ℝ𝕠𝕫𝕕𝕫𝕚𝕒ł 𝟛𝟠.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rodzice. Najważniejsze osoby w życiu. To ktoś, kto jest z tobą od narodzin i patrzy jak dorastasz. Pomagają ci stawiać pierwsze kroki, uczą cię mówić i jeść. Pokazują ci wszystkie trudności krok po kroku, jakie czekają na Ciebie. Troszczą się o ciebie i martwią, gdy nie zjawiasz się w domu o umówionej godzinie. Z którymi czasami zdarzają się sprzeczki czy poważne kłótnie. Gdy przychodzisz tzw. bunt gdy dorastasz, starają cię zrozumieć i pomóc. Wszystko jest takie.. kolorowe. Do czasu, gdy masz dowiadujesz sie, że możesz stracić ich oboje.

Patrzyłam na doktora z szeroko otwartymi oczami. Nic nie mówiłam od tego momentu, w którym oznajmił najgorszą prawdę, którą usłyszałam w życiu. Była najgorsza zaraz po tej, gdy dowiedziałam się, że mama nie żyje. Teraz był to podwójny cios.

– Od jakiego czasu? – spytałam słabym głosem. – Od jakiego czasu ukrywaliście to przed nami?

– Choroba zaczęła sie zakorzeniać prawie 6 miesiącu temu. Pogorszyło się już miesiąc temu.

Zamurowało mnie po raz kolejny. Ciosów dostałam już naprawdę wiele. I to był kolejny z nich. Bardzo mocny. Nie mogłam w to w ogóle uwierzyć. Nie dochodziła do mnie ta informacja. Czemu ja nic nie zauważyłam?

– Słucham? – odezwałam się w końcu krótkim milczeniu. – Dlaczego nie zostaliśmy poinformowani o tym? Dlaczego?

– Wasz ojciec podjął decyzję, by nie przekazywać wam tej wiadomości. Sam chciał to zrobić. A my jako personel jesteśmy zobowiązani do ulegania na decyzję pacjentów. – westchnął lekarz, dalej patrząc w papiery.

– Nie wierzę w to po prostu, po prostu nie wierzę. – spuściłam głowę w dół, patrząc na moje kolana, na których widniała granatowa sukienka.

– Bardzo mi przykro. – odparł doktor, który tym razem patrzył na mnie, ponieważ czułam jego wzrok na sobie.

– Dziękuję za informację, ale niestety za późno się o tym dowiedziałam. Mam pytanie, czemu tata bierze leki? Przecież by uleczyć go z białaczki, potrzebny jest przeszczep szpiku. – powiedziałam, podnosząc głowę i patrząc prosto w oczy lekarza.

– Pani ojciec zrezygnował z leczenia i przeszczepu szpiku.

Nie wierzę.

***

Zapukałam do brązowych drzwi, które sterczały we framudze i prowadziły do mieszkania Bytnarów. Nie miałam pojęcia, czy mój brat jeszcze tutaj jest, ponieważ minęło sporo czasu odkąd wyszłam z domu. Stukałam delikatnie obcasem o podłogę z niecierpliwości i malteretowałam górnym zębami moją dolną wargę ze zdenerwowania. Miałam mętlik w głowie od nadmiaru tych wszystkich informacji, które były ciężkie. Chciałam szczerze porozmawiać o tym z tatą, lecz nie chciałam go denerwować. Widać, że był słaby.

Usłyszałam dźwięk przekręcanego zamka w drzwiach, a po chwili one uchyliły się. W nich stanął Janek, który spojrzał na mnie uśmiechając się blado.

Wiedział.

– Wchodź. – przesunął się w bok, bym weszła do mieszkania, co uczyniłam. Chłopak pomógł mi zdjąć płaszcz i powiesił go na wieszaku.

– Jest Tadeusz? – spytałam.

– Nie, już poszedł. – oznajmił, podchodząc bliżej mnie. Uśmiechnęłam się lekko na ten gest i odruchowo pocałowałam go krótko.

Teoretycznie nie wiedziałam, co było pomiędzy nami. Wyznaliśmy sobie uczucia, oboje jesteśmy ich świadomi i nie mamy nic przeciwko temu. Lecz jest jedna przeszkoda, bo razem oficjalnie nie jesteśmy. Ale pasuje mi to, na jakim etapie jest teraz nasza.. no właśnie. Przyjaźń czy może miłość?

Na twarzy chłopaka malował się lekki uśmiech, a nasze spojrzenia zetknęły się znowu ze sobą. Przytuliłam się do niego mocno, a on objął mnie. Byłam niższa od niego, przez co tak jakby schowałam się w nim. Lubiłam to. Nawet bardzo.

– Już wiesz? – spytałam cichym głosem, wtulając się mocniej w tors chłopaka.

– Tak.. – odpowiedział również cicho, głaszcząc mnie dłonią po głowie. – Nawet nie wiesz jak mi przykro, Elizka..

– Mi też jest przykro, ale z tego powodu, że tata ukrywał to przed nami tyle czasu.

– Chodź do salonu, to powiesz mi coś więcej. –oznajmił, na co kiwnęłam głową.

Zdjęłam szybko moje pantofle i powędrowałam do owego pomieszczenia. Usiadłam grzecznie na kanapie, poprawiając sukienkę, której przód rozłożył się na moich kolanach. Chłopak usiadł obok mnie i ujął moje dłonie w swoje.

– Byłam dzisiaj u lekarza, który opiekuje się tatą. – rzekłam.

Janek spojrzał na mnie lekko zaciekawiony.

– Dowiedziałaś się czegoś.. no wiesz o tej chorobie? – spytał, na co lekko poruszyłam twierdząco głową.

Westchnęłam ciężko i wzięłam głęboki oddech.

– To białaczka.

Oczy chłopaka momentalnie stały się większe, a jego źrenice powiększyły się ze strachu. Ścisnął trochę mocniej moje dłonie. Widać, że nie mało zaskoczyła go na odpowiedź. Mój tata był dla niego jak wujek, traktował Rudego jak swojego drugiego syna. Nie zdziwiłam się, że chłopak bardzo zaniepokoił się tą wieścią ode mnie.

– Lekarz powiedział, że choroba zaczęła się już 6 miesięcy temu, a pogorszyło się miesiąc temu.

– Dlaczego dowiadujecie się i też my się dowiadujemy dopiero teraz? – spytał.

– Podobno tata postanowił sam nam to powiedzieć, ale ja dopiero teraz wyciągnęłam od niego informacje. Nie chciał mi tego przekazać, ale jakoś się udało. Tata nie wie, że ja o tym wiem, Tadeusz pewnie też nie jest tego świadomy.

– Nie wierzę.. – mruknął, kręcąc z niedowierzaniem głową.

– Też nie mogłam w to uwierzyć i dalej nie wierzę. – głos mi się niekontrolowanie łamał.

Janek objął mnie ramieniem, a ja położyłam głowę na jego ramieniu. Byłam mu za to wdzięczna - że po prostu był. Potrzebowałam teraz czyjegoś wsparcia.

– To czemu on brał leki? Przecież żeby wyleczyć białaczkę trzeba..

– Trzeba zrobić przeszczep szpiku. – dokończyłam.

– No właśnie, więc dlaczego to robi? – spytał.

– Zrezygnował z leczenia.

Chłopak po raz drugi zaniemówił na kilka chwil. Rozumiałam go. Dowiedzieć się, że osoba, z którą jest się w tak dobrych relacjach nagle ma odejść.. najgorsze uczucie.

Straciłam mamę, dlaczego muszę tracić jeszcze tatę? Dlaczego?

– Nie musisz nic mówić w tej sprawie, wiem, że też jesteś w szoku.. –oznajmiłam. – Idę zapalić. – wstałam z kanapy. – Mogę iść na balkon?

– Możesz. – odparł krótko, patrząc na mnie.

Uniosłam lewy kącik ust lekko do góry i powędrowałam cichym krokiem do drzwi balkonowych. Otworzyłam je i wyszłam na balkon, napawając się świeżym powietrzem. Było trochę chłodno, w końcu to październik. Podeszłam do stalowej barierki, która miała już trochę zdarty lakier. Odznaczał sie jej prawdziwy kolor, czyli ciemna szarość. Wyjęłam z torebki paczkę papierosów, którą zawsze miałam ze sobą. Praktycznie się z nią nie rozstawałam. Musiałam uważać, ponieważ Tadeusz nie wiedział, że palę. I lepiej, żeby tak zostało. Gdyby się dowiedział, pewnie ochrzaniłby mnie o to.

Wyjęłam z paczki jednego papierosa i włożyłam do ust tylną częścią. Schowałam resztę do torebki, a z niej wyciągnęłam również zapalniczkę. Przyłożyłam do przedniej części papierosa i zapaliłam. Złapałam go w palec wskazujący i środkowy, wysuwając go spod moich warg, a z nich wydobył się soczysty dym, który ulotnił się raz dwa w powietrze. Wzięłam ponowny wdech i ponownie szara substancja wydostała się na zewnątrz, tworząc kłąb. Strzepałam nadmiar palcem i oparłam się o barierki balkonu.

W pewnym momencie poczułam miły materiał na plecach. Spojrzałam na to źródło i okazało się, że Janek przyniósł koc i przykrył mnie nim.

– Jest zimno, zakryj się, bo się przeziębisz. –oznajmił, patrząc na mnie z troską.

– Dziękuję. – uśmiechnęłam się blado, po czym wróciłam z powrotem do patrzenia w dal, wpłać papierosa, który powoli mi się wypalał. – Dobrze, że przynajmniej mamy żądaną sąsiadkę, którą zagląda do taty.

– Dobre i to. – odparł i oparł się bokiem o barierki, przez co miałam idealny widok na niego całego.

Koszula w kolorze brudnej bieli spoczywała na jego ciele, a szara cienka kurtka przykrywała ją. Na jego nogach spoczywały szare spodnie, które idealnie kontrastowały z kurtką.

– Gdzie w ogóle jest twoja mama i Dusia? – spytałam, patrząc na niego i zaciągając się nikotyną kolejny raz.

– Mama od rana sprzedaje na targu, a Duśka poszła do swojego chłopaka. – powiedział to tak przedrzeźniajaco, na co uśmiechnęłam się bardziej.

On to potrafił poprawić humor, skubaniec jeden.

– Nie wiedziałam, że twoja siostra ma chłopaka. – uśmiechnęłam się, zaciągając sie ponownie.

– Jakiegoś Michała z kompletów z języka polskiego. – oznajmił, również się uśmiechając.

– Ciekawie, a od jakiego czasu się spotykają?

– Kilka tygodni. Zdążyłem go już poznać. –przewrócił oczami, na co lekko się zaśmiałam.

Potrzebowałam takiego rozluźnienia atmosfery.

– I jaki jest? – spytałam zaciekawiona.

– Sympatyczny ci powiem, nie jest zły. – pokiwał głową na boki, a na jego twarzy malował się ten uśmiech, który kochałam.

Kochałam go całego.

– Ooo, czyli jest dobrze. – zaciągnęłam się po raz ostatni i wyrzuciłam papierosa do małej, metalowej miseczki stworzonej do tego.

– Tak. – rzekł. – Na szczęście. – udał, że odetchnął z ulgą, na co po raz kolejny się zaśmiałam.

Usłyszeliśmy z środka salonu dzwoniący telefon.

– Pójdę odebrać. – odparł, po czym zniknął za drzwiami balkonowymi.

*POV Zuza*

– Weź zadzwoń do Janka, może u niego jest. – powiedziałam, stukając palcami o salonowy stół.

Zośka nie miał przez cały dzień kontaktu z siostrą. Powiedziałam mu, że widziałam się dzisiaj z nią, ale po tym jak zostałyśmy zatrzymane przez szkopów i odeszłyśmy to poszłyśmy w swoje strony, żegnając się. Śpieszyła się gdzieś, rozumiałam to.

Przyszłam do nich później z myślą, że już będzie. Jednak zastałam tylko Zośkę i pana Zawadzkiego. Odwiedziłam go też przy okazji po tym, co usłyszałam od mojej przyjaciółki.

– Wiesz co, dobry pomysł. – kiwnął głową i podniósł słuchawkę, wybierając odpowiedni numer.

– Ciekawe czy odbierze.. O odebrałeś. Jest może u Ciebie Eliza? – spytał Tadeusz. – Uff to dobrze, ale przyprowadź ją przed godziną policyjną. Dobra, narazie. – odłożył słuchawkę i westchnął. – Jest u niego.

– To dobrze. Ja muszę już zmykać. – sięgnęłam po moją torebkę i wyjęłam z niej kopertę w kolorze brudnej pomarańczy. – Daj to Elizce, jak przyjdzie. – podałam mu mały pakunek.

– A co to jest? – spytał, biorąc od mnie podana rzecz.

– Babskie sprawy. – puściłam mu oczko, na co uśmiechnął się.

– Dobrze dobrze, pewnie to jakieś kosmetyki czy coś. – zaśmiał się.

– No coś podobnego, ale to nie kosmetyki. Dobra ja już lecę, bo Aleksy się na mnie pogniewa. – uśmiechnęłam się i poszłam w stronę wyjścia z mieszkania.

– Do zobaczenia! – zawołał, kiedy złapałam za klamkę.

– Narazie Zosieńko! – zachichotałam i wyszłam szybko z mieszkania.

On nie lubi tego zdrobnienia. I dobrze. Będę tak mówić jaką zwykle. Lubię się droczyć.

*POV Eliza*

– Kto dzwonił? – spytałam zaciekawiona, wchodząc z balkonu do salonu.

– Twój brat i pytał się czy tu jesteś. – oznajmił, patrząc na mnie.

– Ojejć.. faktycznie dzisiaj się z nim nie widziałam ani razu. – zrobiłam minę niewinnego dziecka, na co chłopak się uśmiechnął się.

– To bardzo niedobrze panienko. – podszedł mnie bliżej, patrząc mi w oczy.

Te niebieskie tęczówki. Jak ja je uwielbiałam.

– Muszę się zgodzić. – pokiwałam głową.

– Odprowadzę cię, jak będziesz chciała iść. – pocałował mnie w czoło i przytulił.

– Nie chce mi się. Jestem wykończona. – oznajmiłam, wtulając się do niego.

– Nie dziwię ci się kochanie. – pogładził mnie dłonią po głowie, a ja przymknęłam oczy na ten gest.

Kochanie. Powiedział do mnie kochanie.

Eliza wariujesz.

Ale to było kochane.

– Najchętniej bym tutaj została, ale muszę wrócić do taty. – powiedziałam pewnie.

– Rozumiem, chcesz coś zjeść? – spytał, odsuwając mnie trochę od siebie i spoglądając mi w oczy.

– Jeśli to nie problem, to chętnie bym coś zjadła. – uśmiechnęłam się.

– Jasne, chodź do kuchni wykombinujemy coś. – wystawił rękę w moją stronę, na co odrazu ją złapałam swoją.

Poszliśmy razem do kuchni. Usiadłam sobie przy stole i patrzyłam na chłopaka, który krzątał się po kuchni. Zajrzał do szafki, którą zasłaniały szklane drzwiczki.

– Ooo, mamusia zrobiła murzynka. – wyjął posłużą formę z szafki i postawił na stole.

Moim oczom ukazało się brązowe ciasto, którą pięknie wyrosło. Aż ślinka ciekła.

– Jejciuu jak ja uwielbiam to ciasto w wykonaniu twojej mamy. – uśmiechnęłam się.

– Oj uwierz, że ja też. – Janek odwzajemnił uśmiech i wyjął z kolejnej szafeczki dwa talerze i dwie łyżeczki.

Pokroił ciasto i nałożył na talerzyki po dwa kawałki. Jeden podsunął w moją stronę i położył na nim łyżeczkę.

– Dziękuję Janeczku. – posłałam mu buziaka, na co on uśmiechnął się szerzej tym swoim "bananowym" uśmiechem.

– Smacznego. – usiadł naprzeciwko mnie.

– Wzajemnie. – odpowiedziałam i zaczęliśmy oboje zajadać się ciastem.

_____________________________________

ᴄᴢᴇśᴄ́ ʀʏʙᴇɴ́ᴋɪ!
ᴋᴏʟᴇᴊɴʏ ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀᴌ ᴢᴀ ɴᴀᴍɪ. ᴛʀᴏᴄʜᴇ̨ sᴍᴜᴛɴᴏ sɪᴇ̨ ᴅᴢɪᴇᴊᴇ, ɴɪᴇᴘʀᴀᴡᴅᴀᴢ̇?

ᴏsᴛᴀᴛɴɪᴏ ɴɪᴇ ᴡɪᴇᴍ sᴋᴀ̨ᴅ ᴘʀᴢʏʙʏᴌᴀ ᴍɪ ᴡᴇɴᴀ, ᴢ ᴄᴢᴇɢᴏ sɪᴇ̨ ᴡ sᴜᴍɪᴇ ᴄɪᴇsᴢᴇ̨, ʙᴏ ᴍᴏɢᴇ̨ sᴢʏʙᴄɪᴇᴊ ᴘɪsᴀᴄ́ ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀᴌʏ :*

ᴘᴏᴡᴏʟɪ ᴢʙʟɪᴢ̇ᴀᴍʏ sɪᴇ̨ ᴅᴏ ᴋᴏɴ́ᴄᴀ ᴛᴇᴊᴢ̇ᴇ ʜɪsᴛᴏʀɪɪ, ʟᴇᴄᴢ ᴘᴏᴅᴘᴏᴡɪᴇᴍ ᴛʏʟᴇ, ᴢ̇ᴇ ᴛᴏ ɴɪᴇ ᴄᴀᴌᴋɪᴇᴍ ʙᴇ̨ᴅᴢɪᴇ ᴋᴏɴɪᴇᴄ ;)

ᴍᴀᴍ ɴᴀᴅᴢɪᴇᴊᴇ̨, ᴢ̇ᴇ ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀᴌ sɪᴇ̨ sᴘᴏᴅᴏʙᴀᴌ <3

ᴍɪᴌᴇɢᴏ ᴅɴɪᴀ/ᴡɪᴇᴄᴢᴏʀᴜ ʟᴜʙ ɴᴏᴄʏ :*

~ᴀɴᴏɴɪᴍʜʏᴘɴᴏsɪs~

ᴘ.s. ᴘʀᴢᴇᴘʀᴀsᴢᴀᴍ ᴢᴀ ᴡsᴢᴇʟᴋɪᴇ ʙᴌᴇ̨ᴅʏ ɪ ʟɪᴛᴇʀᴏ́ᴡᴋɪ.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro