30

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   Ustalili z Jamesem, że on, mając całe dnie wolne, odwiedzał Ethana w tygodniu, natomiast Rachel spędzała z chłopakiem weekendy. Za pierwszym razem udało jej się jeszcze wyciągnąć go na krótki spacer po parku, ale później nie było takiej możliwości, gdyż musiał pozostawać podpięty do aparatury podającej tlen. 

   Udało jej się wyprosić u przełożonej pielęgniarek możliwość pozostania na oddziale w noc sylwestrową. Jeszcze rok wcześniej nie przemknęłoby jej przez myśl, że właśnie tak powita kolejną zmianę kalendarza — w hospicjum, w szpitalnym łóżku z chłopakiem wyglądającym jak cień człowieka: bladym, wychudłym, pozbawionym mięśni.

Mimo to wykrzesała z siebie trochę radości. Przed północą otworzyła okno, by mogli dobrze słyszeć i widzieć fajerwerki, przyniosła też szampana bezalkoholowego, którego rozlała do trzech plastikowych kieliszków.

Kto by pomyślał, że Rachel Green będzie o północy w Sylwestra sączyła bezalkoholowego szampana — pomyślała prześmiewczo o samej sobie. Jednak przez ostatnie miesiące robiła tyle rzeczy, o które by siebie nie podejrzewała, że przestała się już dziwić.

Kiedy przychodziła do Ethana, zaciągali kotarę, dzielącą ich od współlokatora — starszego pana z rakiem płuc. Kiedy mieli już tę namiastkę prywatności, po prostu leżeli przytuleni i Rachel opowiadała chłopakowi o szkole i o tym, co działo się ostatnio w mieście.

   W zasadzie nie był to już Ethan, którego poznała i pokochała, choć nadal dostrzegała w nim tamtego mężczyznę. Nie ruszał się już z łóżka, nie będąc w stanie nawet usiedzieć na wózku. Nie pamiętał wielu rzeczy, zapominał słów, osób i wydarzeń. Nie potrafił ani samodzielnie oddychać, ani nawet normalnie mówić, wypowiadał słowa cicho i bardzo niewyraźnie, a trud, który mu to sprawiało, powodował, że Ethan odzywał się coraz rzadziej.

   — Wczoraj zmarł chłopak z piątki — poinformował ją słabym szeptem, gdy trzeciego stycznia pojawiła się w jego sali. — Przegrał wyścig.

   Pogłaskała go po dłoni, kiedy zbierał się w sobie, by mówić dalej.

   — To miejsce, gdzie prowadzimy wyścig. — Kontynuował swoją myśl. — Ścigamy się ze słońcem. Kto pierwszy odejdzie, ja czy ono? A kiedy rano wstanie, czy jeszcze to zobaczę? — Rachel z trudem rozróżniała słowa, dobywające się spod maseczki. Zaniósł się kaszlem. — W nocy księżyc świecił tak dziwnie, jakby miało nie być jutra, przynajmniej dla mnie.

— Ethan, co ty mówisz? — Dotknęła jego policzka. Wydawał się rozpalony, a na jego czole pojawiły się kropelki potu, więc dziewczyna wezwała pielęgniarkę.

   — Trzydzieści dziewięć, osiem — mruknęła cicho kobieta w białym fartuchu, zerkając na wyświetlacz bezdotykowego termometru. Serce Rachel zamarło. — Wezwę lekarza, proszę tu poczekać.

   Kiedy wokół łóżka Ethana zrobiło się zamieszanie, a chłopak został otoczony wianuszkiem przejętych, poważnych ludzi w kitlach, Rachel została wyproszona. Oczekiwanie na korytarzu, aż ktoś do niej wyjdzie, wydawało jej się wiecznością. Przerażona i osamotniona, niewiele myśląc, wybrała numer do Jamesa i wszystko mu opowiedziała. Milczał dłuższą chwilę.

   — Informuj mnie na bieżąco. Już jadę.

   Drzwi otworzyły się z hukiem i dwoje pielęgniarzy wypchnęło łóżko na korytarz. Nad wątłym ciałem klęczał lekarz i uciskał klatkę piersiową, a obok biegła pielęgniarka, pchając aparat do tlenoterapii. Rachel ruszyła za tym niecodziennym pochodem.

   — Przewozimy go do Leighton na OIOM. Karetka już czeka — rzucił w biegu jeden z pielęgniarzy. W recepcji pojawiło się jeszcze więcej personelu i wspólnymi siłami przerzucono Ethana oraz cały sprzęt z łóżka na nosze. Dziewczyna patrzyła z przerażeniem, jak, cały czas uciskając chudą klatkę piersiową, ratownicy w neonowych kombinezonach pakowali go do karetki. Drzwi zatrzasnęły się, zawyła syrena i Mercedes Sprinter odjechał z piskiem opon.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro