19

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Gdy w sobotni poranek wróciła spod prysznica, wycierając ostatnie kropelki wody w miękki szlafrok, Ethan odłożył swojego smartfona na stół z szerokim uśmiechem. Chwilę później, zjadłszy przygotowaną przez nią jajecznicę, zaczął pogwizdywać. Przyglądała mu się, zastanawiając się, czy bardziej cieszy się z jego zaskakująco dobrego nastroju, czy raczej jest nim zaniepokojona.

   — Ktoś do ciebie dzwonił, kiedy się myłam? — nie wytrzymała w końcu i postanowiła zadać niby niewinne pytanie. Chłopak tylko uśmiechnął się tajemniczo.

   Machnęła ręką, lekko poirytowana. Nie należała do osób, które cierpliwie potrafiły czekać na jakąś informację albo żyć z jej brakiem. Jeśli coś ją zainteresowało, musiała wiedzieć wszystko natychmiast. Hope nazywała ją czasem wścibską, Rachel jednak wolała myśleć o sobie, że jest po prostu dociekliwa.

   Jakieś dwie godziny później rozległ się dzwonek. Dziewczyna właśnie kończyła zmywać naczynia, a Ethan drukował umowy dla klientów, którzy mieli pojawić się w poniedziałek. Mimo swojego stanu, wciąż nie zrezygnował z pracy. Co prawda, przyjmował zamówienia tylko od osób, z którymi już wcześniej pracował, zastrzegał też, że ze względu na stan zdrowia może się w każdej chwili wycofać. Mimo to, jego stali klienci pozostawali mu wierni, a Rachel cieszyła się, że zapełniał jakoś czas, gdy ona była w szkole.

   Rachel wytarła dłonie w kuchenny ręcznik i, nie ściągając fartuszka, udała się do przedpokoju. Otworzyła drzwi i uniosła wzrok z klatki piersiowej stojącego przed nią mężczyzny na jego twarz.

   Był olbrzymi. Musiał mieć co najmniej dwa metry wzrostu i ze sto dwadzieścia kilo wagi. Grozę wzbudzał nie tylko gabarytami, ale i wojskowym ubiorem, nosem noszącym ślady licznych złamań, bliznami na twarzy i ogoloną niemal na zero głową. Jedynie po brwiach mogła się domyślać, że był brunetem.

   — W czym mogę pomóc? — zapytała Rachel piskliwie, czując lekką panikę.

   — Cześć, laleczko — uśmiechnął się nieznajomy nieco obleśnie. Spojrzał przez ramię dziewczyny do środka. — Reise, ładnie się tu ustawiasz, kiedy ja bronię demokracji.

   — Dziwnie wymawiasz słowo "ropa" — mruknął sarkastycznie Ethan, stając na wózku w drzwiach. Rachel cofnęła się dwa kroki, a olbrzym na widok gospodarza jakby zmiękł. Na jego niezmąconej myślą twarzy malowała się szczera troska. Na jego twarzy dało się widzieć wzruszenie.

   — Myślałem już, że jesteś tęczowy. Cieszę się twoim szczęściem, chłopie. — Dziewczyna stała, zagubiona, gdy potężny facet wziął drobnego chłopaka w niedźwiedzi uścisk, wyglądając przy tym, jakby miał go zaraz zmiażdżyć. — Czy to... — wskazał z niezadowoleniem na wózek — naprawdę jest konieczne?

Dziewczyna stała zagubiona. Po raz pierwszy czuła się w obecności Ethana niepotrzebna, zupełnie jakby była intruzem. Zastanawiała sie, kim mógł być dla niego niespodziewany gość. Jak się domyśliła, facet był żołnierzem, ale Ethan nie wspomniał jej o żadnym przyjacielu czy kuzynie, który wstąpił do wojska. Czyżby wielu rzeczy jeszcze o nim nie wiedziała?

    — Trochę się pozmieniało — westchnął Ethan. — A będzie jeszcze gorzej. Promyczku — zwrócił się do Rachel — poznaj mojego najlepszego kumpla, Jamesa - Nie Jestem Mistrzem Pierwszego Wrażenia - Bordera, który właśnie wrócił z rocznej misji w Iraku.

— Nieprawda, wypadłem przed nią całkiem nieźle — zaoponował Border. Rachel zastanawiała się, czy w ogóle potrafił czytać. — Prawda, laleczko?

— Tak, jeśli za "nieźle" można uznać fakt, że miałam już zamiar wzywać policję — sarknęła, nie patrząc na gościa. Zamiast tego zabijała wzrokiem swojego chłopaka. — "Laleczko", kurwa, serio? — szepnęła bezgłośnie tak, by tylko Reise mógł odczytać jej słowa z ruchu warg.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro