Rozdział.34.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

            Charlotte

Po długiej rozmowie, która zdawała się trwać w nieskończoność Luka zarządził, że zjemy obiad w towarzystwie jego rodziny. Zgodziłam się na to niechętnie. Nie żebym coś miała do jego bliskich, ale nadal czuję się przy nich nieswojo. Ubrałam się w śliczną sukienkę, która spływała mi aż do kolan do tego balerinki i gotowe.

- Możemy już iść?- pyta Luka wparowując do łazienki bez pukania

- Tak, tak.

Lukas posyła mi swój piękny uśmiech i łapie mnie za rękę. Wychodzimy z pokoju i kierujemy się w stronę windy. Idąc do blaszanej puszki dostrzegam mężczyznę w średnim wieku, który uważnie nas obserwuje. Kiedy nasze spojrzenia się krzyżują nieznajomy przechyla głowę na bok i uśmiecha się złośliwie. Potrząsam głową na boki aby pozbyć się czarnych myśli. Na pewno mi się przywidziało i to był zwykły przechodni. Jednak kiedy znów podnoszę wzrok mężczyzna nadal tam stoi niewzruszony. Patrzy na mnie jakby kogoś rozpoznał, jakby on był drapieżcą a ja jego ofiarą. Oddycham szybko czując jak moja krew zaczyna szybko płynąć w moich żyłach. Kiedy drzwi windy się otwierają wchodzę pośpiesznie do środka i ciągnę za sobą Luka.

- Lotti co się dzieje?- pyta zmartwiony

- Nic takiego.- ucinam

- Skarbie powiedz mi.- nalega

- Coś mi się przewidziało.- wzdycham- To nic takiego.

- No dobrze.- całuje mnie w czoło i staje obok

Czekamy w ciszy aż maszyna zawiezie nas na parter. Moje myśli zaprząta nieznajomy. Kim był? Moja podświadomość krzyczy, że już go gdzieś widziałam, ale nie mogę go sobie przypomnieć. Choć mam wrażenie, że go znam to nie mogę zmusić mojej pamięć aby odtworzyła obraz.

- Maleńka.- z zadumy wyrywa mnie głos Luka- Wychodzimy.- pokazuje ręką na otwarte drzwi wind

- Okay.- uśmiecham się nerwowo i ściskając rękę chłopaka, ruszamy w stronę jadalni

Kiedy wchodzimy do przestronnego pomieszczenia pierwsze co rzuca mi się w oczy to ogromny stół przykryty białym obrusem a na nim stające potrawy oraz siedem zastaw. Rozglądam się i dostrzegam Arona, który siedzi na miejscu gospodarza domu, z jego prawej strony siedzi Miranda a obok niej Margaret koło, której siedzi Simon. Lukas prowadzi nas naokoło stołu i siadamy w wyznaczonym miejscu. Luka koło Arona a ja koło niego.

- Dzień Dobry.- witam się cichutko

- Witaj Lotti.- świergocze Miranda razem z Margaret

- Jak się miewasz?- to pytanie pada z ust Arona

- Dobrze, dziękuję.- posyłam mu słaby uśmiech, za to on uśmiecha się do mnie ciepło i życzliwie

Miranda chce coś powiedzieć, lecz przerywa jej wtargnięcie Viktora.

- Witaj rodzinko.- uśmiecha się od ucha do ucha i siada koło mnie- I witaj moja śliczna szwagierko.- całuje mnie w policzek

- Łapy przy sobie.- warczy Lukas

- Spokojnie.- Viktor podnosi ręce w geście kapitulacji- Jest twoja stary.

- Skoro to wiesz to nie zapominaj o tym.

Widząc Lukiego w takim stanie kładę mu rękę na kolana i posyłam pocieszający uśmiech. Chłopak natychmiastowo się rozluźnia i łapie moją dłoni, po czym składa na jej wierzchu pocałunek. Wszyscy zaczynają rozmawiać i opowiadać o swoim spędzony dniu. Ten obiad zaczyna się naprawdę interesująco.

    Nieznajomy

Stoję wpatrzony w okno z telefonem przy uchu. Czekam aż moja prawa ręka da mi sprawozdanie z całego dnia.

- Mów.- ponaglam go- Widziałeś ją?

- Owszem. Była dzisiaj na głównym korytarzu rodziny Alfy. Szła z Lukasem Blackiem. Przyszłym przywódcą stada.- przerywa na chwilę- Ona chyba mnie rozpoznała.

- Co ty pieprzysz?!- drę się do słuchawki- Masz pewność?

- Nie. Po prostu kiedy mnie zobaczyła wydawała się czegoś obawiać.

- Staraj się nie rzucać w oczy i postępuj zgodnie z planem a wtedy wszystko się uda.

- Tak jest Alfo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro