Wujaszek

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

~Time skip~

Twoja per.

Był już późny wieczór. Węgry siedział na łóżku w swojej ukochanej czarnej bluzce i jakiś gaciach, których raczył uczynić kompletem pseudo piżam. Ja również byłam już przebrana w koszulę i to nie byle jaką! W końcu to była moja pierwsza piżama tutaj... Piżama, która miała być prezydencka. Pamiętam to jak dziś! Piżama, która była dla mnie za wielka... Zabawa w prezydenta... Spacer do lasu i poznanie Rzeszy wraz z ZSRR... Nazwanie Polski i Niemiec moimi rodzicami oraz załamanie nerwowe Rosji. Myśląc nad tym aż się uśmiechnęłam. Pierwszy raz miałam tyle wspaniałych wspomnień! Miałam rodzinę, nawet jeśli na niby, i multum przyjaciół! A teraz? Wszystko stało pod znakiem zapytania... O co Chinom chodziło z równowagą? Czemu Polska i Niemcy chcą zrobić ze mnie kraj? Przecież sam Pol mówił mi, że mam być taka jaka jestem... Mam być człowiekiem! Nic nie rozumiałam...

- "Węgierski Hogwart" czy "U wróżki węgruszki"? - zapytał wiadomo kto. Oderwałam się od myśli i spojrzałam na niego.
- Wy z tym biznesem to tak na serio? - odparłam z uśmiechem.
- Oczywiście! Tylko myślimy nad nazwą... Norwegia koniecznie naciska na "Norweg Madżikal i spółka". Przecież to chore! - Węgry wydawał się być naprawdę tym przejęty, a mi się chciało śmiać.
- Nie lepiej wymyśleć nazwę, która uwzględniałaby was obu? - zapytałam, a chłopak zaczął mi się przyglądać jakbym miała pomysł na nazwę wypisany na czole.
- Hm... - mruknął - Może... "Madżikalów dwóch"! - Węgry stanął na łóżko i skierował ręce ku niebu - "Madżikalów dwóch zamienią twe problemy w puch"! Wspaniałe! - wykrzyczał po czy szybko dopadł swój telefon i zaczął pisać do Norwega.
Ah... Błagam was... I ja miałabym zostawić przykładowo takiego durnia jak Węgry? Nigdy! Patrzyłam na wujaszka, który popadł w intensywnie sms'owanie z Norwegiem. Momentalnie zrobiło mi się smutno więc bez większego namysłu wstałam i, odrywając chłopaka od telefonu, po prostu usiadłam mu na kolanach od razu się wtulając.

- [T/I]...? - zapytał w lekkim szoku. Nic nie odpowiedziałam, bo moje oczy momentalnie się zaszkliły. No bo... co jeśli naprawdę umrę...? - Co się dzieje, halo? - mówiąc to oderwał mnie nieco od siebie, a na jego twarzy pojawiły się ślady smutku spowodowane moim aktualnym stanem.
- Węgry... Czy ja... Umrę jeśli nie zostanę krajem? - zapytałam czując łzy spływające po policzku. Węgry jeszcze bardziej posmutniał, ale pomimo tego wydawać by się mogło, że wie o co w tym wszystkim chodzi.
- Podsłuchiwałaś rozmowę Polski z Chinami, prawda?
- Węgry... - odparłam opierając głowę o jego tors, a on tylko westchnął.
- Oczywiście, że nie, cóż za brednie... Po prostu... Eh... Jakby ci to powiedzieć... Polska i Niemcy z pomocą Chin kombinują jakiś sposób abyś tu została.
- Abym została? Czyli... Nie powinnam tu być? Ale... Prezydenci przecież...
- Prezydenci zostają tylko maksymalnie na tydzień, a ty siedzisz tu już prawie pół roku... Oczywiście cieszy nas tutaj twoja obecność ale... Niekoniecznie jest to zgodne z równowagą... Ale nawet nie myśl o tym, że umrzesz! Uwierz mi że Polska jest w stanie zrobić wszystko, abyś została - tego akurat byłam pewna ale... Bałam się co będzie jeśli się nie uda.

(Anatomia trochę zdechła)

Te depresyjne przemyślenia przerwał mi dźwięk mojego telefonu. Wstałam więc i usiadłam na swoje łóżko aby zobaczyć kto o tej godzinie przypomniał sobie o mym istnieniu.

- Ktoś napisał? - zapytał Węgry, a ja skinęłam głową na tak.
- Francja napisała na grupie, że Egipt organizuje przyjęcie w Północnej Afryce i ją otagowała, a ta poprawiła ją, że jest tylko współorganizatorem.
- Tylko? Coś jeszcze? - dopytywał.
- Ta... Piszą cały czas. Egipt mówi, że przyjęcie jest w ten piątek o 17 i oczywiście zaproszeni są wszyscy, więc możemy przyjść z kim tylko chcemy.
- Wspaniale! - krzyknął - to pozwoli ci się trochę rozerwać. Możemy wszyscy jechać Niemca samochodem!
- Super! Czekaj, Francja dzwoni.
- Czyli już po naszych planach pewnie co do tego.
- Czemu tak uważasz?
- Odbierz to sama zobaczysz - odparł, a ja zaraz po tym kliknęłam tą zieloną słuchawkę.

- Halo?
- Bonne soirée! (Dobry wieczór) Mam propozycję nie do odrzucenia - powiedziała bardzo podekscytowana, a ja tylko wymieniłam spojrzenie z Węgrem. Czyżby wujaszek miał rację?
- Aż się boję... Mów - odparłam.
- Jak wieeeeesz, a musisz wiedzieć, bo odczytałaś wszystko na grupie, jest te przyjęcie i pomyślałam, że może podjadę po ciebie i Fina.
- Jeśli to kolejna próba zeswatania nas to sorry, ale-
- Non! (Nie) Właśnie proponuję to z dwóch powodów. Po pierwsze chcę jakoś wam wynagrodzić tego pranka, bo przyznam, że może faktycznie był głupi...
- Może?
- No dobra, na pewno. A po drugie chcę cię jakoś przekonać do siebie.
- Widzę, że lubisz mówić prosto z mostu.
- To źle? Chyba dobrze, że chcę być z tobą szczera. Faceci na ciebie lecą... No dobra, nie tylko faceci. W każdym razie mogę ci pomóc to wykorzystać~
- Nie wiem, czy chcę - westchnęłam po czym ponownie spojrzałam na Węgra, który głaskał gęś. Skąd ona tu się wzięła? Nie wiem. Myślałam, że ZSRR się wkurwił i ją oddał, bo przez jakiś czas jej nie widziałam, ale jak widać nie.
- Daj spokój! Ktoś musi dać ci kopa w zadek abyś w końcu uwierzyła w siebie i wiedziała na czym stoisz oraz co chcesz od życia! Może to brzmi jakbym ci miała w piątek dawać lekcje z bycia pewną siebie kobietą, ale to tak tylko przy okazji. Trochę poplotkujemy i będzie git - niemo zapytałam się Węgra co mam odpowiedzieć na co ten tylko pokazał kciuka w górę.
- No to niech ci będzie, tylko pogadaj z Finem.
- Jasne, już będę do niego dzwonić. Au revoir! (Do widzenia) - powiedziała zadowolona, a ja po rozłączeniu się po raz kolejny spojrzałam na Węgra.
- A nie mówiłem? - rzekł odkładając gęś na bok - ale spokojnie, ty pojedziesz z nimi to my kogoś innego zabierzemy.
- Aha? Czyli gdyby nie Francja to by był problem tak? - na te słowa Węgier tylko rzucił podły uśmieszek, a w odpowiedzi na tą minę dostał ode mnie poduszką w łeb. Utłukę go kiedyś >:0.

Per. ???

Szłem właśnie do swoich ludzi ciągle śledząc wiadomości z bieżącymi informacjami od Egiptu. Gości było już dość sporo, a i tak nie do wszystkich informacja o przyjęciu dotarła. Ale i tak najważniejsza osoba miała się zjawić... [T/I]. Amir doniósł mi wszelkie informacje o niej jakie zdołał uzyskać. Była to podobno mała drobna piękność... Duma Polski i królowa serc... Aż strach pomyśleć ile z nich musiałaby złamać gdybym to ja jednak ją zdobył. Pomyślicie, że to chore, w końcu jej nie znam. Cóż... A muszę? Wierzyłem w to, że Allah zesłał ją właśnie dla mnie akurat w momencie, kiedy szukałem żony... Swojej arabskiej księżniczki. Musiała więc być idealna! I podobno była. Serce mi się radowało na samą myśl, że droga do mojego szczęścia stoi otworem!

Per. Amira (new :D)

Pan zachowywał się już od wczorajszego wieczoru dość dziwnie... Domyślałem się, że chodziło o tą dziewczynę i powoli żałowałem, że cokolwiek jemu o niej powiedziałem... Z resztą... Sam by się dowiedział i tak na przyjęciu... Chociaż wtedy nie czułbym się winny. Może chciał zdobyć jej serce? Zapewne tak, dałbym sobie rękę uciąć. Niby to nic złego, jednak coś mi tu śmierdziało... Jakaś aura unosiła się nad panem i wcale nie była ona romantyczna. Bardziej... Ciemna... Pan był osobą, która była naprawdę władcza i zachłanna co go niestety gubiło, więc łatwo było się domyśleć, że nie planował zdobyć ręki tej dziewczyny w zwykły sposób... To musiało być coś, co dałoby mu pewność, że [T/I] go nie odrzuci. Z sercem na ramieniu postanowiłem go śledzić jednak oczywiste było to, że mi się nie uda.

- A ty gdzie się wybierasz? - pan zauważył mnie kątem oka, gdy skręcał w jeden z korytarzy - śledzisz mnie?
- Ja? Skądże! Śpieszyłem do pana, bo mam pytania odnośnie przyjęcia! Oczywiście jeśli ma pan czas... Wychodziłem właśnie z kuchni więc na widok mości pana od razu przybiegłem!
- Mhm... Cóż... Aktualnie nie mam więc pytania odłóż na później, a teraz idź i przygotuj mi kąpiel oraz łoże. Nogi mi zaraz odpadną od tego latania... Zachciało mi się przyjęcia... Nigdy więcej! - marudząc poszedł szybkim krokiem dalej zostawiając mnie samego po środku jednego z wielkich korytarzy... Że mu niby nogi odpadną? To ja latam jak głupi na jego życzenie! Ale cóż... Taka rola sługi... I tak wcale nie miałem źle, w końcu byłem jego doradcą, sługą, który był już od małego ku jego boku ucząc się jego toku myślenia i systemu zachowań. Inni mieli bardziej pod górkę, bo tylko z moim zdaniem się liczył, chociaż i tak nie mówiłem zawsze tego, co miałem na myśli tylko po to, aby mu podpasować. Eh... Nienawidziłem takiego życia. Marzyłem o dniu, w którym ucieknę i będę wolny... Jak ptak...

~•~•~•~•~

Biedy Amir :'0
W każdym razie chcę tylko powiedzieć, że to 91 rozdział~ Chociaż teraz tak myślę, że póki akcja się rozkręca na nowo to może usunę te wszystkie rozdziały z nominacjami tutaj (czyli aż 2 wow), bo i tak są stare i tak + kto chciał zrobić to zrobił. Mogę zrobić jedynie screeny tego i zrobić specjalną "książkę" z tym ¯⁠\⁠_⁠(⁠ツ⁠)⁠_⁠/⁠¯ chociaż i tak chyba mało kto już bawi się w takie rzeczy XD
Możecie powiedzieć, co o tym myślicie, jak coś to jeszcze rzucę info o tym na swoją tablicę :^

W każdym razie do zobaczenia w next!

PS. Sorry za błędy.

~1504 słowa~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro