Rozdział 002 „Zerwane więzi cz.2"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Spieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
I ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą
I nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości
Czy pierwsza jest ostatnią
Czy ostatnia pierwszą."

-Jan Twardowski

Kroniki autorskie 002:

Hej kochani!
W głowie mam całkiem niezły projekt na to opowiadanie. Zdaje sobie sprawę, że dość mocno namieszałam w historii. Jednak właśnie o to mi chodziło. Chciałam pokazać tę historię w mój sposób i mam nadzieję, że wam się spodoba. Zwłaszcza jeśli chodzi mi o pokazanie Jess. W ogóle jak się wam podoba moja postać? Mam na myśli Jess. Polubiłam tę dziewczynę od samego początku. Ma charakterek i wszystko co najlepsze, a także wiele więcej. Jesteście ciekawi? Zapraszam na ciąg dalszy.

*~*~*

Jess bardzo powoli dochodziła do siebie.

Ostatnie wydarzenia mocno nią wstrząsnęły. Mieli wiele szczęścia, że udało im się uciec. Wciąż nie mogła uwierzyć, że Anne Harvelle wróciła z przeszłości i pamiętała ją. Niestety teraz nie żyła. Nie było wyjścia. Żądna zemsty, ogarnięta przez Katherine zrobiłaby wszystko by ich zabić. Po za tym pozostaje jeszcze Zbrojownia. Na razie Rick miał tam zaglądać. Szczególnie kiedy ogarnie swoją sprawę z Jo. Słyszała o ślubie i w jaki sposób Elena zapadła w śpiączkę. W Mystic Falls sporo się wydarzyło od kiedy wyjechała po uratowaniu Bonnie. Widząc szczęście Damona z odzyskaną Eleną nie mogła zostać. Po za tym Klaus jej bardzo potrzebował. Zawsze pomagała kiedy była potrzebna. Teraz właśnie kończyła rozmowę z Halley, która nie miała najlepszych wieści. Wahała się pomiędzy zostaniem tutaj, a powrotem do Nowego Orleanu. Rozmowa ze Stefanem niewiele jej pomogła.

- Wiem, że czujesz coś do Damona – powiedział cicho na widok jej zaskoczonej miny. Nie sądziła iż to jest w ogóle możliwe. Starała się bardzo ukrywać swoje uczucia. Najwyraźniej Stefan był bystrzejszy niż myślała. Zaklęła pod nosem zła na siebie. – Spokojnie nie zamierzam cię wydawać, ale prosiłbym byś jeszcze została. Rozmawiałem z Jeremym. Stan Eleny nie ulegnie poprawie. Ona umiera, a Damon będzie potrzebował kogoś, kto pomoże sprowadzić go na prostą.

- Dlaczego akurat ja? – prychnęła z lekką ironią. – Jest pewnie sporo chętnych kobiet wokoło.

- Być może – powiedział cicho. – Jednak tylko ty możesz dać mu to co potrzebuje Damon. Tylko ty możesz mu pomóc i otoczyć opieką. Wiem, że wymagam dość dużo. Jednak mam pewne dziwne przeczucie. Jakby coś mi mówiło iż do siebie pasujecie. A Damon zdecydowanie zasługuje na szczęście. Ty również. Więc kto wie?

W zamyśleniu pokiwała głową. Stefan mógł mieć rację w tym co mówił. Powinna spróbować. Tylko, czy będzie miała do tego prawo? Nie była o tym przekonana. W końcu tak wiele przeszli, a ich znajomość nie zaczęła się zbyt dobrze. Ostatecznie na samym początku zostali przez nią okłamani. Owszem wówczas chciała dobrze. Pomóc im zanim Klaus znów będzie siał zniszczenie. Ten wampir zawsze był zdolny do wszystkiego. Wtedy po raz pierwszy naprawdę postanowiła przeciwstawić się mu. To były odległe wspomnienia, ale wciąż żywe w pamięci dziewczyny. Wyciągnęła rękę, by sięgnąć magią po butelkę whiskey. Często używała magii by uprzyjemnić sobie życie. Długo ukrywała fakt posiadania jej przed innymi. Nim poznała heretyków była przekonana, że jest jedynym wampirem mającym magię. Dlaczego? Nie miała pojęcia. Wszystko wokół niej było jakieś dziwne. A teraz? Magia nie działała. Żadne zaklęcie.

- Cholera! – zaklęła pod nosem czując narastającą w niej panikę.

Stefan obserwował ją czujnie. Widział, że coś jest nie tak. Znał mimikę ludzkich twarzy. A ją w szczególności. Z początku nie miał zaufania do dziewczyny. Przybyła znikąd. Udawała człowieka by zdobyć ich zaufanie, ale za bardzo interesowała się nimi. Po za tym niemal od razu zakręciła Damonem. Wszystko się wydało, gdy została zaatakowana przez zmienionego Alaricka. Damon wciąż nie mógł wybaczyć Jess kłamstwa, ale akceptował ją ze względu na przyjaźń z Eleną i Caroline. W sumie to było nawet dziwne. Wiedział o uczuciach Jess do Damona. Wyczuwał nawet w tym coś głębszego, a jednak nigdy nie dała powiedzieć złego słowa na temat Eleny. Wręcz przeciwnie. Przyjaźń została zbudowana na naprawdę mocnych fundamentach.

- Co jest? – zapytał czujnie. Jess pokręciła głową. W oczach kobiety błysnęły łzy. Zrozumiała co zaszło. Ratując życie Damonowi poświęciła coś naprawdę dużego. Próbowała. Naprawdę próbowała. Przez następne kilka dni zamknęła się w pokoju. Szukała różnych zajęć, od najłatwiejszych po najtrudniejsze. Niestety. Żadne z tych zaklęć nie zadziałało. Straciła magię. Musiała przez kulę, która w nią weszła. Anne dokonała swojej zemsty. Westchnęła cicho z bólem w sercu. Już nie będzie wyjątkowa. Skończą się wizję. Jak wszystko będzie dalej wyglądało? Czy będąc tylko czarownicą zdoła oprzeć się urokowi Michaelsonów? Znała dobrze Klausa. Owszem teraz byli na etapie pokoju, ale nie miała pojęcia jak długo to potrwa. Ostatecznie dzięki magii zdołała przetrwać tak długo. Nigdy nie mieli nad nią władzy. Teraz wszystko się mogło zmienić. Jednak życie Damona było tego warte. Kochała go. Westchnęła cicho. Pukanie do drzwi wyrwało ją z zamyślenia.

- Elena chciałaby z tobą porozmawiać – usłyszała cichy głos Caroline. – Otworzyła oczy wczoraj, ale jej stan jest kiepski. Może nie przetrwać doby.

Jess nie kryła zaskoczenia. Elena chciała z nią rozmawiać? Pokręciła głową. Musiała wyjść z kryjówki. Jeszcze trzy dni temu Stefan i Damon próbowali ją wyciągnąć z matni w jaką się wkręciła. Nie pozwoliła im. Teraz wychodziła by zobaczyć się z największą rywalką o serce ukochanego. Trochę to dziwne. Jak wszystko w jej życiu.

Pół godziny później była w drodze do szpitala. Na miejscu byli wszyscy. Nawet Alarick mimo problemów z Jo znalazł czas. Wiadome, że Elena odchodziła. Nie kryła zaskoczenia widząc Elijacha. Miał dość dobre stosunki z Eleną, ale i tak jego widok tu nie pasował. Poczuła lekki niepokój. Miała nadzieję, że ani Stefan, ani Damon nic nie powiedzieli.

- Klaus posyła pozdrowienia – szepnął cicho. – Na razie sytuacja jest niepewna. Wciąż walczymy, ale chyba zyskaliśmy sprzymierzeńca.

Ucieszyła ją ta myśl. Kiedy wyjeżdżała Klaus walczył o życie swojego dziecka. Nie pochwalał tej decyzji, ale uszanował ją. Powoli zaczynał się zmieniać. Ona również. Pokiwała głową nie zdradzając emocji. Wolała zachować spokój. Przynajmniej przez jakiś czas.

- Idę z nią porozmawiać – szepnęła kiedy ze łzami w oczach wyszły Caroline i Bonnie. Obie bardzo przeżywały odejście przyjaciółki. Znały się niemal od dziecka. Zawsze łączyła je silna przyjaźń bez względu na wszystko. Nawet gdy Elena została wampirem.

- Czekałam na ciebie – powiedziała ściszonym głosem Elena po jej wejściu. Wyglądała naprawdę kiepsko. Widać było, że odchodziła. Jess poczuła dziwny skurcz w żołądku. Wcale nie życzyła tego swojej rywalce. Wręcz przeciwnie.

- Dlaczego na mnie? – zapytała podchodząc bliżej. Nie rozumiała tego spotkania. Było dziwne i nienaturalne. A jednak rozmowa mocno nią wstrząsnęła. To co powiedziała jej Elena tamtego mrocznego dnia zmieniło nastawienie do wszystkiego. Tylko czy w takiej sytuacji mogła liczyć na szczęście? Czuła, że jej los mógł się jeszcze zmienić. Jednak nie miała pojęcia jak bardzo.

*~*~*

Tego dnia spadł ponury, rzęsisty deszcz.

Pogoda dostosowywała się do nastrojów zebranych na cmentarzu ludzi. Nie było ich dużo. Tylko najbliżsi przyjaciele. Jeremy wygłosił krótką przemowę. Elena odeszła poprzedniego wieczoru. Zdążyła pożegnać się z Damonem. Powiedzieć mu kilka słów. Potem zamknęła oczy. Na zawsze żegnając swoje wampirze i ludzkie życie. Wszyscy czuli głębie straty jaka ich dotknęła. Każdy chciał powiedzieć parę słów na temat ukochanej osoby. Bonnie i Caroline odniosły się głównie do przyjaźni jaka ich łączyła. Jess nie wiedziała co powiedzieć. Szczególnie po tej ostatniej rozmowie. Skąd Elena znała prawdę? Czy to możliwe? Niepokój plątał się z nadzieją. Najgorsze, że nie miała z kim o tym porozmawiać. Damon usiłował podpytać, co mówiła Elena. Nie powiedziała. Ba w ogóle pominęła temat. Tak było najlepiej.

- Nie mogę uwierzyć, że jej nie ma – chlipnęła Caroline tuż po ceremonii. Spotkali się w domu Salvatorów. Wyciągnęli alkohol i zaczęli wspominać. Nie było jedyne Ricka, który od razu pojechał do Jo. Damon pogrążony w żałobie nie zważał na nic. Siedział w milczeniu słuchając pozostałych.

- Nie mieliśmy nawet szansy uratować Eleny – wyszeptała Bonnie wspominając ostatnie chwile. – Kai o wszystko zadbał. Każdy szczegół jego podłego planu wiązał się z jej śmiercią. Od początku do końca. Damon dokonał zemsty. Ściął mu głowę, ale teraz trochę tego żałował. Powinien zostawić mężczyznę by cierpiał do końca życia. Niestety nie mógł cofnąć czasu, a Elena odeszła. Odeszła i już nie wróci. Wciąż nie mógł uwierzyć w to wszystko. Damona paliło w żołądku. Pragnął zemsty. Chciał by ktoś ucierpiał. Ktokolwiek, kto mógł zrozumieć jego ból.

- Daj spokój, Bonnie – syknął gniewnie zaciskając pięści. – Nic nie zrobimy. Elena odeszła. Nie wróci już, a wy pieprzycie jakby miała pojawić się w drzwiach lada moment.

- Damon.... – rzucił ostrzegawczo Stefan, ale ten tylko pokręcił głową. Atmosfera coraz bardziej się zagęszczała. Wszyscy czuli grozę wiszącą w powietrzu. Napięcie między nimi sięgało zenitu i w każdej chwili mogło wybuchnąć. Atmosferę rozładował telefon Caroline. Odebrała go po chwili wahania. Nie spodziewała się wieści jakie usłyszała po drugiej stronie.

- Moja matka jest w szpitalu – wyszeptała oszołomiona. Nie mogła w to uwierzyć. Najpierw Elena, a teraz mama. Zdecydowanie za wiele rzeczy wchodziło jej na głowę. Nie zauważyła kiedy Damon i Stefan wymienili ponure spojrzenia. To Stefan zaoferował się pojechać razem z nią. Ostatnio ta dwójka mocno się do siebie zbliżyła, jednak wypadek Eleny pogorszył ich stosunku. Teraz znów mieli szansę naprawić własne relacje. Jeśli tylko odpowiednio zadbają o wszystko. Bonnie również opuściła ich dom. Jess została sama z Damonem. Poczuła się dziwnie niezręcznie w jego towarzystwie.

- Ale gówno – mruknęła z niezadowoleniem sięgając po kolejny kieliszek. Była już lekko wstawiona, ale potrzebowała więcej. Zdecydowanie więcej. – Nie uważasz?

- Sam nie wiem co o tym myśleć – Damon wzruszył ramionami. W tym momencie opuścił go cały gniew. Zobojętniał na wszystko. – Elena odeszła. Nic mnie już nie trzyma w Mystic Falls. Powinienem odejść. To najlepszy moment.

- I co? Dokąd pójdziesz? – Jess nie chciała wcale by Damon wyjechał. Pragnęła zatrzymać go przy sobie. To był Damon. Zamierzała dotrzymać obietnicy złożonej na łożu śmierci Eleny. Choćby on sam tego nie chciał. – Tu masz rodzinę. Brata, który cię potrzebuje.

- Ostatnie wydarzenia pokazały, że Stefanowi byłoby lepiej beze mnie. Zawsze ściągałem go na dno. Nawet nieświadomie robiłem wszystko by go zniszczyć. Jeżeli teraz odejdę może mieć szansę na szczęście jakiego nigdy nie zaznał.

- A Zbrojownia? – zapytała cicho. Później zrozumiała, że to był błąd. Nie miała tylko pojęcia jak wielkie zło kryje się w środku. – Może byśmy sprawdzili wszystko? Tak byłoby bezpieczniej. Nie wiadomo czego możemy się spodziewać. Bonnie mogłaby otworzyć nam wnętrze. Chyba czas najwyższy, nie uważasz?

Damon się zawahał krótką chwilę. Jessica mówiła całkiem logicznie. Musieli sprawdzić wszystko, by upewnić się, że Mystic Falls pozostało bezpieczne. Wciąż niepokoiła go ta tajemnicza grupa. Walczyli z nadnaturalną przestępczością. Wiedzieli o wiedźmach, duchach, a przede wszystkim wampirach o wiele więcej niż oni sami. Ta myśl jest niepokojąca, a to miał być dopiero początek.

- Alarick nie zbadał jeszcze wszystkiego – przyznał cicho. – Szczególnie teraz kiedy ma swoje problemy z Jo. Myślę, że chyba nadszedł czas, by otworzyć wrota piekieł. Cokolwiek się tam znajduje może zagrażać Mystic Falls. Nie możemy do tego dopuścić. Udało nam się pokonać wszystkich wrogów i niech tak zostanie. Wówczas będę mógł odejść w spokoju.

- Jeśli będziesz tego chciał – wyznała ściszonym, chociaż znała Damona dość dobrze by wiedzieć, że nie opuści Mystic Falls. Tu miał rodzinę, przyjaciół. Owszem popełnił kilka błędów. Nikt nie jest doskonały. Każdy ma swoje wady i zalety. Ona również. Jednak umiała poradzić sobie z własnymi demonami. Tak samo jak z Klausem. Może ich stosunki nigdy nie były idealne i nie będą to jednak mieli szansę spokój. O ile coś między nimi nie wybuchnie. Jess sama nie miała pojęcia jak ma rozumieć Damona. Z westchnieniem skierowała swoje kroki prosto do pokoju. Kiedy wróciła zamieszkała z Salvatorami. Tak było wygodniej, ale myślała o własnym domostwie. Czy znajdzie drogę tam gdzie kiedyś mieszkała? Klątwa zniszczyła wszystko. Każdy fragment jej dawnego życia. Na samą myśl o tym wciąż czuła złość. Owszem Klaus próbował później pomóc. Niestety. Rzucony czar był dość mocny, a wiedźma, która to zrobiła dawno odeszła. Klaus nie umiał naprowadzić na przodków tej kobiety.

- Szukałem najpotężniejszej wiedźmy, która pomogłaby mi cię zniszczyć – wyznał pewnego razu, gdy ocaliła mu życie. – Wszystko co do tej pory robiłem, było pod wpływem strachu. Kiedy poznałem przepowiednie zapragnąłem cię zabić na miejscu. Nie wiem dlaczego tego nie zrobiłem. Kiedy cię zobaczyłem zawładnęło mną takie dziwne uczucie. Nie umiem go określić. Jakbyś należała do mojej rodziny. Trochę głupie. Przecież jesteś całkiem obcą mi osobą.

- A wiedźma, która pokazała ci twoje przeznaczenie? – zapytała cicho. – Ta która swoim proroctwem skazała mnie na śmierć?

- Została zamordowana kilka dni później. Nie ja to zrobiłem.

Jess długo myślała o tamtej rozmowie. Klaus miał wiele wad i owszem. Jednak pod tym względem nie kłamał. Mogła mu ufać. Odruchowo dotknęła łańcuszka na szyi. Jedyna pamiątka po prawdziwej matce jaka jej została. Czy kiedykolwiek pozna prawdę o swoim pochodzenia? Nie miała pojęcia. Na razie zostawi to na później. Przyszłość Mystic Falls była zagrożona. I po raz kolejny zamierzała ocalić to miasto. Nie miała jeszcze pojęcia przed czym.

*~*~*

-Dziękuje, że tu ze mną przyjechałeś.

Wyszeptała Caroline cicho do Stefana, gdy znaleźli się w szpitalu Mystic Falls. Caroline nie przepadała za tym miejscem. Ostatecznie to właśnie tu przez Katherine Pierce wyszło jej nieśmiertelne życie. Westchnęła odrzucając od siebie te wspomnienia. Tak wiele się zmieniło od tamtej pory. Miała wrażenie, że wszystko przed przemianą było inne. Ona sama również. Jednak nie żałowała swojego życia. Zdecydowanie nie zamieniłaby go na żadne inne. Mimo wszystko była bardziej szczęśliwa po śmierci niż za życia. Czy to nie dziwne?

- Caroline musimy porozmawiać – powiedział z naciskiem nim dopuścił ją do matki. Liz może i należała do dzielnych policjantów. Chciała przejść sama przez te piekło. Nie mógł jej na to pozwolić. Potrzebowała córki, a córka potrzebowała matki.

- Moja matka jest w szpitalu – warknęła wyraźnie wściekła Caroline. – O czym chcesz rozmawiać?

Wraz z chwilą, gdy jechali Stefan dziwnie się zachowywał. Zauważyła, że miał jakiś sekret do ukrycia. Kompletnie tego nie rozumiała. Coś przed nią ukrywał. I wiele by dała by tego nie mówił. Niestety. Prawda okazała się drastyczna. Miała wrażenie, że tego nie przetrwa. Kochała Liz. Czy to niesprawiedliwe? Podczas gdy ona była nieśmiertelnym wampirem, matka umierała na raka. Nie mogła w to uwierzyć. Tej nocy spędziła w szpitalu cały dzień. Matka całkiem nieźle się trzymała, jednak leki znieczulające naprawdę sporo pomogły. Kobieta miała wiele szczęścia, ale nie wiadomo jak długo będzie ono trwać. Lekarz nie robił nadziei. Następnego dnia Caroline postanowiła porozmawiać z Bonnie. Tylko ona mogła jakoś pomóc.

- Sam nie wiem – powiedziała cicho kręcąc głową, wysłuchawszy relacji przyjaciółki. – Nie wiadomo jak magia może wpłynąć na organizm chorej. Być może są sprawy, których nawet magia nie wyleczy. Być może lepiej nie ingerować. Nie wiadomo co z tego wyniknie.

- To moja matka! – warknęła Caroline. – Mam jej nie pomagać? Patrzeć jak umiera? Bonnie straciłam już ojca. Tylko ją jedną mam na świecie.

Bonnie westchnęła ciężko. Rozumiała ją. Sama kiedyś straciła ojca, a matka została wampirzycą. Od tamtej pory ich kontakt jest dość sporadyczny. Dlatego rozumiała Caroline lepiej niż przyjaciółka myślała. I miała rację. Potrzebowały pomocy. Jakiejkolwiek. Liz była jeszcze młoda i pełna życia. Mogła wiele zrobić dla tego miasteczka. Jeśli tylko otrzyma odpowiednią szansę. Zamierzała wykorzystać wszystkie swoje możliwości. Szukając pomocy przypomniała sobie jak kiedyś uciekała z Mystic Falls. Była wówczas na skraju wyczerpania. Ścigano ją, chciano wykorzystać magię jaką w sobie miała. Wówczas trafiła do małego miasteczka w południowej Dakocie. Poznała tam Uzdrowiciela. Starszego mężczyznę Petera Jonsona. Sama była świadkiem jego dokonań, chociaż niezbyt w nie wierzyła. Czy można było spróbować? Pokręciła głową. Wahała się. Nie wiadomo do czego to doprowadzi, jednak nie miała wyjścia. Caroline potrzebowała pomocy. Teraz kiedy Elena odeszła miała tylko ją. Z westchnieniem sięgnęła po telefon i wykręciła numer. Stary przyjaciel Zack Tunner z pewnością będzie znał namiary na Uzdrowiciela. Jednak wieści jakie otrzymała nieco zbiły ją z tropu.

- Jesteś pewien, że pomoże? – zapytała pełna wątpliwości. Jak się okazało mężczyzna nie żył, ale dar uzdrawiania przejęła jego żona. Amelia. Bonnie niezbyt jej ufała. Ta kobieta należała do niezwykle despotycznych osób. Wyraźnie nie popierała tego, co robił mąż. Czyżby nowy dar wpłynął na zmiany? Chciała mieć chociaż nadzieję.

- Tak – przytaknął z zapałem chłopak po drugiej stronie słuchawki. – Ona jest jeszcze lepsza. Ten dar może trochę niebezpieczny, ale działa bardzo dobrze. Po za tym Mystic Falls od dawna ją fascynuje. Moglibyśmy być już w przyszłym tygodniu.

- Też przyjedziesz? – Bonnie poczuła dziwne ukłucie w sercu. Kiedyś bardzo lubiła Zacka. Mieli nawet krótki romans, gdy po śmierci Jeremiego nie mogła dojść do siebie. Niestety musieli się rozstać. Zack miał własne problemy o których nie mówił. Nigdy też nie był z nią do końca szczery, a ona nienawidziła kłamstwa. Teraz mieli ponownie się spotkać. Czy dostaną jakąś szansę? Miała nadzieję, że tak. Zasługiwali na nią. Ona zasługiwała po tym wszystkim co przeszła. Już chciała zadzwonić do Caro, gdy usłyszała dzwonek. Ku swojemu zaskoczeniu zobaczyła Enzo. Zmarszczyła brwi. Ostatnia osoba jaką chciałaby zobaczyć. Przyczyna wszystkich kłopotów. Przy ostatnim spotkaniu prawie nie zginęła. Miała naprawdę wiele szczęścia i dobrych przyjaciół po swojej stronie.

- Czego chcesz? – warknęła nie kryjąc swojej irytacji. Enzo spojrzał na próg. – Nie myśl nawet, że cię wpuszczę po tym wszystkim co zrobiłeś.

- Przepraszam – powiedział bardzo cicho. Naprawdę tak czuł. Był taki czas, że Bonnie jako jedyna okazała mu współczucie. A on? On zachował się jak ostatni palant. Wystawił ją i doprowadził niemal do śmierci. Kto tak postępuje? Damon prawie go nie zabił. Dobrze iż jakoś wyjaśnili całą sytuację. Zwłaszcza teraz, gdy ich drogi ponownie zostały pojednane. – Naprawdę Bonn. Nie chciałem tego. Działałem pod wpływem. Sam nie wiem. Myślałem, że znalazłem rodzinę. Swoją prawdziwą rodzinę.

Bonnie westchnęła cicho. Rodzina zawsze jest powodem wszystkich kłopotów. Zdążyła już się do tego przyzwyczaić.

- Nie mogłeś poprosić kogoś innego? – zapytała niezbyt zadowolona. – Każdy ci pomoże. Nie możesz tego oczekiwać ode mnie.

- Być może, ale tylko tobie ufam. Jess ma sporo na głowie, a ty nic nie robisz. Potrzebuje kogoś znaleźć.

Uniosła brwi z zaskoczeniem. Kogoś znaleźć? Kogo mógłby poszukiwać ten wypaczony do krwi wampir.

- Mojej córki – zaczął wyjaśniać. – W Zbrojowni znalazłem stare dokumenty. Dawno temu poznałem pewną kobietę. Jeszcze nim zostałem wampirem. Krótki romans, ale miał dla mnie znaczenie. Byliśmy ze sobą tylko raz.

- Cóż minęło parę wieków. Ludzie nie żyją tak długo – zauważyła ostrożnie Bonnie. Słowa Enzo wydawały się jej być mocno niedorzeczne.

- Widzisz dostała szansę. Spotkała wampira, który ją przemienił. Wiodła spokojne życie, ale nie wiem kim dzisiaj jest. Ona również mnie nie szukała. Po za tym jako więzień nie bardzo miałbym okazję do poznania. Teraz to co innego. Chcę poznać ją i odzyskać rodzinę. Pomożesz mi?

Bonnie mimowolnie skinęła głową. Nie wiedziała dlaczego. Coś jej podpowiadało, że postępowała słusznie. Każdy zasługiwał na drugą szansę. Nawet Enzo. A ich współpraca zapowiadała się naprawdę ciekawie.

*~*~*

Zapach krwi ranił jej nozdrza.

Czuła mdłości na samą myśl o niej. Od dawna nie miała tak dziwnego uczucia. Wszędzie widziała ciała. Porozrzucane po gruzach Mystic Falls. Miasto płonęło. Zostało całkowicie zniszczone. Stefan, Caroline, Bonnie, Damon. Wszyscy odeszli. Został po nich tylko popiół. Z jakiś względów ocalała ona. Zrozpaczona w zakrwawionej , niegdyś białej sukni. Dlaczego się tak dziwnie ubrała? Nie miała pojęcia. Czuła wyrzuty sumienia. Jakby to wszystko przez nią.

- Oni zginą – usłyszała czyjś nieznajomy głos. Nie umiała go dopasować do twarzy, ale skądś go znała. Wszystko było takie rozmazane. Jakby kryło się za mgłą. – Nie uratujesz ich. Wszyscy stracą życie.

- Nie! – wykrzyczała kręcąc głową. Próbowała dobiec do Damona, ale coś ją powstrzymywało. Jakby jakaś niewidzialna siła. Obserwowała jak grymas bólu jest coraz widoczniejszy na twarzy. Mężczyzna umierał, a ona nie mogła nic zrobić. Jęknęła. Właśnie umierał ukochany mężczyzna. Umierali wszyscy, których znała i kochała.

- Ono nadchodzi – wyszeptała postać złowieszczym głosem. – Wielkie zło ukryte w Mystic Falls od pradawnych dziejów. Czuwa, wyczekuje na najmniejszy błąd. Będziesz próbowała ich chronić, ale najpierw odnajdź siebie. Twoja moc jest wyjątkowa. Nie umiera tak szybko. Musisz ją odnaleźć na nowo. Musisz znaleźć swoją własną historię.

- Ale ja znam swoją historię – pokręciła głową nic nie rozumiejąc. Przecież wiedziała kim była. Znała swoją przeszłość. Trafiła do domu cudownych ludzi. Szlachetnych i bogatych. Mogła zawsze na nich liczyć. Byli jej rodzicami. Jedynymi jakich znała. Nic nie miało miejsca wcześniej. Kimkolwiek była. Owszem wiedziała, że ją znaleźli. Ojciec dobry i kochany człowiek powiedział prawdę kiedy podrosła. Już od dawna o tym podejrzewała, ale nigdy nie podejmowali tego tematu. Prawda nawet nią nie wstrząsnęła. Wręcz przeciwnie. Podejrzewała to już od jakiegoś czasu. Różniła się od swoich rodziców. Nie tylko tajemniczą mocą jaką wówczas posiadała, ale i czymś innym.

- Naprawdę? Usłysz siebie, a wówczas uratujesz tych na których ci zależy. – Jessie jęknęła budząc się pomału. Poczuła nieprzyjemny zapach krwi, który zemdlił ją.

Widok jaki zastała wprawił w przerażenie. Jęknęła nie mogąc uwierzyć w to wszystko. Kilkanaście ciał kobiet i mężczyzn leżało zmasakrowanych na starym cmentarzu. Rozerwane gardła i płuca. Ona sama czuła zapach mdlący zapach krwi. Wiedziała kto zabił tych wszystkich ludzi. Ona sama. Miała krew na rękach, ale teraz powiększyła swoją kolekcję. Najgorsze, że nic z tego nie pamiętała. Nie miała pojęcia, że to był dopiero początek prywatnych wojen. Coś postanowiło wciągnąć ją w niebezpieczny wir. Chciała wiedzieć dlaczego. Przecież już tak wiele przeszła. W Mystic Falls zamierzała odnaleźć spokój i upragnione szczęście. Czy w obecnej chwili zdoła je osiągnąć? Coś jej podpowiadało, że to dopiero początek. Prawdziwe zło czaiło się gdzieś między nimi. I tylko czekało na okazje by się do nich dostać.

- Damon, możesz przyjechać na cmentarz? – powiedziała do słuchawki, kiedy już zdołała się opanować. Opuszczony cmentarz od dawna nie był nawiedzany przez ludzi, ale tych ciał nie można było tak zostawić. Zadzwoniła również po Matta. Młody szeryf miasteczka nie wyglądał na szczęśliwego widokiem jaki zastał. Wręcz przeciwnie. Wściekłość aż biła z jego błękitnych oczu. Dała mu tylko pretekst do nienawiści wampirów. Westchnęła. Wiedziała, że i tak mu nie przetłumaczy. Ten mężczyzna miał swoje własne dziwne wartości.

- Jak mam to wyjaśnić? – warknął na nią z przerażeniem rozglądając się dookoła. – To około dwunastu zamordowanych osób. Co cię opętało? Sądziłem iż to Damon ma problemy. Jesteś o wiele gorsza od niego.

Pokręciła głową.

- Nie mam pojęcia, co zaszło – przyznała cicho. – Nawet tego nie pamiętam. Położyłam się spać. Miałam jakiś dziwny sen, a gdy otworzyłam oczy byłam na cmentarzu wokół tych wszystkich ciał. Musisz mi uwierzyć Matt. Coś mną zawładnęło.

- Och, doprawdy? – prychnął nie kryjąc swojej pogardy. – Zawsze znajdziecie jakąś wymówkę, byle tylko zabić jak najwięcej osób. To chore.

- Pohamuj się Donovan nim stracę resztki szacunku do Eleny i skręcę ci kark – warknął Damon powstając znienacka. Wyglądał przy tym jak młody, gniewny Bóg. Jess zawsze doceniała urodę mężczyzny. – Umiesz się zabawić Rogers.

Jess westchnęła cicho. Nie miała ochoty dłużej tłumaczyć, że to nie jej wina. I tak by pewnie nie uwierzyli. Dzięki Damonowi doprowadziła swój wygląd do porządku. Zdołała również przebrać czyste ubranie. Tamte postanowiła spalić. Nie chciała myśleć o tym co zaszło. Ciała również spalili. Matt nie wyglądał na zadowolonego, ale miał dość rozsądku, by nie robić z nimi awantury. Całe szczęście. Jess nie potrzebowała większych kłopotów. W milczeniu zajechali do domu. Jess próbowała zrozumieć, co właściwie zaszło. Nie miała odpowiedzi. Jedynie dziwny znak. Krzyż narysowany pod dziwnym kątem, przecięty mieczem. Nie spotkała się z czymś takim jeszcze nigdy.

- Może opowiesz wszystko od początku? – zapytał Damon pół godziny później. Podszedł do niej z dwoma kieliszkami whiskey. Z ulgą upiła spory łyk. Alkohol zawsze rozwiązywał większość problemów, ale tym razem chyba nie pomoże. Opowiedziała. Łącznie ze snem. Nie pomijając żadnego szczegółu.

- Myślisz, że to jakaś wizja? – zapytał po wysłuchaniu jej. Jess często miewała różne wizje, które się sprawdzały. Dzięki nim przyjechała po raz pierwszy do Mystic Falls by powstrzymać Klausa. Często polegali tylko na niej, by walczyć z różnymi kłopotami.

Jess pokręciła głową. Od kiedy straciła magię część wizji również odeszła. W ogóle od dłuższego czasu nie miała żadnych. Jeszcze w Nowym Orleanie. Jednak pytanie Damona ją zastanowiło. Czy to może być przyszłość? Tak realistyczna? Wszyscy umrą?

- Musimy wejść do Zbrojowni – powiedziała cicho, zdecydowanym głosem. – Tam kryją się wszystkie odpowiedzi.

- Cóż. – Damon upił łyk whiskey rozkoszując się jej przyjemnym smakiem. – Od dawna nie mam nic do roboty. Czas otworzyć czeluści piekieł.

Damon nie miał pojęcia jak bardzo prorocze będą te słowa. Nadszedł czas, by rozwiązać wszystkie zagadki. Żadne z nich nie było do końca na to gotowe.

*~*~*

Na zakończenie:

I to by było na tyle.

Czytałam rozdział raz jeszcze i wprowadziłam parę poprawek. Ogółem przypadł mi do gustu i jestem z niego zadowolona. Ta historia naprawdę jest niezła. Uruchamia sporo wątków, które mnie intrygują, a zarazem sprawiają, że różni się od serialu. Owszem wykorzystam parę sytuacji. Między innymi chorobę Liz. Całkowicie usunę wątek z bliźniaczkami. Nigdy mi się nie podobał. Nie wiem jeszcze jakie zło będzie się kryło w mrocznych zaułkach Zbrojowni, ale na pewno nie będą to syreny. Ta historia ma być alternatywną wersją całego sezonu i liczę iż was tym przyciągnę. Pozdrawiam serdecznie i zapraszam na ciąg dalszy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro