Rozdział.40.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Charlotte

Otwieram powoli oczy i czuję tępy ból głowy. Jęcz przeciągle i przewracam się na plecy. Mój wzrok dostrzega betonowy sufit. Mrugam szybko powiekami i rozglądam się dookoła. Jestem w malutkiej celi. Po prawej stronie znajduje się maleńkie okienko, a po lewej drzwi. Leżę na materacu, z którego wychodzą gdzieniegdzie sprężyny. Wszystkie wspomnienia z ostatniego czasu uderzają we mnie ze zdwojoną siłą. On mnie znalazł. Koszmar zacznie się od początku. Zaczynam coraz szybciej oddychać, a pobyt w małej przestrzeń kiedy ma się klaustrofobie nie jest dobry. On wie, że boje się małych pomieszczeń. Umieścił mnie tutaj specjalnie aby pokazać mi, że to on tutaj rządzi. Łzy zasłaniają mi widoczność. Nie chcę stać się jego dziwką. Nie chcę być brana jak pierwsza lepsza szmata. Wstaję szybko z mojego prowizorycznego łóżka i podbiega do drzwi. Szarpie raz za razem klamkę jednak ta ani drgnie. Zrezygnowana zaczynam okładać drewno. Kiedy z moich dłoni zaczynają spływać stróżki krwi upadam na kolana i zaczynam na dobre swój skowyt.

Dlaczego wszystko zaczęło się pieprzyć? Kiedy zaczynałam być szczęśliwa w moją bańkę weszli z butami Eric i Lucy. Chociaż dzięki temu dowiedziałam się, że Luka tak naprawdę mnie nie kochał i był ze mną tylko i wyłącznie przez tą więź. W tym momencie moja śmierć przyniosłaby korzyść dla nas obojga. Ja bym przestała cierpieć, a on mógłby związać się bez problemu z Lucy.

Nagle słyszę szczęk zamka. Odwracam w ich kierunku głowę i zamieram w bezruchu. W framudze drzwi stoi Eric z wymalowanym ironicznym uśmiechem.

- No nareszcie moja księżniczka się obudziła.- uśmiechnął się figlarnie i ruszył w moim kierunku

- Nie.- szepnęłam przyjmując pozycje embrionalną

Poczułam jak jego osoba siada obok mnie, a już po chwili jego silne dłonie zaczęły głodzić moje włosy. Czułam obrzydzenie do tego co mi robi, lecz strach nie pozwalał mi się ruszyć.

- Spokojnie Charlotte. Już niedługo staniesz się moją własnością na zawsze.- szepnął mi do ucha- Nawet ten twój kundel mi ciebie nie odbierze.

Mówiąc te słowa podrywa mnie z ziemi. Przerzuca mnie przez plecy jak worek ziemniaków i wynosi z celi. Zaczynam go bić po plecach, ponieważ wiem co się szykuje. Nareszcie zdenerwowany chłopak uderza mnie w tyłek. Nie robi tego delikatnie i z uczuciem. On po prostu uderzył mnie jak worek treningowy. Zaczynam krzyczeć i rzucać się. Zdaję sobie sprawę, że jestem na przegranej pozycji, lecz nie zamierzam się poddawać.

Po długiej wędrówce przez schody i korytarz mężczyzna wchodzi do jakiegoś pokoju i rzuca mnie na podłogę. Uderzam z ogromną siłą o posadzkę i jęczę z bólu. Eric przekręca zamek w drzwiach i pochodzi do mnie. Łapie mnie za podbródek i patrzy wprost w moje oczy.

- Zapamiętaj dziwko, że jesteś moja i masz robić co ci każe a nie odrywać chore scenki. Rozumiesz?

Nie wiem co we mnie wstąpiło ale nie wytrzymałam tej obelgi. Nie myśląc o konsekwencjach naplułam na niego. Na reakcje nie musiałam czekać długo bo nadeszła natychmiast. Zaciśnięta dłoni chłopaka zderzyła się z moim policzkiem. Słychać było charakterystyczne łamanie kość. Moje ciało upadło do tyłu a przed oczami zatańczyły czarne kropeczki. Eric wstał i kopnął mnie jeszcze dwa razy w żebra. Z moich ust zaczęła wypływać szkarłatna ciecz. Klęknął nade mną i uśmiechnął się złośliwie.

- To niech będzie dla ciebie nauczka.- wstał i wyszedł

Ciemność coraz bardziej dawała o sobie znać. Nie zamierzałam z nią walczyć. Wiedziałam w tym momencie tylko jedno. A mianowicie to, że nieważne co będzie mi robił to nie poddam się. Albo uda mi się stąd uciec, albo umrę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro