Rozdział 017 "Klątwa złamanych serc"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


„Tylko w ciemności możesz zobaczyć gwiazdy"

-Martin Luter King

Kroniki autorskie 019:

Hej kochani!

Za oknem przyszła prawdziwa jesień. Liczyłam iż w końcu wszystko dobrze się ułoży.

Niestety ta pogoda sprzyja chorowaniu, a to daje trochę więcej czasu na pisanie. Więc są plusy oraz minusy obecnej sytuacji! 17 rozdział to nie lada wyzwanie. Powoli zbliżamy się do półmetka naszej historii i mam nadzieję, że finał okaże się wielkim przytupem.

p.s. drugi raz wykorzystuje motyw z klątwą zakochanych. Będziecie mieli okazje przeczytać inną wersje podobnych wydarzeń w mojej najnowszej powieści już wkrótce.

Tymczasem zapraszam was do czytania.

*~*~*

Marcel zdecydowanie nakazał Jess wypić całą ludzką krew jaką znalazł w zamrażarce braci Salvatorów.
Musiała odzyskać utracone siły, gdyż wyglądała naprawdę kiepsko. Nie miał pojęcia, co zaszło. Kiedy Freya powiadomiła go o niebezpieczeństwie nie wahał się ani chwili. Owszem próbował sobie na nowo ułożyć życie, ale Jess wciąż stanowiła ważną część w jego życiu. Musiał spróbować jej pomóc.

- Co właściwie tu się dzieje? – zapytał, gdy powoli dochodziła do siebie. Caroline z troską spoglądała na dziewczynę. Ona również wyczuwała niepokój. Zadzwoniła do Enzo oraz Bonnie. Mieli lada moment przybyć. Potrzebowali narady. Próbowała też połączyć się ze Stefanem. Potrzebowała go. Niestety jego telefon pozostawał wyłączony. Zdecydowanie coś zaszło. Chciała wiedzieć, co. Martwiła się. Nie miała pojęcia dokąd wyruszył Stefan. Obiecał pisać i dzwonić. Wciąż była bez odpowiedzi.

- Nie wiem ... - wyznała niechętnie. Wciąż była zła iż dała się tak zaskoczyć. Gdyby nie pomoc Marcela wszystko ułożyłoby się zupełnie inaczej. Dlaczego Rick ją zaatakował? Czemu Damon tak nagle się zmienił? Jakieś nowe zło przybyło do Mystic Falls i chciało wszystkich zniszczyć.

- Chyba powinnam wam coś powiedzieć .... – drgnęli gdy zobaczyli Sarę, która stanęła w drzwiach. Wyglądała bardzo blado, miała też wyraźne cienie pod powiekami. Jess niechętnie spojrzała w jej stronę. Nigdy za specjalnie nie ufała dziewczynie. Miała w sobie coś mrocznego oraz niebezpiecznego. W dodatku milczała i nie mówiła zbyt wiele. Była strasznie zamknięta w sobie. – Wiem, kto stoi za tym wszystkim. Moja siostra Tessa. Kobieta, którą uwolniłaś.

- Mówisz o tej tajemniczej dziewczynie? – spytała Jess przypominając sobie całą historię. – Nie słyszałam o niej od tamtej pory. Przywróciła Damona do życia. ma niezwykłą moc, którą mogłaby pozazdrościć niejedna czarownica.

- To czarna magia ... - powiedziała ściszonym głosem Bonnie. Stanęła z Enzo w drzwiach. Obydwoje wyglądali na mocno zaniepokojonych całą sytuacją. Na prośbę Caroline, Bonnie usiłowała zlokalizować Stefana. Niestety. Bezskutecznie. Mężczyzna zniknął bez śladu. – Bardzo niebezpieczna. Skąd Tessa ją zna?

- Nie wiem ... - przyznała szczerze Sara. – Kiedy ją znałam nie była taka. Zupełnie inna kobieta niż znałam ją do tej pory. Tessa jest moją siostrą. Zawsze byłyśmy sobie bliskie jednak coś się zmieniło. Nasza przyjaźń umarła. Pozostała zawiść i niezrozumienie. Teraz wróciła do Mystic Falls, wykorzystuje dusze umarłych do własnych celów. Zawładnęła twoimi przyjaciółmi. Jest marna szansa, by ich odzyskać. Nawet jeśli spróbujesz nigdy już nie będą tacy sami. Po za tym mam wrażenie iż ktoś ją kontroluje. Nie wiem. Jakaś poważniejsza sytuacja. Często z kimś rozmawia. Nie umiem wam powiedzieć, co dokładnie i o czym. W grę wchodzi zemsta.

- Cholerna suka! – zaklęła Jess pod nosem. Musiała się z nią spotkać. Czuła się gotowa. Zamierzała zrobić wszystko, by powstrzymać tę kobietę. Za wszelką cenę. Nie pozwoli jej grać z bliskimi. Być może zostawiła Damona, ale wciąż jej na nim zależało. Wciąż go kochała. Ta miłość chyba nigdy nie umrze. Nawet jeśli nie mogła zostać spełniona. Odruchowo dotknęła swojego brzucha. – Gdzie ją znajdę?

- Nie powinnaś nic robić bez odpowiedniego planu ... - próbowała powstrzymać ją przed szaleńczym działaniem. Jednak Jess była zdeterminowana i wściekła. Oczy pałały żądzą zemsty. Nie miała planu. W tym momencie go nie potrzebowała. Chciała odzyskać swoich przyjaciół, bliskich oraz rodzinę. Nie patrzyła w tym momencie na konsekwencje.

- W opuszczonej podstawówce ... - skinęła głową. Wiedziała gdzie. Jedyny i największy opuszczony budynek w całym miasteczku. Wiedziała gdzie ich znaleźć. I nie zamierzała odpuścić. Spojrzała na swoich przyjaciół. Będą próbowali ją zatrzymać, ale nie mogła im na to pozwolić. Ruszyła w stronę wyjścia. Zamierzała sama zakończyć tę sprawę. Raz na zawsze. Chociaż jej moc wciąż pozostawała osłabiona nie podda się bez walki. Ani dzisiaj. Ani jutro.

- Idziemy z tobą! – zdecydowała Bonnie. Enzo stanął u jej boku, spoglądając na nią spod oka. Wiedziała, że był zły za całą sprawę z Damonem. Później z nim porozmawia. Do tej pory nie miała czasu za wiele mu wyjaśnić. Zauważyła też coś jeszcze. Jak blisko Enzo stał Bonnie. Ostatnio czarownica trzymała się od wszystkich z daleka. Jess trochę ją rozumiała. Sporo przeszła i wolała trzymać wszystkich na dystans. – Moja moc jest najsilniejsza. Przyda nam się też pomoc Marcela, Caroline i Enzo. Wspólnie zdołamy pokonać Tessę. Saro idziesz z nami?

Sara pokręciła głową. W jej oczach widać było strach. Bała się swojej siostry. Jess przytaknęła. Rozumiała ją. Kiedy Tessa zniknie ona również zyska spokój. Miała tylko nadzieję, iż nikogo przy tym nie straci. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby tak wyszło.

- W porządku! – powiedziała zdecydowanym głosem. – Ruszajmy wspólnie. Nim zapadnie noc rozegra się kolejna bitwa.

Wyszli wspólnie opuszczając rezydencje Mystic Falls. Czas nie był ich sprzymierzeńcem. Jednak Jess zamierzała wykorzystać każdą jego sekundę. Nie wiedziała tylko, że los postanowi zagrać przeciwko nim.

*~*~*

(Mystic Falls, ok. trzydzieści lat temu)

-Powiedziałaś, że mnie kochasz!

Cameron warknął na nią spoglądając gniewnie prosto w oczy. Wytrzymała jego spojrzenie. Wiedziała, że musi. Ich miłość nigdy nie miała szans. On był dorosłym, dojrzałym facetem. Miał trzydzieści lat. Uczył w jej szkole historii. Ona miała zaledwie siedemnaście. Ten rok miał być jej ostatnim. Po za tym istniał jeszcze jeden problem. Cameron był żonaty. A to wpływowa kobieta. Pochodziła z rodziny Locvoodów. Mogła zniszczyć wszystkich. Każdego, kto stał jej na drodze. I oczywiście jej to powiedziała. Kilka dni temu poznała prawdę o ich romansie. Akurat w dniu, gdy Cameron oświadczył, że chcę odejść od żony. Miał dość życia z zimną suką. Zamierzał założyć własną firmę, a ona miała mu towarzyszyć. Nie spodziewała się takiego szczęścia. Wierzyła w niego i ich miłość. Niestety ta mrzonka szybko została zniszczona. Jako młoda dziewczyna dorabiała byciem kelnerką w miejscowym barze The Grill prowadzonym przez jej brata. Lubiła tę pracę, chociaż marzyła o czymś więcej. Nie kryła zaskoczenia widząc elegancką Adelle Locvood. Była niezwykle piękną oraz urodziwą kobietą. Kilka głów spojrzało w jej stronę równie zaskoczonych. Taka kobieta jak ona jeździła najczęściej do wielkich miast niż tutaj.

- Coś podać? – zapytała grzecznie, gdy podeszła do baru, wygodnie siadając na krześle. Kobieta zamówiła margerittę z lodem. Przez chwilę obserwowała ją uważnie, po czym ponownie przywołała do siebie.

- Wiem o waszym romansie ... - zaczęła bez ogródek. – Musiałabym być ślepa by nie zauważyć. Na początku chciałam go zlekceważyć. W końcu ja często wyjeżdżam, a Cam jest mężczyzną. Wiadomo oni mają swoje potrzeby. Ja też nie jestem święta. Mam parę romansów na wyjeździe. Jednak cóż. Najwyraźniej wasz romans to coś poważnego. Nie masz pojęcia ile musiałam zrobić, by zatrzymać go przy sobie. Cam jest wart tego wszystkiego. Pragnęłam go tak bardzo, że nie ważne są przeszkody. Zdobyłam go nie patrząc na konsekwencje. Jest moim trofeum.

- Nie kochasz go ... - zauważyła cicho, wzdrygając się. Te słowa nią wstrząsnęły. Nie rozumiała jak można być tak okrutnym, żądnym krwi oraz niebezpiecznym. Ta kobieta taka właśnie była. Coraz bardziej współczuła Cameronowi.

Kobieta zaśmiała się kręcąc głową nad naiwnością dziewczyny. No cóż. Była nastolatką. Niewinną oraz naiwną. Nie znała uroków tego świata.

- Chcesz go? – zapytała upijając łyk drinka. – Mogę ci go oddać. Nagiego jaki był nim się poznaliśmy. Biedny student bez grosza przy duszy. Nawet pracy nie umiał sobie znaleźć. To wszystko zawdzięcza mi. Straci, gdy tylko pomyśli o odejściu lub spróbuje wznieść pozew o rozwód. Zna intercyzę. Wie jak ona wygląda. Straci wszystko jeśli kiedykolwiek ode mnie odejdzie. Zostaniecie z niczym, a ja sprawię iż nie znajdzie nigdzie żadnej pracy. Będziecie żyć biedni. Mało tego. Twoja matka pracuje w szpitalu, prawda? A ojciec jest policjantem? To też mogą stracić. Chcesz być ich zgubą? Z powodu mężczyzny, który tylko się tobą zabawi, a później porzuci?

Pokręciła głową. Nie mogła słuchać tej ordynarnej prośby. Naprawdę by to zrobiła? Wiedziała jak rodzice są dumni z roli, którą wykonują. Nie byli kimś ważnym, ale mieli cel w życiu. Ona pragnęła czegoś więcej. Chciała wyjechać z Mystic Falls. Męczyła się w tym miasteczku. Jednak, czy gdyby spróbowali uciec nie znalazłaby ich? Gniew kobiety sięgnąłby aż tak daleko? Nie chciała w to wierzyć. Próbowała ich tylko zastraszyć. Nic więcej.

- Masz trzy dni. Podejmij właściwą decyzję, lub ty i twoja rodzina będziecie cierpieć na zawsze ... - To mówiąc zapłaciła za drinka z solidnym napiwkiem i wyszła.

Blair długo myślała, co zrobić. Nie wiedziała jak powinna ogarnąć całą te sytuacje. ­­wszystko wyglądało z pozoru na okrutną intrygę, ale czy mogła jej ufać? Kilka dni później przekonała się, że tak. Nie dała odpowiedzi. Nie rozmawiała z Cameronem. Nie chciała go martwić. Wolała o pewnych rzeczach nie mówić. Jednak kilka dni później stało się coś, czego nie przemyślała zbyt dobrze. Matka została zwolniona z pracy. Z dnia na dzień, pozbawiona wszelkich referencji. Podobno za kradzież. Najuczciwsza kobieta w całym mieście. Blair dobrze wiedziała czyja to robota. Nie miała zamiaru jej wybaczyć. Rodzina była dla niej wszystkim. Prócz matki miała jeszcze wspaniałą młodszą siostrę Klarę oraz ojca. Nie pozwoli ich skrzywdzić. Choćby sama miała zrezygnować z własnej miłości. Ona jakoś przeżyje. Rodzina może się nie podnieść.

- Odejdę od niego, ale musisz przywrócić moją matkę do pracy .... – powiedziała , gdy ponownie stanęła twarzą w twarz z panią Lockvood. Kobieta patrzyła na nią z nieskrywaną satysfakcją. Tego właśnie oczekiwała. – Nie poradzimy sobie z samą pensją ojca.

- Nawet lepiej ... - Kobieta uśmiechnęła się wyraźnie zadowolona z takiego obrotu sprawy. – Mogę znaleźć dla niej pracę w sekretariacie burmistrza. To zgodne z jej kwalifikacjami. Musisz tylko ostatecznie zerwać z Cameronem. I nie martw się. Nie będzie długo płakał po tobie. Zadbam o to.

Widząc smutek na twarzy dziewczyny, pokręciła głową. Nie chciała doprowadzać jej do takiego stanu. Wiedziała sama dobrze jak bardzo życie potrafi być skomplikowane. Sporo przeszła nim osiągnęła swój sukces. Pierwszy mąż jakiego miała był łajdakiem i brutalem. Całe szczęście zniknął z tego świata. Jego młodszy brat, próbował ją zdobyć, ale był podobny. Odrzuciła go i poznała Camerona. Dużo młodszego, przystojnego chłopaka. Zapragnęła go od pierwszej chwili. Nie dbała w ogóle iż miał dziewczynę. Nie mógł nigdy poznać prawdy tego, co mu zrobiła. Wręcz przeciwnie. Liczyła na to, by nigdy nie poznał prawdy.

- Nie masz co się martwić ... - powiedziała współczująco. – Jesteś jeszcze młoda. Poznasz wiele miłości w przeciwieństwie do mnie. Ja swoją szansę przegapiłam dawno temu, a Camerona potrzebuje. Nie wiesz jak bardzo. Dlatego musisz to zrobić.

- Rozumiem .... – wyszeptała cicho. – Spotkam się z nim po raz ostatni i go zostawię.

Obiecała. Nie miała wyjścia. Żona mężczyzny wygrała. Miała wielką władzę w przeciwieństwie do niej. Cierpiała, gdyż naprawdę kochała tego człowieka. Niestety. Musiała go zostawić. Długo przygotowywała tę rozmowę. Umówili się w szkole, po lekcjach. O tej porze nie było już nikogo. Wiedziała, że czeka ich długa oraz trudna rozmowa. Niestety nie mogła postąpić inaczej. Lockvood nie cofnie się przed niczym, by ich zniszczyć. Nie zamierzała do tego dopuścić. Serce krwawiło z żalu. Miała zranić cudownego mężczyznę. Cam był przystojny. Wysoki, jasnowłosy, o uwodzicielskim uśmiechu i inteligentnych oczach. Jego regularne rysy twarzy podkreślały męską sylwetkę. Chociaż nie pochodził z żadnego szlachetnego rodu wyglądał na dumnego mężczyznę. Nie wiedziała jak przyjmie odmowę z jej strony. Cała drżała, gdy szła opuszczonym korytarzem. Dziwnie było być w szkole o tej porze. Zwykle przewijał się tu tłum uczniów. Camerona zastała w kabinie wychowawcy. Poprawiał ostatnie klasówki z dzisiaj. Był wymagającym nauczycielem. Od niej w szczególności. Chociaż mieli romans nie faworyzował jej. Pod tym względem wykazywał niezwykłą uczciwość. Szanowała go za to bardzo. Zauważył ją, a właściwie wyczuł. Spojrzał nie kryjąc miłości w swoich oczach. Poczuła jak zabiło zdradzieckie serce. Odruchowo dotknęła brzucha. Musiała się uspokoić. To nie łatwe, ale musiała być silna. Dla siebie oraz swojej rodziny. Nic innego nie miało żadnego znaczenia.

- Musimy porozmawiać .... – powiedziała ściszonym głosem, próbując opanować łzy. Później przyjdzie pora na rozpacz. – Jestem jeszcze młoda i uznałam, że pora zacząć nowe życie. W tym roku kończę egzamin dojrzałości. Chciałabym zdawać na studia. Wyjechać stąd. Może do Nowego Orleanu? Mam wielkie plany oraz marzenia. Jestem pewna, że mi się uda. Jednak ty stoisz mi na przeszkodzie. Nasza miłość mi stoi na przeszkodzie. Tylko zrywając z tobą zdołam osiągnąć moje marzenia. Wybacz mi Cameron. Wracaj do żony. Ona jest twoim przeznaczeniem.

- Zrywasz ze mną? – warknął nie dowierzając jej słowom. Chwycił ją boleśnie za ramiona aż jęknęła. Poczuła strach. Nie poznawała jego twarzy ani wyglądu. Nigdy nie był aż taki brutalny. Wyrwała mu się i uciekła. Biegła aż nie mogła złapać tchu. Nie wiedziała, że to dopiero początek jej udręki.

*~*~*

-Jesteś pewna, że to dobry pomysł?

Marcel spojrzał niepewnie na przyjaciółkę, gdy przekroczyli próg szkoły. Dzisiaj to były właściwie ruiny. Jess wyczuwała zło tkwiące w tych murach. Czuła wściekłość jaka od niej biła. Miała wielkie prawo. Tamta kobieta wykorzystała jej słabość i odebrała dwóch najważniejszych mężczyzn w życiu. Trochę się obwiniała. Być może gdyby zareagowała inaczej sytuacja z Damonem nie wyglądałaby tak jak teraz. Teraz zamierzała ich uratować. W Mystic Falls chyba nigdy nie będzie spokojnie. Czasami żałowała, że w ogóle tu przyjechała. To nie było najlepsze wyjście. Powinna odmówić wtedy Damonowi. Wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej. Niestety. Nie da się cofnąć czasu. Musiała działać i jak najszybciej.

- Wierzę, że mogę przemówić mu do rozsądku ... - zaczęła ostrożnie mając nadzieję iż wciąż tak jest. Do tej pory umiała na niego wpłynąć jak niegdyś Elena. Nie wiedziała, czy w obecnej sytuacji da radę to zrobić. Dlatego dalej postanowiła iść sama. Musiała chociaż spróbować. Tylko w ten sposób zdoła uratować Damona. – Zaufaj mi, Marcelu. Muszę spróbować.

- W porządku! – skinął głową. Ufał jej. I to bardziej niż myślał. Ostatecznie nie miał wyjścia. Jess lubiła postawić na swoim. – Uważaj na siebie.

Skinęła głową. Wiedziała, że się o nią martwi. Doceniała to, ale ta walka należała do niej. Musiała ją sama powstrzymać. Tak bardzo pragnęła powrotu Damona, że przywróciła zło. Czuła iż za tym kryło się coś dużo więcej. Nie wiedziała tylko jeszcze co. Nie odwracając się za siebie ruszyła do przodu. Przez cały czas czuła czyjąś obecność. Nie miała pojęcia tylko, co to było. Ostrożnie rozglądała się dookoła. Wiedziała, że w takim miejscu mogą być różne pułapki. Nie sądziła iż los postanowi z nich zadrwić. Zwłaszcza z niej. Tak bardzo się starała. Tak bardzo próbowała walczyć z przeznaczeniem. Jednak uległa. Coś silnego odrzuciło ją w tył aż wylądowała na ścianie. Jęknęła oszołomiona. Chciała odparować kolejny atak, ale poczuła ciemność. Coś zepchnęło ją z głębi umysłu. Usłyszała głos w swojej głowie.

- Wybacz, ale nie mam wyjścia ... - powiedziała tajemnicza osoba. Głos wydawał się być młody. Jakby należał do nieletniej dziewczyny. Nie miała sił z nią walczyć. Próbowała wypchnąć ją z głębi swego umysłu, ale nie potrafiła. Była o wiele silniejsza od niej. – Muszę dokończyć pewną sprawę, która wciąż we mnie tkwi od bardzo dawna. Nie mam wyjścia. Mam nadzieję, że pewnego dnia mi wybaczysz...

Jess próbowała coś powiedzieć, ale słowa zamarły jej na ustach. Odpłynęła w ciemność, a wszystko dookoła przestało istnieć.

*~*~*

-Nie możesz mnie zostawić!

Krzyknął Cameron stanowczym głosem. – Kocham cię całym sercem. Należysz do mnie jak ja do ciebie.

- Nie mogę być z tobą ... - pokręciła głową. W oczach miała łzy. Naprawdę nie chciała go zostawiać. Tęskniła za nim. Już teraz, chociaż był obok. To ostatni raz, gdy się widzieli. Zmieni szkołę, chociaż będzie musiała dojeżdżać. Nie da rady normalnie uczęszczać do szkoły i oglądać go. Cierpiałaby jeszcze bardziej. Wolała odejść z honorem. Tak będzie najlepiej dla wszystkich. Po za tym jestem jeszcze młoda. Mam swoje życie i chce się nim cieszyć. Tego właśnie pragnę. Musisz zrozumieć Cam. Nasza miłość to nie wszystko. błagam cię zrozum mnie! Pozwól mi odejść.

Cameron czuł wściekłość. Nie miał zamiaru odpuścić. Byli razem. Pragnął jej. Potrzebował. Była kimś w rodzaju natchnienia w nudnym życiu jakie prowadził. Po za tym budziła w nim pożądanie o wiele bardziej niż własna żona. Ta dziewczyna to magia o której nie potrafiłby zapomnieć. Nie pozwoli jej odejść. Nigdy więcej! Będzie należeć do niego na zawsze.

- Jesteś moja! – wykrzyknął wściekłym głosem. W oczach mężczyzny widać było wyraźny mord. Cofnęła się odruchowo przerażona takim zachowaniem. Mężczyzna ruszył w jej stronę. Działał szybko i brutalnie. Nie zdążyła uskoczyć, gdy przyciągnął ją do siebie. Walczyła z całych sił. Nie wierzyła, że może ją skrzywdzić. W końcu często zapewniał jak bardzo jest w niej zakochany. Ona również odwzajemniała te uczucie. Jednak teraz stanowili parę nieznajomych toczących ze sobą walkę o przetrwanie.

- Naznaczę cię tak byś nigdy nie zapomniała, swojego ukochanego! – zagroził. Szarpała z całych sił, gdy zrywał z niej ubranie. W pewnym momencie uderzył ją boleśnie w twarz. Jęknęła wyraźnie zaskoczona zachowaniem mężczyzny. To nie był już jej ukochany. Zachowywał się jak prawdziwy potwór. Boleśnie rzucił ją na podłogę. Nie miała żadnych szans w tej walce. Jednak w ostatniej chwili zdołała uwolnić swoje ciało. Solidnie kopnęła go w twarz i ruszyła do ucieczki. Musiała dostać się do swojego samochodu. Im szybciej tym lepiej. W szkole nie było kompletnie nikogo, kto mógłby jej pomóc. Telefon zostawiła w aucie. Doganiał ją. Już była tak blisko drzwi. Krzyczała. Walczyła o resztki godności. Po chwili dotarło do niej jak bardzo go kochała. On również. Być może miała jedyną szansę na pożegnanie. Przestała walczyć. Jego pocałunki robiły się coraz bardziej łagodne. Ręce również. Odsłaniał resztki bluzki. Delikatnie pieścił piersi, brzuch, całował usta. Brał ją w posiadanie, a ona mu pozwalała. Tu w korytarzu szkolnym, gdzie każdy mógł tu wejść. Nie dbali o to. Liczyła się tylko wspólna chwila, którą dzielili razem. Jeszcze nigdy nie byli tak bardzo szczęśliwi. Jednak ona wiedziała, że to pożegnanie. Ich ostatni raz nim . On miał inne plany. Nie odpuści pod żadnym względem. Należała do niego i na zawsze już będą razem.

- Wybacz mi kochanie, ale ta bajka nie skończy się dobrze ... - powiedział w pewnym momencie mężczyzna i mocno uderzył ją. Jęknęła po czym straciła przytomność. Nie rozumiała dokąd ta szalona gra ma prowadzić. Czego chce od niej ten mężczyzna. Ocucił ją zapach benzyny. Mdliło ją. Była związana. Usiłowała wyrwać się z tego koszmaru. Tymczasem Cameron krzątał się niczym opętany. Obserwowała uważnie ruchy mężczyzny. Nie rozumiała, czemu to robił. Przecież ją kochał. Powinien zrozumieć.

- Cam proszę .... – wyszeptała cicho imię mężczyzny. Miała nadzieję jakoś na niego wpłynąć. W końcu było im razem tak dobrze. Usiłowała poluzować więzy, ale nie potrafiła. Czuła się zbyt słaba. To aż do niej niepodobne. Nigdy taka nie była. Zawsze uważała się za dzielną i silną osobę. Teraz cierpiała. Rzeczywistość wyglądała zupełnie inaczej niż by tego pragnęła. – Nie rób tego. Musisz zrozumieć moją decyzję. Ja po prostu chcę żyć normalnie. Jak każda zwyczajna dziewczyna. Skończyć szkołę, opuścić te miasteczko. W Mystic Falls nie ułożę sobie życia. Nigdy nie będę tu szczęśliwa.

- Będziesz szczęśliwa ze mną .... – wymruczał kucając przy niej. Był pewny swoich słów. Zamierzał skończyć z tym wszystkim. Małżeństwo od dawna mu się nie układało. Jego życie kiedyś wyglądało zupełnie inaczej. Teraz przegrywał tę walkę. I nie miał siły ruszyć dalej. Właściwie to sam nie wiedział jak pociągnie ze wszystkim. Jednak nadszedł czas, by skończył z tym wszystkim. Życie było dla niego zbyt trudne. Potrzebował czegoś znacznie więcej. Jednak nie dane mu było zaznać szczęścia. Popełnił błąd wchodząc w rodzinę Locvood. Dał się zwieść i oszukać. Lockvood okazała się jędzą, która dla władzy zrobi wszystko. On, by tak nie potrafił. Wręcz przeciwnie. Tu bardziej miały znaczenie emocje, uczucia, ludzie wokół niej. Niestety. Dał się sprzedać i będzie tego żałować do końca życia. teraz nadszedł czas, by zadbał o siebie. Nikt nie będzie mu mówił kim ma być ani co robić. Już na zawsze będzie z ukochaną dziewczyną. Nikt, nigdy ich nie rozdzieli.

- Nie chcę .... – błagała go ze łzami w oczach. Nie chciała umierać. Pragnęła żyć. Zobaczyła w jego rękach zapalniczkę. Siebie również oblał benzyną. Planował zabić ich oboje. Za wszelką cenę. Krzyczała mając nadzieję, że ktoś ich usłyszy. Ktoś musiał przerwać tę spiralę. Ten krąg. W pewnym momencie błysnął ogień. Jego języki zaczęły parzyć całe ciało. Podchodzić coraz bliżej. Widziała jak Cameron upada i znika w płomieniach. Przymknęła oczy przygotowana na to, co ma przynieść los. Reszta rozpłynęła się wokół niej.

*~*~*

Jess zaczęła krztusić się rozpaczliwie i jęknęła cicho.

Powoli odzyskiwała świadomość. Nie rozumiała, co zaszło. Była na wpół rozebrana. Miała podarte ubrania. Trudem dochodziła do siebie. Wszystko wyglądało normalnie. Zniknął ogień, nieznajome twarze. Lęk, miłość. Kim była tamta para? Jakby zawładnęła ich ciałami? Pokręciła głową kompletnie wytrącona z równowagi. Tuż obok niej podnosił się Damon. Jego twarz wyrażała wściekłość. Był równie przerażony jak ona.

- Co to było do cholery? – warknął wściekle z trudem unosząc się. Nie panował w ogóle nad sobą. Do tej pory miał pełną kontrolę nad swoim ciałem. W pewnym momencie wszystko się rozsypało. Jakby ktoś obcy w niego wszedł. Wciąż czuł te obrzydliwe uczucia. Emocje, miłość. Kiedyś może i miał na to ochotę. Jednak od jakiegoś czasu stał się innym człowiekiem. Od kiedy poznał Tess i pokazała mu zupełnie inny świat. – Jakaś twoja sztuczka? Usiłowałaś mnie zdobyć w jakiś szalony sposób?

Pokręciła głową. Zdecydowanie nie. Ona również padła ofiarą tego dziwnego uczucia. Odruchowo dotknęła brzucha. Popełniła błąd. Błąd za który mogą zapłacić inni. Aby tylko nie było konsekwencji. Sama wiedziała jakich. Damon nie musiał znać prawdy.

- Co w ogóle tu robisz? Jak nas znalazłaś? – chwycił ją brutalnie za gardło i przydusił do ściany. Wyglądał na o wiele silniejszego niż zazwyczaj. Znów żywił się ludzką krwią. Żywą. Nie wystarczała mu ta z lodówki, jaką mieli w rezydencji Salvatore.

- Wiem, że rzucono na was urok! – próbowała przemówić mu do rozumu. – Jesteś silniejszy od tego. Damonie proszę. Wiem, że cię zraniłam. Nie miałam wyjścia. Gdyby to zależało ode mnie prędzej wyrwałabym sobie serce. Musisz mi uwierzyć. Zrozumieć.

Zaśmiał się i uderzył ją w twarz. Nie miał zamiaru wierzyć. Raz to zrobił. Popełnił błąd. Przez chwilę zapragnął jej krwi. Wystarczył jeden ruch, by raz na zawsze pozbyć się dziewczyny. Koniec końców nie zrobił tego. Odrzucił ją aż upadła i zatoczyła się po ziemi.

- Nie nachodź mnie więcej! – wykrzyknął na odchodne. Miała mętlik w głowie. Udało jej się odnaleźć przyjaciół. Wszyscy czekali na zewnątrz. Wyglądali na równie skołowanych jak ona. Nie do końca rozumieli co zaszło.

- Nie mogliśmy was namierzyć ... - wyjaśniła cicho Bonnie, gdy postanowili odpuścić i spotkać się w The Girl. Tu mogli swobodnie porozmawiać. Jess zamówiła podwójne whisky. Potrzebowała alkoholu. Wciąż nie doszła do siebie po tym, co zaszło. Nie umiała ogarnąć tego wszystkiego. Rzeczywistość sprawiała o wiele większe kłopoty niż by chciała przyznać. Nie wiedziała jak to wszystko powinna ogarnąć. Zdecydowanie za dużo tego wszystkiego. Rozmowa z przyjaciółmi miała pomóc, ale nie pomogła. Wręcz przeciwnie. Przyniosła jeszcze więcej pytań niż odpowiedzi. A ona nie wiedziała jakie pytania powinna zadać.

- Powinnaś wyjechać .... – powiedział cicho Marcel żegnając się z dziewczyną. Pokiwała głową. Wiedziała, że miał racje. Przebywanie tu obok Damona nie wróży nic dobrego. Prędzej, czy później będzie chciał ją dopaść. Zemścić się. Nie rozumiała też nagłej zmiany zachowania mężczyzny. To wszystko Tessa. Alarick tak samo. W jakiś sposób ich opętała, a ona nie wiedziała jak im pomóc. Coś złego wisiało w powietrzu. Pragnęła przerwać tę passę. Nie miała tylko pojęcia w jaki sposób to zrobić. Pokręciła głową, gdy pogładził ją po policzku.

- Wiesz, że nie zrobię tego dopóki on nie będzie bezpieczny ... - powiedziała cicho z bólem w głosie. – Kocham go tak bardzo iż to boli. Nie potrafię inaczej... - pojedycńcza łza popłynęła po jej policzku. Chciałaby zapomnieć. Przestać cierpieć. W sumie mogłaby, to zrobić. Poprosić o pomoc Marcela. Z pewnością powiadomiłby Elijaha. On by pomógł. Jednak wolała pamiętać. Pragnęła cierpieć niż w ogóle nie kochać.

- Więc, powodzenia .... – odparł tylko całując ją na pożegnanie. Jess westchnęła cicho. Zraniła go. Marcel mimo iż związał się z inną kobietą wciąż ją kochał. Wiedziała o tym. Jednak nigdy nie będzie odwzajemniać tego uczucia. Obserwowała jak odchodził z bólem w sercu. I po raz kolejny zrozumiała jak bardzo go zraniła. I nie wiedziała dokąd to wszystko ich zaprowadzi....

*~*~*

Na zakończenie:

No cóż nie do końca jestem zachwycona tym rozdziałem. Miałam na niego inny pomysł, ale podczas realizacji wyszło jak zwykle, czyli całkowicie do dupy.

No cóż. Sami ocenicie. Tymczasem zapraszam na kolejny rozdział już wkrótce.

Pozdrawiam. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro