Rozdział XVI - ,,Po prostu ze mną bądź" - Micheal

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nieprzyjemny chłód wybudza mnie ze snu. Odkrywam więc z siebie kołdrę, i z wyraźnym grymasem na twarzy, stawiam nogi na podłogę, podnosząc się do siadu.

Wtedy wnet dostrzegłem jego przyczynę. Uchylone okno, przez które zimne powietrze wdziera się nieproszone do środka. Podszedłem, by je zamknąć, i przy okazji odkręcić grzejnik. Niewiele to da, bo ogrzewanie w miastach nie należy do luksusowych, ale przynajmniej trochę będzie tu cieplej.

Dzisiaj miałem wolny dzień, trzeba jakoś z niego korzystać.

Siłownia? Nie, byłem tam niedawno.
Klub sportowy? Odpada, otwierają dopiero popołudniu.
Sklep spożywczy? To już lepszy pomysł.

Lodówka już prawie pusta, trzeba ją czymś w końcu zapełnić. Spędzę tam przedpołudnie, zaś później pojadę do wspomnianego klubu.

Gdybym z kimś mieszkał, z pewnością nie miałbym powodów, by się nudzić. Często sobie wyobrażałem, ile by się tutaj działo, gdyby był tu ze mną Stefan. Czasami nawet nie chcę o tym myśleć, gdyż moja wyobraźnia przekracza nie kiedy granicę.

Cieszę się, że postąpiłem jak należy. I wcale tego nie żałuję. Mam tylko nadzieję, że Daniel mnie posłuchał, i już dawno jest przy Stefanie. Oby byli razem szczęśliwi.

Dawny ja, byłby o nich obecnie strasznie zazdrosny. Jednak nowy ja wcale już taki nie jest. Thomas choć w bolesny sposób, ale skuteczny uświadomił mi, że nie można nikogo zmuszać do czegoś na siłę. Kim bym był, gdybym tak dalej działał? Odpowiedź jest prosta - chorym psychicznie stalkerem, który pragnie aby osoba w której się zakochał, odwzajemniła jego uczucia za wszelką cenę.

Skoro mnie nie kocha, może pokocha Hubera. Chciałbym, żeby tak się stało. Dalej jednak nie mogę uwierzyć w to, że Marrisa tak szybko się z nim rozwiodła. Sądziłem, że sobie to wyjaśniają i spróbują być dalej razem. Najwyraźniej nie mogła przeboleć tego, co usłyszała od Claudii.

Wiem sam po sobie, że kłamstwo do niczego dobrego nie prowadzi. Może tylko spowodować jeszcze większe kłopoty. Nie chciałem dopuścić do sytuacji, w której Stefan będzie musiał się przed nią tłumaczyć, ale nie miałem wyjścia. Sam do tego doprowadził, wciskając jej ten kit, o domniemanym dziecku.

Boję się nawet pomyśleć, co by się mogło stać, gdyby nie to. Co jeszcze by wymyślił, żeby tylko siebie ochronić. Na całe szczęście mamy to już za sobą. Trzeba żyć dalej, a przeszłość zostawić za sobą.

Jestem w domu od kilku dni, a już zdążyłem usunąć z telefonu większość naszych wspólnych zdjęć i filmików. Zostawiłem jedynie na portalach społecznościowych, by nasi fani i kibice nie zaczęli dociekać, co się między nami stało.

Przebrałem się, chwyciłem za kurtkę, którą na siebie od razu założyłem. Miałem przy sobie potrzebne rzeczy, w tym klucze do samochodu.

Chciałem już wyjść, gdy usłyszałem pukanie do drzwi. Kogo to licho niesie?

Uchyliłem jej płytę, i zamarłem. Spodziewałem się każdego, tylko nie jego. Naprawdę stał przede mną Stefan Kraft. Ten sam Stefan, który nie chciał mieć ze mną nic wspólnego, ten sam, który nie dawał mi żadnego znaku, aż do teraz.

Patrzył się na mnie ze smutnym wzrokiem, nic przy tym nie mówiąc.



- Stefan, a co Ty tu robisz?

- Musiałem do Ciebie przyjechać. Mogę wejść?

- Miałem właśnie wychodzić, ale proszę wejdź.

- Nie chcę Ci przeszkadzać - przekroczył niepewnie próg.

- Nie przeszkadzasz. Napijesz się czegoś?

- Nie, dziękuję.

- Siadaj - wskazałem mu ręką na kanapę w salonie. Kiedy tylko zajął miejsce, usiadłem obok niego, zachowując bezpieczną odległość - a więc, o czym chcesz rozmawiać?

- O nas.

- W jakim sensie?

- O tym co się między nami stało. Michi - dawno już nie słyszałem tego zdrobnienia z jego ust - ja wiem... zachowałem się wobec Ciebie podle, arogancko i nieodpowiedzialnie. Zamiast to z Tobą wyjaśnić, wybrałem wyparcie, i udawanie, że nic się nie stało. Myślałem, że tak będzie lepiej, i szybciej uda mi się o tym zapomnieć. Starałem się to zrobić, ale wszystko na nic. Po prostu nie mogłem, nie dawałem sobie z tym rady. Dopiero Daniel uświadomił mi, kim naprawdę jestem.

- Huber? Co Ci takiego powiedział?

- To, że tak naprawdę kochałem cały czas tylko jedną osobę. I nie była to jak to sobie wyobrażałem Marrisa, tylko zupełnie ktoś inny. I nie jest to kobieta.

- Życzę Wam szczęścia, naprawdę. Pasujecie do siebie jak nikt inny. Oby Daniel dał Ci to, czego ja nie mogłem Ci dać.

- Ale o czym Ty do mnie mówisz?

- Wiem, że się w Tobie podkochiwał. Cieszę się, że Ty również go kochasz.

- Daniela? Nie, nie o niego mi chodziło. Jest tylko moim kolegą, nikim więcej.

- Myślałem, że...

- To źle myślałeś. Chcesz wiedzieć, o kogo mi chodzi? - spojrzał mi głęboko w oczy. Kiwnąłem głową - zamknij oczy - zrobiłem to o co mnie poprosił.



Nastała cisza, która zdawała się trwać w nieskończoność. Chciałem już je otworzyć, ale nagle poczułem na swoich wargach, dotyk innych, a chwilę później dłonie na moich policzkach, i bijące z nich przyjemne ciepło.

Uchyliłem powieki, i zobaczyłem tuż nad moją twarzą twarz Stefana. Byłem w szoku, ale momentalnie ogarnęła mnie niepochamowana radość. Mój sen się spełnił. Jednak nie mogłem być z tego do końca zadowolony. Naszły mnie wątpliwości.


Oderwaliśmy się od siebie. Zobaczyłem u niego soczyste rumieńce. Sam też je czułem na sobie. Po raz pierwszy od dawna się do mnie uśmiechnął, tak szczerze, prawdziwie.



- Stefan, co to było?

- Kocham Cię Michi. Zbyt późno to zrozumiałem. Te wyrzuty sumienia jakie wcześniej miałem, były spowodowane tym, że Cię zraniłem. To z tą rzeczą nie mogłem się najbardziej pogodzić. Teraz już wiem, że kocham Ciebie i tylko Ciebie.

- A Marrisa?

- Sam nie wiem, czy mogę to nazwać miłością. Kochałem ją, ale nie tak jak Ciebie. Chyba sam próbowałem sobie wmówić, że nie ma i nie będzie nikogo innego oprócz niej.

- Stefan, rozumiem Cię. Dobrze wiesz, że ja też Cię kocham, od kilku lat, ale nie jestem pewien, czy powinniśmy się ze sobą wiązać. Nie chcę być kiedyś dla Ciebie kolejny raz błędem, i pomyłką o której należy zapomnieć.

- Nie będziesz. Co mam zrobić, żeby Ci to udowodnić?

- Po prostu ze mną bądź, nigdy mnie nie zostawiaj. Niczego innego nie chcę.

- To akurat da się zrobić, bo ja nigdzie się nie wybieram. Nie uwolnisz się ode mnie.

- Na to liczę - puściłem mu zalotnie oczko. Chyba potraktował to jak zaproszenie, ponieważ wszedł mi na kolana, obejmując mnie jednocześnie.

- Kocham Cię Michi. Przepraszam, że byłem taki głupi.

- Najważniejsze, że tu jesteś, ze mną. Też Cię kocham głuptasie. Najbardziej na świecie.


Ponownie złączyliśmy swoje usta do namiętnego pocałunku, który tym razem trwał znacznie dłużej niż poprzedni.

Ten dzień nie mógł zacząć się lepiej.





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro