Rozdział.19.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


- Proszę nie zabijaj mnie.- skomlę żałośnie

Chłopak zamyka oczy i oddycha głośno. Kiedy znów je otwiera mogę kolejny raz podziwiać piękno szafiru bijącego z jego oczu. Mężczyzna pochodzi do mnie powoli jakbym była dzikim zwierzęciem, które w każdej chwili może spłoszyć. Poniekąd tak jest. Kiedy tylko Luka znalazł się niebezpiecznie blisko mnie zaczęła uciekać na czworaka. Nim przekroczyłam próg łazienki zostałam pociągnięta do góry. Mój oddech jest płytki i przyśpieszony. Po moich policzkach płyną łzy, które zasłaniają mi widoczność. Przerażona czekam na to co ma nastąpić.

On mnie zabije.

Lukas patrzy na mnie przez chwilę nieodgadnionym wzrokiem. Przechyla głowę lekko w prawo i patrzy mi głęboko w oczy, jakby próbował przejrzeć moją duszę. Chłopak robi coś niespodziewanego. Przygarnia mnie w swoje ramiona i przytula mocno. Czuję przyjemne ciepło rozchodzące się po moim ciele. Mam wrażenie, że tylko w jego ramionach mogę być bezpieczna. Poczucie bezpieczeństwa? Czuję je pierwszy raz od dwóch lat. Kierowana nieznaną mi dotąd siłą wtulam się mocniej w tors chłopaka na co mruczy zadowolony. Nie wiem co się ze mną dzieje. Tak szczerze to w tym momencie nie mam najmniejszej ochoty walczyć z tym uczuciem. Czuję, że jestem zmęczona. Nie fizycznie, lecz psychicznie. Przez dwa lata ukrywania się i życia w ciągłym strachu potrafi wykończyć człowieka.

- Nigdy cię nie zabiję.- szepcze w moje włosy- Nigdy cię nie skrzywdzę.- kontynuuje- A wiesz dlaczego? Bo cię kocham Lotti. Jesteś moim najcenniejszym skarbem, który muszę chronić za cenę życia.

Jego słowa są piękne. Pytanie jest tylko jedno. Czy są prawdziwe? Ktoś mi to już kiedyś mówił. Obiecywał cuda niewidy, mówił jak bardzo mnie kocha a skrzywdził mnie tak mocno, że w tym momencie nie umiem uwierzyć w szczerość słów, które wypowiada Luka. Ludzie rzucają słowa na wiatr. Jednak aby były prawdziwe muszą udowodnić je czynami.

- Skarbie?

Lukas wyrywa mnie z zamyślenia. Nawet nie zauważyłam kiedy przyniósł mnie na łóżko. Siedzę na jego kolanach przygnieciona do jego torsu.

- Powiedz coś najdroższa.- jego głos jest pełen bólu i udręki

- Ja...nie...jak...- nie mogę się wysłowić, przełykam głośno ślinę i podejmuję jeszcze jedną próbę- Jak to jest możliwe?- pytam szeptem

- Co jest możliwe?

A co może być idioto?

- Że zmieniasz się w zwierzę.

Lukas wzdycha i przytula mnie jeszcze mocniej. Odwraca mnie przodem do siebie tak, że siedzę na nim okrakiem. Nie czuję się komfortowo w tej pozycji, więc staram się zejść z jego kolan. Chłopak warczy groźnie, a ja zaprzestaje wszelkiej czynność i patrzę w jego oczy.

- Posłuchaj mnie laleczko.- przeczesuje ręką swoje gęste kruczoczarne włosy- Świat nie jest taki jak ci się wydaje. Na świcie żyją stworzenia nadnaturalne.

- Wampiry i elfy też istnieją?

Przerywam mu niegrzecznie moim pytaniem. Mężczyzna patrzy przez chwilę na mnie nie odgadnionym wzrokiem po czym zaczyna się głośno śmiać. O Boziu jaki to jest piękny dźwięk.

- Nie skarbie.- opanowuje się- Nie istnieją.

- Więc jakim cudem ty istniejesz?- drążę temat

- Tak jest i tyle.- wzdycha- My...

- Jest was więcej?!- piszczę zaskoczona

- Tak maluszku.

- Gdzie?

- Wszędzie.- wzrusza ramionami

- A w tym domu są jeszcze jakieś...- urywam

- Ten cały dom składa się z wilkokrwistych.

Jak mam na to wszystko zareagować?

- Dlaczego mnie porwałeś?- pytam speszona

Odwracam wzrok od twarzy zielonookiego kiedy nie udziela mi odpowiedzi i patrzę w podłogę. Jednak już po chwili Lukas łapię mój podbródek i zmusza mnie do spojrzenia z powrotem na niego.

- Bo jesteś moją mate.- odpowiada ze spokojem, jakby to jedno słowa miało odpowiedzieć na wszystkie moje pytania

- Co to takiego?- pytam zaintrygowana

- To więzi.- zaczyna tłumaczyć- Każdy wilkołak ma swoją połówkę. Jest ona mu zapisana w gwiazdach, lecz nie każdy ją odnajduję. Wtedy przez całe swoje życie czuję pustkę w sobie. Brakujący kawałek układanki.- zamyka na chwilę oczy- Już prawię straciłem nadzieję, że cię odnajdę. Lecz kiedy ujrzałem ciebie...- pokręcił z uśmiechem głową- Stałaś tam jak anioł zesłany przez niebiosa. Jesteś najpiękniejszą kobietą jaką kiedykolwiek widziałem.

Jakimś cudem udało mi się wstać z jego kolan. Podeszłam do okna i spojrzałam przez nie. To jest stanowczo dla mnie za dużo. Ciężko mi w to uwierzyć. Powiem szczerze, że jeszcze dwa lata temu pewnie bym łyknęła tą bajeczkę o bezgranicznej miłość i tej całej więzi, lecz teraz... Eric złamał moją wiarę. Przestałam wierzyć, że istniej coś takiego jak miłość. W głowie nadal mam jego słowa.

Jesteś nic nie wartą suką, której i tak nikt nie pokocha. Zapamiętaj sobie, że jestem tylko ja i nigdy się od mnie nie uwolnisz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro