II. Dole i niedole dnia codziennego

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Klara weszła do mieszkania i zamknęła za sobą drzwi. Podążyła szybkim krokiem do swojej sypialni. Tam odłożyła malutką torebeczkę wyszywaną sztucznymi perełkami na łóżko i przebrała się w mniej eleganckie ubrania, w których zazwyczaj spędzała czas w domu. 

Spojrzała na wiszący na ścianie zegar z kurantem. Ciężki przedmiot z ciemnobrązowego drewna zakłócał harmonię w pokoju dziewczyny. Wielokrotnie chciała się go pozbyć, ale ojciec wciąż się na to nie zgadzał. Twierdził, że to zbyt cenny przedmiot, by tak po prostu go wyrzucić. 

Dochodziła dziesiąta. O tej godzinie zawsze przychodziła do pokoju rodziciela, by się z nim przywitać i pomówić na zajmujące go tematy. Nie przepadała za tym rytuałem, lecz ojciec nie chciał jej uwolnić od niechcianego obowiązku.

Westchnęła i wyszła z sypialni. Przeszła przez wąski korytarzyk, którego ściany obwieszono reprodukcjami klasycystycznych obrazów, by znaleźć się u drzwi ojcowskiego pokoju. Zapukała i weszła, usłyszawszy jego głos.

Alfred von Altenburg siedział przy swoim fortepianie. Jego ciężka, zwalista sylwetka opięta przez ciasną koszulę sprawiała wrażenie jeszcze większej, niż w istocie była. Bokobrody wyszczuplały grubą, mięsistą twarz, która zdawała się coraz bardziej rozlewać wraz z biegnącymi latami. Małe oczka ginęły przygniecione przez policzki przypominające szynkę parmeńską. Usta ułożył w pełen frustracji grymas. Nawet nie zwrócił uwagi na wchodzącą córkę.

— Dzień dobry, ojcze — zaczęła z wahaniem.

— Znowu rozbijałaś się po mieście z tą całą Katą? — zapytał z pogardą.

— Tak, ojcze. Ale był z nami też panicz von Hardenberg.

— To nie zmienia faktu, że znów spotykasz się z tą paskudną Chorwatką. A co z twoim bratem?

— Co z Ottonem? Nie rozumiem.

— Wiem, że wyszedł gdzieś w nocy. Znowu słyszałem, jak zrzuca coś z regału, a ty pomagasz mu wstać.

Klara zarumieniła się. Nie chciała okłamywać ojca, lecz obiecała przecież bratu, że nic nie powie. Musiała wybrnąć z tej sytuacji tak, by nikt nie odniósł większych szkód.

— No dobrze, wrócił... Ale nie mam pojęcia, gdzie był, nie zwierzył mi się.

I tak nie ukryłaby już tego, że Otto przyszedł do domu w środku nocy. Jednak o celu jego eskapad ojciec musiał rozmówić się z synem. Ona nie wiedziała na ten temat nic poza tym, że Otto hulał z przyjaciółmi, zapewne w jakiejś ciemnej suterenie. 

— Jesteś tego absolutnie pewna? — Alfred zmrużył podejrzliwie oczy.

— Tak, ojcze. Nie mam pojęcia, gdzie on bywa, nigdy mi nie mówi.

— No dobrze, dziecko, uznajmy, że mówisz prawdę. Powiedz mi lepiej, jak ci idzie ta nowa symfonia?

Klara zamarła. Wolała, by ojciec nigdy nie dowiedział się o jej nowym dziele. Niestety, skoro już raz przez przypadek natknął się na jej notatki, nie mógł odpuścić. Mogła je lepiej schować. Najwyraźniej będzie musiała poszukać lepszej skrytki. 

— Źle, ojcze. Zupełnie nie mam na nią weny.

— W takim razie niech ta wena do ciebie wróci, bo Otto ma ją pokazać za dwa tygodnie. Będziesz siedzieć w domu, póki jej nie napiszesz, żadnych wyjść do kawiarni!

— Ależ ojcze! — krzyknęła i podniosła się z siedzenia.

Gniew wstrząsający ciałem Klary był coraz silniejszy. Do oczu cisnęły się jej łzy, lecz nie pozwoliła im płynąć. Wiedziała, że to tylko dodatkowo rozsierdziłoby ojca. Jedynie złość mogła jakoś na niego wpłynąć. Czuła, że zaraz zostanie zbesztana za bezczelność, lecz nie zamierzała się tym przejmować.

— Nie możesz mnie tu zamknąć jak swojego więźnia! Ja też mam prawo do normalnego życia, do tworzenia!

— Nikt ci go nie odmawia, Klaro. Dopóki nie napiszesz symfonii, nie pozwolę ci wyjść z domu. I nie szlochaj, bo wiesz, że to na mnie nie działa, a źle robi na urodę.

Klara nawet nie zauważyła, że łzy, które tak starała się powstrzymać, spływały po jej policzkach niby mieniące się w wiosennym słońcu strumyczki w Alpach. Zacisnęła pięści i wyszła z gabinetu. Szybkim krokiem pokonała korytarz i padła na łóżko w swojej sypialni.

Miała wszystkiego dość, zwłaszcza ojca. Rozumiała, że jako wielki kompozytor pragnął, by syn przejął po nim schedę i również osiągnął sukces w świecie muzyki, lecz dlaczego czynił to jej kosztem? Czy nie mógł pogodzić się z tym, że Otto był beztalenciem wytresowanym na wirtuoza, a to ona odziedziczyła jego zamiłowanie do muzyki? Czy nie mógł jej pozwolić na występy albo chociaż na podpisywanie prac swoim nazwiskiem? Czy w historii muzyki miał się zapisać jedynie Otto von Altenburg, a ona była skazana na zapomnienie w mroku dziejów?

Nie panowała już nad łzami. Skoro ojciec nie patrzył, mogła szlochać, ile tylko zapragnęła. Nie miała już sił. „Symfonia wiosenna" była jej największym dziełem. Nawet nie pamiętała już, ile nieprzespanych nocy kosztowało ją napisanie utworu, a teraz ojciec tak po prostu kazał jej wyrzec się swego największego dzieła, oddać je Ottonowi tylko dlatego, że był mężczyzną.

Drgnęła, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Była niemal pewna, że to ojciec przyszedł sprawdzić, czy komponuje. Postanowiwszy udawać, że śpi, zamknęła oczy i wtuliła twarz w poduszkę. Intruz jeszcze przez chwilę pukał do drzwi, aż w końcu nacisnął klamkę i wszedł do pokoju. 

Klara drżała, gdy gość przemierzał jej sypialnię. Słyszała jego ciężkie kroki i świszczący oddech. W końcu stanął przy łóżku i dotknął jej ramienia. Klara zupełnie się tego nie spodziewała. Otworzyła oczy z przerażeniem i pisnęła, wywołując tym samym wybuch szaleńczego śmiechu u brata. Fuknęła wściekle i rzuciła w niego poduszką, co tylko wzmogło rozbawienie Ottona.

Odgarnął jasne włosy z czoła i spojrzał na siostrę łobuzersko. W dużych, błękitnych oczach pojawiły się rozbrykane iskierki, a pełne usta ułożyły się w szelmowski uśmiech. Klara zupełnie nie dziwiła się, że Otto tak przebierał w kobietach. Gdyby nie była jego siostrą, sama zapewne padłaby ofiarą jego uroku.

— Naprawdę cię przestraszyłem? — zapytał.

— Tak! Jesteś okropny!

— Och, wybacz, Kläri, nie myślałem, że tak się mnie boisz!

— To źle myślałeś — prychnęła.

— Dlaczego płaczesz?

— Wcale nie płaczę — odparła i skryła głowę w poduszce.

Trudno jej było zwierzyć się bratu ze swych smutków. Siłą rzeczy był ich przyczyną, nawet jeśli tego nie chciał, i nic nie dało się na to zaradzić.

— Płaczesz, mały kłamczuszku! Żaden mężczyzna cię nie zechce, jeśli będziesz tak łgać.

— Czy ty też jesteś taki jak ojciec i uważasz, że jedynym szczęściem dla kobiety jest bycie żoną i matką? — Spojrzała na niego z wyrzutem. — Czy według was, mężczyzn, kobieta jest tylko obiektem waszych żądz, krową rozpłodową do dawania wam potomstwa? Nie może mieć swoich ambicji ani pasji?

Otto pobladł jak papier i odwrócił głowę, jakby się zawstydził.

— Wybacz, Kläri, to był tylko głupi żart. Rób, co uważasz za słuszne. Powiesz mi w końcu, co się stało?

— Po prostu nie jest mi tu dobrze. Nie w tym domu, nie w tym mieście, nie w tym kraju — rzekła z goryczą.

Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego wszyscy dookoła wmawiali jej, że każda kobieta powinna cieszyć się z perspektywy zostania żoną mężczyzny, którego wybierze jej ojciec, i rodzenia mu dzieci. Owszem, myśl o zakochaniu się w kimś i poślubieniu tego mężczyzny nie prezentowała się już tak źle, ale wiedziała, że były to rzadkie przypadki. Czuła, że jej historia tak się nie potoczy, a na myśl o tym, że ojciec niedługo znajdzie dla niej kandydata na męża i zmusi ją do ślubu, robiło się jej niedobrze.

— Wybacz mi, nie chciałem, żeby to wszystko tak zabrzmiało. Powiedz mi więc, co się stało.

— W skrócie, ojciec zagroził, że zamknie mnie w domu, jeśli nie oddam mu mojej symfonii... A ja nie chcę. Tyle mnie to kosztowało!

— Wolisz więc zamknięcie? Co pomyślą twoi przyjaciele, kiedy zobaczą, że cię nie ma? Nie zaczną się martwić?

— Trudno. Napiszę do nich list, zrozumieją.

Wybór między dziełem swojego życia a przyjaciółmi zdawał się jej oczywisty. Chociaż...

Czy aby na pewno była w stanie wyrzec się codziennych porannych rozmów przy kawie, snucia marzeń z Katą i dyskusji z Aaronem i Heinrichem? Czy zamiast tego wolała tkwić w czterech ścianach swojego pokoju, niemal pozbawiona woli? Nikt nie usłyszałby symfonii, a ona musiałaby znosić wielotygodniowe zamknięcie, które w końcu musiałoby się zakończyć wyrzeczeniem się swojego muzycznego dziecka. Gdyby oddała ojcu nuty, świat mógłby poznać jej wielkie dzieło. Taka była najwyraźniej cena za wolność. Już i tak oddała mu wiele swoich dzieł... Kolejne niewiele by zmieniło. 

Wstała z łóżka i podeszła do szafki nocnej, w której trzymała wszystkie swoje skarby. Wyciągnęła nuty i wcisnęła je bratu w dłonie.

— Oddaj to ojcu z wyrazami najszczerszej pogardy.

Otto skinął jej głową i zabrał nuty ze sobą. Kiedy wyszedł, Klara padła na łóżko i znów się rozpłakała. Nie mogła już dłużej tłumić swoich uczuć. Napełniający ją żal rozrywał serce dziewczyny. Dlaczego nie mogła wystawiać swoich dzieł pod własnym nazwiskiem? Dlaczego jej największa pasja nie mogła stać się jej sposobem na życie?

Prychnęła gniewnie. Musiała przekuć rozpacz w złość. Podniosła się z łóżka i poprawiła pogniecioną suknię. Przeszła do drugiego pokoju, w którym stał fortepian, wzięła kilka kartek i pióro i oddała się muzyce. Uderzała w klawisze jak szalona, co jakiś czas wydając z siebie gniewne pomruki. Zdawało się, że wstąpił w nią szatan, który bawi się nią niczym marionetką i nakazuje jej grać, póki nie padnie bez tchu na ziemię. 

W swym nowym utworze, zupełnie zaimprowizowanym, zawarła całą złość na ojca i żal do całego świata. Łzy ciekły jej po twarzy, szczęka zaczęła boleć od zaciskania zębów, ale nie zwracała na to uwagi. Dopiero gdy cały utwór został zagrany i zapisany, odetchnęła. Na górze kartki zapisała tytuł — „Requiem dla dziewczęcych marzeń". Zaraz jednak przekreśliła ostatnie słowa. Tytuł brzmiał teraz „Requiem dla arcyksięcia Rudolfa".

*

Franz ogarnął klasę spojrzeniem i westchnął. Spoglądający na niego ze ścian Habsburgowie prezentowali się co najmniej śmiesznie, gdy zestawiło się ich z głupio wyszczerzonymi dziewczętami, zwłaszcza niezwykle zadowolony z siebie Franciszek I. Jedynie cesarzowa Elżbieta nie sprawiała wrażenia wyrwanej z innego świata. 

Nie rozumiał, po co salę obwieszono portretami monarchów, których i tak nikt nie potrafił się nauczyć na pamięć. Nawet on miewał czasem problemy z wymienieniem ich wszystkich, choć przecież studiował historię przez tyle lat. Twarze władców były do siebie tak podobne, że zlewały mu się w jedno. Wszyscy patrzyli dumnie, a nawet nieco pogardliwie na podziwiającego ich widza, wydymając wysuniętą do przodu dolną wargę. Różnił ich jedynie strój. 

Nadzieją nie napawały go również mapy wiszące na stojaku na końcu pomieszczenia. I tak żadna z jego podopiecznych nie potrafiła wskazać, gdzie znajdowała się choćby Besarabia, nie mówiąc już o znalezieniu miejsca bitwy pod Yorktown. 

Z każdą lekcją coraz silniejsze było w nim wrażenie, że wszystkie uczennice wpatrują się w niego tępo, jakby nic nie rozumiały. Rozdziawione szeroko usta i puste oczy przyprawiały go o chęć jak najszybszej ucieczki z klasy. Byłby to uczynił już dawno, gdyby tylko znalazł lepszą posadę. Niestety nauczanie na pensji dla zblazowanych bogatych dziewcząt przynosiło mu dużo więcej pieniędzy niż praca w szkole państwowej, w której edukowałby biedne dzieci. A przecież musiał się z czegoś utrzymać. 

Wyprostował się i wziął kredę do rąk. Dziś wybitnie nie miał ochoty na prowadzenie lekcji. Wolałby siedzieć w kawiarni z Heinrichem i dyskutować o dzisiejszych nowinach o śmierci arcyksięcia, niż omawiać z dziewczętami wojny napoleońskie.

— Dziś pomówimy o podbojach Napoleona po jego koronacji cesarskiej — zaczął swój wykład. — Skupimy się głównie na wojnie z III koalicją, zwłaszcza na bitwie trzech cesarzy. Ktoś może mi przypomnieć datę koronacji Napoleona?

Spojrzał na klasę z nadzieją, że ujrzy przynajmniej kilka podniesionych rąk, lecz srogo się rozczarował. Nikt nie znał odpowiedzi na zadane przez niego pytanie, a przynajmniej nikt nie chciał się do tego przyznać. Powinien już dawno przestać się łudzić, że te panienki będą cokolwiek wiedziały.

— To może panna Amelia von Hartenstein. — Spojrzał na siedzącą w pierwszej ławce znudzoną pannicę bawiącą się swoimi włosami.

Dziewczyna wyrwała się z rozmyślań i obdarzyła go niechętnym wzrokiem. Zaraz jednak na jej usta wpełzł zalotny uśmiech. Zmrużyła oczy i rzekła:

— Oczywiście, że panu powiem, ale proszę, by pan powtórzył pytanie, panie Weber.

Franz uniósł brew, lecz nic nie odpowiedział. Wciągnął powietrze w płuca i policzył do dziesięciu. Nie zamierzał dawać wyprowadzić się z równowagi już na początku lekcji.

— Proszę podać mi dokładną datę koronacji Napoleona I Bonaparte na cesarza Francuzów.

— Och, nie wiem, przepraszam. Ale może mi pan podpowiedzieć, powinnam sobie przypomnieć...

— W ten sam dzień koronowano też miłościwie nam panującego cesarza Franciszka Józefa I, choć w innym roku, co chyba jest oczywiste — dodał z kpiną.

Sam nie wiedział, czy dla Amelii to istotnie takie oczywiste. Nie był nawet pewien, czy miała pojęcie o tym, że Napoleon nie żył od niemal siedemdziesięciu lat. Nawet by się nie zdumiał, gdyby dziewczyna rzekła mu, że cesarz Francuzów wciąż rządzi nad Sekwaną. 

— Naprawdę nie wiem, proszę pana... Ale mogę panu powiedzieć coś innego... — Spojrzała na niego dwuznacznie.

Franz nie zwrócił na nią większej uwagi. Machnął ręką, mając pewność, że dziewczyna nie odpowie na jego pytanie, i już miał zapytać kolejną uczennicę, gdy Amelia przyjęła od koleżanki karteczkę. Myśląc, że nauczyciel jej nie zauważy, otworzyła ją i spojrzała na Franza.

— Już wiem, proszę pana, już wiem! Drugiego grudnia 1804 roku!

— Tak, możesz podziękować koleżance, bo zaraz wpiszę ci za to piękną notę — odparł ostro.

Nie znosił niczego bardziej od podpowiadania. Gdyby mógł, zupełnie by je wytępił. Brzydził się nim z całego serca.

— Ale to niesprawiedliwe, proszę pana! Przecież panu powiedziałam!

— Po tym, jak koleżanka podrzuciła ci karteczkę. Podpowiadanie jest złe, mówiłem wam to już wiele razy. Zupełnie was nie rozwija, a jedynie rozleniwia, do tego jeszcze mnie oszukujecie. Złe noty za to mogłyby was zmotywować do pracy nad sobą, przecież zawsze daję wam drugą szansę, ale żadna z was nie chce z niej skorzystać. 

— Ale ja wiedziałam! — krzyknęła Amelia. — Wiedziałam! Sprzeciwiam się temu, by wpisywał mi pan jakąkolwiek ocenę, chyba że najwyższą! Udzieliłam panu odpowiedzi na pytanie!

— Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nie wiedziałaś, ale dobrze, skoro tak się burzysz, zadam ci kolejne pytanie. Jeśli odpowiesz poprawnie, nie wpiszę ci niczego, ale jeśli powiesz źle, wstawię ci dwie oceny. A kto ośmieli się podpowiadać, również dostanie adekwatną notę — rzekł stanowczo.

Wiedział, że ta groźba zadziała na wszystkie dziewczęta. Spojrzały na niego z przerażeniem i umilkły. Uśmiechnął się pod nosem i zaczął obmyślać pytanie dla panny von Hartenstein. Zamierzał zadać jej takie, na które za nic nie będzie potrafiła odpowiedzieć. Nie żeby był szczególnie mściwy, ale nie zamierzał pozwolić na kpiny ze swej osoby.

— Proszę mi powiedzieć, kto stał na czele III Korpusu Wielkiej Armii.

Wbił pełen wyższości wzrok w uczennicę i czekał, aż ta mu odpowie. Był pewien, że do tego nie dojdzie. Nie chciał się na niej mścić, ale pokazanie Amelii, gdzie jest jej miejsce, uważał za jak najbardziej wskazane. Dawno już nie przyszło mu uczyć tak irytującej i zadzierającej nosa dziewczyny.

Amelia jęknęła i wbiła w niego pełne zdumienia spojrzenie. Utwierdziło go to w przekonaniu, że dziewczyna nie miała o niczym pojęcia.

— Jaka jest panienki odpowiedź?

— Napoleon Bonaparte?

— Niestety, ale ta odpowiedź jest błędna. Chodziło o Louisa Davouta. Niestety, ale zmuszony jestem wpisać pannie odpowiednią ocenę. 

Amelia jęknęła gniewnie, lecz Franz zupełnie się nią nie przejął. Nigdy zresztą nie kłopotał się zbytnio humorkami swych uczennic, bo uważał ich grymasy za młodzieńcze kaprysy chwili. Otworzył obszerny podręcznik na temacie, który zamierzał omówić, i zatopił się w tyradzie na temat wojny Napoleona z III koalicją. Widział, że panienki są znużone jego wywodem, lecz niewiele go to obchodziło. On miał zrobić to, co leżało w jego nauczycielskich powinnościach. Wstyd by mu było dostać zapłatę za lekceważenie pracy.

Prowadzony wykład tak bardzo go wciągnął, że zachowywał się niczym prawdziwy aktor na scenie. Mówił głośno, zmieniając ton, gdy opowiadał o bardziej emocjonujących wydarzeniach, i żywo gestykulował, by podkreślić wagę swych słów. Gdyby dziewczęta go słuchały, odniosłyby wrażenie, że był świadkiem tamtych wydarzeń i opowiada o nich tak, jak je zapamiętał. Niestety żadna z nich nie obchodziła się przedmiotem wykładanym przez pana Webera na tyle, by zwrócić uwagę na to, o czym mówił. Franz odgrywał więc monodram, który nie miał ani jednego czynnego widza.

Gdy dotarł do bitwy pod Austerlitz i pokoju w Preszburgu, nieco się uspokoił. Widział już, że żadna z dziewcząt znów nie zwracała uwagi na jego wykład. Powinien już dawno się z tym pogodzić, lecz wciąż odczuwał małe ukłucie żalu, że nikt się nim nie interesował.

— Dobrze, dziewczęta, widzimy się za dwie godziny na francuskim — obwieścił uroczyście.

Panienki zaczęły zbierać swoje rzeczy i wychodzić z Sali. Franz również uporządkował biurko i już miał wyjść, gdy nagle zatrzymała go Amelia. Spojrzał na dziewczynę ze zdumieniem i prychnął.

— Czego jeszcze panna ode mnie chce? Dość już mi napsuła panna nerwów swoją zupełną niewiedzą. Napoleon miałby dowodzić III Korpusem? Gdyby to jeszcze był pierwszy, jakoś bym pojął panny tok rozumowania... Ale trzeci?

— Och, proszę pana, przecież ja się nie znam na wojsku... Nie rozumiem w ogóle, po co uczy się nas historii, skoro część z nas za rok, może dwa wyjdzie za mąż. Na co mi się przyda ta wiedza?

— Zapytaj tego, kto układa program nauczania. Mam was tego nauczyć i koniec. A teraz wybacz, śpieszę się, chciałbym odpowiednio skorzystać z mojej przerwy.

— A nie wpisze mi pan tej nieładnej oceny...? — Spojrzała na niego, wydymając lekko usteczka.

Franz pokręcił głową. Nie rozumiał, skąd w młodych dziewczętach było tyle zalotności i filuterności.

— Nie, otrzymałaś ją za swoją niewiedzę i niesprawiedliwym byłoby ci ją teraz wymazywać.

— Ależ proszę pana!

— Nie będę z tobą dyskutował, dziecko. A teraz wybacz, śpieszę się — rzekł i ostentacyjnie odszedł.

Nie zamierzał z nią mówić ani chwili dłużej. Marnowała jego bezcenną przerwę, a to była najgorsza z możliwych zbrodni. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro