Rozdział Dziewiętnasty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Alex

Patrząc na tak dobrze bawiących się znajomych mi samej poprawił się humor. Jesteśmy już tu dokładnie pięć dni, a za dwa kończy się nasz "urlop". O ile tak mogę to nazwać.
Moczyłam nogi w chłodnym oceanie, przymykając oczy czując rześką, morską bryzę.

— Dlaczego nie wejdziesz do wody?
Jest tak bardzo gorąco — obok mnie usiadł mój lokator namiotu

— Nie umiem pływać, to dlatego — odpowiedziałam i spojrzałam na niego. Był bez koszulki, a woda spływała po jego twarzy i torsie. Moje policzki przybrały odcień leciutkiego różu. Odwróciłam wzrok, a moim oczom ukazały się fale odbijające się od brzegu.

— Nauczę cię! — powiedział uradowany

— Co?! — spojrzałam na niego zdziwiona, jednak nie uzyskałam odpowiedzi, bo zostaliśmy wepchnieci oboje do wody, a w uszach miałam głos Jaya? Przelecieli do nas? No nie ważne. Zacząłem spadać na dno, kręcąc się. Nie mogłam złapałać oddechu. Pomału traciłam przytomność, dopóki Lloyd nie złapał mnie w talii, zaczynając wypływać na powierzchnię. Ale ja już widziałam tylko ciemność.

Diana

W najlepsze leżałam na wodzie. Po tych kilku dniach byłam o wiele spokojniejsza. Głównie o Alex, bo widziałam jak powoli panowała nad swoimi nerwami dzięki zielonemu ninja.
Zerwałam się gdy usłyszałam okropny plusk. Wiedziałam, że coś się musiało stać mojej przyjaciółce. Lloyd naprawdę szybko zareagował i wyciągnął ją nieprzytomną z wody.
– Alex! – podbiegłam kiedy zaczęła kaszleć ksztusząc się wodą. Ukradkiem zobaczyłam niewielkie plamy krwi prowadzące do nogi chłopaka.
– Lloyd, co ci się stało? – podbiegł do nas Cole, który też zauważył krew.
– Cole, zajmij się Alex – zaczęłam rozkazywać widząc jak dziewczyna wciąż się dusi – Jay, przynieśże apteczkę z perły – nawet nie wnikałam co oni tu robili tak wcześnie, ale to było w tym momencie najmniej ważne. Podwinęłam porwaną nogawkę blondyna.
– Musiałem się zadrapać przy wyławianiu jej.
– I to pożądnie – powiedziałam widząc wielkość rany. Przyjrzałam się dokładniej lekko spływającej czerwonej cieczy. Na szczęście do rany nie dostał się piasek. Momentalnie krew się wysuszyła tworząc naturalny plaster, czyli po prostu strup stworzył się nienaturalnie szybko. Mina Lloyda była nie lepsza od mojej, ale wzrok miał skierowany we mnie.
– Twoje oczy...
– Co z nimi? – Zapytałam.
– Przez chwilę były czerwone...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro