Espair

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Twoja per.

- A więc o co chodzi? - zapytałam zamykając za sobą drzwi od samochodu. Gdy tylko weszłam do środka wydawało mi się, że coś jest nie tak. Pojazd z zewnątrz był w porządku jednak we wnątrz trochę się różnił... Był inny niż wcześniej. Tapicerka była biała, a nie czarna, podobnie jak kierownica, a na szybie nie było zabawnych frędzelnów, które naczepiał Niemcowi Polska.
- Poczekaj chwilę - rzekł nieco niższym głosem... Innym niż zwykle mówił Niemcy. Zauważyłam, że mężczyzna wyjmuje z oka żółtą soczewkę i wkłada do pojemniczka.
- Weimar... Jak mogłam się na to nabrać! - krzyknęłam oburzona próbując wysiąść z samochodu jednak drzwi były zablokowane.
- Mówię poczekaj! - powiedział z lekka agresywniej wycierając oko z łez co mnie nieco przestraszyło. Dla świętego spokoju puściłam klamkę jednak nadal nie miałam zamiaru nawet kryć swego niezadowolenia.
- Zrobiłeś ze mnie idiotkę!
- Wcale nie.
- Jak nie jak tak! Niedługo będę się bać zaufać w czymkolwiek Niemcowi, bo nie będę wiedziała czy to on czy ty!
- Możesz zaufać i jemu i mi - odparł uruchamiając silnik.
- Ale co ty robisz? - zapytałam starając się nie pokazywać rosnącego we mnie z każdą chwilą strachu. Już byłam porwana dwa razy chociaż... Czy pierwszy raz można uznać za porwanie? De facto tak, ale z czasem zaczęłam postrzegać komizm tamtej sytuacji. Rzesza, ZSRR i ja w jakimś śmiesznym stroju. Co to w ogóle miało być?! Nie powiem, bałam się wtedy, chociaż teraz raczej nie dałabym się tak łatwo. Widać, że ten świat czegoś mnie nauczył... Drugie porwanie szczególnie. To wcale nie należało do miłych czy zabawnych wspomnień. A teraz co... Miałabym być porwana trzeci raz?! Ile jeszcze razy będzie mnie ktoś tak zabierał randomowo?
- Jadę do swojej rezydencji.
- Ze mną?! Czy ja w ogóle chciałam?!
- Wsiadłaś bez problemu do mojego samochodu.
- Bo mnie oszukałeś!
- Myślałem, że widzisz różnicę pomiędzy mną, a Niemcami - nie odezwałam się, bo zasadniczo Weimar miał rację... Sama mu mówiłam, że wcale nie są do siebie aż tak podobni, a teraz? Poszłam za nim myśląc, że to Niemcy... Idiotka ze mnie... - Wybacz... Sam jestem trochę spięty przez tą sytuację.
- Ty? Spięty? Porwałeś mnie!
- To nie tak! Chcę cię chronić!
- Chronić? Przed czym niby?
- Nie przed czym, a przed kim! - krzyknął jeszcze bardziej agresywniej dodając więcej gazu. Nie musiał mówić o kogo chodzi... Ja już wiedziałam.
- O co ci chodzi? Możecie mi w końcu oboje powiedzieć po co ten cały cyrk?
- Nie - rzekł oschle - ale przy Rzeszy wcale nie jesteś bezpieczna.
- Za to przy tobie tak, prawda?
- Przecież mnie znasz.
- Sęk w tym właśnie, że nie znam.
- Jestem częścią rodziny niemieckiej! Synem wielkiego Cesarstwa Niemieckiego! Przez myśl mi nawet nie przeszło aby ci coś zrobić! - zamilkłam, bo miałam już tego dość. Może i mi nic nie zrobi, ale zacznie mącić w głowie. Nadal nie wiedziałam komu wierzyć... Jemu czy Rzeszy? Nie wiedziałam co się stało i czemu tak się zachowują, ale musiałam wybrać, po której będę stronie... Wpatrując się na krajobraz za szybą przypomniał mi się wizerunek Rzeszy leżącego na łóżku patrzącego na mnie takimi smutnymi oczami... Zmęczonymi od płaczu i ukazujące ból nie tylko związany z wypiciem dość sporej ilości alkoholu, ale również tym psychicznym związany z sytuacją w jakiej się znalazł. Przypomniały mi się też jego słowa... "Ja nic nigdy złego nie zrobiłem jemu", " to wszystko jego wina" i te pytanie... Czy mu wierzę. Bez zawahania powiedziałam, że tak, ale... Czy aby na pewno? Czy wierzę mu? A może powiedziałam tak tylko, aby załagodzić jego ból i chodź trochę go w ten sposób podnieść na duchu. Pokazać, że nie jest sam i że może na mnie liczyć. Eh... Gdybym tylko wiedziała o co chodzi...

Po chwili znaleźliśmy się pod rezydencją Weimaru. Nie powiem... Budynek zrobił na mnie wrażenie jednak zastanawiałam się, po co jemu taki wielki dom. W końcu z tego co wiem mieszkał tu tylko on i NRD. No i służba. Gdy tylko Weimar otworzył mi drzwi i pomógł wysiąść, jak na prawdziwego dżentelmena przystało, po schodach zbiegła drobna kobietka w czarnym eleganckim mundurku godnym służki.

- Hannah... Zaprowadź gościa do salonu i zrób gorącej herbaty dla nas. Ja zaparkuję tylko samochód do garażu i przyjdę - kobietka skinęła głową na znak, że zrozumiała i z uśmiechem zaprowadziła mnie w skazane przez Weimar miejsce.

Czy mówiłam już, że budynek był ogromy? Cóż. W środku wydawał się jeszcze większy. Rezydencja CR chowała się przy tej chociaż car też nie szczędził na bogactwach. Wielki biały hol na wzór koła przyozdobiony oczywiście złotem wyglądał prześlicznie, a podłoga z szarego marmuru była tak lśniąca, że aż szkoda było mi po niej chodzić. Hannah, jak ją Weimar nazwał, powędrowała wpierw na prawo wielkim korytarzem, a następnie w lewo gdzie na końcu znajdowało się wielkie przejście prowadzące prosto do ogromnego salonu. Kobieta pokazała mi kanapę po czym jak popażona poszła najprawdopodobniej do kuchni. Nie minęła chwila gdy znów przytruchtała z tackną, na której widniały dwie filiżanki i dzbanuszek z herbatą.

- Dziękuję kochana - powiedziałam, na co kobieta spojrzała na mnie ze zdziwieniem, a następnie nieśmiało się uśmiechnęła. Wstydziła się mnie czy co? Spojrzałam na wejście, ale mężczyzny jeszcze nie było. Wspaniale! Mogłam wypytać się o niego. Kto wie? Może służaca mi powie coś więcej? - Tak swoją drogą... Hannah, tak? - kobieta nieco posmutniała ale przytaknęła - ja jestem [T/I] - uśmiechnęłam się i podałam rękę, a kobieta nie za bardzo wiedząc co robić ostrożnie zlekka ją uścisnęła - boisz się mnie? - zapytałam łagodnie próbując pokazać, że jestem nieco zmartwiona. Hannah rozejrzała się dookoła, a szczególnie skupiła się na wejściu poczym spojrzała na mnie.
- Być może panienko - odezwała się nieśmiało prawie półszeptem.
- [T/I].
- Panienko [T/I].
- Eh... Nie ważne... Ale czemu? - Hannah ponownie spojrzała na wejście.
- Panicz nie życzy sobie abym się odzywała, a tym bardziej rozmawiała z gośćmi. Mam nadzieję, że panienka nic nie powie jemu! Ojejusiu... Co ja robię! Będę miała kłopoty!
- Spokojnie, nic mu nie powiem - uśmiechnęłam się co po chwili zrobiła również ona. Nagle obie usłyszałyśmy zbliżające się kroki. Hannah szybko się wyprostowała i spojrzała na podłogę, a ja jak gdyby nigdy nic oczekiwałam Weimara wyglądając go w wejściu.
- Już jestem! Mam nadzieję, że się nie zanudziłaś! - odparł z wesołą miną idąc w moim kierunku.
- Ja? Skądże. Oglądałam wszystko dookoła - rzekłam patrząc mu prosto w oczy.
- Daj spokój. Bogactwo nie warte zachodu - Weimar w końcu spojrzał na Hannah - możesz już iść. Zawołan ciebie później - kobieta spojrzała na niego poczym kiwnęła głową jak wcześniej i wyszła z pomieszczenia pozostawiając nas samych.
- Czemu Hannah milczy? - zapytałam prosto z mostu co zmieszało nieco mężczyznę.
- Po prostu nie jest zbyt gadatliwa, ale to robi z niej służącą wręcz idealną - uśmiechnął się - ale to nie po to cię przywiozłem.
- Racja. Mów szybko, bo chętnie wróciłabym już do domu.
- Problem w tym, że wolałbym abyś została - zamurowało mnie nieco. Myślałam, że pogada chwilę jaki to Rzesza jest zły, a ten chce mnie zatrzymać u siebie?
- Że co proszę?
- Nie podoba ci się tu?
- Nie o to chodzi! Masz piękną rezydencję, ale... Wpierw udajesz Niemcy aby mnie zwabić do samochodu, później wywozisz mnie do swojej posiadłości tłumacząc mi jaki Rzesza to jest zły, a teraz chcesz mnie tu przetrzymywać?
- To dla twojego dobra! - odparł wielce przejęty - posłuchaj... Nie jesteś bezpieczna u boku Rzeszy.
- Mówiłeś już to.
- Jak widać niezbyt dosadnie, skoro nadal to ignorujesz! - Weimar wziął filiżankę i skosztował nieco herbaty - rozprawię się z nazistą i wrócisz do domu.
- A Polska? Niemcy? Będą się o mnie martwić! - odpadłam.
- Możesz do nich zadzwnonić i powiedzieć, że zostajesz jednak u kogoś na noc... Nie wiem. Nie znam twoich przyjaciół. W każdym razie nie u mnie! Za bardzo się przejmą, a z resztą... Myślą, że nie żyję. I dobrze. Niech na razie tak będzie.
- No dobrze... - westchnęłam nie widząc innego rozwiązania. Chociaż... Miałam już plan. Weimar mi śmierdział, chociaż czuć było od niego drogie wody kolońskie, ale zaczynałam go podejrzewać mocno... - napiszę sms'a Polsce, a jutro najwyżej zadzwnonię, dobrze?
- Jasne - mężczyna się uśmiechnął - zawołam Hannah to pokaże ci tymczasową sypialnię - jak powiedział tak zrobił. Już po chwili w salonie pojawiła się Hannah i zabrała mnie na górę.

Sypialnia była ogromna, z resztą jak wszystko tutaj, jednak pomimo takiego bogactwa nadal myśl o pozostaniu tutaj na dłużej niż jedną noc nie za bardzo mi się podobała. Ale, jak już wspomniałam, miałam plan. Na wszelki wypadek napisałam do Polski to co uzgodniłam z Weimarem. Kto wie? Może sprawdzi mój telefon? Wolałam być o krok przed nim. Rano natomiast zadzwoniłabym i poinformowałabym Polskę o wszystkim. Reszta już zależałaby od niego.

- Pościel gotowa - zameldowała kobietka.
- Dziękuję Hannuś - odparłam z uśmiechem odkładając telefon.
- Tak swoją drogą... - służaca podeszła do mnie szybko i nieco zniżyła i tak cichutki głosik - nie jestem Hannah... Jestem Espair... Kraj bez miana vendi... To panicz Weimar tak kazał mnie nazywać. Proszę jednak mówić do mnie Hannah przy nim... Nie chcę aby się złościł.
- Oh... Rozumiem! Dziękuję za zaufanie.
- Mam jeszcze jedną proźbę...
- Tak Espair?
- Niech panienka tu długo nie zostaje... Mówię to z dobroci serca. Panicz Weimar nie jest taki wspaniały, za jakiego każdy go uważa... To tak między nami - te słowa dały mi sporo do myślenia. Nie wiedziałam komu wierzyć... Ale wszystko układało mi się w całość. To nie Rzesza coś nabroił... Tylko Weimar! Pytanie co takiego zrobił...
- Wiem słońce... Wiem i mam już nawet plan. Wkrótce pokrzyżujemy wszystko "paniczowi".

~•~•~•~•~

Yolololoooooo
I jak się podobało? Widziałam w komentarzach, że kilka osób już się domyślało, że to nie był Niemcy, a Weimar ale cóż... Jestem zbyt przewidywalna najwidoczniej XD
W każdym razie do zobaczenia w next!

PS. Ah te błędy...

~1564 słowa~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro