ℝ𝕠𝕫𝕕𝕫𝕚𝕒ł 𝟚𝟘.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wszyscy dotarli do starych budynków. Miały one już uszkodzone ściany oraz powybijane szyby w oknach. Na drodze walało się tonę kurzu, zamiast małych kamyczków. Pogoda była ładna, trochę wiał wiatr z czego pył unosił się delikatnie mu górze.

- Wszyscy ustawić się jeden za drugim. - oznajmił pan Grzegorz, na co wszyscy wykonali jego polecenie bez sprzeciwu.

Mężczyzna oznajmił im, że pokaże co mają robić. Wziął puszkę z dużego pudła, które przynieśli. Podbiegł bokiem w stronę ogromnego okna. Zamachnął się i wrzucił do środka budynku puszkę. Mimo wieku miał jeszcze wprawę. Nie jeden taki by mu pozazdrościł.

Teraz każdy po kolei wykonywał to samo, jak najdokładniej, aby pokazać, że się stara. Udało się bez najmniejszego problemu wrzucić wszystkie puszki celnie przez ogromny otwór.

- Doskonale moi drodzy. Widzę, że szybko się uczycie. - oznajmił mężczyzna, na co każdy stanął dumnie. - Jesteście gotowi na wyrzucenie prawdziwych granatów?

- Tak jest! - zawołali wszyscy zgodnie.

- Do ćwiczeń dostaniecie tylko dwa granaty. Musicie wybrać, kto z was poćwiczy.

Każdy skinął głową, a Grzegorz dał znak, żeby iść za nim. Jak powiedział, tak też zrobili.

*POV Monia*

Szłam z Piotrem w ukryciu za nimi. Doszli do starych budynków. Wzięli puszki, ten obcy mężczyzna im coś pokazał, a reszta za nim powtórzyła.

Co oni wyprawiają?

- Niby po co rzucają puszkami? - spytał cicho chłopak, kryjący się za ścianą obok mnie.

- Też się nad tym zastanawiam. - oznajmiłam równie cicho i obserwowałam tamtych.

- Tak jest! - zawołali wszyscy, a następnie poszli dalej za tym gościem.

- Ciekawe, gdzie teraz idą. - odparł Piotr.

- Trzeba się przekonać, drogi towarzyszu. - powiedziałam i zaczęłam iść za nimi, kryjąc się, by nas przypadkiem nie zauważyli.

Idioci i tyle.

***

Wszyscy dotarli do opuszczonej polany. Można powiedzieć, że spory kawałek musieli przejść. Była to polana, oddalona od centrum Warszawy, tak by spokojnie można było poćwiczyć.

- Więc? Kto rzuca? - spytał Grzegorz, rozglądając się po wszystkich.

- Czy ja mogłabym? - spytała niepewnie Eliza, wychodząc przed szereg.

- Jeżeli chcesz, to śmiało. - mężczyzna podał dziewczynie granat, w międzyczasie pokazując jej, jak się go odbezpiecza.

Dziewczyna na znak zrobiła to, co pokazywał, zamachnęła się i z całej siły rzuciła broń jak najdalej. Po chwili rozległ się potężny huk, a tona kurzu i dymi uniosła się z nad rozwalonego granatu.

- Powiem ci, że nieźle jak na pierwszy raz. - uśmiechnął się Grzegorz.

- Dziękuję za uznanie. - ukłoniła się delikatnie brunetka.

- Jeszcze jeden granat. Kto? - spytał.

- Może ja? - odezwała sie niepewnie Zuza.

- Panowie ustąpią pięknej damie? - odparł Grzegorz.

- Oczywiście, że tak. - odpowiedzieli zgodnie, uśmiechając się.

Mężczyzna pokazał dziewczynie, jak się odbezpiecza granat, wykonała jego polecenia i wyrzuciła go, by po chwili mógł się rozpaść.

- Doskonale, moje panie. - uśmiechnął się mężczyzna. - Będę musiał teraz pokazać waszym towarzyszom odbezpieczenie na atrapie, więc macie chwilę wolnego.

Dziewczyny skinęły głowami i poszły w stronę powalonych pni drzew. Zuzanna usiadła na nim, natomiast Eliza spoczęła na ziemi, opierając się plecami o pień.

- Mamy chwilę na rozmowę, więc mów jak tam Ci się układa z Aleksym. - odparła brunetka, uśmiechając się.

- On jest przecudowny i taki kochany. - rozmarzyła się czarnowłosa. - Oczywiście jest też mega przystojny.

- Było już co.. ten tego? - uśmiechnęła się cwanie Eliza, na co jej przyjaciółka się lekko zarumieniła i dała jej z łokcia.

- Może było, może nie było. - odparła, na co brunetka i tak się chytrze uśmiechała.

- Pewnie było. Ale jak nie chcesz to nie mów. - wzruszyła ramionami, uśmiechając się.

W pewnej chwili dało się słyszeć pisk czarnowłosej dziewczyny. Aleksy stał za nią, a po chwili dziewczyna go goniła. Jak zwykle słodkie zaczepki.

- Ty wariacie! - wołała, goniąc go i śmiejąc się.

Eliza patrzyła na beztrosko szczęśliwą parę. Miała taką malutką kropeczkę, jako marzenie by dostać tego uczucia, jakim darzyła się ta dwójka.

- Oni to jak zwykle coś wymyślą. - zaśmiał się Janek, po czym usiadł obok brunetki, również opierając się plecami o pień.

- Aleksy zaczepia, żeby dostać całusa. - uśmiechnęła się dziewczyna, patrząc na przyjaciół. - I już dostał.

- Cwaniak. - zaśmiał się Rudy. - Też bym tak w sumie chciał.

- To znaczy? - spytała.

- Być tak szczęśliwym w towarzystwie drugiej osoby. Przeżywać z nią te wszystkie dobre chwile i w ogóle. - chłopak sobie westchnął.

- Nie martw się, na pewno znajdziesz taką osobę. Miłości nie szuka się na siłę, ona przychodzi sama. - uśmiechnęła się brunetka, choć w duszy było jej trochę smutno, że są wyłącznie przyjaciółmi.

Bo według niej on widział w nią tylko przyjaciółkę.

- Tak w ogóle to idziesz dzisiaj do mnie na bierki? - spytała, uśmiechając się.

- Wiesz co zawsze chętnie, ale dzisiaj nie mogę. - oznajmił.

- Nie ma sprawy, rozumiem.

_____________________________________
ᴄᴢᴇśᴄ́ ᴡᴀᴍ!
ᴅᴢɪsɪᴀᴊ ᴛᴀᴋɪ ᴋʀᴏ́ᴛᴋɪ ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀᴌ, ʙᴏ ᴡᴇɴᴀ ᴍɴɪᴇ ᴏᴘᴜśᴄɪᴌᴀ ɪ ɴɪᴇ ᴄʜᴄᴇ ᴡʀᴏ́ᴄɪᴄ́.

ᴍᴀᴍ ɴᴀᴅᴢɪᴇᴊᴇ̨, ᴢ̇ᴇ ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀᴌ sɪᴇ̨ ᴘᴏᴅᴏʙᴀ :*

ᴍɪᴌᴇɢᴏ ᴅɴɪᴀ/ɴᴏᴄʏ ;)

~~ᴀɴᴏɴɪᴍʜʏᴘɴᴏsɪs~~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro