ℝ𝕠𝕫𝕕𝕫𝕚𝕒ł 𝟛𝟚.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

ᴍᴀʀᴀᴛᴏɴ 4/5 (ᴢɴᴏᴡᴜ ᴡᴄᴢᴇśɴɪᴇᴊ ʜɪʜɪ, ᴅᴡᴀ ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀᴌʏ ᴡ ᴊᴇᴅɴʏᴍ ᴅɴɪᴜ ^^)
ᴡ ᴍᴇᴅɪᴀᴄʜ ᴛʏᴍ ʀᴀᴢᴇᴍ ᴘɪᴏsᴇɴᴋᴀ ʙʀᴜɴᴏ ᴍᴀʀs'ᴀ ᴘᴛ. "ᴍᴀʀʀʏ ʏᴏᴜ", ᴋᴛᴏ́ʀᴀ ɪᴅᴇᴀʟɴɪᴇ ᴘᴀsᴜᴊᴇ ᴅᴏ ᴛᴇɢᴏ ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀᴌᴜ ;)

ᴍɪᴌᴇɢᴏ ᴄᴢʏᴛᴀɴɪᴀ :*

_________________________________________

*POV Zuzanna*

Przyjaciółka opuściła kamienice, w której mieszkałam. Widziałam, że Alek zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu, w wyniku czego zarumieniłam się.

- Ślicznie wyglądasz. - uśmiechnął się, a ja spojrzałam na niego.

- Dziękuję. Ty też bardzo dobrze wyglądasz przystojniaku. - odwzajemniłam uśmiech.

- To dla Ciebie. - wystawił w moją stronę bukiet czerwonych róż, które wręcz uwielbiałam.

- Ojejku dziękuję bardzo. - wzięłam od niego podarek. Dostał za niego ode mnie buziaka w usta.

- Lubię, jak to robisz. - uśmiechnął się cwanie.

- Oj Aluś, Aluś. - uśmiechnęłam się. - Pójdę tylko zanieść te kwiaty do wazonu.

Chłopak pokiwał głową, a ja jak powiedziałam tak zrobiłam. Powędrowałam do kuchni i zaczęłam szukać dobrego wazonu. Gdy znalazłam średniego rozmiaru białe naczynie, wlałam do niego wody. Postawiłam go na blacie i włożyłam do środka bukiet. W pewnej chwili poczułam ręce, które oplotły moją talię. Doskonale wiedziałam, kto to.

- Co tam kochanie? - spytałam, uśmiechając się.

- Jesteś taka śliczna, nie mogę się oprzeć. - schował głowę w zagłębieniu mojej szyi, a zaraz wyczułam na niej delikatne pocałunki w jego wykonaniu.

Odchyliłam lekko głowę bok, oddając się chwili.

- Jakby była tutaj moja mama, to byłoby nieciekawie. - oznajmiłam, a oddech niekontrolowanie mi się przyspieszył.

- Ale jej nie ma, jak sądzę. - odgarnął mi włosy z szyi, które najwidoczniej przeszkadzały mu w jego poczynaniach.

- Dobrze sądzisz. - uśmiechnęłam się. - Ale chodźmy może na zewnątrz.

- Niech ci będzie. - Aleksy oderwał się ode mnie. - Ale pamiętaj, co przerwałaś. Nieładnie. - pogroził mi palcem.

- Obiecuje, że później dam ci dokończyć. - uśmiechnęłam się, a na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek.

- Nie mogę się doczekać. - oznajmił i złapał mnie za rękę. - Chodź, pokażę ci pewne miejsce.

- Prowadź więc, przystojniaku. - uśmiechnęłam się.

Wyszliśmy oboje z mieszkania, a później z kamienicy. Szliśmy chodnikiem, trzymając się za ręce. Nie wiedziałam tak do końca, gdzie idziemy. Żadne miejsce nie przychodziło mi do głowy. Nie miałam pojęcia, co siedziało w głowie temu młodzieńcowi, który był moim chłopakiem. Jak cudownie to brzmiało. Bóg zesłał go na moją drogę, za co jestem naprawdę wdzięczna.

Aleksy był naprawdę wyjątkowym człowiekiem. Kochałam jego czy, włosy, uśmiech. Po prostu wielbiłam go całego. Gdyby ktoś mi parę lat wcześniej powiedział, że będę mieć z tego boku tak kochaną osobę, to bym mu nie uwierzyła. W ani jedno słowo. Prędzej bym wyśmiała tą osobę.

Po kilku minutach przeszliśmy przez bramę wjazdową, prowadzącą do parku. Lecz to nie był ten park, w którym spotykaliśmy się z przyjaciółmi. Nie znałam tego miejsca. Szliśmy po żwirowanej dróżce, po obu stronach której stały ławeczki oraz lampy. Dawały one uroku temu miejscu. Z daleka było widać kobiety i dziećmi, pana który sprzedawał baloniki z helem* dla tych małych szkrabów. Był również mężczyzna, od którego można było kupić lody. Oczywiście nie mogło być tak kolorowo, ponieważ od czasu do czasu chodził to patrol szkopów.

Doszliśmy do ogromnej wierzby. Alek zatrzymał się przed nią, co ja również uczyniłam. Trochę mnie to zdziwiło, ale nie odezwałam się w tej sprawie. W pewnej chwili blondyn odsłonił zarośla tego drzewa i odsunął się. Moim oczom ukazał się widok cudowny. Przy pniu tej wierzby, na grubej gałęzi wisiała mała huśtawka. Można było podziwiać widok ogromnego stawu, na którego końcu został pałacyk. Czekajcie.. ja go znałam! To były Łazienki Królewskie! Byłam w szoku i zdziwieniu, a jednocześnie pod wielkim wrażeniem. Nie miałam okazji jeszcze widzieć tego miejsca. A teraz nadażyła się taka chwila.

Zaczęłam iść w stronę brzegu. Od tafli wody odbijał się blask lamp oraz promienie słońca, które powoli zachodziło. Usiadłam sobie na tej huśtawce i podziwiałam to, co widziałam przed sobą.

- Aluś, tu jest pięknie. - powiedziałam z rozmarzaniem, spoglądając również na chłopaka, który podszedł bliżej.

- Cieszę się, że ci się podoba. - uśmiechnął się, opierając się o pień drzewa. - Już dawno chciałem ci pokazać to miejsce, ale nie było okazji.

- Cudownie tu. Dziękuję, że mnie tu zabrałeś. - uśmiechnęłam się, lekko rumieniąc.

- Dla ciebie wszystko kochanie. - puścił do mnie oczko, na co tym bardziej się zarumieniłam.

Wstałam z huśtawki i podeszłam do niego, po czym poałowałam go przez chwilę. Potem przytuliłam się do niego, a głowę zwróciłam ku temu pięknemu widokowi. W tamtej chwili nic więcej mi do szczęścia nie brakowało. Tylko ja, moja miłość i wspólnie spędzony czas. To było na wagę złota, bo czasy były jakie były i wszystko było nieuniknione. Nikt nie przewidzi przyszłości.

- Idziemy tam? - spytał Alek i pokazał na mały pomost, który dopiero teraz dostrzegłam.

- Nie mam nic przeciwko. - uśmiechnęłam się.

Chłopak złapał mnie za rękę i oboje poszliśmy w stronę owego miejsca. Weszliśmy na pomost i usiedliśmy na jego końcu. Zdjęliśmy buty i spuściliśmy nogi w dół, z czego nasze stopy znajdowały się w wodzie. Oparłam głowę o jego ramię, natomiast on objął mnie. Pogrążyliśmy się w rozmowie, a czas leciał nieubłaganie szybko.

- A pamiętasz jak Janek o mało co nie podpalił Elizie włosów? - spytał blondyn, śmiejąc się.

- Taaaaaak, jaka wtedy była afera. - machnęłam ręką, również się śmiejąc.

- Oni do siebie pasują, to jak my. - uśmiechnął się i pocałował mnie w skroń.

- Zgadzam się z tobą kochanie. - również uśmiechnęłam się.

- Zuzia.. - zaczął.

- Słucham? - spytałam zaciekawiona.

- Chciałbym ci coś powiedzieć i o coś cię zapytać. - oznajmił, siadając przodem do mnie, co i ja uczyniłam.

- Słucham cię więc. - uśmiechnęłam się.

- Kochanie moje.. Jesteśmy ze sobą nie za długo i też nie za krótko. Nie chciałem psuć naszej przyjaźni tym, żeby wyznam ci, co do ciebie czuję. - z każdym kolejnym słowem zaczął się bardziej stresować, więc pogłaskałam go po dłoni, aby dodać mu otuchy. - Lecz kiedy zebrałem się na odwagę i powiedziałem ci to.. Nawet nie wiesz jaki byłem szczęśliwy, kiedy oznajmiłaś, że czujesz to samo. Tak bardzo chciałem móc cię przytulić, ale nie po przyjacielsku, móc cię pocałować.. A teraz mogę zrobić to bez żadnego oporu. - uśmiechnął się.

Słuchałam jego głosu, jak ulubionej piosenki. To, co mówił uszczęśliwiało mnie i miałam cały czas uśmiech na twarzy.

- Uznałem, że życie w tych czasach jest za krótkie na odwlekanie z ważnymi decyzjami, które chce się zrealizować. Kocham Cię bardzo i nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie.. Dlatego chciałbym cię o coś zapytać.. - w tym momencie podniósł się i klęknął na jedno kolano. O cholera.. - Zuzanno Kaczmarczyk, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? - wyjął małe pudełeczko i otworzył je, a moim oczom ukazał się śliczny pierścionek z małym diamencikiem.

Nie wiedziałam kompletnie co się dzieje. Zaniemówiłam przez chwilę. Byłam w takim szoku, że nie mogłam włożyć sensownego zdania. W moich oczach pojawiły się łzy. Łzy szczęścia.

- T-Tak!!! - tylko tyle zdołałam powiedzieć i rzuciłam mu się na szyję, mocno go przytulając.

Po chwili oderwałam się od niego. Chłopak wyjął pierścionek z pudełeczka i założył mi na palec. Pocałowałam go czule, co odwzajemnił niemal od razu.

- Tak bardzo cię kocham. - powiedział, patrząc mi w oczy.

- Ja ciebie też. Bardzo bardzo bardzo kocham. - ponownie go mocno przytuliłam.

Wróciliśmy do poprzedniego siedzenia, lecz ja tym razem usadowiłam się na jego kolanach i oparłam się o jego klatkę piersiową.

- Nawet nie wiesz jaka jestem szczęśliwa.

- Ja również. Tak się bałem, że się nie zgodzisz. - oznajmił, obejmując mnie mocniej i kładąc dłonie na moim brzuchu.

- Gdybym się nie zgodziła to byłabym jakaś głupia. Kocham cię bardzo i chcę spędzić z Tobą resztę życia.

Po tych słowach dostałam od mojego już narzeczonego czuły pocałunek. Oddaliśmy się chwili, a potem posiedzieliśmy jeszcze trochę nad stawem, z tym zająć miłe chwile w swoim towarzystwie.

________________________________________
*ʜᴇʟ ᴡʏɴᴀʟᴇᴢɪᴏɴᴏ ᴡ 1868ʀ.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro