16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Cześć, promyczku - przywitał ją wesoło, gdy weszła do sali, zajmowanej przez niego w pojedynkę, i swoim zwyczajem otworzyła okno. Odwróciła się, zaskoczona jego dobrym nastrojem. - Jutro mnie wypiszą.

- To świetnie! A w ogóle, co mówią lekarze?

- Nic nowego. - Wzruszył ramionami. - Że będzie bolało, że przestanę chodzić, poruszać się, mówić, samodzielnie oddychać, że mogę mieć zaniki pamięci i inne problemy, nazwijmy to, z myśleniem. Nic, czego wcześniej bym nie wiedział. W ogóle był tu z samego rana ten przemiły lekarz neurolog, który mnie wczoraj badał...

- Po co? - zainteresowała się, uświadomiwszy sobie, że nie powiedziała Ethanowi o pokrewieństwie z doktorem Flynnem.

- Szczerze mówiąc, niby mnie pobieżnie zbadał, ale tak naprawdę chyba chciał pogadać. Interesowało go, co w życiu robię i co chciałbym robić, gdyby nie choroba, pytał o rodzinę, czym się interesuję... Tak jakby dostrzegł we mnie człowieka, a nie kolejny przypadek medyczny.

- Może mu się podobasz. - Rachel powstrzymała uśmiech.

- Mówisz? - Odgarnął włosy za ucho w niby to zalotnym geście. - Może jednak przemyślę zmianę orientacji, tak jak sugerowałaś mi kiedyś. Myślisz, że panu doktorowi spodoba się moje mieszkanie?

Tym razem nie zdołała się powściągnąć i zachichotała.

- Gregory po prostu sprawdzał, czy jesteś odpowiednią partią dla mnie. To mój wujek - wyjaśniła. Reise zrobił zawiedzioną minę.

- A ja liczyłem na płomienny romans z przystojnym doktorkiem.

- Mnie to tam rybka, wiesz, ale ciotka mogłaby nie być zadowolona - zażartowała, ale zaraz zasępiła się, przypominając sobie poranną rozmowę z matką Ethana.

Czułość wobec leżącego przed nią chłopaka, tak jej potrzebującego i jednocześnie samotnego, wezbrała w niej, by znaleźć swoje ujście w geście głaskania go po twarzy. Delikatnie, jakby bała się sprawić mu ból, gładziła biały niczym szpitalna pościel policzek. Przymknął oczy, mrucząc z zadowolenia.

- Mówiłeś kiedyś, że lubisz śpiewać - przypomniała sobie nagle. Ethan spłonął rumieńcem. - A nigdy mi jeszcze nic nie zaśpiewałeś.

- Nic nie straciłaś - zapewnił z przerażoną miną.

- A ja myślę, że jednak straciłam. No, dalej - zachęciła go, posyłając mu szeroki uśmiech. - Na pewno znasz jakąś piosenkę na pamięć.

- Nie ma mowy. Przecież jesteśmy w szpitalu.

- Nie daj się prosić, Reise. Nie bój się, nawet w szpitalu umierającemu wiele wybryków uchodzi na sucho. - Puściła mu oczko. Westchnął, jakby została mu wymierzona najbardziej surowa z możliwych kar, ale posłusznie zaczął śpiewać.

There goes my heart beating
'Cause you are the reason
I'm losing my sleep
Please come back now

And there goes my mind racing
And you are the reason
That I'm still breathing
I'm hopeless now

Jego głos był przyciszony i zachrypnięty, ale kiedyś musiał być naprawdę dobrym wokalistą. Nawet teraz słychać było jego talent, aż żal pomyśleć, co mógłby osiągnąć, gdyby nie choroba.

If I could turn back the clock
I'd make sure the light defeated the dark
I'd spend every hour of every day
Keeping you safe

I'd climb every mountain
And swim every ocean
Just to be with you
And fix what I've broken
Oh, 'cause I need you to see
That you are the reason

Każde kolejne słowo piosenki Caluma Scotta wdzierało się do serca Rachel, rozrywając je na kawałki. Nie płakała, choć miała ochotę: od kiedy dowiedziała się o chorobie Ethana, starała się to robić jak najrzadziej. Szkoda było czasu na łzy, jeśli zostało go tak mało.

I don't want to fight no more
I don't want to hide no more
I don't want to cry no more come back,
I need you to hold me
You are the reason
A little closer now, just a little closer now
Come a little closer
I need you to hold me tonight

Zamilkł, uśmiechając się nieśmiało. Przypatrywała się mu z podziwem, a jej dłoń znów powędrowała na jego policzek.

- Teraz ty - poprosił. Rachel syknęła z niechęcią.

- Nie chcesz tego słyszeć.

- A właśnie, że chcę. Skoro ja muszę śpiewać w szpitalu, to ty też.

- Lepiej nie. Jeszcze pielęgniarki pomyślą, że ktoś jęczy o pomoc - zażartowała. Wcale nie wyolbrzymiała, śpiew od zawsze był jej słabą stroną.

- Nie może być aż tak źle. Nie zaśpiewasz umierającemu? - przekonywał z przekorą. W końcu przewróciła oczami i zaczęła coś nucić. - Chyba wystarczy - przerwał jej. - Masz rację, zaraz przestraszysz pielęgniarki.

Dziewczyna udała, że rozgląda się za wolną poduszką, którą mogłaby w niego rzucić. Chwilę później oboje spoważnieli i nie mówili nic przez dobry kwadrans.

- Zamówiłem wózek, jutro przyjedzie kurier - Ethan w końcu mimochodem przerwał milczenie. Skrzywiła się na tę wizję.

- Jesteś pewien, że go potrzebujesz?

- Skarbie, możemy wypierać fakty, ale wiesz, że coraz szybciej się męczę. Parę kroków to dla mnie maraton, a niedługo nawet i to będzie poza zasięgiem. - Teraz to on ją pocieszał, chudą rękę kładąc na jej plecach. - Chciałbym jeszcze wyjść na zewnątrz, spodobały mi się te nasze spacery.

Miał rację. Nie mogła się pogodzić z zaskakująco szybkim postępem choroby, ale chłopak był coraz słabszy, a chodzenie sprawiało mu trudność i ból. Pomyślała, że serce jej pęknie, gdy pewnego dnia on nie będzie w stanie podnieść się z łóżka - a to przecież wcale nie najgorsze, co go czeka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro