ℝ𝕠𝕫𝕕𝕫𝕚𝕒ł 𝟚𝟙.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od tamtego szkolenia z granatami minęły dwa miesiące. Treningi dalej trwały, przyjaciele powiększali swoje umiejętności. Aktualnie był wrzesień. Miesiąc od którego to wszystko się zaczęło. Ta cała wojna, niepokój między Niemcami a Polakami. Ta nienawiść między ludźmi, którzy tak naprawdę różnili się tylko językiem i narodowością. Pod innymi względami wszyscy byli tacy sami. Po prostu ludźmi.

Warszawa jak zwykle pokryta była szarością i marną rzeczywistością. Nic się praktycznie nie zmieniło. Ciągle to samo. Łapanki, strach, ból i masa krwi. Trudno uwierzyć, że tyle niewinnych ludzi straciło życie.

A co u naszych przyjaciół? Na szczęście wszyscy byli cali. Mieli spotkania, zbiórki, szkolenia. Związek Zuzanny i Aleksego kwitł. Żyli szczęśliwie, pięknie i młodzi, którzy cieszyli się życiem. Spośród całej grupy przyjaciół, to oni byli najszczęśliwsi. Nie przeszkadzała im wojna. Ta miłość tryskała z nich. Byli naprawdę wspaniałą parą i każdy życzył im jak najlepiej.

Nasz rudzielec zaczął częściej spotykać się z Moniką. Wybaczył jej tak szybko, pomimo że inni mu tego odradzali, gdy dowiedzieli się o wszystkim. Chodzili często do kawiarni, czasami spotykali się w domach. Łączyła ich tylko znajomość, ale kto tam wie. Najbardziej "cierpiała" na tym Eliza. Nie chciała, żeby ta dziewczyna ponownie skrzywdził kogoś, kogo ta brunetka kochała bardzo i dażyła ukrytym uczuciem.

Wracała właśnie z cmentarza, godziną poranną. Była odwiedzić mamę i podzielić się z nią tym, co przeżywała, choć ta ją widziała. Cały czas latała z głową w chmurach. Myśli przychodziły tysiąc na sekundę. Każda znikała po chwili, by nową przyszła z zawrotną prędkością. Szła uliczką, a w pewnym momencie zauważyła Janka, który nie był sam. Rozmawiał zawzięcie z Monią. U Elizy pojawiło się to znane uczucie smutku. Czy była zazdrosna? Mogła śmiało przyznać, że tak. Chłopak najwidoczniej żegnał się z blondynką, bo pocałowali się nawzajem w policzki i dziewczyna poszła w swoją stronę.

Elizę tym bardziej to dobiło, więc szła pewnie w swoją stronę. Chciała o tym zapomnieć, wyrzucić to z głowy, lecz się nie dało. Myślała, że rudzielec jej nie zauważy, lecz myliła się.

- Eliza! Poczekaj! - zawołał Janek i podszedł szybko do brunetki.

- O cześć, nie zauważyłam cię. - skłamała z takim smutkiem.

- Coś się stało? - spytał.

- Nie, nic się nie stało. - powiedziała z takim lekkim wyrzutem w głosie.

- Chyba jednak coś się stało. - odparł. - Przyjaźnimy się. Możesz mi powiedzieć.

- Po prostu.. Po prostu nie podoba mi się to, że odnowiłeś kontakt z Trzcińską. - powiedziała pewnie, patrząc mu w oczy z takim smutkiem.

- Czyli co? Nie mogę się z nią zadawać?! - rzekł z wyrzutem.

- Nie, że nie możesz! Nie pamiętasz, Co ta dziewczyna ci zrobiła?

- Ale ona się zmieniła, ja to widzę! Jesteśmy tylko znajomymi. - oznajmił.

- A jak ona znowu coś wywinie? Oszuka cię i zostawi! To zwykła oszustka! - odparła.

- Nie mów tak o niej! Ona się zmieniła! Ja to widzę! Najwidoczniej ty nie możesz pojąć, że ja mogę się zadawać z kim chcę! Wydaje mi się, że Ty mnie kontrolujesz. Tak jak wszyscy. Mam prawo żyć, jak chce.

- Ale.. Janek... - dziewczynie minimalnie zeszkliły się oczy. - To nie tak..

- Zostaw mnie, Eliza. - powiedział ponurym tonem głosu i odszedł w tylko sobie znaną stronę.

Brunetka patrzyła, jak chłopak odchodzi, by po chwili zniknąć za ścianą budynku. Odwróciła się i zaczęła iść w drugą stronę. Opatuliła się rękami i hamowała łzy, jakie zbierały się pod jej powiekami. Czuła, jakby ktoś wbijał w jej kręgosłup malutkie szpileczki. Bolało ją to. Ta kłótnia, która mogłaby wcale się nie odbyć. Źle ją zrozumiał, ale ona powiedziała tylko prawdę. Nie mogła więcej tego dusić w sobie.

"Ona przecież zna cię lepiej niż
Znam cię ja..."

Była myślami ciągle przy tej sprzeczce. Nie zauważyła nawet, że ludzie zaczęli uciekać. Oznaczało to tylko i wyłącznie jedno. Łapanka.

- Panienka ucieka! - krzyknął jeden mężczyzna, który minął brunetkę.

Ona opamiętała się i zaczęła uciekać, lecz było za późno. Szkopy otoczyli grupkę ludzi z dwóch stron. Nie było mowy o ucieczce. Ustawili wszystkich przy ścianie, w tym brunetkę. Zaczęli każdemu sprawdzać papiery. Wszyscy posłusznie pokazywali, mając nadzieję, że ich oszczędzą.

Jeden szwab, możliwe że dowódca armii stał i patrzył na całą, zaistniałą sytuację. W pewnym momencie podszedł do niego drugi Niemiec i pokazał mu coś. Był to jakiś papier, przypominający zdjęcie. Dowódca rozejrzał się po zatrzymanych ludziach i swój wzrok, wlepił w Elizie. Kiwnął głową, mówiąc coś po niemiecku a ten, który dał papier podszedł do brunetki. Złapał ją za ramię i zaczął ciągnąć w stronę samochodu.

- Lass mich alleine! Ich habe nichts gemacht! (Zostawcie mnie! Ja nic nie zrobiłam!) - próbowała się wyrwać, lecz pożałowała tego, bo dostała w twarz od tego szkopa.

- Halt die Klappe, polnisches Schwein! (Zamknij się, polska świnio!) - krzyknął i wepchnął dziewczynę do czarnego samochodu.

*POV Monia*

Byłam świadkiem zatrzymania ludzi w łapance. Jakie było moje zadowolenie, gdy złapali również Elizę. Najbardziej mi zależało, żeby to ją pojmali. Była jedną z najważniejszych osób w życiu Janka. W ogóle mi na nim nie zależało. Chciałam po prostu dostać kasę, a jakoś musiałam ich przechytrzyć. Częściowo narazie mi się udało.

Widziałam, że Niemcy mieli już zdjęcie, które im dostarczyłam. Była na nim we własnej osobie Eliza Zawadzka, podająca sie za Karolinę Szydłowską, jak się dowiedziałam ostatnio. Sfałszowali kenkarty, jednak nie wiedzą, że państwo szwaby już są tego świadomi.

Jedyne co ostatnie widziałam to zaciąganie biedulki Elizy do samochodu i jego odjazd, a później huk pistoletów. Cała ściana była w krwi, a ludzie leżeli na ziemi.
Szybkim krokiem poszłam do mieszkania, by zniknąć z miejsca zdarzenia, niezauważonym.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro