Rozdział 023 „Miłość silniejsza niż nienawiść"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


„Przestań bać się tego, co może pójść źle,

Skup się na tym, co może pójść dobrze"

Kroniki autorskie 024:

Witajcie półperełki!

Przed nami kolejny rozdział, który będzie niezwykle emocjonujący. Już od dawna go planowałam, chociaż postać Tessy przyszła dość niespodziewanie. Tak już ze mną jest. Nigdy nie wiem, gdy w trakcie tworzenia przyjdzie pora na coś zupełnie innego. Tymczasem los sam pokierował tą historią w zaskakujący nawet dla mnie sposób.

Nie mówiąc nic więcej zapraszam na kolejny rozdział! Miłej lektury i ściskam mocno.


(Mystic Falls – dwie godziny wcześniej)

-Możemy nie planować przyszłości, dopóki grozi ci widmo śmierci?

Zapytał Damon z przekąsem, rozciągając się na łóżku. Rozumiał Jess. Musiała przeżyć połączenie. Była teraz kimś znacznie silniejszym niż on. Hybrydą, czarownicą, wilkołakiem i wampirem w jednym. Nosiła moc trojga istot. Nie dziwił się iż koniec, końców zaszła w ciążę. Wciąż go zadziwiał fakt iż sam miał być ojcem. Chciał ją poślubić. Teraz kiedy pamiętał ich wspólną przeszłość, wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Nie sądził iż życie może być takie łatwe. Jednak istniało widmo śmierci. Widmo, które mogło odebrać mu po raz kolejny ukochaną kobietę.

- Damonie, proszę ... - pokręciła głową Jess. Wałkowali te rozmowę od kilku godzin, kiedy wypuściła Tessę. Nie mógł tego zrozumieć. Zdawała sobie z tego sprawę. Nie protestował. Wiedzieli dobrze, że i tak, by to nie pomogło. Ona działała po swojemu. Jak zawsze. Nikt nie przekonałby jej do zmiany zdania. Wręcz przeciwnie. Musiał tylko pogodzić się z tymi decyzjami, ale było mu coraz trudniej. Nie chciał stracić ukochanej. Obawiał się iż ciężko byłoby mu przeżyć kolejną. – Nie możemy cieszyć się po prostu chwilą? Wiesz, widziałam ją. Rose w przyszłości. Mówiłam ci, ale nigdy nie spałam z Enzo. Musiałam zerwać naszą więź z powodu przyszłości. Rose będzie równie niezwykłym dzieckiem jak ja, ale wierzę iż wspólnymi siłami zdołamy ją uratować. W końcu będzie naszą przyszłością. Dziedziczką mocy.

Z czułością dotknęła swojego brzucha. Była naprawdę szczęśliwa. Mimo iż od długiego czasu znała ponurą przyszłość wierzyła w lepsze przeznaczenie. Bardzo chciała aby mieli własną, wspólną przyszłość. Głęboko w nią wierzyła. I liczyła iż w ogóle jest jakakolwiek szansa na ciąg dalszy.

Nawet jeśli Damon miał wątpliwości nie pokazywał ich po sobie. Mieli nie wiele czasu. Chciał je jak najlepiej wykorzystać z ukochaną. Starał się też nie zwracać uwagi na odgłosy dobiegające z góry. Najwyraźniej Stefan i Caroline postanowili przypieczętować swój związek. W sumie ich rozumiał. Zwlekali zbyt długo. Jednak teraz nadszedł ich czas. I liczył, że jeśli Jess wygra przesilenie wówczas wszystko dobrze się skończy. Głęboko w to wierzył. Chciał w końcu mieć swoje szczęśliwe zakończenie. Elena mu tego życzyła. Przyszła do niego jakiś czas temu. Powiedziała iż jest mu bardzo wdzięczna za wszystko i chcę aby ułożył sobie życie. On również tego pragnął. Nawet od jakiegoś czasu chodził z myślami, by się oświadczyć. Chciał kupić wyjątkowy pierścionek. Najpierw wolał poczekać aż wszystko minie, ale doszedł do wniosku iż nie może dłużej tego robić. Wręcz przeciwnie. Jeśli nie zrobi tego teraz, to wówczas może nie mieć okazji.

- O co chodzi? – zapytała wyraźnie zmieszana patrząc na niego. Damon pokręcił głową i położył jej palec na ustach. Chciał być bardzo romantyczny i wypaść naprawdę dobrze. W końcu nie codziennie człowiek się oświadcza. Uklęknął na jedno kolano po czym wyciągnął pierścionek. Długo szukał odpowiedniego. Chciał by zastąpił tamten, który cały czas nosiła. Teraz go rozpoznawał. Należał do jego matki. Jedyna pamiątka jaką posiadał po niej. O matce nie wspominał za wiele. Umarła kiedy ze istniała.

- Chcę byś została moją żoną ... - zdołał tylko wykrztusić. Nagły ból dosłownie wstrząsnął jego ciałem. Wypuścił z rąk pierścionek i zawył oszołomiony. Poczuł jak krew cieknie mu z nosa i ust. Podobne okrzyki do Jess dotarły z góry. Stefan wraz z Caroline.

- Damon .... – przerażona dziewczyna przyklękła obok niego. Nie chciała go stracić. Nie teraz, gdy odzyskała ukochanego. Potrząsała nim usiłując zachować przytomność. Umysłu. Zdołał wyjąkać jej imię. Nic więcej. Przymknął oczy nim zdołała cokolwiek zrobić. Po chwili przy dziewczynie znalazł się Stefan. Opowiedział co zaszło. Położyli Damona i Caroline w łóżkach. Zadzwoniła do nich również Ava i opowiedziała, co zaszło z Bonnie. Jess ani trochę nie podobała się w ogóle ta cała sytuacja. Poprosili by Ava przyjechała do nich. Jess podejrzewała o wszystko Tessę. Tylko ona mogła maczać palce w tej mrocznej magii. Nagłe pojawienie się Matta nieco ją zaskoczyło.

- Nie wiem jak to wszystko wyszło ... -- mówił roztrzęsiony, gdy Stefan podał mu whiskey. – Alice właśnie szykowała kolacje, gdy dobiegł mnie jej krzyk. Żyje, ale jest nieprzytomna.

- Zupełnie jak Damon, Bonnie oraz Caroline ... - zauważyła cicho Jess. Alice Stalmon była ukochaną Matta. Spotykali się od dłuższego czasu, gdy Matt odciął się całkowicie od nadnaturalnego świata. Zamierzał zostać szeryfem. Rzucił pracę w The Grill i wstąpił do Akademii Mystic Falls. Miał świetne referencje oraz wiedział, co naprawdę działo się w miasteczku. Jak później wyszło na jaw sporo mieszkańców zapadło w tajemniczą chorobę, której nikt nie rozumiał. Musiała porozmawiać z Tessą. Dowiedzieć się, czy to ona za wszystkim stała. Kiedy wyszła na zewnątrz przeżyła szok. Niebo nad Mystic Falls było czerwono-czarne. Nigdy czegoś takiego nie widziała. Wyczuwała działanie czarnej magii. Coś o wiele mroczniejszego niż do tej pory. Musiała powstrzymać siostrę i ocalić Mystic Falls. Tylko w ten sposób mogła zrobić cokolwiek. Uratować wszystkich. Westchnęła cicho i ruszyła przed siebie. Wiedziała gdzie ją znaleźć. Tam gdzie wszystko się zaczęło. Własna historia, którą stworzyła. Tessa była mistrzynią iluzji. Być może to kolejna z nich. Nie wiedziała. Wszystkie iluzje jakie tworzyła wyglądały na prawdziwe. Stały się namacalne. Ciężko je odróżnić od tego, co nieprawdziwe.

- Czy to kolejna z twoich sztuczek, Tesso? – wykrzyknęła mając nadzieję iż siostra ją usłyszy. Wyraźnie wołała jej imię, przebijając się przez głuchą ciszę miasta. Z oddali słyszała tylko szloch porzuconych połówek. A więc nie tylko ich dotknęła ta tajemnicza klątwa. Nie rozumiała tego. To jakieś kompletne szaleństwo.

- Dlaczego myślisz, że wszystkie złe rzeczy to ja? – zapytała Tessa, pojawiając się znienacka. Ubrana była w ognistą czerwoną sukienkę. Wyglądała wręcz nieziemsko. Jess pokręciła głową. Z każdym dniem siostra wydawała się być coraz bardziej absurdalna. – Co prawda wspaniała klątwa, ale tym razem nie ja ją wykonałam. Musicie mieć innego, znacznie potężniejszego wroga niż myślicie.

Jess pokręciła głową. Owszem w ciągu ostatnich kilku lat narobili sobie mnóstwo wrogów, ale nie do tego stopnia. Tak przynajmniej myślała. Zmarszczyła brwi, usiłując cokolwiek sobie przypomnieć. Niestety. Nic konkretnego nie przychodziło jej do głowy. chociaż naprawdę próbowała. Tessa mogła też kłamać. Zwalić winę na kogoś innego.

- Bo jesteś zdolna do wszystkiego? – zapytała wyzywająco. – Za wszelką cenę chcesz doprowadzić do połączenia – wypaliła gniewnie Jess. – W końcu pokazywałaś swoją wyższość. Za wszelką cenę chciałaś udowodnić jaka jesteś. Byłaś ponad mną. Naprawdę chcesz się targować i uważać, że to nie ty?

Tessa prychnęła rozbawiona, a jej oczy zabłysły czerwienią. Zamierzała wygrać. Zawarła pewien układ w którem Jess mogłaby tylko przeszkadzać. Nie wierzyła w szczęśliwe zakończenie. Albo ona, albo siostra. Innej perspektywy nie miały.

- Nic mnie to nie obchodzi. Kiedy wygram, wyjadę z tego miasta. Nawet nie obejrzę się za sobą ... - powiedziała zdecydowanym głosem. – Skończmy z tym. Czas najwyższy, czy dalej chcesz się pobawić?

Jess pokręciła głową. Żałowała, ale była gotowa. Freya sporo jej opowiedziała. Podobnie jak i Bonnie. Miała pomoc, podczas gdy Tessa musiała radzić sobie całkiem sama. Żyli w całkiem innym świecie. Dlatego być może każda z nich poszła inną drogą. Teraz zaczynała wszystko rozumieć inaczej. Nadszedł czas ostatecznej rozgrywki.

*~*~*

-Wyczuwam dużą potęgę czarnej magii...

Mruknęła Karen obserwując coraz bardziej ciemne niebo. Minęło trochę czasu od kiedy Jess ich opuściła. Poszła wykonać odwieczny rytuał z siostrą. Pokonać ją. Nie miała wiele czasu. Jeśli zdoła wygrać, wówczas klątwa zostanie złamana. Tak było w wielu przypadkach. Wszyscy wierzyli, że istniało jeszcze dla nich szczęśliwe zakończenie. Gdzieś tam istniało. Ona również w to wierzyła. Bez względu z jakiej rodziny pochodziła. – Oni nie zasnęli tak po prostu. Są gdzieś na skraju prawdziwego koszmaru. Najwyraźniej to Tessa ma problem z miłością. Inaczej, by tego nie zrobiła.

- Sam nie wiem ... - Stefan sceptycznie spojrzał na dziewczynę. Polubił ją. Bonnie dokonała dobrego wyboru. Zasługiwała na szczęście. – Nigdy wcześniej czegoś takiego nie czułam. Nie umiem tego pojąć. Cała moja rodzina składa się z samej nienawiści oraz złości. Jednak to tutaj, zupełnie coś innego. Prastara moc, jakby wyjęta spod ziemi. Wyczuwam inną stronę. Nie umiem tego określić. Ta moc jakby wydobyta spod ziemi. Coś z czym nie zetknęliśmy się jeszcze nigdy.

- Umiesz zlokalizować tę moc? – zapytał Stefan, na co Karen skinęła głową. Wykorzystała całą swoją wiedzę. Przeszukała wszystkie zakamarki miasta. Aż w końcu znalazła źródło. Zaskoczyło ją bardzo. Stare ruiny, gdzie niegdyś mieszkali obaj bracia Salvatore. Wszyscy wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Zupełnie jakby stara historia zatoczyła swój krąg. Zdecydowanie coś było na rzeczy. Wspólnie ruszyli w stronę lasu. Nie chcieli zostać zauważeni przez siostry. Ta walka należała do nich. Nikt nie powinien im przeszkadzać.

- Nie pamiętam, gdy byłem tu ostatnio ... - wyznał Stefan cichym głosem. W zasadzie, to pamiętał. Tu w rodzinnym grobowcu pochowali Elenę. Ich ukochaną dziewczynę. Odeszła młodo, tak niespodziewanie. Niestety tego losu nie odwrócą, chociaż już niejednokrotnie zdarzało się iż ludzie powracali.

- Jeśli chcesz możesz tu zostać, my sprawdzimy resztę... - zaoferował się Tyler Lockvood, który również przybył na wezwanie. Sporo podróżował i dopiero niedawno wrócił do Mystic Falls. Nie brakowało też Ricka. Chciał naprawić wyrządzone krzywdy wyrządzone podczas swojej niewoli u Tessy. Matt również do nich dołączył. Tworzyli dość pokraczną grupę, lecz towarzyszyła im rozpacz. Chcieli uratować swoich ukochanych. Dowiedzieć się, kto i dlaczego otoczył Mystic Falls nieznaną barierą. Uśpił ich ukochanych. Oddzielił od bliskich. To nie mogła być moc Tessy.

- Rozdzielimy się .... – powiedział cichym głosem Matt. Stefan przytaknął. Chciał najpierw odwiedzić katakumby. Musiał zobaczyć trumnę. Owszem kochał Caroline. Była jego trzecią z kolei miłością. Nigdy nie sądził iż człowiek może zakochać się aż tyle razy. A jednak. Los obdarzył go miłością. Dał kolejną szansę. Nie pozwoli żeby znów odeszła. Nie po tym wszystkim, co stracili. Tak niewiele było im dane. Pokręcił głową. Nie czas na wspomnienia. Musiał iść do przodu. Podniósł głowę i zamarł. Tuż przy trumnie stała ostatnia osoba jakiej, by się spodziewał. Jedyna, której nie powinno tu być.

- Elena? – wykrztusił oszołomiony z niedowierzaniem. Stała tuż przed nim. Ubrana w luźne spodnie i błękitną bluzkę. Wyglądała zupełnie jak tamtego dnia, gdy widział ją po raz ostatni. Jęknął cicho, spoglądając na dziewczynę. – Jak to możliwe? Jesteś kolejnym złudzeniem?

- Nie jestem złudzeniem ... - powiedziała kręcąc głową po czym podeszła bliżej. Chciał się cofnąć, ale wyciągnęła rękę. Była tutaj. Całkowicie namacalna. Idealna. Jedyna w swoim rodzaju. – Jednak trochę pomyliłeś imiona. Wysil wyobraźnie. Przypomnij sobie moje prawdziwe imie.

Stefan pokręcił głową z niedowierzaniem głową. Nie chciał w to wierzyć. Po prostu czyste nieporozumienie. Katherine Pierce nie żyła już od bardzo dawna. Nie mogła wrócić. Stać tu przed nim. Wszystko wydawało się być niemal koszmarnym snem. Nie chciał brać w tym udziału. Wręcz przeciwnie. Chciał uratować Caroline. Wieść normalne życie. Niczego bardziej nie pragnął. Tylko to miało jakiekolwiek znaczenie. Chciał żeby wszystko się skończyło. Jednak rzeczywistość postanowiła zagrać mu na nosie. Naprawdę stała tu przed nim. Odpowiedzialna za wszystko, co złe w jego życiu. Kiedy odeszła myślał iż na zawsze. Powinien już dawno się nauczyć. W Mystic Falls nikt nie umiera tak naprawdę.

- Jak to możliwe? – zapytał, gdy już minął pierwszy szok. Wciąż był oszołomiony, ale widział wyraźnie prawdę przed nim. Stała tu. Wyzywająca, seksowna jak diabli. Godna podziwiania. Jednak doskonale zdawał sobie sprawę, co kryje się pod tym jej powabem. Znał ją na wylot.

- Widzisz kiedy nie przeszłam przez zasłonę, wylądowałam w piekle ... - zaczęła wyjaśniać. – Tak. Jest takie miejsce dla nas istot nadnaturalnych. O wiele gorsze niż wszystko, co do tej przeszliśmy. Nie ma dnia ani nocy, żadnego czasu. Wszystko jest jednym wielkim bólem. Chyba, że zawrzesz układ z samym diabłem. Podarujesz mu coś na czym mu zależy i zyskasz wszelką władzę o jakiej możesz sobie tylko pomarzyć. Udało mi się jak zawsze osiągnąć to wszystko. Kiedy żyłam sobie szczęśliwa na samym dnie, odkryłam Tessę. Wtedy zrozumiałam. Zemsta jest tym czego pragnęłam od zawsze. Zniszczyliście mi życie, moje plany, marzenia. Właściwie zdobyłabym Mystic Falls, gdyby nie ta mała dziwka Rogers. Od początku knuła przeciwko mnie, odsłaniała wszystkie karty. W zasadzie gdyby nie ona dzisiaj byłabym z tobą naprawdę szczęśliwa.

Stefan pokręcił głową. Nie rozumiał czemu myślała iż kiedykolwiek mogliby być razem. Być może kiedyś owszem. Miał takowy plan. Jednak wszystko uległo zmianom, gdy odkrył drugą twarz Katherine. Zabawiała się nim oraz Damonem. Nigdy nie traktowała go poważnie. Tak naprawdę pokochała go dopiero Elena, a później Caroline. Miał w życiu wiele szczęścia, że spotkał aż dwie miłości. Będzie musiał tylko zadbać o swoje szczęście. Dobrze wiedział też o czym mówiła. Katherine próbowała zniszczyć ich życie. Oszukała wszystkich. Zamknęła się w ciele Eleny, a ją samą uwięziła w swoim własnym. Wszyscy dali się nabrać. Wszyscy prócz Jess. Bardzo szybko rozgryzła dziewczynę. Zmusiła do ujawnienia i uratowała Elenę. Tym samym zdobyła ostatecznie ich zaufanie oraz pokazała po czyjej jest stronie. Docenili jej ofiarę oraz przyjęli do swojego grona. Katherine nigdy tego nie wybaczyła. Nie zapomniała.

- To ty sprowadziłaś Tessę... - zauważył, wcale nie zaskoczony. – Jak w ogóle ci się to udało?

- Odkryłam pochodzenie Jess już dawno temu ... - mruknęła wyraźnie rozbawiona całą sytuacją. W dodatku nie kryła swojego zachwytu nad obecnością Stefana. Kochała go od zawsze. Tylko dla niego postanowiła tu powrócić. Nic innego nie miało żadnego znaczenia. Pragnęła aby jej szczęśliwe zakończenie w końcu znalazło swoje ujście. I wierzyła, że tak właśnie będzie. Koniec końców los bywał naprawdę mocno nieprzewidywalny. – Doskonale wiedziałam iż jest córką Klausa Michaelsona...

- Słucham? – Stefan nie krył swojego zaskoczenia, słowami dziewczyny. Kobiety, która odebrała mu tak wiele. – O czym ty u diabła mówisz?

- A więc Jess nie podzieliła się swoją tajemnicą? – Katherine zaniosła się perlistym śmiechem. Tak podejrzewała. Hybryda nie będzie chciała mówić pozostałym o wszystkim. Najlepsze kąski zachowa dla siebie. Chyba, że ona ją w tym wyręczy. I miała nadzieję iż to na zawsze przekona Stefana do niej.

*~*~*

-„Jest tylko jedna osoba na świecie, nienawidząca wszystkich mieszkańców Mystic Falls"

Powtórzyła głucho, usłyszane wcześniej słowa. Doskonale wiedziała do kogo należą. Kto teraz próbuje wszystko zniszczyć. Kogo muszą powstrzymać. Nie chciała w to wierzyć. Myślała iż na zawsze pozbyli się Katherine. Tymczasem ta znalazła furtkę. Wiedziała jak wrócić. Zaklęła pod nosem. Kłopoty postanowiły wrócić i ich zniszczyć ze zdwojoną siłą. Wyobrażała sobie wszystko zupełnie inaczej. Ich samo życie miało tak wyglądać. Westchnęła cicho. Zawsze był ktoś, kto będzie chciał zniszczyć im życie. Tak właśnie jak teraz. Musieli ją powstrzymać.

- Już za późno .... – rzuciła Tessa, jakby czytając jej w myślach. – Katherine wprowadziła swój plan w życie. Wkrótce czarownice rzucą klątwę na Mystic Falls. Te miasteczko pochłonie piekło wraz z jego mieszkańcami. Nie przeżyje nikt. A wy nie będziecie mieli szans, by uciec. Wszystko planowała już od bardzo dawna. Ja jestem tylko przykrywką, by ciebie zająć. Z jakiś względów nikogo innego się nie obawia.

Jess rozumiała Katherine. Już parokrotnie pokazała dziewczynie swoją siłę. Wampirzyca mogła z nią wygrać, ale musiałaby odpowiednio umieć rozdać karty. Teraz najwyraźniej to zrobiła. Stała naprzeciw siostry. Gotowa do walki. Tu już nie chodziło tylko o nią. Chciała uratować ukochanego mężczyznę, dziecko jakie nosiła w swoim łonie. Oraz wiele, wiele innych osób. Poczuła jak wilk ją wzywa. Miała wrażenie, że gdzieś blisko jest jej rodzina. Michealsonowie. Ojciec, wujowie i ciotki oraz Hope i Halley. Chcieli, by czuła ich obecność. Wilk przez nią przemawiał. Hybryda w ciele domagała się wolności, ale na razie chciała go zatrzymać.

- Tym razem umrzesz .... ! – wykrzyknął wściekłym głosem Tessa. Nim Jess zdążyła cokolwiek zrobić, kobieta rzuciła się na nią. W ręku trzymała nóż, gotowy do użycia. Wcześniej rzuciła zaklęcie i umoczyła go w krwi wilkołaka. Chciała przebić nim dziewczynę i przejąć jej moc. Miała już dość biernego obserwowania. Nie obchodziło jej Mystic Falls. Ludzie, którzy ją z góry wykluczyli, okazywali swoją wrogość. Po prostu odwróci się, wyjedzie i nie obejrzy nigdy więcej. Własna rodzina skazała ją na przegraną. Pokaże im wszystkim kim jest i co potrafi. – Nikt cię nie uratuje. Jesteś całkiem sama....

- To nie prawda .... – jęknęła czując ból, gdy fala mocy Tessy ją zaatakowała. Kobieta była wyjątkowo silna. Jess musiała skupić całą swoją siłę. Nie mogła przegrać. Nie walczyła tylko dla siebie. Od jej zwycięstwa zależało tak wiele. Przyjaźń, miłość. Życie mieszkańców miasteczka. – Nie jestem sama. Są wokół mnie inni. Czuje ich obecność. Otaczają mnie. Gdy zamykam oczy widzę ich twarze... ludzie których kocham .... Dziecko, które noszę w swoim łonie.... Miłość jakiej pragnę. Wierzę w szczęśliwe zakończenie.

- Jesteś naiwna jak dziecko ... - parsknęła śmiechem Tessa. Znów zaatakowała. Tym razem potężniej, mocniej. Jess jęknęła, czując jak z nosa i ust pociekła krew. Wiedziała, że dłużej tak nie wytrzyma. Musiała chronić swoje maleństwo. Nadzieję, która w niej rosła. Wyobraziła sobie postać córeczki. Była przepiękna. Cząstka jej i Damona. Owoc ich miłości.

- Nie tym razem ... - wykrztusiła cichym głosem. Uwolniła całą swoją moc. Oczy zabłysły czerwienią. Chwyciła mocno dziewczynę i nie wypuszczała jej. Zmusiła do tego, by wypuściła swój sztylet z dłoni. Ostatkiem sił Tessa zdołała przekazać większość swoich wspomnień. W jaki sposób stworzyła sztuczną siostrę, swój własny świat. Siostrę, która nigdy nie istniała. Poznała uczucia dziewczyny, emocje, które nią władały od samego początku. Nienawiść, chęć zemsty, zdradę. Kobieta od początku zdawała sobie sprawę z jej istnienia. Nie rozumiała tylko dlaczego znalazła się w takiej sytuacji. Jednak wyparła te myśli. Teraz najważniejsze było przerwanie. Moc przeciwko mocy siostry. Czuła jak ją wchłaniała. Mimo mieszanej potęgi hybryd, siostra wciąż posiadała ogromną siłę. Z trudem zdołała trzymać kobietę w rydzach. Widziała jej wspomnienia. Te prawdziwe oraz ze świata w którym przebywała. Najprawdziwszej pustki. Czegoś takiego nie miała okazji zobaczyć nigdy wcześniej. Ani też poczuć. Miała wrażenie, że to coś ją pochłania. W oddali słyszała głos ukochanego mężczyzny. Namawiał ją do walki. Nakazywał nie poddawać się.

- Czekam na ciebie .... – przemawiał swoimi uwodzicielskimi słowami. – Musisz do mnie wrócić. Bez ciebie, to wszystko nie będzie miało sensu....

Motywował ją. Wiedziała, że tylko z nim da radę przetrwać wszystko. Poczuła nagły przypływ mocy. Tym razem, to ona zdobywała przewagę. Wchłaniała moc siostry. Czuła jak ta mięknie i upada. Zdążyła wypowiedzieć tylko kilka słów. Z ciała dziewczyny zaczął wydobywać się dym po czym zniknęła w powietrzu. Mogłaby odetchnąć z ulgą, lecz nie nadszedł czas na zwycięstwo. Istniała jeszcze Katherine, którą trzeba było pokonać. Widziała kłęby dymu. Mogła odetchnąć z ulgą. Wygrała, chociaż cena za zwycięstwo była straszna. Poczuła rwący ból brzucha. Zgięła się w pół i dotknęła delikatnie córeczki. Dziecko czuło niepokój. Uspokajała je łagodnym głosem. Przemawiała czule. Nie miała czasu jednak na dochodzenie do siebie. Mystic Falls wciąż było w niebezpieczeństwie. Katherine Pierce wstała zza grobu i zamierzała zniszczyć ich dom. Musiała odnaleźć Stefana i ich ostrzec. Tylko walcząc wspólnie zdołają pokonać Katherine. Ona liczyła na ich upadek. Oni pokażą jej zupełnie inne możliwości oraz świat. Zacisnęła dłonie w pięści.

- Eleno, pomóż mi ... - wyszeptała do zmarłej dziewczyny. Przyłapała się na tym, że dość często w takiej sytuacji myślała właśnie o niej. I często też otrzymywała w głowie różne odpowiedzi. Tym razem po raz pierwszy dostrzegła Elenę na żywo. Stała tuż przed nią. Wyglądała inaczej niż widziała ją ostatni raz. Dojrzalsza, pewniejsza siebie. Jednak z pewnością, to nie była Katherine. Emanowała niezwykłym ciepłem oraz blaskiem. – Co tu robisz?

- Wzywałaś mnie i w końcu mam okazje odpowiedzieć ... - rzuciła jakby, to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Na twarzy dziewczyny wypłynął leniwy uśmiech. – Wasza historia powoli dobiega końca. Od was zależy jaki będzie jej finał.

- Wiesz o wszystkim, prawda? – zapytała ze strachem w głosie. – O Klausie, Katherine i tym co ma miejsce .... – wyliczała po kolei ostatnie wydarzenia. Elena pokiwała głową. Znała całą sytuacje. Obserwowała ich z góry. Nie raz obgryzała paznokcie z niepokoju, nie wiedząc jak im pomóc. Teraz otrzymała własną szansę. I zamierzała z niej skorzystać. – Musisz znaleźć stary amulet. Powinien być ukryty na obrzeżach twojego domu. Tam, gdzie wszystko się zaczęło. Tym medalionem zjednoczysz wiedźmy wokół siebie. Odpowiedzą na twoje wezwanie. Wszystkie bez wyjątku.

- Dziękuje ... - wyszeptała wzruszona Jessica. Elena uśmiechnęła się po czym zaczęła znikać szeptając słowa „Opiekuj się nim". Obydwie wiedziały o kogo chodzi. Nie musiała nawet tego mówić. Jess i tak zamierzała to robić. Kochać i zajmować się Damonem oraz ich córką. Wierzyła w lepszą przyszłość. Ich los zależał całkowicie od nich.

*~*~*

Na zakończenie:

Na dworze panują lipcowe upały. Człowiek ciężko może myśleć, a tu powoli rozdziały dobiegają końca. Przed nami jeszcze ostatnia część tej historii i epilog. Jestem wzruszona, że tak wytrwale kończę przygodę z tą historią. Kto wie co będzie dalej.

Tymczasem zapraszam do kolejnego rozdziału już wkrótce. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro