Rozdział.1.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



Zamykam ostatnią walizkę. Łapię za wystającą rączkę i schodzę po schodach. Na dole czekają na mnie rodzice. Mama wyciera niezdarnie nos i szlocha w koszulę taty. Kiedy tylko mnie dostrzega rzuca się w moim kierunku.

- Och skarbie.- bierze mnie w matczyny uścisk- Jesteś pewna, że ta wyprowadzka jest dobrym pomysłem?

Wiem jak bardzo pragnie abym została i nie wyjeżdżała. Jednak to co się zdarzyło nie pozwala mi tutaj normalnie funkcjonować.

- Mamo... Ja muszę wyjechać i uporządkować sobie wiele spraw.- tłumaczę po raz setny

- Wiem, że cię nie przekonam.- mówi zrezygnowana- Jesteś tak samo uparta jak twój ojciec.- śmieje się przez łzy

- Mamo nie płacz, przecież nie wyjeżdżam na drugi koniec świata.- staram się ją pocieszyć

- Wyjeżdżasz na drugi kontynent.- mówi oburzona, lecz po chwili znów mnie tuli- Moja mała córeczka.

- Kochanie zostaw już ją.- mój tato stara się uśmiechać lecz oczy ma smutne

Pochodzę do niego i patrzę mu głęboko w oczy. Widzę w nich ból i poczucie winy. Nie cierpię kiedy rodzice obwiniają się o to co się wydarzyło.

- Nie smuć się.- całuje go w policzek

- Moja dziewczynko, kiedy ty mi tak wyrosłaś?- widzę, że walczy ze łzami

- Proszę was nie płaczcie. Wrócę jak tylko dojdę do siebie.

- Jak mogłem pozwolić aby ktoś cię tak skrzywdził?- mówi załamany

- Nie obwiniaj się. To nie jest twoja wina.- pocieszam go- Odwiedzicie mnie w Nowym Jorku?- pytam i sprytnie zmieniam trudny dla nas temat

- Oczywiście skarbie.- zapewnia mama

Wychodzimy razem przed dom. Patrzę ze smutkiem na budynek i czuję łzy zbierające mi się pod powiekami. Mrugam szybko aby się nie rozkleić przy rodzicach. Za dużo razy widzieli jak płaczę. Nie chcę aby niepotrzebnie cierpieli. Ruszam w stronę samochodu i stojącego obok brata, który ma mnie odwieźć na lotniska.

- Ruszamy mała?- pyta łagodnie

- Tak.

Wsiadam na miejsce pasażera i zapinam pasy. Ostatni raz spoglądam na swoich rodziców i ruszam w drogę na lotnisko. Patrzę przez szybę na mijany krajobraz. Tak wiele się zmieniło. Przez jeden głupi wieczór moje życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni.

- Charlotte wszystko w porządku?

Macham głową na tak nie spoglądając na Chrisa.

- No dobrze.- odpuszcza

Wie, że i tak z rozmowy nic nie będzie. Niegdyś rodzeństwo, któremu buzie się nie zamykały, które zawsze miało wiele sobie do powiedzenia. Teraz dwie obce sobie osoby. Może inaczej. To ja stałam się obcą osobą. Zmieniłam się. I to wcale nie na lepsze. Zamykam oczy aby choć na chwilę zapomnieć o przykrych zdarzeniach. Nawet nie wiem kiedy odpływam. Budzi mnie szturchani w ramię.

- Charlotte jesteśmy na lotnisku.

- Mhm...- mruczę niezrozumiale

- Wstawaj za 5 minut masz samolot.

Te słowa działają na mnie jak kubeł zimnej wody. Zrywam się z miejsca i wyskakuję z samochodu. Wyciąga szybko walizkę z bagażnika. Słyszę śmiech za sobą.

- Z czego się śmiejesz?- pytam zła- Zaraz się spóźnię.

- Z ciebie. A ja tylko żartowałem. Samolot masz za 40 minut.

- Ty...

Idę do niego udając wściekłą i skaczę mu na ręce czochrając po włosach. Chris piszczy jak dziewczynka, lecz nie odpycha mnie tylko przytula i wzdycha ciężko.

- Właśnie za taką Charlotte tęskniłem.

- Wiem.- odpowiadam smutno

- Chodźmy bo naprawdę się spóźnisz.

Podążamy na hale odlotów. Daję swój bilet i odwracam się do Chrisa. Obejmuję go ramionami.

- Będę za tobą tęsknić.

- Ja za tobą też maluszku.

Odrywam się od niego i rusza w kierunku samolotu. Daję swoją walizkę i wchodzę na pokład. Siadam w wyznaczonym miejscu i czekam aż maszyna wystartuje. Kiedy wreszcie to następuje czuję dziwny spokój. Układam się wygodnie na fotelu i podziwiam widok za oknem.

Pora zostawić przeszłość za sobą i pomyśleć o przyszłość.






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro