Rozdział 22

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

|dop. aut. Postanowiłam dzisiaj opublikować ostatnie trzy części tej opowieści, gdyż chciałabym zacząć pracę nad trzecią częścią tej historii. Miłej lektury!|

Dwa tygodnie później, William:

Gdy dowiedziałem się o nowym autobocie imieniem Crosshairs i go poznałem, minęły dwa tygodnie. W tym czasie ja i Fracture opracowaliśmy plan by powstrzymać Genetic'a, a BlackJack weźmie udział w akcji. Domyśliłem się wtedy, że między tą dwójką są stare rachunki do wyrównania. Jednak Drift się we wszystkim połapał i powiedział pozostałym, więc ruszyli za nami, by "uratować" mnie przed Fracture'm. Ostatecznie udało nam się ich zgubić i dotarliśmy pod wejście do jaskini, w której Genetic się ukrył. Fracture transformował się w swoją prawdziwą formę i weszliśmy do jaskini.

- Muszę przyznać, że to trochę dziwne uczucie współpracować z decepticon'em i do tego łowcą nagród.- powiedziałem.

- Może to jest dla ciebie dziwne uczucie, ale ja tylko chcę by ten mały wariat zapłacił za wszystko.- odparł mi Fracture.

- A co on ci takiego zrobił? Ty go nawet nie znasz.- wtrącił się Black.

- Masz rację, ale gdy pomyślę do czego on może być zdolny. Wolę go powstrzymać zanim znajdzie inny sposób na ulepszenie jego androidów i zacznie siać terror.- odpowiedział mu.

- Myślicie, że Genetic może działać dla Megatrona? Zaślepiony ideą tego decepticon'a, tworzy androidalne wersje autobot'ów by przypodobać się przywódcy?- zasugerowałem.

- Możliwe. Odkąd znam Genetic'a to mam wrażenie, że on ma coś nie tak z procesorem. Dlatego muszę go zatrzymać nim osiągnie to czego naprawdę chce. No i mamy stare rachunki do wyrównania.- odpowiedział mi Black.

- A cóż to są za stare rachunki, jeśli wolno nam wiedzieć?- spytał Fracture.

- Na bardzo długo zanim wybuchła wojna, a Prime był Orionem Pax'em, często przychodziłem do Iconskiego archiwum i pomagałem na przykład w sortowaniu jakiś starych dokumentów.- odpowiedział mu Black.

- Serio? Mogłeś wchodzić do archiwum?- spytałem zaskoczony.

- Tia, mogłem. Ale nie czas na wspominanie przeszłości, skupmy się na naszym zadaniu.- Black szybko uciął temat.

Miał rację. Gdy dotarliśmy do jaskini, Genetic stał przy jakimś komputerze. Mimo, że stał do nas plecami to wyraźnie wyglądał na zdenerwowanego. Pewnie się zdenerwował, gdyż nie udało mu się dorwać mini-con'ów.

- Bez energii życiowej mini-con'ów upgrade systemów jego androidów zająłby mu o wiele więcej czasu. Jednak zaraz rozniesiemy jego kryjówkę w drobny mak.- szepnął Black.

- Jaki jest plan?- spytałem szeptem.

Black miał zamiar mi odpowiedzieć, gdy nagle z sufitu wysunęły się działka i zaczęły do nas strzelać. Black szybko mnie chwycił i zaczął uciekać.

- Naprawdę sądziliście, że mój system obronny was nie wykrył? To się pomyliliście! Zniszczę was!- krzyknął Genetic.

- Co teraz? Sami nie dacie mu rady!- powiedziałem do Black'a.

- Zauważyłem. Ale musimy go powstrzymać i zniszczyć wszystko jak leci. Te androidy nie mogą stąd wyjść.- odparł, sięgając po karabin na plecach.

- No to co zrobimy? Chyba powinieneś mieć plan na taką ewentualność.- odpowiedziałem.

- I mam. Kapsuły, których stoją te androidy są ze sobą połączone. Co oznacza, że jeśli jedna ulegnie uszkodzeniu, pozostałe też. Wiedziałem, że system obronny Genetic'a zapędzi nas w kozi róg, ale przygotowałem to.

- Ochraniacze?

- To nie są zwykłe ochraniacze. Mają wbudowane magnesy, które pomogą ci dostać się do kapsuł przez szyb wentylacyjny. Weź także tą kulę. Ma ona wbudowaną korbkę z liną. Kiedy dotrzesz do drugiego wyjścia z szybu, domyślisz się co zrobić, aby bezpiecznie zejść na dół. Na mój sygnał wejdziesz do szybu i zaczniesz się wspinać by dostać się na górę.

- A co z wami?

- Będziemy cię osłaniać dzieciaku. Postaramy się kupić ci tyle czasu ile zdołamy.

- Jasne. Jestem gotowy.

- Teraz!

Gdy wszedłem do szybu zacząłem się wspinać po ścianie. Gdy dotarłem na szczyt zacząłem biec jedynym korytarzem prowadzącym do kapsuł. Co kilkanaście metrów spoglądałem na pole walki przez kraty w szybie. Black, Fracture i jego mini-con'y zostali przyszpileni do ściany. Musiałem się spieszyć, gdyż ode mnie zależało powodzenie misji. Kiedy w końcu dotarłem na miejsce, wyszedłem po drugiej stronie i zacząłem podchodzić do kabli zasilających kapsuły. Musiałem je jak najszybciej uszkodzić by androidy nie mogły zostać aktywowane. Zacisnąłem mocno pięść i z rękawicy wysunęły się trzy ostre jak brzytwy ostrza. Wziąłem zamach i przeciąłem obwód, z którego zaczęły wyskakiwać iskry elektryczne. Nagle rozległ się alarm.

- Co się stało? Moje kapsuły zostały dezaktywowane. Gdzie jest ten człowiek?! Jak go zaraz dorwę to go zgniotę jak mrówkę!- wrzasnął Genetic.

Przestrzeń między ścianą a kapsułami była na tyle wąska by mini-con mnie nie dosięgnął, a na tyle szeroka dla mnie bym mógł mu spokojnie uciec. Opłaca się być człowiekiem, gdyż można się wcisnąć tam gdzie mini-con'y bądź boty nie mogą wejść. Zacząłem biec w przeciwnym kierunku, przecinając resztę obwodów zasilających, tak na wszelki wypadek. I chyba trafiłem na obwód zasilający system obronny, gdyż działka przestały strzelać. Lepiej dla nas. W pewnym momencie, cała jaskinia zaczęła się trząść.

- C-co się dzieje? Dlaczego cała jaskinia się trzęsie?- spytałem.

Uwaga, procedura autodestrukcji rozpoczęta. Uwaga, procedura autodestrukcji rozpoczęta.

- Genetic uruchomił system samozniszczenia! Cała jaskinia zaraz wyleci w powietrze a my razem z nią!- krzyknął Black.

- Zgadza się. I również stąd nie wyjdziecie!- odparł mu Genetic.

Wtedy z sufitu spadły wielkie głazy zagradzając drogę wyjścia, a potem zaczęły walić się na nas. Zostaliśmy od siebie oddzieleni. Nagle, zobaczyłem jak ogromny głaz leci prosto na mnie. W jednej chwili przed oczami przeleciało mi całe życie. Dosłownie. Zamknąłem oczy i czekałem na swój koniec, ale nic takiego nie nastąpiło. Niepewnie otworzyłem jedno oko i zobaczyłem twarz Cross'a.

- Cross! Jak nas znalazłeś?- spytałem.

- Po sygnale twojej komórki młody. Nie masz pojęcia jakiego napędziłeś stracha Drift'owi.- odpowiedział.

Z jednej strony byłem szczęśliwy, że boty nas znalazły. Z drugiej strony było głupio i wstyd, że nic nie powiedziałem reszcie drużyny. W pewnym momencie nastąpiła silna eksplozja. Zamroczyło mnie na chwilę, ale słyszałem jak Cross krzyczał bym nie zamykał oczu. Jednak, ciemność mnie ogarnęła. Gdy się zacząłem odzyskiwać świadomość, usłyszałem kilka głosów wołających moje imię. Wśród tych głosów rozpoznałem przerażony głos Drift'a. Kiedy otworzyłem oczy, obraz był mocno rozmazany, ale z każdą chwilą nabierał ostrości. W końcu zobaczyłem zmartwione twarze moich przyjaciół. Podniosłem się do siadu z pomocą Luke'a i Leona.

- William, dzięki bogu. Nareszcie się obudziłeś.- powiedział Luke.

- No hej.- odparłem słabo.

- Ty masz pojęcie jak nas nastraszyłeś? Myśleliśmy, że zginąłeś.- powiedział Leon.

- Wybaczcie, że was przestraszyłem. Nie sądziłem, że to się tak skończy.- odpowiedziałem spuszczając głowę.

- Najważniejsze, że jednak żyjesz Will. Nawet nie wiesz jak bardzo się o ciebie martwiłem.- usłyszałem głos Drift'a.

- Martwił się tak bardzo, że omal nie spowodował wypadku. Cztery raz z rzędu.- powiedziała Maja.

Spojrzałem na Drift'a. Jego oczy były wypełnione ulgą, troską i strachem o moje życie. Momentalnie odwróciłem głowę. Nie potrafiłem mu spojrzeć w twarz.

- William, posłuchaj. Nie jestem na ciebie zły, BlackJack wszystko mi wyjaśnił. Rozumiem czemu o niczym mi nie powiedziałeś. Naprawdę, spójrz na mnie.- powiedział.

Nie potrafiłem. Przecież ukryłem to przed nim. Ukryłem przed nim, że Black i Fracture zamierzali pokonać GeneticCode'a a ja im w tym pomogę. W oczach zebrały mi się łzy, które momentalnie spłynęły po moich policzkach.

- William nie płacz. Nie jestem na ciebie zły, naprawdę. Ważne, że nic poważnego ci się nie stało. Tylko to się dla mnie teraz liczy.- powiedział ponownie, ciepłym tonem głosu.

Jednym palcem podniósł mi głowę i spojrzałem w jego oczy. Ten wypełniony troską, spokojem i przyjaźnią wzrok, momentalnie mnie uspokoił. Otarłem łzy i delikatnie się uśmiechnąłem co samuraj odwzajemnił. Dotarło do mnie jak bardzo mnie zmienił jego pozytywny wpływ. Gdy emocje opadły, Cross miał odwieźć mnie do domu. Tak postanowił Optimus, gdyż Drift musiał zdecydowanie odpocząć po dzisiejszym wydarzeniu. I ja też.

- Hej młody, coś cię trapi?- spytał mnie bot.

- Zastanawiam się czy mogę jakoś naprawić moje relacje z macochą i bratem.- odpowiedziałem.

- Na twoim miejscu teraz nie zawracałbym sobie tym głowy. Najpierw porządnie odpocznij i ochłoń po dzisiejszym wydarzeniu, a jutro pogadaj z macochą. Na spokojnie, bez kłótni.- odparł.

- Racja. Dzięki Cross.

- Zawsze do usług.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro