tu przyjechałeś, i po co mnie broniłeś przed biskupem? - spytał.

- Powiedzmy, że chciałem ci wynagrodzić to, że ci naubliżałem. Wiem, że zachowałem się jak najgorszy cham i wieśniak. Dziękuję ci, że po tym wszystkim przyszedłeś do Morusa i stanąłeś w mojej obronie. - pisnął wzruszony siwowłosy.

- Wybaczam, ale nie zapominam. Jesteśmy kwita, to najważniejsze. I dziękuję ci, że przyjechałeś i mnie obroniłeś. Gdyby nie ty, to wyrzucono by mnie ze stanu duchowieństwa.

- Wiem. W zasadzie, to wszystko dzięki Waleremu. Miałem dzisiaj ostrą rozmowę w szkole, bo Ilonka dopuściła się przemocy wobec Dominika. Odpowie przed sądem za to oraz za malowanie obrzydliwych graffiti, stalking, groźby, szantaż i przebicie opon Walerego. O tym porozmawiamy innym razem, ale wracając... Od razu po akcji w szkole przyjechałem na plebanię, by powiedzieć Waleremu o oponach. On mi natomiast powiedział, że masz bardzo ciężką rozmowę u biskupa, więc przyjechałem z odsieczą.

Mati posłał przyjacielowi delikatny uśmiech, który został odwzajemniony. Panowie tkwili przez chwilę w niezręcznej ciszy, jednak niższy postanowił zrobić krok do przodu. Przytulił niebieskookiego i zamknął oczy. Zestresowany ksiądz bał się, że ktoś z boku cyknie im fotkę, jednak mimo wszystko odwzajemnił uścisk. Parę sekund później, starszy odkleił się od księdza i cmoknął go w policzek.

- Ja już będę leciał do domu... Trzymaj się... - szepnął niezręcznie i czym prędzej uciekł w stronę auta.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro