Rozdział 007„Granica rozsądku"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


„Czasami obieramy zbyt wiele dróg, aby dotrzeć do celu"

Kroniki Wampirze 008:

Witajcie kochani w kolejnym rozdziale.

Za oknem deszcz. Pogoda wcale nie rozpieszcza i pomyśleć, że nie tak dawno było lato. Hah brakuje mi tego ciepła. Na szczęście pogoda sprzyja tworzeniu i to właśnie robię. Oddaje w wasze łapki kolejny rozdział mojej wampirycznej przygody. Rety to już siódmy rozdział. Naprawdę zaszłam daleko w tym opowiadaniu. Pozdrawiam i zachęcam do czytania oraz komentowania. Wasze komentarze dodają skrzydeł i pokazują, że to co robię ma sens.

*~*~*

Znów czuła smak krwi na ustach.

Znów przyśnił się jej tamten koszmar. Tym razem o wiele bardziej wyrazisty. Widziała Mystic Falls w płomieniach. Nie mogła w to uwierzyć. Wszystko co kochała, wszystko w co wierzyła umierało. Dlaczego? Czując wielką gulę w gardle szukała swoich przyjaciół. Gdzieś nieopodal zobaczyła ciało Caroline wygięte w nienaturalnym wyglądzie. Tuż obok niej leżał Stefan. Z szeroko otwartymi, przerażonymi oczami i kołkiem wystającym z serca. Dalej pozostali w najróżniejszych pozycjach. Bonnie, Enzo... mogłaby wymieniać nieskończoność. Miała wrażenie, że jej serce zaraz zacznie krwawić. A gdy podniosła głowę wyżej zapragnęła umrzeć razem. Tuż obok ciał widniał krzyż. To tu ktoś wyznaczył sobie pokazać główny gwóźdź programu. Damon przybity żywcem. Jęknęła i podbiegła do mężczyzny. Chciała mu pomóc, ale nie potrafiła. Jakby chroniono go jakimś zaklęciem.

- To twoja wina! – wycharczał ociekając krwią. W jego oczach czaiła się nienawiść. Nie rozumiała tego. Przecież nigdy nikomu nie zrobiła nic złego. Zawsze była do bólu szczera. Tak mawiał Klaus. Czemu akurat jego słowa przyszły jej do głowy? Pospiesznie oddaliła je od siebie.

- Nie mów tak Damon... - wyszeptała ściszonym głosem. Nie chciała wierzyć w jego słowa. To czyste szaleństwo. Skąd ten sen? Po raz kolejny i wciąż do niej powracał. Czy to jakaś wizja przeszłości? Miewała je już wcześniej, ale traciła wraz z utratą mocy. Dlaczego zatem teraz? Chciałaby znać odpowiedzi na te pytania. Niestety bezskutecznie, a wciąż pojawiały się nowe. – Kocham cię...

- Jeżeli kochasz, to przestań! Tylko w ten sposób możesz nas uratować. Przestań mnie kochać ....

W tym momencie się obudziła. Znów ten sam ogłupiający ból głowy. Nie była pewna co się stało, ale bez trudu rozpoznała miejsce w którym się znalazła. Wiedziała gdzie jest. Znowu cmentarz. Po raz kolejny. I kolejne ciała obok niej. Troje nieznanych ludzi. Zakrwawionych, martwych. Ona ich zabiła. Tego była niemal pewna. Czuła poczucie winy. Widziała krew na swoich rękach. Po raz kolejny zabiła. Dlaczego? Jęknęła z bólem. Od razu sięgnęła po telefon. Wiedziała, że będzie wściekły, ale nie miała wyjścia. W tym momencie tylko jemu mogła zaufać. Trochę gorzej było z Damonem w tym kierunku, czy pozostałymi.

- Obiecałaś, do diabła! – warknął nie kryjąc swojej wściekłości Matt. Właśnie patrolował ulice, gdy do niego zadzwoniła. Od razu wiedział o co chodzi. To już zachodziło za daleko. Obiecał jej pomóc za pierwszym razem, ale znowu? Nie wchodził w taki układ. Chciał chronić życie w Mystic Falls. Szczególnie, gdy znów było bezpiecznie.

- Nie panuje nad tym... - wyszeptała nie kryjąc rozpaczy. – Nigdy bym nikogo nie skrzywdziła umyślnie. Położyłam się spać w swoim pokoju. Obudziłam tutaj. Niczego nie pamiętam. Znowu. Przysięgam. Wiesz, że mówię prawdę. Znasz mnie.

Matt pokręcił głową. Bardzo chciałby jej uwierzyć. Tak samo jak Stefanowi i pozostałym. Żyli tutaj. Byli obecni w mieście i pilnowali wszystkiego. Jednak miał wątpliwości. Ostatecznie był jedynym żyjącym człowiekiem. I nigdy nie chciałby tego zmienić. Zbyt wiele stracił przez obecność wampirów. Nie pozwoli sobie na więcej.

- Sam nie wiem – westchnął cicho. – Jeden raz rozumiem, ale drugi? Przypadek? A może też zostałaś opętana, tylko o tym nie wiesz?

Oczywiście słyszał co się stało z Liz Forbes. Wstrząsnęło nim to do głębi. Nie spodziewał się iż Caroline może zachować się tak okrutnie wobec własnej matki. Tylko, czy to do końca było okrucieństwo? Ciężko mu było ocenić dawną przyjaciółkę. W końcu wiele dla niego znaczyła. Kiedyś. Nim wszystko się zmieniło. On również. Brał udział w wojnie, która nigdy nie powinna być jego udziałem. Rozpoczął życie jakiego nie chciał. Łączyło go wiele tajemnic, których nie zdradzał przyjaciołom. Jak również i ta.

- Posprzątamy tu – przytaknął. – Trochę to skomplikowane, ale damy radę. Potrzebujemy czasu, by wszystko wyjaśnić. Z pewnością jest jakieś sensowne rozwiązanie.

Jess przytaknęła. Chciała coś powiedzieć, ale głos uwiązł w jej gardle. Ostry ból jaki rozległ się znikąd sprawił iż upadła gwałtownie na ziemię. Jęknęła oszołomiona próbując odgadnąć, kto ją zaatakował. Nie mogła wstać. Rozpoznała działanie werbeny, ale i czegoś jeszcze równie mocnego.

- Wiedziałem, że jeśli będę cię śledzić, doprowadzisz nas do czegoś nowego – mruknął młody mężczyzna stojący kilka metrów za Matt'em. Był wysoki, jasnowłosy i przystojny. Bruce Warren. Lubił robić wrażenie. Matt nigdy za nim nie przepadał, ale sytuacja zmuszała ich do współpracy. Nie ufali sobie nawzajem. To jeden z przykładów doprowadzający do takiej sytuacji. – Niezła jatka. Ona to wszystko zrobiła?

- Jest przyjaciółką – odpowiedział nie wiedząc co mówi. – Nie jest taka jak myślisz. Powinieneś ją puścić.

Bruce wybuchł śmiechem i pokręcił głową. Tuż obok niego znalazło się dwóch mężczyzn ubranych w garnitury i ciemne okulary. Wyglądali na agentów FBI, ale Matt wiedział dla kogo pracują. Zaklął pod nosem.

- Potrzebujemy odpowiedzi, a ona może nam je dać – wyjaśnił cicho. Ktoś zaszedł Matt'a od tyłu. Próbował walczyć, ale bezskutecznie. Zmuszono go by się poddał. Czuł wściekłość. Powinien ostrzec przyjaciół. Zrobić cokolwiek. Jednak wiedział, że nie da rady tego zrobić. Nie mógł tego zrobić. Trzymano go na krótkiej smyczy. Tak samo jak teraz.

- Nie róbcie jej krzywdy, proszę ... - wyszeptał ściszonym głosem, gdy podnoszono półprzytomną Jess. Wyglądała naprawdę źle i bardzo blado. Powstrzymał odruch pomocy jej. Wiedział, że nie może tego zrobić.

- Zależy ci na niej? – prychnął chłopak nie wierząc własnym oczom. – To tylko wampirza dziwka. Zaufaj nam. Bez nich świat będzie lepszy.

Matt nie do końca przekonany pozwolił ją zabrać. Zdawał sobie sprawę, że będzie miał później kłopoty. Nie zauważył, gdy ktoś zaszedł go od tyłu. Poczuł lekkie ukłucie i osunął się w ciemność. Kiedy ponownie otworzył oczy nie pamiętał nic. Jakby cały dzień gdzieś się rozpłynął.

*~*~*

-Nie wierzę, że Caroline naprawdę to zrobiła... ...

Wyszeptała zszokowana Bonnie, gdy Stefan powiedział jej co zaszło. Nie wierzyła we wszystko. Owszem po części rozumiała ją. Obwiniała się o śmierć Liz, gdyż ona sprowadziła Jezebel i Jess musiała przywieźć Winchesterów. Tak wiele się wydarzyło. Ile jeszcze osób stracą w tym popapranym świecie? Nie miała zielonego pojęcia. Chciałaby wieść spokojne i normalne życie. Niestety w ich przypadku to było niemożliwe. Zawsze będą mieli jakieś kłopoty. To się nigdy nie zmieni.

- Tak – westchnął cicho Stefan. Wciąż miał wyrzuty sumienia. Przecież próbował. Robił niemal wszystko. Żałował tylko, że okazał się zbyt wielkim tchórzem, by o nią walczyć. Elena miała sporo racji, gdy mówiła jak krucha jest miłość. Gdy nie dba się o nią wystarczająco, wszystko legnie w gruzach. Podobnie z miłością Damona i Eleny. Byli w sobie zakochani. To mocna i niebezpieczna miłość. Zupełnie inna niż jego i Eleny. Nie, wcale nie gorsza. Po prostu inna. Łączyła ich większa więź niż kogokolwiek innego. Długo nie mógł się z tym pogodzić. Cierpiał z powodu zdrady dwóch najbliższych mu osób. A potem przyszła Caroline. Najpierw połączyło ich coś niewinnego, błahego. Nie umiał tego tak po prostu określić. Długo z tym walczył. Oboje walczyli, chociaż najpierw wylądowali w łóżku. Te uczucie silniejsze od nich. czasami nie da się po prostu uwolnić od pewnych rzeczy. Potem nie wiedzieli jak zareaguje Elena. Po prostu nie umieli przyznać przed nią. Dlatego wszystko tak przemijało. A gdy w końcu był pewien co czuje zachorowała Liz. Odeszła, a wraz z nią szansa na jakiekolwiek szczęście. – Mówi, że potrzebuje czasu. Pół roku, czy coś takiego. Nie wiem co może odwalić do tego czasu. Musimy zachować czujność. Pilnować jej w jakiś sposób. Teraz kiedy w Mystic Falls zrobiło się w miarę bezpiecznie nie możemy ryzykować.

- To prawda! – przytaknął Stefan. – Zbyt dużo ludzi wie o nas. Chociażby ta ostatnia grupa. Nie wiadomo skąd o nas wiedzieli ani kim są. Nasz świat powoli przestaje być tajemnicą. Nie wiadomo jak ludzie zareagują. Nieśmiertelność, picie krwi. To wszystko są bardzo skomplikowane tematy. Ciężko je normalnie wytłumaczyć, jeśli w ogóle można.

- Sama nie wiem ... - Bonnie nie wyglądała wcale na przekonaną. Wręcz przeciwnie. Martwiła ją ta cała sytuacja. Nie wiedziała jak daleko wszystko zajdzie. Dlatego zaraz po wyjściu Stefana postanowiła porozmawiać z Caroline. Kiedyś były sobie bardzo bliskie. We trzy nim wszystko się zmieniło. Pamiętała każdy dzień ich wspólnego życia. Rodzice Eleny jeszcze żyli. Wiedli normalne i szczęśliwe dzieciństwo. Przymknęła oczy i przypomniała sobie pewien moment. Miały wtedy po dziesięć lat. Siostra Caroline umarła z przedawkowania. Była starsza od Caroline o trzy lata. Nigdy nie miały ze sobą najlepszego kontaktu. Uciekła z domu w wieku siedemnastu lat. Zaczęła pić, brać narkotyki. Liz starała się jak mogła, ale nie zdołała uratować córki. Nigdy tego nie przebolała. Podobnie jak sama Caroline. Tamtego dnia miał miejsce pogrzeb. Przyszło niemal całe miasteczko pożegnać dziewczynę. One we trzy postanowiły pójść w las. Chciały zostać same.

- Obiecajmy sobie coś – wyszeptała Caroline ściszonym głosem. – Nigdy nie zostawimy drugiej z nas w potrzebie. Nawet jeśli nie będzie chciała tej pomocy, staniemy na głowie. Zrobimy wszystko, by nie weszła w czarną dziurę.

Wiedziała czemu akurat przypomniała sobie te słowa, chociaż minęło tak wiele lat. Elena nie żyła. Były tylko we dwie. Musiała pomóc Caroline. Bez względu na to, czy dziewczyna tego chciała, czy nie. Sięgnęła po telefon i próbowała dodzwonić się do przyjaciółki. Niestety. Nie odbierała telefonu. Wyszła z domu pełna złych przeczuć. Odruchowo zerknęła w niebo. Pogoda nie rozpieszczała ich. Zapowiadało się na rzęsisty deszcz. Westchnęła cicho. O tej porze Caroline mogła szykować się do powrotu na studia. Jeśli zamierzała wracać. Bonnie zamierzała. W końcu nie odkryła jeszcze wszystkich tajemnic Withmore. College nie zaskoczył ich zbyt pozytywnie. Szczególnie, gdy w grę wchodziła stara historia Damona i eksperymenty na wampirach. Ze zgrozą wspominała tamte wydarzenia. Jednak chciała dokończyć naukę. Nie zostało jej wiele czasu. Obiecała to Elenie. Mimo wszystko będzie się starała wieść normalne życie. Dla niej samej również. I pragnęła, by Caroline również osiągnęła ten cel. W końcu wszystkie tak wiele przeszły. Miały być zawsze razem. Niestety. Zostały tylko we dwie. Nagły telefon wyrwał ją z letargu. Z zaskoczeniem zobaczyła numer należący do Enzo. Wampir rzadko kiedy do niej dzwonił. Nigdy nie miało to też bez powodu. Zaklęła pod nosem. Miała dość własnych problemów, ale odebrała.

- Znalazłem waszą blondyneczkę – usłyszała i odetchnęła z ulgą. – Nieźle zabawia się w akademiku. Zdaje się, że troszkę jej odbija.

- W porządku! Już tam jadę – zapowiedziała zdecydowanie. Po drodze poinformowała Stefena. We trójkę zdołają dojść do ładu. Enzo czekał na nich na zewnątrz. Trochę ją to zdziwiło. Zwykle nie lubił pomagać innym, ale ostatnio jakby coś uległo w nim zmianie. Nie umiała powiedzieć jednak co za zmiana.

- Wreszcie jesteście – mruknął wyraźnie niezadowolony Enzo. – Waszej przyjaciółce nieźle odbija. Wyraźnie zachowuje się jak kompletna wariatka. Nawet Damon miał więcej oleju w głowie.

Bonnie jęknęła, a Stefan zmierzył Enzo wściekłym spojrzeniem. Nie byli najlepszymi przyjaciółmi, a ona miała dość kłopotów. Istniały sytuacje, których wolała uniknąć. Przynajmniej w tym temacie. Westchnęła cicho i weszła jako pierwsza. Uderzyła w nią głośna muzyka i dziwny zapach nie mówiący nic dobrego. Właśnie rozkręcała się impreza. Caroline tańczyła w rytm muzyki, będąc prawie rozebrana.

- Damon miał sporo racji! – wykrzyknęła na widok swoich przyjaciół. – Człowieczeństwo sprawia, że zapominamy o tym kim jesteśmy naprawdę. Możemy się bawić, pić do upadłego. Wspaniałe uczucie.

- Caroline, możemy porozmawiać? – Bonnie pokręciła głową. Widziała zmianę w twarzy przyjaciółki. To jak reagowała na życie bez człowieczeństwa przerażało ją. Przypominała trochę Elenę. Ona również kiedyś przechodziła podobny okres w życiu po śmierci Jeremiego. Ona również dość dobrze pamiętała ten okres. I chyba nigdy tego nie zapomni. Pewne sytuacje na zawsze wrzynały się w pamięci. Jednak teraz problemem była Caroline. Jej musieli pomóc zanim popełni jakieś szaleństwo.

- O czym? – pokręciła głową. Zła zeskoczyła ze stołu i spojrzała z góry na przyjaciół. – Czego oczekujecie? Ja powiedziałam co mi chodzi po głowie. Jeżeli będziecie próbowali mnie zmienić drogo zapłacicie.

- To nie jest sposób na walkę z żałobą – Stefan próbował wpłynąć w jakiś sposób. Chciał by Caroline go zrozumiała. – Spotkaj się ze mną dzisiaj o dwudziestej. Daj mi jedną szansę byśmy mogli porozmawiać. Zależy mi na tobie.

W oczach Caroline widać było wahanie. Skinęła głową. Kiedy się rozdzieliła myślała o Stefenie. Elena nie żyła. Mogliby być razem bez poczucia winy. Może to jest jakaś szansa?

- Niech będzie. Masz swoją szansę. Później się zobaczymy co z tego będzie a teraz jeśli nie zamierzacie się bawić, wynocha! – rozkazała zdecydowanie. Postanowili nie prowokować jej w tym stanie. Żadne z nich nie zauważyło, że ktoś ich obserwował. I zamierzał wprowadzić w życie swój własny plan.

*~*~*

Jess po raz kolejny w życiu obudził potworny ból głowy.

Bardzo powoli otworzyła oczy. Nie rozpoznawała białej celi w jakiej się znajdowała. Nie posiadała żadnych krat ani okna. Jęknęła. Niewiele pamiętała z ostatnich wydarzeń. Chyba tylko spotkanie na cmentarzu, rozmowę z Matt'em. Nic więcej. Reszta się urwała. Znowu została wrobiona w pułapkę. Czy ona nigdy się nie nauczy ufać ludziom? Nie miała pojęcia. Najwyraźniej znowu popełniła błąd. Ciężko też było powiedzieć jak długo siedziała tu uwięziona. Powoli zaczynała wariować. Czuła też, że jest głodna i coraz bardziej osłabiona.

- Witaj Jessico – drgnęła słysząc czyjś drwiący męski głos. Drzwi wyszły nie wiadomo skąd i ujrzała w nich jasnowłosego mężczyznę o zimnych oczach. Na oko mógł mieć z trzydzieści parę lat. Przypominał jej trochę Alaricka. Nie wzbudzał jednak takiej sympatii. Wręcz przeciwnie. W jakiś sposób ją przerażał. – Miło cię gościć w naszych skromnych progach.

- Skromnych progach? – rozejrzała się dookoła, by odpowiednio tego nie skomentować. Nie było to łatwe, ale wolała trzymać język za zębami dopóki nie dowie się o co tu chodzi. Z trudem uniosła głowę i spojrzała wprost na niego. – Gdzie ja jestem? Co to za miejsce?

- Może najpierw od początku? – zaczął mówić swoim spokojnym, melodyjnym głosem. Ten głos najbardziej ją przerażał. Wyczuwała bijące od niego zło. Wolała nie ryzykować. Ostatecznie była już tylko zwykłym wampirem. Nie posiadała żadnych mocy. – Nasza organizacja powstała jakieś pięćdziesiąt lat temu? Gdy po raz pierwszy spotkaliśmy istoty nadnaturalne.

- Jesteście łowcami? – pokręciła głową. Zupełnie jak wcześniej kiedy spotkali dawną narzeczoną Damona. – Kimś w rodzaju ASN?

- Ach, więc słyszałaś o ASN? – Mężczyzna nie wyglądał na zaskoczonego. Wręcz przeciwnie. – Tak, to był nasz odłam. Niezbyt udany sądząc po rabanie jaki tam narobiliście. Jednak teraz jesteś w czołówce organizacji. Tutaj nie jest tak łatwo się dostać. Eksperymentujemy na wampirach, istotach nadnaturalnych już od bardzo dawna. Szczególnie, gdy robią wokół siebie za duży rozgłos. Tego nie chcemy. Im mniej ludzi wie o waszym istnieniu tym lepiej.

- Dlatego mnie uwięziliście? – zapytała cicho. – Bo stanowię zagrożenie? Nie musicie się martwić. Nie zabijam ludzi. Znaczy nie w ten sposób co widzieliście. Nie mam pojęcia co zaszło. Nawet nie wiem, czy to ja.

- Och, my skarbie wiemy, że to ty – mruknął niezwykle pewny siebie. Nacisnął jakiś przycisk i pojawił się monitor. Zobaczyła siebie w chwili masakry. Jak zabijała. To ona, ale zarazem wyglądała inaczej. Nie panowała nad tym. Poczuła ogarniające ją mdłości.

- Nigdy bym tego nie zrobiła ... - wyszeptała ściszonym głosem. – Nigdy....

- Jednak zrobiłaś. – Mężczyzna pokręcił głową. – Widzisz słońce jesteś w sytuacji bez wyjścia i zostaniesz tu bardzo, bardzo długo. Może kiedyś wyjdziesz, ale na naszych warunkach. Wiele wampirów pracuje dla mnie. Tworzymy organizacje, która wszystko kontroluje. Do tej pory omijaliśmy Mystic Falls szerokim łukiem, ale wkrótce wszystko się zmieni. Nasza pani powróci, by przejąć władzę, a my będziemy stać u jej boku.

- Wasza pani? – zaintrygowana poczuła coś dziwnego. Już wcześniej ktoś tak mówił. Zack. On również wspominał o jakiejś kobiecie, która przybędzie.

- W swoim czasie poznasz prawdę. Jeśli oczywiście przeżyjesz... do tego czasu twoja wampirza energia będzie bardzo potrzebna. Macie niezwykłą siłę, którą marnujecie. My na szczęście wiemy jak ją wykorzystać.

Nim do Jess dotarł sens jego słów tajemnicze drzwi znów zostały otwarte. Weszła grupka ludzi w szpitalnych kiltach. Jess jęknęła. Próbowała walczyć. Bezskutecznie. Powalono ją na kolana. Wstrzyknięto werbenę i podłączono do dziwnej aparatury. Z chwili na chwilę czuła jak traci swoje siły. To dziwne uczucie wysysało z niej całą energię. Nie miała pojęcia w jaki sposób. Ani dla kogo pracuje ta dziwna organizacja. Działo się coś złego i musiała stąd uciekać. Zdawała sobie sprawę, że sama nie da rady. Jeśli tylko nie wymyśli jakiegoś sposobu.

- Damon .... – wyszeptała imię kochanka. Chciała by ją wyczuł. Musiał zrozumieć, gdzie była nim będzie za późno. Jeżeli ktokolwiek mógł ją odnaleźć to tylko on. Już raz jej pomógł. Wierzyła, że zrobi to ponownie.

*~*~*

Stefan zaparkował samochód przed rezydencją Salvatorów.

Miał ostatnią szansę, by uratować Caroline. Zamierzał sprawić by odzyskała człowieczeństwo. Kim właściwie dla niego była? Z pewnością kimś wyjątkowym, ale wciąż nie umiał nazwać swoich uczuć. Do tej pory głębokim uczuciem kochał tylko dwie kobiety. Katherine i Elenę. Czy znajdzie siłę na kolejną miłość? Pokręcił głową i cicho westchnął wysiadając z auta. Martwił go również Damon. Śmierć Liz jeszcze bardziej go załamała, a obecność Jess wcale nie pomagała. Znowu zaczął myśleć, czy nie popełnił błędu sprowadzając jej tutaj. W końcu wciąż nie ufał dziewczynie za bardzo. Miała swoje tajemnice. Nie wiedzieli wielu rzeczy o niej, ale jednego był pewien. Damon stanowił ważną część jej życia. Chciał dla brata namiastki szczęścia, jednak czy to możliwe? Nie miał bladego pojęcia. Szedł w stronę domu.

Nie wyczuł, że ktoś za nim idzie.

Pogrążony w zamyśleniu nacisnął klamkę. W tym momencie poczuł ostre ukłucie w szyję. Zdążył odwrócić głowę. Jak przez mgłę zobaczyć jasnowłosą postać. Tak bardzo podobną do Caroline. Stracił przytomność.

*~*~*

Evie Forbes nie była w Mystic Falls od lat.

Właściwie od chwili w której została wampirem. Pamiętała dobrze tamten moment. Miała wówczas osiemnaście lat. Pragnęła nieśmiertelności. Życia ponad krawędzią. Szukała wampira, który ją przemieni. I znalazła. Nie było to łatwe zadanie. Wampiry nie chwaliły się swoją obecnością, ale ona spotkała kogoś wyjątkowego. Kol Michaelson. On ją przemienił. Niebezpieczny, nieprzewidywalny. Przez pół roku wprowadzał ją w wampirze życie. Niestety los był przeciwko niej. Ojciec polował na wampiry. Gdy odkrył, że jest nim ukochana córka kazał opuścić miasteczko. Pożegnać siostrę, rodzinę. Była wściekła. Kiedy umarł poczuła ulgę, ale nie wróciła. Nie była idealną córeczkę. Lubiła ryzyko, czuć smak krwi. Tym właśnie żyła. Obserwowała również życie swojej siostry. To ona podpowiedziała ojcu, że Caroline została wampirem. Ona zastawiła pułapkę na Tylera. Nie uważała go za godnego siostry. Po za tym zawsze czuła się gorsza. Caroline, idealna córeczka w przeciwieństwie do niej. Ona zawsze ta gorsza, inna. Nigdy nie umiała dostosować się do życia w domu. Dlatego uciekła. Została wampirem. Decyzja, której nie żałowała. Z wyglądu nie przypominała Caroline. Przefarbowała długie, ciemne włosy na fioletowo. Ta fryzura świetnie do niej pasowała. Lubiła skurzane ciuchy, i tym podobne cekiny. Taki trochę hardcorowy folkol. Dzięki temu, że zmieniała miejsca zamieszkania nikt jej nie łączył. Swojego czasu poznała Katherine Pierce. Ta wampirzyca od początku przypadła do gustu. Jednak nie myślała o powrocie do Mystic Falls. Zbyt wiele ją spotkało. Dopiero teraz. Zamierzała wykorzystać przemianę Caroline dla własnych celów. I trochę się odegrać. Musiała jednak zlikwidować przeszkody. Stefan Salvatore. Może jej bardzo przeszkodzić, z powrotem przywołać dawną Caroline. Do tego nie chciała doprowadzić. Wręcz przeciwnie. Pragnęła by Caroline taka została. Niemal na zawsze. Przynajmniej dopóki zemsta nie osiągnie zenitu. Dlatego zaczaiła się przed domem. Obserwowała ich. Widziała jak Stefan wysiada ze swojego samochodu. W pobliżu nie było nikogo. Sięgnęła po strzałki. Fantastyczne urządzenie. Przesiąknięte werbeną i mocnym środkiem usypiającym. Idealne połączenie. Zawsze działało. Wzięła cel. Najpierw długo obserwowała. Należała do cierpliwych osób. Musiała też bardzo uważać, gdyż chwilę miała romans z Damonem. Nie chciała by przypadkiem ją zauważył. Wycelowała i strzeliła. Widziała jak Stefan złapał się za szyję. Z zaskoczeniem wyciągnął małą strzałkę po czym upadł nieprzytomny. Działała jak najszybciej. Zabrała jego ciało i wpakowała go do samochodu. Odjechała. Wcześniej znalazła idealne miejsce. Ukryte daleko w lesie. Jakieś stare ruiny. Nie wiedziała do kogo należały, ale nie dbała o to. Chciała tylko przetrzymać gdzieś Stefana. Na kilka godzin? Może więcej? Dopóki nie upewni się, że Caroline nie zmieni swojego statusu. Sprawdziła pomieszczenie. Żadnych śladów czarownic. Budynek a właściwie dawna willa całkowicie popadła w ruinę. Zostało niewiele rzeczy, zdjęć po dawnych mieszkańcach. Nie wiedziała do kogo należał, ale miała to gdzieś. Załatwiała swoje osobiste sprawy.

- Wybacz Stefanie – mruknęła umieszczając go na środku podłogi. – Nie mam do ciebie nic. Chodzi tu o Caroline. Z pewnością zrozumiesz.

- To miejsce pachnie złem – drgnęła, słysząc głos znajomej czarownicy Lucy. Nigdzie się bez niej nie ruszała. Poznała Lucy w barze. Dzięki niej miała amulet pomagający działać w słońcu. – Jesteś pewna, że pomysł jest dobry?

- Tak! – skinęła głową zdecydowanie. – Ostatnia z rodu Forbes będzie czuła wielki ból. Już nikt nigdy mnie nie upokorzy. Po raz ostatni zaznałam cierpienia.

- Zabijesz ją po wszystkim? – Lucy nie była przekonana co do całego planu. Jej pobratyńcy mówiliby, że zdradziła. Jednak zawsze lubiła świat wampirów. Najpierw zaprzyjaźniła się z jednym z nich, Finnem, a potem poleciało dalej. Po kilku latach trafiła na Lucy. Pomogła jej i od tamtej pory były razem. Parę razy wylądowały nawet w łóżku. Nic specjalnego, ale połączyła je specjalna więź. Nie zawsze też tolerowała to co robiła, jednak w niczym nie przeszkadzała.

- Nie wiem – Evie wzruszyła ramionami. – Rzuć zaklęcie i mniej na niego oko. Ja przywitam się z siostrą.

Odeszła nim Lucy zdążyła cokolwiek powiedzieć. Evie wiedziała gdzie będzie Caroline. W The Grill. Ich ulubione miejsce. Ile lat minęło od kiedy była tu po raz ostatni? Nie myliła się. Rozpoznała Caroline z daleka. Ubrana w dość lateksowy, wyzywający strój wyglądała naprawdę kusząco. Zupełnie inaczej. Evie pokręciła głową. Przez chwilę ją obserwowała po czym postanowiła się ujawnić. Szok wymalowany na twarzy siostry był niezwykły. Uśmiechnęła się z zadowoleniem. Tego po części oczekiwała.

- To naprawdę ty? – wyszeptała wstrząśnięta Caroline. – Moja dorosła siostrzyczka?

Evie wybuchła śmiechem.

- Niezupełnie taka mała. Jestem w szoku, że zostałeś wampirem. Ten świat jest taki mały. To naprawdę zaskakujące. Dowiedziałam się dwa lata temu, ale nie miałam odwagi przyjechać. Jesteś zajęta?

Caroline odruchowo zerknęła na zegarek. Dała mu szansę. Była pewna, że przybędzie. Zawiódł. Poczuła ból, który stłumiła głęboko w sobie. a jednak zawiódł. Myślała iż tego nie zrobi. Zależało jej na nim. Niestety. Stracił swoją szansę. Teraz już jej nie przekona do zmiany zdania. Zamierzała pozostać sobą i korzystać z nowej Caroline jak najdłużej. Po za tym odzyskała siostrę. Czuła, że nie jest już sama, chociaż matka umarła nie była całkiem sama. Nie podejrzewała Evie o nic. Potrzebowała kogoś bliskiego niż tylko przyjaciółki.

- Więc powiedz, co zmieniło się w Mystic Falls? Opuściłam je dawno temu, kiedy byłam jeszcze dzieckiem. A może masz propozycje zabawy?

Caroline zamyśliła się. Nie bardzo wiedziała czego siostra oczekuje, ale z drugiej strony mogła zaszaleć. Miała ku temu wspaniałą okazję i nie zamierzała rezygnować z tego. Pomyślała też o kimś, kto mógłby poszaleć razem z nimi.

- A może chciałabyś poznać mojego przyjaciela? – zaproponowała. Owszem Damon zmienił się, ale utrata Liz znów zachwiała jego równowagę. Mogła wykorzystać ten fakt. Szczególnie iż Stefan nawalił. Nie po raz pierwszy. Nie zamierzała tolerować takiego zachowania. Wykręciła numer do Damona. Nie wyglądał na zachwyconego, ale postanowił przyjść. W końcu nic nie tracił. Kiedy przyjechał Caroline i Evie w najlepsze tańczyły na stole. W pobliżu nie było Matt'a więc kompletnie przejęły władzę w knajpie. Muzyka i alkohol to codzienność. Towarzyszyły mu od bardzo dawna. Usiłował porozmawiać z Jess, ale jakoś nie miała dla niego czasu. Trochę tego nie rozumiał. Był przekonany, że coś ich połączyło. Najwyraźniej popełnił błąd w tym myśleniu. Powinien zapomnieć. Evie całkiem mu się podobała. Zaskoczył go fakt, że to siostra Caroline. Nigdy o niej nie mówiła.

- Dopiero przybyłam do Mystic Falls – wyjaśniła zadowolona z zainteresowania młodego Salvatore. – Szukam rozrywki i zabawy. Możesz mi je zapewnić?

Damon wahał się tylko przez chwilę. Alkohol i uwodzicielskie zachowanie Evie zrobiły swoje. Wampirzyca całkowicie zawładnęła go swoją osobą. Reszta dookoła przestała istnieć.

*~*~*

Na zakończenie:

Jestem ciekawa co myślicie o Evie? Siostrze Caroline.

Jej postać przyszła mi do głowy całkiem niespodziewanie. Pomyślałam, że może być miłą odmianą. W Mystic Falls potrzeba kogoś nowego, kto namiesza. W końcu wiadomo o co chodzi. Nie może być za słodko. I jeszcze tajemnicza organizacja polująca na wampiry. Dlaczego to robią? Kim są? Wiele pytań i mało odpowiedzi. Lubię takie zagadki, a wy? Piszcie śmiało co myślicie. Dzięki wam te opowiadanie ma sens, a każde słowo jest dla mnie na wagę złota. I wszelka podpowiedź.
Pozdrawiam mocno i zapraszam na kolejny rozdział.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro