Rozdział 022 „Przerwany pocałunek"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


„A w życiu nie ma powrotów, czas przecież nie zawraca"

Kroniki autorskie: 023:

Hello półperełki!
przed nami ciężki okres. Nie ma normalności. Nie wiem, czy kiedykolwiek będzie.

Koronawirus odebrał nam normalność, ale mam nadzieję, że „jutro" jeszcze będzie i wszyscy wyjdziemy z tego cało. W końcu musi być.
A tymczasem zapraszam do nowego rozdziału i ściskam mocno!

*~*~*

(Mystic Falls – obecnie)

-Nie wiem jak mogłem zapomnieć o tym wszystkim ...

Powiedział Damon do zaskoczonej dziewczyny. Caroline i Stefan zamknęli się w pokoju, by wyjaśnić wszystko między sobą. Oni zostali sami. Damon długo mówił. O swoich wspomnieniach, fali uczuć. To jak Tessa kierowała nimi wszystkimi. Zmuszała ich do bycia potworami. Ona wyciągnęła ich z otchłani śmierci. Damon przyznał, że niewiele pamiętał od momentu w którym pożegnał się ze światem. Wszystko miało miejsce bardzo szybko. Pamiętał otaczająca go ciemność. Słyszał głosy. I gdzieś z oddali widział Katherine. A może to Elena? Akurat myślał, czy zdoła się z nimi spotkać. Jednak ta chwila nie dbała zbyt długo. Wręcz przeciwnie. Szybko wrócił do rzeczywistości, która była dla niego czymś zupełnie nowym. Tam gdzie nie miał w ogóle żadnej kontroli nad niczym. Tylko cud sprawił, że nie zdołał nikogo skrzywdzić bardziej. Po za tym co wcześniej zrobił. Opowiedział o tym jak z Rickiem oszukali Tessę. Wspólnie uratowali Bonnie oraz nową czarownicę. Bonnie, co prawda nie odzyskała mocy, ale miała wielką szansę to zrobić. Jeśli tylko zdobędą naszyjnik dziewczyny.

- Gdzie Tessa? – zapytała stanowczo. Chciała z nią porozmawiać. Próbować przemówić do rozsądku. Przecież nie musiały ze sobą walczyć. Przesilenie można było jakoś ominąć. Wierzyła, że nam się uda.

Słysząc te pytanie na twarzy mężczyzny wykwitł szeroki uśmiech. Wyglądał na dość zadowolonego. Kiwnął głową i gestem zaprowadził ją do piwnic. Były tam prowizoryczne cele. Salvatorowie długo nie rozumieli po co one są. Dopiero z czasem zrozumieli ich znaczenie. Wampiry. Ojciec ścigał je od zawsze i więził tutaj. Torturował. Damon drżał jak wiele być może niewinnych istot mogło stracić tu życie. Może nie wszyscy byli niewinni, ale każdy zasługiwał na sprawiedliwość. On otrzymał drugą szansę. Najpierw poznał Elenę. Nie stop. Najpierw była Jess. Jedyna kobieta, którą poznał i naprawdę pokochał. Wciąż nie mógł uwierzyć, że tak ważną rzecz wymazał ze swojej pamięci.

- Udało nam się zmaterializować jej moc i odebrać amulet .... – wyjaśnił z lekkim uśmiechem. – Bez niego nie była już taka silna oraz pyskata. Całkowicie poddała się mocy Avy. To nasza nowa czarownica. Na razie mieszka z Bonnie, gdyż postanowiła zostać oraz nam pomóc.

- Bycie w Mystic Falls nie jest bezpieczne ... - stwierdziła Jess kręcąc głową. Damon musiał się z tym zgodzić. Za wiele stracił w tym mieście, by nie przytaknąć. Jess nie mogła ukryć swojego zadowolenia widokiem Tessy. Nie wyglądała już tak hardo. Porzuciła rzuconą przez siebie iluzję. Dość mocno ją przypominała. Teraz mogła uwierzyć, że faktycznie były siostrami. Jedynie różnił je kolor włosów. Tessa miała jasny blond. Bardziej przypominała matkę.

- Bez naszyjnika nie jesteś już taka ważna? – zapytała przysuwając się. – Czy naprawdę musimy ze sobą walczyć? Mamy jeszcze czas. Możemy wspólnie szukać rozwiązania. Jesteśmy siostrami. Mamy wspólną krew. To powinno coś znaczyć.

Tessa wybuchła ironicznym śmiechem. Zaskoczyło ją jak bardzo naiwna była dziewczyna. Już dawno straciły szanse na normalną przyjaźń.

- Nasze rodziny za to zdecydowały ... - rzuciła ironicznie, wywracając oczami. – W końcu niegdyś wybrały ciebie zamiast mnie. Podobno zdecydował los. Czy aby na pewno? Los nigdy za nas nie decyduje. To my podejmujemy decyzje. Tak jak zrobiły to nasze rodziny. Wybrali ciebie. Masz być początkiem, a jak końcem. Nie możemy współistnieć razem. Przesilenie musi zostać wykonane. Kiedy rzucimy zaklęcie tylko jedna z nas przetrwa. I zapewniam cię że tą osobą będę ja.

Jess prychnęła. Jej oczy przybrały intensywny kolor. Absolutnie nie ufała tej dziewczynie. Mimo iż łączyły ich więzy krwi, obydwie były całkiem inne. Wtedy Tessa spostrzegła. Zaczynała rozumieć. Została oszukana. Właściwie wyczuła ją od początku, ale dotarło to do niej później. Nigdy nie powiedziano jej prawdy. Nawet historie matki odkryła później. Teraz rozumiała dlaczego. Rodzina wybrała ją. Nie może o tym zapomnieć. Ogarnęła ją jeszcze większa nienawiść. Nie potrafiła jej powstrzymać. Musiała zwyciężyć. Teraz jeszcze bardziej zamierzała pokazać swoją siłę. Chociaż osłabiona wciąż posiadała pewną przewagę. W żaden sposób nie była hybrydą. Nie utraciła swojej pełnej mocy.

- My możemy pójść inną drogą ... - próbowała ją przekonać Jess. Naprawdę tego pragnęła. Chciała by siostra zrozumiała iż bez względu na to, co zrobiła mogą żyć inaczej. W końcu łączyły ich więzy krwi. Jess wcześnie straciła swoją adopcyjną rodzinę. Została zamordowana przez Klausa. Wiedziała iż bez względu na wszystko ciężko jej będzie o tym zapomnieć. – Spróbujmy, proszę. Nie musimy wykonywać przesilenia. To może poczekać.

- Naprawdę tak uważasz? – zapytała rozbawiona, uważnie obserwując siostrę. – A jak się czujesz?

Jess westchnęła cicho. Musiała przyznać, że od dłuższego czasu coraz gorzej. Często wymiotowała. Coraz trudniej przychodziło jej przyjmowanie krwi. Nie wiedziała dlaczego. Magia również bywała słabsza, chociaż sporo magicznej siły straciła ostatnim razem. Jeszcze jej nie odzyskała do tej pory. I miała wrażenie iż każdego dnia jest coraz gorzej.

- Sam rozumiesz ... - wyjaśniła z roztargnieniem. – Jeśli nie przebrniemy przez to razem będzie coraz gorzej. Chcesz się poświęcić? Ja nie mam zamiaru. Chcę żyć. Według moich obliczeń zostało nam kilka dni.

Pokręciła głową. Nie chciała wierzyć. Pragnęła znaleźć inne rozwiązanie. Wiedziała, że Damon oraz Stefan zmyją jej głowę, ale potrzebowała pomocy. Musiała zaufać Tessie. Liczyć w jakiś sposób na jej pomoc. Uwierzyć iż nie jest taka całkiem zła. Sięgnęła po kluczyk i przekręciła go. Odsunęła kratę. Dalsze więzienie Tessy nie ma sensu.

- Jesteś wolna .... – powiedziała cichym głosem. – Jeżeli naprawdę nie ma wyjścia za trzy dni spotkamy się na cmentarzu Mystic Falls.... – rzuciła chcąc wrócić do Damona. Musiała z nim porozmawiać. Mieli jeszcze wiele sobie do wyjaśnienia. Chciała mu wszystko opowiedzieć. Mężczyzna wciąż miał mętlik w głowie. Odzyskał pamięć, ale pozostawało dużo pytań bez odpowiedzi. Pragnęła być jak najbardziej uczciwa. Wciąż nie mogła uwierzyć iż Freya po tylu latach złamała klątwę. Czemu wcześniej o niej nie pomyślała? W końcu była jedną z najpotężniejszych czarownic na świecie.

- Jesteś bardziej naiwna niż myślałam ... - prychnęła Tessa kręcąc głową. – Sądziłam, że nauczyłaś się już dawno na własnych błędach. Najwyraźniej nie jesteś taka inteligentna jak myślałam...

Chciała w nią uderzyć swoją mocą, ale wtedy znienacka pojawił się Damon. Zupełnie jak parę miesięcy temu, odrzucił Jess i zasłonił ją swoim ciałem. Tessa uderzyła w niego, nie patrząc na rozpaczliwy krzyk Jess. Wszystko dookoła znikło. Poczuła jak nad jej ciałem władzę przejęła niemoc.

*~*~*

-Muszę przyznać, że Enzo miał absolutną racje z przyjazdem do Mystic Falls...

Powiedziała w pewnym momencie Ava, przysiadając się koło Bonnie. Ava została na kilka dni w Mystic Falls. Uznała, że to jest najlepsze wyjście. Nigdy nie miała miejsca, którego mogłaby nazwać domem. Wręcz przeciwnie. Często uciekała z miejsca na miejsce. Pochodziła z dość potężnego klanu czarownic. Ukrywała swoje korzenie, gdyż ścigała ją siostra cioteczna jej matki. Chodziło o jakąś klątwę powiązaną z sabatem. Nie wnikała. Już od bardzo dawna ukrywała ten fakt i starała się zapomnieć za wszelką cenę. Uważała iż tak było łatwiej.

- To dość ryzykowne zważywszy iż pełno tu wampirów .... – Bonnie podała dziewczynie puszkę piwa. Usiadły na werandzie omawiając ostatnie wydarzenia. Dzięki pomocy Avy, Bonnie odzyskała dawną moc. W ten sposób było jej łatwiej funkcjonować. Jednak martwiła ją ostatnia sytuacja. Wiedziała, co oznacza klątwa bliźniąt. Pojedynek sióstr. Nie mogły tego zignorować, chociaż to nie łatwe zadanie. Od ostatnich wydarzeń przeszukiwały księgi oraz internet. Szukały po prostu wszystkiego, co mogłoby im pomóc w znalezieniu prawdy. Niestety. Wciąż niczego nie znalazły, a czasu było coraz mniej. Bonnie polubiła towarzystwo Avy. Nigdy nie miała okazji zaprzyjaźnić się z prawdziwą czarownicą. Wszystkie jej znajomości uległy zmianom. Teraz miała okazje do nadrobienia. Poznania innej strony siebie. I podobało się to. Nie wiedziała tylko dokąd ich to wszystko zaprowadzi. Na razie postanowiła zaproponować dziewczynie gościnę.

- Są o wiele gorsze rzeczy na świecie prócz wampirów ... - wyznała szczerze Ava. Wiedziała to z własnego doświadczenia. W swoim życiu wiele przeszła. Właściwie to zbyt wiele jak na taka młodą dziewczynę jaką była. W zasadzie mogła wiele ukrywać, ale postanowiła tego nie robić. Bonnie zasługiwała naprawdę. Wyglądała na uczciwą osobę. – Właściwie nazywam się Karen Carson ... - zaczęła swoją opowieść. – Pochodzę z Bostonu. Tam mieści się jeden z największych sabatów czarownic jakie istnieją na tym świecie.

- Dragonowie .... – zaczęła oszołomiona Bonnie. Teraz rozumiała. Tatuaż smoka na ramieniu Avy. Sądziła iż to przypadek. Czy Enzo wiedział kim była Ava? Kogo właściwie sprowadził do Mystic Falls? Poderwała się gwałtownie z miejsca. – Dragonowie nigdy nie chcą pokoju. To klan czarownic, który pragnie wojny.

Karen/Ava wybuchła śmiechem. Tak właśnie się spodziewała. Dlatego nie powiedziała prawdy. Jedynie Enzo ją zrozumiał. Uratował i pomógł zacząć od nowa. Dzięki niemu mogła odciąć się od przeszłości. Nie chciała być krwawym Dragomirem. Chciała pomagać. Zaprzestać walki. Powiedziała to wszystko Bonnie. Nie ukrywała niczego.

- Wiem, że nawet tu ostrzegano cię przede mną ... - wyjaśniała łagodnym głosem. – Musisz mi uwierzyć. Ja naprawdę nie chcę źle. Wręcz przeciwnie.

I Bonnie uwierzyła. Naprawdę uwierzyła. Gdyż Karen, bo tak miała na imię wydawała się być całkiem inną osobą. Nie widziała w niej zła. Nie wyczuwała go.

- Więc jak mm do ciebie mówić? Karen, czy Ava? – spytała po dłuższej chwili milczenia. Młoda czarownica zastanowiła się przez chwilę. Chcąc uciec od przeszłości stała się Avą. Jednak teraz postanowiła wrócić i znów być tym kim była. Czarownicą z rodu Dragonów. Nie zamierzała o tym nigdy zapomnieć.

- Jestem Karen. Karen Dragon .... – powiedziała zdecydowanym głosem. Ledwie powiedziała te słowa, a niebo przybrało ciemny odcień. Gdzieś z oddali zabłysła burza i lunął rzęsisty deszcz. Bonnie i Karen osunęły się na ziemię.

*~*~*

-Nie wiem jak mogłem zapomnieć o tym wszystkim ...

Jess zamrugała kilka razy słysząc słowa Damona. Miała wrażenie, że już wcześniej je słyszała. Pokręciła głową i odegnała te myśli. Właśnie wróciła z Nowego Orleanu, gdzie stała się hybrydą i poznała tajemnicę rodzinną swojego ojca. Nie sądziła iż jej życie ponownie się tak skomplikuje. A teraz była z Damonem, który odzyskał pamięć. Dziwne, ale miała wrażenie dejavu. Próbowała skupić się na tym, co mówił ukochany.

- A gdzie Tessa? – zapytała sama z siebie. Damon powiedział, że uwięzili ją w piwnicy. Posłusznie podążyła za nim, a on odszedł zostawiając je same. Rozmowa nie przebiegła gładko. Wręcz przeciwnie. Tessa jak zawsze pokazywała swoją wyższość, a potem chciała ją uwolnić. Wszedł Damon i uratował ją własnym ciałem. I znów ogarnęła ją ciemność. Potem kolejna. I jeszcze jedna. Nie umiała nad tym zapanować. Jednego była pewna. Ktoś wpakował ją w pętlę czasu. Przeżywała ostatnie godziny oraz śmierć Damona. Nie rozumiała dlaczego. Po co ktoś to robił. Usiłowała porozmawiać z Tessą, ale to nie ona. Więc ktoś inny. O wiele potężniejszy. Miała dość. Przy którymś razie po prostu wybiegła z domu i zaczęła krzyczeć. Akurat kiedy wszystko zaczęło się układać, ktoś ją niszczył. Nie wiedziała dlaczego.

- Musisz być gotowa na każdą ewentualność .... – odwróciła się słysząc znajomy głos kobiety. Rozpoznała ją. To była Ester. Matka wszystkich Michaelsonów. Jej babcia. Pokręciła głową z niedowierzaniem. Wiedziała o jej śmierci. Nie miała okazji poznać osobiście tej kobiety, ale słyszała iż niezła z niej suka. – Dlatego postanowiłam dać ci małą nauczkę. Jesteś czarownicą z rodu Michaelsonów. Posiadasz dar oraz przekleństwo, które są należne z racji pochodzenia. Powinnaś być dumną nosicielką rodu.

Jess pokręciła głową. Nie uważała, że jest dumna. Wręcz przeciwnie. Pragnęła normalności. Aby było jak dawniej. Tymczasem los pokazał zupełnie inną rzeczywistość. Rzeczywistość, której nie mogła mieć. Jęknęła.

- Jednak nadal nie rozumiem po co te całe zamieszanie? - zapytała z niesmakiem. – Dlaczego w chwili szczęścia uśmiercasz mojego ukochanego? Czy to cię bawi?

Ester pokręciła głową ze smutkiem. Szczerze podziwiała te dziewczynę. Wciąż nie mogła uwierzyć, że popełniła błąd. Wyczuwała w niej coś dziwnego. Nie wiedziała wówczas co to było. Jednak teraz rozumiała znacznie więcej. Powinna zainteresować się tą dziewczyną. Wówczas miałaby więcej szansy. Tymczasem straciła ją tak samo jak i siostrę. Obydwie poległy na polu w walce z rodzeństwem Michaelsonów. Teraz młoda czarownica Davina wysłała ją, by naprawiła swoje winy.

- Otrzymałaś dar Jessico Michaelson i powinnaś nosić go z dumą .... – wzdrygnęła się słysząc swoje prawdziwe nazwisko. Wciąż do tego nie przywykła. Chyba nigdy nie przywyknie. Nigdy nie czuła się częścią tej rodziny. – Musisz go wykorzystać najlepiej jak potrafisz. Przejdź połączenie. Uwolnij swoją moc. Teraz, gdy złamałaś klątwę.

Mówiąc te słowa uklękła obok Damona. Wykorzystała swoją moc i uleczyła jego ranę. Mężczyzna jęknął i poruszył się. – Masz niewiele czasu. Po za tym nie tylko ty go potrzebujesz. Dziecko w twoim łonie również.

- Dziecko? – wykrztusiła oszołomiona. Przypomniała sobie Rose. To w jaki sposób ostatnio się czuła. Jęknęła. Przecież tak bardzo się starała. Najwyraźniej zapomniała o ostrzeżeniach z przyszłości. Czasu nie da się cofnąć. Musiała iść do przodu i zadbać o przyszłość swojej córki. Ich córki. Odruchowo dotknęła brzucha. Ester zniknęła zadowolona z wykonania zadania. Mogła odetchnąć z ulgą, ale wciąż pozostawało więcej pytań niż odpowiedzi.

- Co się stało? – Tessa wybudziła się ze snu. Wyglądała na oszołomioną. – Czy to twoja jakaś sztuczka?

- Nie... - pokręciła głową. – Chcę byś wiedziała, że naszym ojcem jest Klaus Michaelson. Co zrobisz z tą informacją zależy od ciebie – Nie powinna mówić, ale postawiła na uczciwość. Chciała aby w tej walce były równe. Liczyła iż siostra również zachowa się podobnie. Jednak ta wybuchła tylko śmiechem. Nie wyglądała na zaskoczoną. Wręcz przeciwnie. Wyczuwała jakąś dziwną zmianę w siostrze.

- Jesteś naprawdę naiwna! Do zobaczenia za trzy dni ... - rzuciła tylko na pożegnanie po czym odeszła kręcąc głową. Jess od razu podbiegła do Damona. Powoli odzyskiwał przytomność. Cokolwiek zrobiła Ester uratowała mu życie.

- Mam już dość umierania ... - mruknął wyraźnie poirytowany mężczyzna. Jess nalała mu do szklanki whiskey. Opowiedziała o spotkaniu z Ester. Zrozumiała, że nie może uniknąć przeznaczenia, chociaż próbowała. Wyjaśniła też dlaczego wtedy postanowiła odejść. Tak naprawdę nigdy nie spała z Enzo. Nie zdradziła go.

- Widzisz w przyszłości mamy córkę ... - powiedziała w miarę łagodnym tonem głosu. Chciała aby wszystko jak najlepiej rozumiał. Opowiedziała o tym jak tu przybyła. Nie krył zaskoczenia temu, co mówiła. Myślał iż nigdy nie będzie miał takiej możliwości. Właściwie w ogóle nie myślał o ojcostwie. Zamierzał wieść wieczne życie playboya, spędzając je na zemście na Stefanie. Los spłatał mu figla, sprowadzając na drogę Elenę. Pokochał ją prawdziwą miłością. Potem odkrył swoje przeznaczenie. Była nim ta kobieta, która niepewnie spoglądała w jego stronę. – Usiłuje w jakiś zwariowany sposób powiedzieć, że jestem w ciąży....

Damon nie krył swojego oszołomienia. Był pewien, że w jego życiu nic już go nie zaskoczy. A jednak. Po raz kolejny świat pokazał iż lubi sobie z niego zadrwić. Zostanie ojcem. Kompletne szaleństwo. Nie mógł w to uwierzyć. Tymczasem będzie ojcem. Zaczynał rozumieć Klausa, co czuł, gdy na świat przyszła Hope. Jess miała jeszcze nie jedną tajemnicę. Ta ostatnia wstrząsnęła nim do głębi. Nigdy nie wiedział co właściwie myśleć o Klausie Michaelsonie. Był taki moment w którym uważał go za swojego rywala. Klaus niegdyś chciał zabić Elenę. Później ich drogi nieco się rozeszły. Teraz okazywał się być ojcem ukochanej dziewczyny. Pokręcił głową. Los bywał doprawdy nieprzewidywalny. Bardzo chciał wiedzieć dokąd ich to wszystko zaprowadzi. Teraz jednak liczyła się wspólna przyszłość, którą pragnął zaplanować.

- Naprawdę chcesz przejść „połączenie" z siostrą? – zapytał nie kryjąc swojego niepokoju o nią. Nie chciał aby cokolwiek jej się stało. Wiedział do czego to wszystko zaprowadzi. Gdyby stracił kolejną bliską osobę chyba, by tego nie przeżył.

- Wszystko będzie dobrze ... - obiecała mu cicho, chociaż w głębi duszy bardzo się bała. Nie była teraz sama. Musiała walczyć o swoje szczęście. I zamierzała to zrobić. Za wszelką cenę.

*~*~*

-Dziękuje Caroline, naprawdę się cieszę...

Bonnie z westchnieniem odłożyła słuchawkę. Przyjaciółka miała powody do radości. W końcu po wielu latach osiągnęli szczęście. Obydwoje na niego zasługiwali. Oszukali swój los i zdobyli zaufanie tak trudne w dzisiejszych czasach. I całe szczęście. Powoli liczyła iż ta cała farsa dobiegnie końca. Marzyła o wyjeździe z Mystic Falls. Pragnęła rozpocząć życie od nowa. Z dala od wszelkich kłopotów.

- O czym myślisz? – Karen spojrzała z troską na Bonnie. Polubiła towarzystwo tej dziewczyny. Nawet bardzo. Często o niej myślała. Nawet fakt iż powinna się wyprowadzić. Nie wiedziała, czy Bonnie kiedykolwiek zaakceptuje towarzystwo kogoś takiego jak ona. Pokręciła głową. Absurd. Przecież nie była nawet lesbijką i nigdy nie będzie. Westchnęła cicho. Uczucia, to doprawdy skomplikowana forma emocji. Czasem zazdrościła tego wampirom. Potrafiły się wyłączyć. Zapomnieć o wszystkim i żyć bez żadnych zasad. Często ciekawiło ją jak to jest. Chyba by tak nie potrafiła. Po za tym posiadanie magii dawało mnóstwo satysfakcji.

- Caroline i Stefan zostali parą ... - powiedziała wyraźnie zadowolona. – Odzyskałam swoją moc. W końcu mamy powód do świętowania.

- A „połączenie" twojej przyjaciółki? – zapytała na głos, to o czym myślała od dawna. Śledziła losy bliźniaków. Dziewczęta miały szczęście iż zostały rozdzielone. Dzięki temu mogły przeciągać efekt „połączenia" jak najdłużej. Jednak teraz nie mogły zwlekać. Musiały do niego podejść, gdyż mogły zaszkodzić nie tylko sobie.

- Prawdziwą przyjaciółką od zawsze była dla mnie Elena ... - wyznała szczerze Bonnie. Usiadły na werandzie podziwiając zachód słońca. Panował względny spokój, co dla Mystic Falls było prawdziwą rzadkością. – Jednak Jess zastępuje ją coraz bardziej. Wiem, że Elena odeszła i już nie wróci. Powoli staram się o tym nie myśleć, jednak o przeszłości ciężko zapomnieć. I wiedziała, że zbyt łatwo nie zapomni. – Chcę dla nich wszystkich jak najlepiej, jednak sama wiesz. Były już u nas bliźnięta. Ich historia nie zakończyła się najlepiej. Nie wiem co będzie dalej z Jess i Tessą. Obydwie mają szansę wygrać. Nie wiem, czy Tessa nie jest wykończona przez całą ciążę. Wszystko szło nie tak. Ich życie nigdy nie będzie normalne.

- Zatem powinnaś przestać myśleć i wyluzować .... – Karen w przypływie odwagi chwyciła ją za rękę. Wóz albo przewóz. Miała tylko jedną szansę. Mogła zaryzykować i nie stracić wszystkiego. Ostatecznie kiedyś Enzo powiedział jej iż wszystko zależało od niej. Bonnie wstała, a wówczas przyciągnęła ją do siebie. Dziewczyna nie protestowała, gdy ich usta spotkały się ze sobą w namiętnym pocałunku.

- Nigdy nie robiłam tego z dziewczyną ... - wyznała mocno speszona Bonnie, ale i ciekawa. Karen jej się podobała. Miała w sobie mnóstwo odwagi, by rzucić wszystko i spróbować szczęścia. Nazwisko zobowiązywało, ale ona nie dbała o nie w ogóle. Była sobą bez względu na konsekwencje. Bonnie umiała to docenić.

- Więc masz okazje spróbować jeśli chcesz .... – zaproponowała i zrobiła gest w stronę domu. Ruszyła przodem, a Bonnie bez wahania za nią. Być może właśnie popełniała największy błąd swojego życia, ale w tym momencie nie dbała o to. Chciała choć przez chwilę zaznać szczęścia. Do tej pory wszystko wyglądało zupełnie inaczej. I pragnęła aby tak właśnie pozostało. Dlatego pozwoliła sobie na tę chwilę szaleństwa. Czuła pociąg do tej dziewczyny. Pozwoliła, by ubrania całkowicie opadły. Jęczała cichutko pod naporem pieszczot dziewczyny. To najbardziej niesamowite przeżycie w jej życiu. Owszem była w kilku związków. Chyba najbardziej emocjonalnym był ten z Jeremym, młodszym bratem Eleny. Jednak teraz, tu to coś zupełnie innego. Pragnęła zapamiętać wszystko. Smak, dotyk, czułość. Ta chwila należała do niej i nie zamierzała pozwolić, by ktokolwiek ją zniszczył. Już dawno nie czuła się tak bardzo szczęśliwa. Kochała i była kochana. Wspólnie osiągnęły orgazm, doprowadzając się do szczytu. Bonnie mocno odprężona leżała w ramionach nowej dziewczyny. Z westchnieniem wstała z łóżka. Karen jeszcze spała. Wzięła szybki prysznic. W myślach próbowała odtworzyć wszystkie wydarzenia. Przez całe życie należała do heteroseksualnych kobiet. Nigdy nie sądziła iż kiedykolwiek stworzy związek z kobietą. Okey. Może ten cudowny seks, to za mało, by nazwać ich związkiem, ale zdecydowanie coś ich łączyło. Naparzyła sobie kubek gorącej kawy i zerknęła na telefon. Kilka połączeń nieodebranych. Głównie od Jess i Caroline. Pokręciła głową z rozbawieniem. Zamiast się cieszyć chwilami szczęścia, wydzwaniały do niej jedno przez drugie. Westchnęła cicho. Postanowiła zrobić jakąś kolacje. Poczuła głód i musiała coś zjeść. W pewnym momencie ostry ból w głowie sprawił iż głośno krzyknęła. Myślała iż dosłownie ją rozerwie. Musiała wyjść na zewnątrz, gdyż niemal mdliło ją od środka. Poczuła krew płynącą z nosa. Z trudem wyszła na zewnątrz. Tam wstrząsnęło nią do głębi. Niebo płonęło czerwonym blaskiem. Z oddali słychać było grzmot pioruna. Miała wrażenie iż bierze udział w apokalipsie.

- O mój Boże .... – wyszeptała Karen dołączając do niej. Nigdy czegoś takiego nie widziała. Zupełnie jakby miasto umierało na ich oczach. Nigdy poczuła wstrząs, który ją otumanił. Musiała podtrzymać się belki, by nie upaść. Dodatkowo podtrzymywała Bonnie.

- Nie mogę oddychać ... - wyjąkała oszołomionym głosem. Opadła na kolana. Nie potrafiła utrzymać Bonnie, chociaż bardzo chciała. Pochłaniała ich ciemność. Zupełnie jakby zło, które wtargnęło do Mystic Falls dosłownie ich zgarnęło. Nie potrafiła z nim walczyć. To o wiele silniejsze od niej. Jęknęła cicho, próbując wstać, ale nie dała rady.

- Nadchodzi wasz koniec .... – usłyszała w głowie, głos nieznanej kobiety, po czym wszystkim zawładnęła ciemność, a dookoła słychać było tylko krzyk oraz ból pozostałych osób w miasteczku.

*~*~*

Na zakończenie:

Epidemia powoli sięga zenitu i są widoki na przyszłość. Jeszcze nie wiem jak moja będzie wyglądała i co wykaże, gdy opublikuje ten rozdział. Wiem jedno. Wciąż tu będę. Tworząc nowe historie. Mam wiele pomysłów i nie wiem jeszcze jak będzie to wyglądać. Obecnie oglądam serie TVD od początku i w głowie roi się mnóstwo pomysłów. Zapraszam was też do czytania „Efektu motyla". To zupełnie inna historia powstała na podstawie serialu „Arrow". Tymczasem do zobaczenia w kolejnym rozdziale już wkrótce.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro