Rozdział.3.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


- Proszę zostaw mnie.- płaczę jak mała dziewczynka, chodzi w głębi duszy wiem, że na nic się to zda

- Zamknij się!- jego krzyk sprawia, że zaczynam się trząść jeszcze bardziej- Chciałem to zrobić inaczej, ale ty wolałaś zgrywać cnotkę.

- Eric...błagam cię nie rób tego.

Litość. To jedyne na co mogę teraz liczyć.

- Nie rozśmieszaj mnie. Czekałem pieprzony rok aby dobrać ci się do majtek.

- P-proszę.

Czuję jak jego ręka zderza się z moim policzkiem.

- Milcz.

Zrywa ze mnie koszulkę i zaczyna błądzić po moim ciele. Nie błagam tylko nie to... 

Zrywam się jak poparzona z łóżka. Rozglądam się dookoła szukając potencjalnego zagrożenia. Wszystko mi się przypomina i wiem, że to tylko sen. Nie. To nie sen. To wspomnienie, które ciągnie się za mną już od 2 lat. Siadam z powrotem na łóżko i biorę telefon do ręki. Sprawdzam godzinę 05:17. Już nie usnę. Postanawiam, że zamiast siedzieć i się rozczulać, to rozpakuję rzeczy. Kiedy kończę i wszystko jest już na swoim miejscu jest godzina 06:02. Nadal jest wcześnie. Przebieram się w strój do biegania i ruszam na dół. Wychodzę na zewnątrz i oddycham świeżym powietrzem. Zamykam drzwi na klucz i ruszam w stronę lasu. Biegnę wydeptaną ścieżką. Mijam drzewa jak i zwierzątka takie jak sarenki, zajączki czy wiewiórki. Wszystko budzi się do życia. Mamy koniec kwietnia więc cała natura odżywa. Tu jest tak pięknie. Kiedy czuję ból w lewej kostce przyśpieszam jeszcze bardziej. To jest najlepsza metoda aby nie czuć go aż tak bardzo. Mając 12 lat poważnie ją sobie uszkodziłam. Lekarz powiedział, że nie powinnam w ogóle jej nadwerężać i w gruncie rzeczy stwierdził, że będę miała z nią problemy do końca życia. Nauczyłam się z tym żyć. Patrzę na stoper. Biegam już godzinę. Czyli trzeba wracać. W drodze powrotnej przed końcem lasu wyskoczył mi wielki wilk. Krzyknęłam i zatrzymałam się gwałtownie. Wilk spojrzał na mnie. Był pokryty białą sierścią. Miał czarne oczy, które nagle zaczęły przechodzić w czerwień. Zwierzę warknęło a ja instynktownie zaczęłam uciekać. Biegłam tak szybko jak jeszcze nigdy. Słyszałam, że podąża za mną. Mogłam niemal wyczuć jego oddech na moim karku. Jednak kiedy wybiegłam z lasu stukot łap ustał. Spojrzałam za siebie i odetchnęłam z ulgą kiedy nie było go już za mną. W mgnieniu oka znalazłam się w domu. Zjechałam po drzwiach na podłogę. Co to miało być? W tym lesie są wilki? Na to wychodzi. Będę musiała zmienić trasę i biegać ulicą. Kiedy w miarę się uspokoiłam postanowiłam wziąć prysznic. Wbiegam po dwa schodki na górę. Zrzucam z siebie brudne ciuchy i wrzucam je od razu do automatu. Nie mam zamiaru aby cała łazienka śmierdziała przez moje spocone rzeczy i czekała aż uzbieram cały kosz brudnych ciuchów. Wskakuje pod prysznic i dokładnie się szoruje. Po prysznicu zbiegam na dół do kuchni. Na prośbę moich rodziców lodówka jest uzupełniona po same brzegi. Wyciąga potrzebne składniki i przyrządzam podróbkę sałatki greckiej. Do tego robię koktajl owocowy i zasiadam do stołu głodna jak wilk. Jednak nim pierwszy kęs zdąży zetknąć się z moim podniebieniem słyszę dzwonek. Mamroczę pod nosem przekleństwa i ruszam do drzwi. Otwieram je i napotykam młodego listonosza.

- Dzień dobry pani.- wita się ze mną kulturalnie

- Dzień dobry.

- Mam dla pani listy i paczkę.

Wręcza mi je, a ja przyglądam się z zaciekawieniem listom. Kiedy dochodzę do paczki dostrzegam obce mi nazwisko "Black". Marszczę brwi w konsternacji.

- Proszę pana.- wołam ale on zdarzył już odjechać

No to pięknie teraz będę musiała chodzić po sąsiadach i pytać czyja to jest paczka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro