15. Patrzę na Kraków

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Patrzę na Kraków.

Chociaż to betonowy las.

Już dawno zdąrzył wyrosnąć marmur.

Chyba nie wychodzi z mody jak zamsz.

Chcę już zobaczyć kilka dużych miast.

Jedno widzę na co dzień.

Zostawiam już tylko po sobie ślad.

Bo to jedyny sens.

Po coś nadal istnieję.

Chociaż nie patrzę z końca drogi.

Dalej potrzebuję lunetę.

Chociaż ta poezja jak klif.

Na dole przepaść.

A ja chcę polecieć jak najwyżej.

Te słowa już trochę jak grad.

Ty mnie tylko lecz.

Mogłaś być tak blisko.

Dzisiaj popatrzysz, jak wysoko polecę.

Poezja przeszyła każdą moją kość.

A patrzą jak na mordercę.

Chociaż nikogo nie zabiłem.

Bardzo przepraszam, że miałem inną wizję.

W końcu ogień roznieciłem.

Czekam, aż wszystkie demony uciszę.

Stoję w mroku.

To chyba nie pomaga.

Już tracę grunt.

Tracę kilka barw.

Potem je odzyskam.

Jakby był słoneczny dzień.

Jakbym nie spalił dobrych kart.

Tak jak tych drzew.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro