2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Panie Stark, czy mógłbym... - nie dokończył zdania, gdy zobaczył karcącą minę starszego.

- Nie mam czasu, Peter... Idź do Happy'ego - odezwał się, nawet nie spoglądając na nastolatka. Co prawda nie był tak zajęty, musiał podpisać tylko kilka papierów z firmy, ale nie miał też ochoty na towarzystwo młodszego. Za dużo gadał, opowiadał o tym swoim pajączkowaniu, czy po prostu wciąż nawijał o jakiś klockach lego lub filmach. To nie tak, że tego nie lubił. Cieszył się, że chłopak nie porzucał swojego dzieciństwa i wciąż dobrze się bawi, ale nie mógł poświęcać mu tyle czasu. W końcu ma swoich przyjaciół i Ciocię, co więcej brakuje mu do szczęścia?

Peter wyszedł z budynku, a w jego oczach pojawiły się łzy. Rozumiał, że czasem przychodził z głupimi sprawami, ale tym razem naprawdę potrzebował pomocy, dlaczego nie chciał mu jej okazać?

Kopnął w pobliski słup, zagryzając zęby.

Poradzi sobie sam, prawda?

Prawda?

Bo przecież, nawet nie potrzebuje jego głupiej pomocy.

Prawda?

Prawda.

Chociaż tak sobie wmawiał, wiedział, że ani trochę, nie jest to prawdą.

Szlajał się po mieście w sumie bez żadnego celu. Chciał po prostu odreagować swoją złość i żal, więc snuł się po zatłoczonych ulicach. W końcu nadszedł wieczór, a Peter dowiedział się o tym dopiero, jak z ulic zniknęły twarze, a zamiast słońca, zaczęły rozświetlać je latarnie. Z westchnieniem udał się do domu. W progu przywitał swoją Ciocię, wlepiając na twarz, swój sztuczny uśmiech.

– Jak minął ci dzień, Ciociu? – zapytał miło. Podszedł do blatu, wlewając sobie do szklanki, trochę niegazowanej wody.

– Nie najgorzej, aczkolwiek jestem bardzo zmęczona... Nie będziesz zły, jeśli pójdę się już położyć? – odłożyła do zlewu, brudny talerz i szklankę. – Wiem, że obiecałam ci, że obejrzymy dziś wspólnie jakiś film, ale naprawdę nie mam siły... – cicho westchnęła.

– Oh Ciociu, przecież wiesz, że nie będę miał nic przeciwko. Odpocznij, a ja tutaj trochę posprzątam – napił się łyka wody, odkładając szklankę na bok.

– Jesteś taki kochany, Peter... – odparła tylko, idąc w stronę sypialni. Po chwili weszła do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi, mówiąc przy okazji do nastolatka ciche: "Dobranoc".

Peter zjadł przygotowany na szybko obiad przez Ciotkę, umył naczynia, pozamiatał i wytarł wszystkie blaty. Kiedy to zrobił, udał się do swojego pokoju, gdzie zmęczony całym dniem usiadł na łóżku, opierając się o ścianę.

Cicho westchnął.

Nie rozumiał kompletnie, dlaczego Pan Stark, nie chciał nawet go wysłuchać. Czasami był upierdliwy czy przychodził z błahymi sprawami, ale teraz naprawdę potrzebował pomocy. Nie wiedział, co robić.

Czy tak trudno, było go wysłuchać?

A może miał po prostu zły dzień? Miał nadzieję, że tak było. Pójdzie jutro lub za kilka dni i Pan Stark go wysłucha, prawda?

Na pewno.

Z takimi myślami usnął.

Piętnastolatek obudził się dopiero następnego dnia. Z trudem otworzył oczy, krzywiąc się z bólu. Zasypianie w takiej pozycji, nie było najlepszym pomysłem. Ziewnął i na chwilę znowu przymknął oczy, ale po chwili gwałtownie je otworzył, spoglądając na zegarek, który wskazywał siódmą trzydzieści, a do szkoły miał na ósmą.

Jęknął zdając sobie sprawę, że wczoraj zapomniał ustawić budzika. Szybko wstał z łóżka, prawie wywracając się o zwiniętą pościel. Następnie skierował się do łazienki, gdzie umył i przebrał się z wczorajszych ubrań. Nie kwapiąc się nawet o zjedzenie śniadania, umył szybko zęby, w międzyczasie, pakując do plecaka potrzebne mu książki.

Westchnął, widząc na zegarku, że za zaledwie cztery minuty, rozpoczną się jego lekcje. Zamknął drzwi od mieszkania i zbiegając szybko po klatce schodowej, udał się na przystanek. Autobus miejski przyjechał w sam raz o godzinie ósmej. Usiadł na jednym z wolnych miejsc, zdając sobie sprawę, że czeka go prawie piętnaście minut drogi do szkoły.

Obrócił głowę, patrząc na pasażerów, gdy nagle jego uwagę, zwróciła zakapturzona postać. Mężczyzna ów miał czarną bluzę z kapturem, na której na piersi, widniał mały znaczek "s". Peter zmarszczył brwi, ale po chwili obrócił z powrotem głowę, uznając, że to tylko przypadkowa osoba, której twarzy nie mógł dostrzec.

Droga o dziwo minęła mu szybko. Autobus zatrzymał się na przystanku przy szkole, a brunet zarzucił na plecy, swój czarny plecak. Kiedy przechodził koło drzwi, poczuł nagły uścisk na nadgarstku. Obrócił głowę, widząc mężczyznę w kapturze. O dziwo jego twarz... Była też zakryta, miał na sobie maskę, a jedynie było przez nią widać, szarawe oczy.

– Co pan... – nie dokończył mówić, gdy usłyszał, jego głos.

Sinister – szepnął w jego stronę.

Peter zdziwiony wyszarpał swój nadgarstek, wybiegając szybko z autobusu, którego drzwi zaczęły się zamykać.

– Dziwak – powiedział sam do siebie, kierując się do budynku.

Kiedy znalazł się w szkole, włożył do szafki niepotrzebne mu zeszyty i książki, które przydadzą się dopiero na ostatnich lekcjach. Szybkim krokiem poszedł w stronę sali historycznej, wchodząc od razu do pomieszczenia.

– Przepraszam za spóźnienie... – wymamrotał, zerkając na mężczyznę. Ubrany był w czarne spodnie i niebieską koszulę, a swoje siwawe, brązowe włosy, miał zaczesane do tyłu.

– Dlaczego się spóźniłeś? – zapytał, odwracając się od tablicy. Odłożył mazak na biurko, a następnie się o nie oparł.

– Zaspałem? – chłopak bardziej zapytał, niż stwierdził.

– Oh, skoro zaspałeś na moją lekcję, to zapraszam do odpowiedzi – powiedział złośliwie.

Nastolatek cicho jęknął, podchodząc do tablicy. Wiedział jak to się skończy, Morgan nie lubił, kiedy ktoś spóźniał się na jego lekcje. Na szczęście, historię miał w małym paluszku. Tak naprawdę wszystkie przedmioty rozumiał, a zapamiętywanie szło mu bardzo łatwo, jakby był do tego stworzony.

– Kiedy Egipt został podbity przez Persję? – nauczyciel uśmiechnął się cwano. Ten temat był wczoraj i wątpił, by chłopak coś pamiętał.

– W VI wieku przed naszą erą – odparł szybko.

Mężczyzna lekko się zdziwił.

– Dlaczego ludność z Egiptu w VI tysiącleciu przed naszą erą, skupiła się w dolinie Nilu i delcie Nilu? – zerknął na klasę, a następnie ponownie na bruneta.

– Doszło do zmian klimatycznych, to ich zmusiło – wzruszył ramionami. Może po prostu swoją postawą chciał zdenerwować nauczyciela? Doskonale wiedział wszystko i po prostu, chciał mu zrobić na złość.

– Jak nazywali się egipscy władcy? – rzucił następne pytanie.

– Nosili tytuły faraonów – Peter uśmiechnął się złośliwie.

–W jakiej uprawie specjalizowali się Egipcjanie? – zmarszczył brwi.

– w uprawie papirusu i lnu – odpowiedział.

–W którym roku francuscy uczeni odnaleźli w Egipcie bazaltową płytę, na której wyryto ten sam tekst w piśmie hieroglificznym i greckim? – był pewny, że nie zna daty.

– W 1799 r, ponadto nazwano tę płytę kamieniem z Rosetty – powiedział.

– Usiądź – odparł nauczyciel.

Brunet uśmiechnął się cwano.

~~~

Lekcje minęło zadawalająco szybko i już po południu Peter, wychodził ze szkolnej placówki.

– Wybierzemy się w weekend do kina? Mają grać najnowsze części Gwiezdnych Wojen, organizują nocny maraton! – podekscytowany, gestykulował.

– Jasne, Ned – chłopak lekko się uśmiechnął, do swojego przyjaciela.

– To do jutra! – odparł, idąc w inną stronę.

– Do jutra – wymamrotał Peter, idąc na przystanek. Tam poczekał zaledwie kilka minut, aż przyjedzie autobus, a po niedługim czasie jazdy, znalazł się przy swoim domu. Z lepszym humorem, niż wczoraj wszedł do domu, zamykając za sobą drzwi. Skierował się do swojego pokoju, rzucając od razu plecak w kąt pomieszczenia, a następnie rzucił się na łóżko. Ledwo się na nim ułożył, gdy o mało się nie zadławił powietrzem. Okno znowu było otwarte, a na biurku leżała karteczka.

Peter wstał, biorąc do dłoni kawałek kartki, a kiedy ją przeczytał, jego dłonie, zaczęły drzeć.

Sinister– wyszeptał sam do siebie słowo, które było napisane na kartce.

Podmuch wiatru, zwiał kartki z biurka nastolatka, razem z jego wiarą, że wszystko będzie dobrze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro