2.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kiedy Czarny Pan, rwał sobie włosy z głowy, aby znaleźć swojego horkruksa, Harry gotował obiad dla swojej rodziny. Nastolatek prawie w ogóle nie spał, a brak pożywienia wcale nie pomagał. Ciężko było nie zauważyć ogromnych cieni pod oczami i niemal anorektycznego wychudzenia chłopca. Jednak wujostwo Pottera, zgrabnie omijało ten fakt, jak gdyby nigdy nic. Może przez tyle lat zaniedbywań, Chłopiec-Który-Przeżył, powinien się przyzwyczaić, że nikt z jego ,,rodziny" specjalnie nie przejmuje się jego stanem; jednak za każdym razem to bolało. Jednak najgorsza była myśl, że kiedy pojawił się już ktoś, kogo obchodził stan nastolatka i był dla niego jak syn, odszedł. Naprawdę chciał, żeby ktoś przypomniał mu o założeniu czapki w upalne dni, czy ubraniu cieplejszych butów, kiedy sypał śnieg, a jednak nic takiego nie nastąpiło. To bolało, czuć jak własna rodzina nie przejmowała się tobą. Dlatego chłopak nie rozumiał, dlaczego Hermiona i Ron zainteresowali się nim, zanim jeszcze dowiedzieli się, że jest Wybrańcem. Od urodzenia, brunet miał wpajane, że jest dziwakiem i nic nie umie robić, że był niczym. Cóż, po tylu latach uwierzył w każde słowo, a każde uderzenie było uzasadnione. Kiedy nastolatek trafił do Hogwartu, zaczął rozumieć, że to nie było normalne co działo się za drzwiami Privet Drive 4.

— Chłopcze, pośpiesz się, nasz Dudziaczek jest głodny. — z letargu Harry'ego, wyrwał go głos jego wuja. Zielonooki w pośpiechu zdjął bekon z patelni i ułożył na 3 talerzach. Dla jego wuja, ciotki i ich syna, Dudley'a. Nie, chłopak nie pomylił ilości talerzy. Na jakiekolwiek jedzenie mógł liczyć jedynie po wykonaniu wszystkich obowiązków (co swoją drogą było niewykonalne), lub kiedy wujostwo stwierdziło, że nastolatek umrze bez odrobiny jedzenia.
— Przepraszam wujku. — wymamrotał Harry i ustawił talerze przed wujostwem.
— Co tam mamroczesz? Chcesz mnie zdenerwować z rana ty mały dziwaku? — spytał groźnie Vernon, a zielonooki wzdrygnął się na wspomnienie pasa na jego plecach.
— Nie wujku, przepraszam wujku. — powiedział pokornie nastolatek. Przez głowę przebiegła mu myśl, że gdyby Snape zobaczył jego pokorę, to dostałby ataku. Cóż, za drzwiami Privet Drive 4, wszystkie maski zielonookiego opadały. Pozostawał taki...taki bezbronny. Jednak nie mógł powstrzymać w sobie wściekłości na Dumbledore'a. Zgłaszał zaniedbywania w jego ,,domu", a dyrektor starannie to zignorował i powiedział, że tam będzie bezpieczny. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo w tamtym momencie jasna strona straciła Wybrańca.

— Tak mi się wydawało chłopcze, idź już i nie pokazuj nam się na oczy, aż nie skończysz pielenia ogródka, odkurzania, mycia okien i podłóg, a i nie zapominaj o przemalowaniu płotu na kremowo! A potem oczekujemy obiadu i kolacji. — zakończył Vernon, nawet nie siląc się, aby dać jakąkolwiek listę dla Harry'ego. Obydwoje (Vernon i Harry) zdawali sobie sprawę, że to gra. To był kolejny ruch wuja, aby zniszczyć nastolatka. Bardzo mądre posunięcie. Jeśli Potter zapomni o choćby jednym obowiązku, czekała go kara. Oczywiście nie było mowy, aby chłopak mógł gdziekolwiek to zapisać. Zacisnął jedynie szczękę i kiwnął głową gotowy to wyjścia.
— Nie zapomniałeś o czymś, chłopcze? — zapytał Vernon, a jego twarz niebezpiecznie zrobiła się czerwona.
— Oh oczywiście. Dziękuję wuju, że mogę was zadowolić. — powiedział Harry z taką ilością sarkazmu, z jaką tylko mógł, po czym odwrócił się twarzą w kierunku Vernona. Cóż, jego instynkt samozachowawczy od zawsze był raczej niski.
— Jak śmiesz? Dajemy ci dach nad głową, ubrania, a ty jedynie potrafisz pyskować? Ta dziwaczna szkoła zrobiła z ciebie jeszcze większego dziwaka. — wysyczał wściekle Vernon i wstał gwałtownie od stołu, o mało go nie wywracając. Zamachnął się, a jego ogromna dłoń odbiła się z plaskiem na policzku Wybrańca.
— Nie chcę cię widzieć dopóki nie dokończysz swoich obowiązków, niewdzięczny dziwaku. — oczy Vernona wyraźnie mówiły, jak wściekły jest.
— Oczywiście wujku. Przepraszam wujku. — zanim najstarszy Dursley zdążył cokolwiek powiedzieć, zielonookiego już nie było w kuchni.

-/-

Podczas kiedy Harry, kaleczył sobie dłonie o chwasty i niemal mdlał w słońcu, Czarny Pan siedział w chłodnej bibliotece, czytając kolejną książkę o horkruksach i połączeniach. Jednak nic o ludzkich horkruksach nie znalazł. Jego wściekłość rosła z każdą sekundą, nigdzie nic nie mógł znaleźć. Rzucił niewerbalne zaklęcie, a kolejny regał legł na ziemię.
~ Idioci, nic nigdzie nie ma. Jakże oczywiste, że nikt przede mną nie stworzył niczego tak potężnego ~ wysyczał w języku węży Voldemort. W klatce piersiowej czuł ogromną dumę, że stworzył coś tak cudownego, ale z drugiej strony był wściekły, że nie mógł nic znaleźć. Gdyby miał więcej czasu, poszedłby potorturować któregoś mugola, jednakże w obecnej chwili każda sekunda się liczyła. Kawałek jego duszy potrzebował pomocy.

Gdzieś z tyłu głowy, Tomowi majaczyła się myśl, że może chodzić o pomoc w pracy domowej czy innej głupocie, ale wyrzucił to z umysłu tak szybko, jak się to pojawiło. Gdyby jego horkruks potrzebował pomocy w czymś tak banalnym, czułby się obrzydzony, że pozwolił wszczepić się swojej duszy w coś tak tępego.

Rzucił kolejną książką o ścianę, kiedy znowu nic nie znalazł o ludzkim horkruksie.
— Jeśli nic tu nie znajdę, to zabije tego starego głupca. — mruknął do siebie wściekle Czarny Pan. Otworzył książkę i zaczął wertować strony. Nagle z księgi wypadła stara strona, którą złapał zanim dotknęła podłogi. Już miał schować kartkę do książki, kiedy w jego oczy rzuciło się słowo horkruks. Z wściekłym westchnieniem, zaczął czytać niechlujnie zapisany tekst.
,,Pierwszy ludzki horkruks został odnotowany w 1777 na obrzeżach Londynu. A propos tego tematu, nie zdołano zrobić zbyt wielu badań, jednak z tego co udało się nam uzbierać, wynika, że to bardzo rzadkie zjawisko. Niemal tak rzadkie jak wężomowa" Czarny Pan na chwilę przestał czytać.
— Doprawdy mie domyśliłbym się, że jest to rzadkie. Dziękuję za uświadomienie mnie. — wysyczał wściekle mężczyzna i ledwo powstrzymał się od zgniecenia kartki i zaczął czytać dalej.
,,Zdołaliśmy jeszcze dowiedzieć się, że ze względu na kawałek duszy wszczepiony w człowieka, tworzy to niesamowitą więź między umysłami. Da się ją wykorzystać w wielu celach, ale wymaga to czasu." w tym miejscu tekst się skończył. W oczach Voldemorta pojawiła się furia. Poświęcił godziny, aby znaleźć cokolwiek, a kiedy już znalazł, to wszystkie te informacje były tak potrzebne, jak istnienie starego głupca. Kartka w jego palcach zapłonęła, a ogień odbijał się w pięknych czerwonych oczach.

Czarny Pan nawet nie zdawał sobie sprawy, że te silne emocje, wpłynęły mocno na nastolatka, któremu konewka wypadła z dłoni, przez ten nadmiar wrażeń. Zielonooki złapał się za bliznę i syknął z bólu, nawet nie rejestrując, że woda z konewki zalewa kwiaty, a jej ciężar zniszczył kilka roślin, o których wzrost tak starannie dbał. Nie zauważył również wściekłych oczu swojego wuja, który ze złością cisnął pilotem o kanapę, po czym ruszył w kierunku Harry'ego.
— Co myślisz, że robisz chłopcze? Zakończ swoje dziwactwa w tej chwili. — Vernon rozejrzał się po otoczeniu i kiedy nie zauważył żadnej pary ciekawskich oczu, złapał zielonookiego za włosy i pociągnął za sobą do domu. Wściekle zatrzasnął drzwi, a jego małe świńskie oczka zwróciły się z nienawiścią w kierunku Harry'ego.
— Co zrobiłeś? — wysyczał Dursley, a wyraz jego twarzy wyraźnie wskazywał, aby Harry rozważył swoją odpowiedź. Może nastolatek by to zrobił, gdyby nie piekący ból jego blizny na czole.
— Nic wuju. — bardziej jęknął niż powiedział Harry i oparł się o ścianę, przyciskając palce do czoła.
— Jeszcze kłamiesz chłopcze? Ty i te twoje dziwactwa nigdy nie mogą się skończyć? — Vernon wykorzystał to, że jego palce nadal były mocno wczepione we włosy Pottera i mocno za nie pociągnął, po czym uderzył głową Wybrańca o ścianę za zielonookim.
— Przenosisz siebie i te swoje dziwne dziwactwa na mnie i moją rodzinę. Przestań dziwaczyć, bo zobacz dokąd to doprowadziło. Twój ukochany chrzestny też wolał skończyć ze swoim marnym życiem, byleby uniknąć twojej zarazy. Nawet twoi rodzice woleli umrzeć, niż żyć z takim dziwakiem jak ty. — wysyczał ze wściekłością najstarszy Dursley i ponownie uderzył głową Harry'ego o ścianę, a w zielonych oczach jakby pociemniało.
— Nie, nie, nie. Nie będziesz mi odpływać mały dziwaku. — w oczach Vernona nie widać było nic poza czystą nienawiścią. Jednak nikt nie przewidział, że tego dnia straci, aż tak kontrole...

-/-
Czy ja się nudzę? Nie, skądże. Czy zaczynam się bać co mam w głowie pisząc to? Niee

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro