011.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po skończonej spowiedzi, Mateusz nie wrócił na plebanię i włóczył się przez parę godzin po mieście. Wrócił do domu pięć minut po północy. Chciał udać się do swojego biura niezauważony, jednak w ostatnim momencie został przyłapany przez Walerego.

- Proszę księdza, gdzie ksiądz był?! Pani Natalia odchodzi od zmysłów, a Waldek szukał księdza już chyba wszędzie! - wyjąkał młodszy.

- Mam to w dupie! Nie jestem już dzieckiem i przestańcie za mną latać! I przekaż reszcie, że mają całkowity zakaz wchodzenia do mojego biura! - warknął proboszcz, po czym trzasnął wikaremu drzwiami przed nosem.

Niebieskooki zasiadł przed biurkiem i ukrył twarz w dłoniach. To była pierwsza spowiedź w jego życiu, która tak bardzo nim wstrząsnęła. Tak bardzo chciał porozmawiać z kimś na ten temat, ale wiedział, że nie wolno mu było. Tajemnica spowiedzi od zawsze była najściślejszym prawem kościelnym, a złamanie jej przyniosłoby okropne konsekwencje.

Blondwłosy otworzył szafkę i wyjął z niej wódkę, którą dostał kiedyś od Mietka Nocula z okazji urodzin. Mężczyzna odkręcił butelkę i do połowy zapełnił swój ulubiony kubek alkoholem. Z tej samej szafki wyjął również w połowie opróżnioną litrową butelkę wody mineralnej. Duchowny dopełnił kubek wodą, a następnie bez wahania wyzerował jego zawartość.

Wtedy poczuł, że robi mu się niedobrze. Mateusz nie był przyzwyczajony do spożywania alkoholu, z wyjątkiem wina mszalnego, które mimo wszystko było słodkie. Mimo mdłości, duchowny zrobił sobie następnego "drinka", którego tym razem wypił powoli. Kiedy odstawił kubek, schował wódkę do szafki i oparł plecy o siedzenie, po czym zasnął.

***

- Proszę księdza, jest dziewiąta! - krzyknął wikary szturchając Matiego.

Po przebudzeniu Żmigrodzki poczuł lekki ból głowy zmieszany z mdłościami, jednak starał się nie okazywać tego młodszemu.

- Co ty tu robisz...? - spytał osłabionym głosem blondyn.

- Proszę księdza, zaspał ksiądz do szkoły! - powiedział brązowooki.

- Dzisiaj wyjątkowo nie mam lekcji. Serio myślisz, że zaspałbym do pracy? A tak poza tym, czy ja ci przypadkiem nie zabroniłem wchodzić do mojego biura? - burknął proboszcz.

- Proszę księdza, ja po prostu się o księdza martwię! Wszyscy się martwimy! Nie poznajemy księdza! - jęknął brązowowłosy.

- To przestańcie się martwić! Jestem dorosłym człowiekiem i nie potrzebuję bandy przygłupów latających nade mną!

Blondyn wstał z fotela i otworzył drzwi, a następnie z całej siły wypchnął za nie wikarego, przez co młodszy zaliczył mocną glebę.

- Wejdź tu jeszcze raz, a obiję ci mordę tak, że cię biskup nie pozna! - wrzasnął starszy, a po chwili trzasnął drzwiami.

Walery coraz bardziej bał się Mateusza. Wcześniej tylko wyzywał i groził innym, ale teraz posuwał się nawet do rękoczynów. Młody duchowny stwierdził, że nie da się więcej zastraszać. Podniósł się z podłogi i z lekkim strachem wszedł z powrotem do biura, w którym zastał niebieskookiego polewającego sobie do kubka.

- A ponoć ksiądz abstynentem jest! - wrzasnął młodszy mężczyzna, po czym odebrał blondynowi butelkę z alkoholem.

- Doigrałeś się, gnojku! Oddawaj to, jeśli ci życie miłe! - syknął wkurwiony Matteo.

Opałek wycofał się z biura i pobiegł do łazienki, a następnie odkręcił butelkę i wylał jej zawartość do kibla. Mateusz przybiegł tuż za wikarym, a kiedy zobaczył, że jego młodszy kolega spuszcza alkohol w toalecie, wpadł w furię.

- Zamorduję cię! - wrzasnął, a następnie z całej siły przycisnął Walerego za szyję do ściany.

Młody kapłan robił się coraz słabszy. Z każdą mijającą sekundą tracił coraz więcej powietrza z płuc. Kiedy powoli tracił czucie w nogach, resztkami sił uderzył Mateusza butelką w głowę.

- AŁA!!! TY SKURWYSYNU! - wrzasnął proboszcz upadając na podłogę.

Wikary skorzystał z sytuacji i wybiegł z łazienki, a następnie z plebani. Był tak bardzo przestraszony całą tą sytuacją, że nawet nie zauważył kiedy zderzył się z kimś.

- O Matko, przepraszam! - jęknął z przerażeniem w głosie.

- Jeju, proszę księdza, co się stało? - spytał mężczyzna.

Walery dopiero po chwili zauważył, że osobą, na którą wpadł jest Orest Możejko. Młody mężczyzna poczuł ulgę. Wiedział, że Mateusz nie odważy się stosować przemocy w obecności policjanta.

- Nic się nie stało... Heh... Przepraszam za to zajście. No i zapraszam pana na kawę.

Siwowłosy uśmiechnął się do księdza i razem z nim wszedł na plebanię. Akurat w tym samym momencie, z łazienki powolnym krokiem wyszedł Mati. Kiedy ujrzał Oresta, wszystko inne dookoła przestało mieć dla niego znaczenie.

- Oo! Witam, panie inspektorze. Co pana sprowadza? - zapytał z uśmiechem na twarzy.

- Szczęść Boże. Przyszedłem tutaj tak po prostu. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. - odpowiedział inspektor.

- Oczywiście, że pan nie przeszkadza! Zapraszam do salonu. Ksiądz Walery zaraz zrobi panu kawę.

Wikarego zatkało. Mateusz tak po prostu złagodniał, i to w chwili, gdy pojawił się Orest. Duchowny był już w stu procentach przekonany, że niebieskooki kocha inspektora.

Brązowowłosy posłusznie wykonał polecenie wydane przez proboszcza, gdyż bał się, że dokończy to, co zaczął wcześniej w łazience.

- A więc... Jak u Dominika, proszę pana? - spytał przyjaźnie Żmigrodzki.

- Cóż, moje relacje z nim bardzo się polepszyły, odkąd rozstałem się z Iloną. Dominik spędza teraz ze mną więcej czasu, jest szczęśliwszy i dużo lepiej się uczy. Wyjątek stanowi tylko biologia... - westchnął.

- Biologia była również moją kulą u nogi w liceum, także wiem jak to jest. Każda nauczycielka tego przedmiotu jest dość... Specyficzna. - zaśmiał się ksiądz.

- Ta... Szczególnie Ilona. Zaczynam jej się bać, bo ciągle wypisuje do mnie smsy, że jak do niej nie wrócę, to znajdzie na mnie haka. - wyznał siwowłosy.

- Co pan mówi? Poważnie?

Mateusz wcale nie poczuł zaskoczenia, gdyż sam miał okazję poznać prawdziwy sukowaty charakter nauczycielki.

- Mogę nawet księdzu pokazać te wiadomości. - pisnął inspektor.

- Nie trzeba. Sam też w szkole miałem nieprzyjemną sytuację z panią Kałużą. Nie chcę jej oceniać, ale mam wrażenie, że coś jest z nią nie tak. - wyznał blondwłosy.

Walery przyniósł dla Mateusza i Oresta dwie kawy oraz ciasteczka maślane. Czuł na sobie groźne spojrzenie proboszcza, więc odwrócił się na pięcię. Już miał uciec do swojego pokoju, kiedy to Możejko odezwał się do niego.

- A ksiądz przed czym tak uciekał z plebani?

- Cóż... Ja...

- Uciekał przed pająkiem. Ksiądz Walery ma arachnofobię i musiałem zlikwidować paskudę z łazienki, żeby się już nie bał. - wytłumaczył Żmigrodzki nie dając dojść do słowa wikaremu.

Brązowookiego zabolało to, że Mefiu robił z siebie bohatera. Miał ochotę wykrzyczeć Orestowi całą prawdę, ale wiedział, że duchowny by mu tego nie darował. Poza tym, i tak Możejko by mu nie uwierzył, bo w końcu Mateusz nikogo by nigdy nie skrzywdził, no nie?

- To ja już pójdę... Idę poczytać Pismo Święte... - wyjąkał, a następnie uciekł do swojego pokoju.

- Mam wrażenie, że ksiądz Walery coś ukrywa. Zachowuje się trochę dziwnie, jakby się czegoś bał. - mruknął zaniepokojony policjant.

- On tak ma, kiedy boi się pająków. Za paręnaście minut powinno mu przejść.

- A tak swoją drogą, jak ksiądz dogaduje się z księdzem Walerym na codzień? I czy odnajduje się tu jakoś? - zapytał czekoladowooki.

- Walery czuje się tu bardzo dobrze. Staram się dawać mu dużo przyjacielskich rad. Okazuję mu także dużo wsparcia, bo jest dosyć młody i niedoświadczony.

Duchowny czuł lekkie wyrzuty sumienia. Nie dlatego, że prawie z zimną krwią zabił człowieka, tylko dlatego, że okłamuje ukochanego w tak głupi i okropny sposób. Ale z drugiej strony, kto chciałby się chwalić tym, że próbował udusić człowieka?

- Swoją drogą... Czy miałby ksiądz coś przeciwko, żeby Dominik wpadł po szkole na plebanię? Stęsknił się bardzo za tym miejscem i chciałby księdza odwiedzić. - spytał starszy.

- Oczywiście, że nie mam nic przeciwko temu. Dominik jest tu zawsze mile widziany. Pan zresztą również... Lubię, kiedy odwiedza pan plebanię.

Mati zawstydził się i poczuł na swoich policzkach delikatnego rumieńca. Inspektor na szczęście go nie zauważył,

- Ja też lubię tu przychodzić, mimo iż z kościołem nie chcę mieć nic wspólnego... - wymamrotał niepewnie.

- Ja wiem, że to pana sprawa osobista, ale... Czy jest jakiś powód, przez który został pan ateistą? - zapytał blondwłosy.

- Można tak powiedzieć... Chociaż w sumie nigdy nie byłem związany z wiarą. Ale oczywiście jak najbardziej szanuję to, że inne osoby wierzą w Boga. Mój syn na przykład bardzo mocno wierzy. - odparł.

- Rozumiem. Ja również szanuję wyznanie każdego człowieka. Podobnie z upodobaniami seksualnymi, poglądami, czy kolorem skóry. Każdy ma prawo być tym, kim chce.

- Prawda... Moim zdaniem każdy ksiądz powinien być tak samo dobry, jak ksiądz. - rzekł siwowłosy.

- Miło mi to słyszeć...

Komplement od ukochanego sprawił, że kapłan poczuł szybsze bicie serca i motylki w brzuchu. Motylki w zasadzie towarzyszyły mu już od pierwszego spotkania z mężczyzną, które miało miejsce ponad trzynaście lat temu. Od tamtego czasu inspektor mocno się zmienił. Dawniej był oschły i oziębły w stosunku do ludzi go otaczających, jednak na przestrzeni lat jego charakter ulegał stopniowej przemianie na lepsze. Duchowny mimo wszystko odrobinę tęsknił za wrednym i dokuczliwym Oreścikiem.

- Proszę księdza, a może wybrałby się ksiądz ze mną pojutrze na spacer do parku? - zaproponował czekoladowooki.

- Z przyjemnością z panem pójdę. Przyda mi się trochę ruchu. Muszę zgubić brzuszek. - zaśmiał się blondyn.

- Ojj, bez przesady. Nie wygląda ksiądz źle. - zachichotał starszy.

***

Po wyjściu z plebani, Orest przyjechał na komendę. Czuł lekki strach, gdyż przez ostatnie kilka dni zaniedbywał swoje obowiązki w pracy. Czasami nie pojawiał się w ogóle, a czasami uciekał do domu bez słowa.

Miał nadzieję, że kiedy wejdzie do środka, to nikt go nie zauważy, jednakże gdy tylko pojawił się na horyzoncie, zaczepił go Mietek.

- Orest! Co się z tobą ostatnio dzieje? Ja sobie bez ciebie nie daję rady! - oburzył się pulchniejszy.

- Przepraszam Mieciu... Ja ostatnio miewam drobne problemy w życiu prywatnym. Wiem, że pewnie uznasz to za głupią wymówkę, ale Dominik ostatnio trochę dał mi w kość. - wyznał niezręcznie szef komendy.

- Może chcesz mi się wyspowiadać? - zażartował wyższy.

- Nie, dziękuję. Ja już się wyspowiadałem zaufanej osobie... - mruknął starszy.

Możejko zostawił przyjaciela za sobą i udał się do swojego gabinetu. Zasiadł w fotelu i zaczął rozmyślać nad tym, co dzieje się w jego życiu.

Nigdy nie przypuszczał, że osoba duchowna kiedykolwiek wzbudzi jego zaufanie i będzie jego przyjacielem. Siwowłosy nie przepadał za księżmi, ale Mateusz miał w sobie coś, co sprawiało, że powoli się przekonywał.

***

Kiedy Możejko opuścił plebanię, niebieskooki czym prędzej pobiegł do kościoła. Nie chciał zostawać sam na sam z księdzem Walerym. Bał się, że znowu mu odbije i go skrzywdzi.

Duchowny siedział w konfesjonale i modlił się najszczerzej, jak tylko potrafił. Wciąż nie mógł się otrząsnąć po wczorajszej spowiedzi Julii. Jedynie rozmowa z Orestem poprawiła mu odrobinę humor i choć na chwilę pozwoliła zapomnieć.

W pewnym momencie ktoś zapukał w ściankę konfesjonału i uklęknął w nim. Był to mężczyzna, delikatnie po czterdziestce, bardzo schludnie ubrany. Mateusz niewiele widział przez kratkę, jednak dostrzegł za nią zielone oczy, w których zobaczyć można było coś niepokojącego.

- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. - szepnął mężczyzna.

- Na wieki wieków, Amen... - odpowiedział ksiądz.

Proboszcz poczuł od mężczyzny delikatną woń alkoholu, a jego głos był lekko drwiący. Mimo wszystko niebieskooki starał się zachować spokój oraz skupienie podczas spowiedzi.

- Nie przyszedłem tutaj na pogaduszki o tym, jak bardzo żałuję moich grzechów. Przyszedłem jedynie księdza ostrzec przed ewentualnym zagrożeniem... - wysapał.

- Co ma pan na myśli? - zapytał zaniepokojony Matteo.

- Wiem, że wszystko, co powiem w tej śmiesznej budce jest ściśle chronione przez Kościół Katolicki, dlatego mam nad księdzem przewagę. - zadrwił facet.

- Niech przejdzie pan do rzeczy i wyzna swoje grzechy...

- Cóż... Zapewne pamięta ksiądz, że wczoraj przyszła do księdza moja pasierbica, Julia. Wyznała księdzu, że wykorzystałem ją i że jestem straszny...

Mateuszowi przez chwilę stanęło serce. Właśnie spowiadał człowieka, który wykorzystał seksualnie nieletnią dziewczynę. Wiedział doskonale, że nie może nic zrobić...

- Powinienem teraz wielce żałować za swoje grzechy, ale wie ksiądz? Nie żałuję kompletnie niczego. Jej matka nawet nie jest świadoma tego, że kiedy jest w pracy, to ja zajmuję się jej smarkulą. Gówniara nie ma szans ze mną. Nie ma nawet odwagi komukolwiek powiedzieć. - zaśmiał się psychopata.

- Dlaczego pan to robi? Dlaczego pan ją krzywdzi?! - spytał spanikowany kapłan.

- Kto powiedział, że krzywdzę? Po prostu biorę co mi się należy. Będę robił z nią to, na co mam ochotę.

Skurwysyn miał szczęście, że jego i Mateusza dzielił konfesjonał, bo gdyby nie on, to duchowny prawdopodobnie udusiłby go gołymi rękoma.

- Masz zostawić to dziecko w spokoju! - wrzasnął wkurzony Mefiu.

- O nie, nie. To ty, pierdolony klecho masz zostawić ją w spokoju. Musisz dotrzymać tajemnicy spowiedzi. A jeśli będziesz się kontaktował z Julią, to tak ją zastraszę, żeby wrobiła cię w gwałt. - zaśmiał się psychopatycznie, a następnie odszedł od konfesjonału i opuścił kościół.

Blondwłosy nie wytrzymał i popłakał się. Po raz pierwszy od ponad czterdziestu lat się popłakał... Czuł niewyobrażalne poczucie winy i bezradności zmieszane ze strachem. Nie był w stanie pomóc bezbronnemu dziecku, gdyż obowiązywała go tajemnica spowiedzi. To pierdolone niesprawiedliwe prawo, przez które musiał trzymać gębę na kłódkę...

***

Kiedy wrócił na plebanię, wybiła punktualnie godzina dwudziesta druga. Mateusza nie obchodziło już kompletnie nic, gdyż powrócił pod wpływem alkoholu. Po drodze do domu upił się z bezsilności. Czuł się jak pierdolony i bezradny wrak człowieka.

W momencie przekroczenia progu, zakluczył drzwi wejściowe, a następnie upadł na kolana płacząc jak dziecko...

Ostatni raz płakał, kiedy miał niecałe trzynaście lat. Wtedy właśnie odbywał się pogrzeb jego ukochanej babci, która była dla niego wszystkim... Po tym okropnym i traumatycznym dla niego wydarzeniu zamknął się w sobie i już nigdy nie uronił ani jednej łzy. Aż do tego momentu...

Żmigrodzki siedział skulony pod ścianą i płakał. Wtedy to właśnie poczuł, jak ktoś kładzie dłoń na jego ramieniu i delikatnie go po nim gładzi. Blondyn podniósł wzrok i spojrzał swoimi zapłakanymi, lecz wciąż pięknymi oczyma na młodszego księdza.

- Mateuszu, powiedz mi proszę co się dzieje. - szepnął z troską w głosie.

- NIC SIĘ NIE DZIEJE! ODWAL SIĘ! - krzyknął starszy.

Mateusz próbował podnieść się z podłogi, jednak był zbyt słaby, ze względu na upojenie alkoholem. Walery wstał z kolan i wysunął dłoń w stronę księdza. Duchowny chwycił młodszego kolegę, i gdy podniósł się na nogi, został przytulony przez niego.

- Możesz mnie nienawidzić, lecz pamiętaj, że nawet mimo to będziesz miał we mnie oparcie, przyjacielu. - szepnął z czułością brązowooki.

Proboszcz wymiękł i odwzajemnił uścisk. Tak bardzo było mu brak szczerej bliskości z drugim człowiekiem. Tak bardzo potrzebował kogoś, kto go wysłucha i wesprze. Było mu potwornie wstyd za to, że jeszcze parę godzin temu prawie udusił człowieka, w dodatku przyjaciela...

- Chodźmy do mojego pokoju. Wreszcie porozmawiamy szczerze.

***

Mężczyźni siedzieli na łóżku młodego wikarego. Walery obejmował starszego księdza i delikatnie nim "kołysał", by mógł się uspokoić.

- A teraz powiedz mi co ci na sercu leży. Tylko nie kłam, proszę. - szepnął z czułością.

- Wiesz co jest najgorsze w byciu księdzem? Wcale nie to, że nie możesz kochać drugiego człowieka, i wcale nie to, że jesteś obrażany przez skrajnych przeciwników kościoła... - wymruczał Mateusz.

- Co w takim razie jest według ciebie najgorsze? - spytał wikary.

- Najgorzej jest wtedy, kiedy siedzisz w konfesjonale i przychodzi do ciebie zło... Obrzydliwe zło chwalące się swoimi grzechami! Okropne zło, które śmieje ci się prosto w twarz i grozi ci! A najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie możesz nic z tym zrobić, bo obowiązuje cię najściślejsze prawo kościoła! - wymruczał niebieskooki, po czym ponownie wybuchnął płaczem.

- Rozumiem... Wiem, że nie możesz mi powiedzieć nic, bo obowiązuje cię tajemnica spowiedzi... Jest mi tak bardzo przykro, że nie mogę ci pomóc...

- Walery... Ja ciebie tak bardzo przepraszam! Wyżywałem się na tobie, groziłem ci... I prawie cię udusiłem! Nie jestem godzien być księdzem! - zapłakał Matteo.

- Nie potrafię się na ciebie gniewać. Widzisz, pewien wspaniały ksiądz nauczył mnie kiedyś, że należy umieć przebaczać każdemu, nawet niedoszłemu oprawcy. - pisnął brązowowłosy.

Starszy mężczyzna jeszcze bardziej wtulił się w przyjaciela. Poczuł się doskonale zrozumiany przez niego. Zaufał mu ja tyle, że był w stanie wyznać mu swój największy sekret.

- Walery... Ta spowiedź nie jest jedynym problemem, który mnie dręczy... Od dłuższego czasu zamykam się przed ludźmi, których kocham. Po prostu uciekam przed nimi, bo nie chcę ich zranić... - wymamrotał ze łzami w oczach.

- Nie musisz już niczego ukrywać. Powiedz co ci na sercu leży, a będzie ci lżej. Nie będziesz musiał już dźwigać tego krzyża sam.

Mateusz wziął kilka głębszych wdechów i otarł oczy z łez, a następnie przełknął ślinę i spojrzał kątem oka na młodego księdza.

- Walery, bo widzisz... Ja... Jestem homoseksualistą...

Po tym wyznaniu, blondyn ukrył twarz w dłoniach i zaczął szlochać. Walery ucieszył się w duchu, że jego przypuszczenia okazały się słuszne i przytulił przyjaciela najmocniej, jak się tylko da.

- Wiem, że nim jesteś. Domyśliłem się już wcześniej, i wiesz co? Lubię cię takiego, jakim jesteś. Twoje upodobania to tylko niewielka cząstka ciebie. - wyszeptał z czułością.



______________

Jak wam się podoba póki co? :D

Spokojnie, Julka będzie bezpieczna.

Dajcie znać w komentarzach jak wam się podoba.

Już prawie zbliżamy się do końca. Zastanawiam się tylko, czy zrobić jeden bardzo długi finałowy rozdział, czy kilka mniejszych.

Nie, przyszły rozdział nie będzie finałowym. Musicie jeszcze poczekać XD

Pozdrawiam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro