10.1 Sokrates

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Po zajęciach udałam się do biblioteki odrobić zadania na Chemię i przygotować się do kolejnego testu.

Pigeon pokazał mi ostatnio, do czego jest zdolny i jego test był znacznie trudniejszy od pozostałych. Jednak dzięki Ericowi, udało mi się go zdać, odpowiadając na wszystkie pytania poprawnie i utrzeć nosa nauczycielowi.

Wiedziałam, że od teraz jeszcze bardziej będzie wypatrywał każdego mojego potknięcia, chcąc postawić na swoim i mnie pogrążyć.

W ostatnim czasie zrobiłam duże postępy, ale wciąż miałam spore braki, które utrudniały i zrozumienie kolejnych lekcji. 

Podeszłam do stołu, przy którym zwykłam siadać i natrafiłam na książkę leżącą dokładnie przed moim stałym miejscem. Rozejrzałam się w poszukiwaniu właściciela, jednak większość opuściła już salę i tylko nieliczni siedzieli przy biurkach, dokańczając zadania. Ponownie spojrzałam na starą książkę z brązową okładką, zatytułowaną Venenum. Otworzyłam ja na pierwszej stronie i natknęłam się na żółtą karteczkę z napisem:

Przeczytaj rozdział 8. 

Ponownie rozejrzałam się po sali, zastanawiając się, czy ktoś ze mnie żartuje. Nie dostrzegłam nikogo podejrzanego. Usiadłam nad książką i odszukałam wskazany rozdział zatytułowany: Cykuta

Zaciekawiona zaczęłam czytać. Być może było głupotą, czytanie czegoś podrzuconego przez nieznaną osobę, ale coś sprawiało, że postanowiłam skorzystać z tej rady.  Zadaniem z chemii mogłam zająć się później. Rozdział miał niecałe dwadzieścia stron.

Dowiedziałam się, że trucizna opisana pod tą nazwą jest częstą niewiadomą. Gdyż pod jej nazwą mogły kryć się dwie rośliny: Cicuta virosa zwana szalejem jadowitym oraz Conium maculatum zwane szczwołem plamistym. Roślina ta w starożytnej Grecji nosiła nazwę koniiną, jednakże w niedalekiej cywilizacji Rzymu można było spotkać ją pod nazwą cicuta, co doprowadziło do wielu niedomówień na tle politycznym.

Spojrzałam na tekst pod nagłówkiem.

Zawarta w cicuta virosa cykutotoksyna, wyniszcza układ nerwowy mózgu, prowadząc do zaburzeń oddychania, układu krążenia oraz ruchu. Objawy zatrucia mogą być widoczne natychmiast po spożyciu. Nawet niewielka dawka toksyny może spowodować występowanie drgawek oraz paraliżu nerwowego, a następnie śmierć.
Uznawana jest za jedną z najstarszych i najsilniejszych trucizn znanych na świecie.

Poniżej był niewyraźny napis wykonany ołówkiem, sporządzony przez właściciela książki. Zmarszczyłam oczy, by rozszyfrować wytartą informację.

Uwaga!
Nie zrywać go...mi dłońmi. Toks... może prz...ikać prz...  skórę i dostać ... do krwiobi...

Wzdrygnęłam się na samą myśl, o zerwaniu jej przez pomyłkę, jednak temat zdecydowanie przypadł mi do gustu i spojrzałam na kolejne rośliny trujące.

Gdy skończyłam kolejny wątek, przeczytałam jeszcze dwa rozdziały. Czas minął mi szybciej, niż przypuszczałam. Zauważyłam, że wszyscy zdążyli już opuścić bibliotekę, podczas mojej lektury. Nawet starsza pani siedząca za ladą już wyszła. Musiała nie zauważyć małej palącej się lampki z tyłu sali za regałem. 

Westchnęłam, zrobiło się strasznie późno i nie powinno mnie tu być o tej porze. Jednak musiałam jeszcze wykonać zadanie domowe. Miałam świadomość, że naruszałam właśnie regulamin szkoły, za co czekała rozmowa z Johnem. Gdyby jednak coś poszło nie tak, nie zabiłby mnie za coś takiego, co najwyżej z radością wręczył mi szczotki do mycia toalet. Skrzywiłam się na tę myśl z obrzydzeniem. 

Decyzja sama się już podjęła. Nie było sensu teraz rezygnować, gdy i tak już złamałam regulamin. Odszukałam potrzebne książki i zaczęłam spisywać potrzebne informacje. Oczy kleiły mi się ze zmęczenia. Obiecałam sobie jednak, że nie wyjdę stąd, dopóki nie skończę zadań. 

Czytałam pytanie raz po razie, szukając na nie odpowiedzi w stertach książek przede mną. 

Kiedyś wszystko było łatwiejsze. Wystarczyło uruchomić komputer i  wpisać szukaną informację do przeglądarki i odpowiedź od razu wyskakiwała. Teraz mało kto miał dostęp do komputerów, ale korzystanie z nich i tak kończyło się na podstawowych programach. Internet dawno już przepadł.

Półtora godziny później kończyłam ostatnie zadanie. Moja głowa stawała się coraz cięższa z każdym zapisywanym słowem. Miałam wrażenie, że każde mrugnięcie trwało coraz dłużej. Jeszcze tylko ostatnie słowo i kropka.

***

Obudziłam się z bólem pleców, próbując wywnioskować, gdzie jestem. Szybko zerwałam się z miejsca, by wyjrzeć przez okno i ocenić, która jest godzina. Na szczęście słońce dopiero wschodziło na horyzoncie, co świadczyło, że zostało mi jakieś piętnaście minut. Szybko posprzątałam po sobie książki. Gdy miałam odłożyć podrzuconą książkę, zdałam sobie sprawę, że nie wiem, gdzie jest jej miejsce. Co więcej, coś mi podpowiadało, że ta książka nie powinna nigdy trafić w ręce zwykłego ucznia.

Zagryzłam wargę, zastanawiając się, czy nie mogłabym jej zabrać na kilka dni. Lektura okazała się nadto ciekawa i chętnie bym do niej wróciła wieczorem przed snem. Nie zastanawiając się długo, schowałam ją pod bluzą i udałam się do pokoju, odłożyć książkę w bezpieczne miejsce, gdzie bliźniacy jej nie znajdą. Miałam tylko nadzieję, że to nie jest kradzież. Jeszcze tego mi brakowało, abym sprowadzała na siebie dodatkowe kłopoty, za złamanie kolejnej zasady South.

Na korytarzu minęłam się z kilkoma uczniami, w tym bliźniakami. Na szczęście nie pytali, czemu nie było mnie w nocy w pokoju, może nawet nie zauważyli mojej nieobecności. 

Książka ciążyła mi ukryta pod bluzą. Czułam, że nie powinnam jej zabierać, ale nie było już odwrotu. W pokoju wsunęłam ją pod poduszkę i szybko dołączyłam do pozostałych na porannym rozruchu, witając Erica skinieniem głowy.

– Gdzie byłaś? – szepnął. – Byłem cię obudzić, ale Paul mówił, że ciebie nie ma.

– W bibliotece. Długa historia, potem ci powiem. – Kiwnęłam głową w kierunku zbliżającego się Johna.

Przynajmniej raz wstałam na czas o własnych siłach. Może powinnam częściej zarywać nocki i robić sobie krótkie drzemki na stole w bibliotece. Uśmiechnęłam się krzywo na wspomnienie obolałych pleców. Mimowolnie zaczęłam się wiercić, by trochę się wyprostować i rozciągnąć, akurat gdy John spojrzał w moim kierunku i zmierzył mnie krzywym spojrzeniem.

Natychmiast przestałam się poruszać, udając jakby nigdy nic się nie stało.

***

Siedząc przy stole, rozmasowywałam sobie obolałe plecy.

Zajadałam płatki owsiane zalane wodą z kilkoma owocami sezonowymi. Jedzenie było bezpłciowe, jednak wystarczająco pożywne, by je zjeść.

– Wciąż jestem na szarym końcu na liście. Poprawa wyników z jednego przedmiotu nie zagwarantuje mi miejsca w tej szkole, muszę wziąć się za zajęcia z Johnem, szczególnie że to on jest tu dyrektorem i pewnie ma największy wpływ na wyniki w punktacji. Nie wspominając już o tym, że mamy z nim zajęcia przez pół dnia.

– To nie będzie takie proste, przyznała Susan. Od kilku dni chodzę na dodatkowe treningi, a wciąż nie mogę pokonać Zoe, a ona nawet nie planuje dostać tego miejsca! – skarżyła się przyjaciółka.

– Muszę przynajmniej spróbować. Poza tym i tak jesteś wyżej w rankingu ode mnie.

– Ale wciąż pod kreską. Na chwilę obecną z naszej paczki dostałby się Eric i ledwie Emily, której udało się prześlizgnąć o kilka miejsc w rankingu.

– Tobie też nie brakuje dużo – przypomniała koleżance.

Wpatrywałam się w Johna siedzącego przy stole, zastanawiając się jak mam poprawić swoje wyniki. Potrzebowałam dodatkowych treningów, ale nie chciałam obarczać po raz kolejny Erica uczeniem mnie. Też powinien mieć trochę czasu dla siebie.

John był w doskonałej formie, jednakże nigdy nadmiernie nie uczestniczył w naszych zajęciach. Jego aktywność sprowadzała się do biegu i kilku wskazówek na treningach. Co oznaczało, że musiał ćwiczyć w trakcie naszych zajęć z Chemii, ale podejrzewam, że i wtedy szkolił uczniów szkoły lub zajmował się zarządzaniem szkoły. Pozostawały wieczory.

Myśląc o tym wszystkim, miałam wrażenie, że jego dzień jest jeszcze bardziej wyczerpujący niż nasz. Biorąc pod lupę wszystko, czym się musiał zajmować, zastanawiałam się, czy on w ogóle odpoczywał.

Nagle przypomniałam sobie nasze zderzenie przed salą Pigeona. Miał podkrążone zmęczone oczy i zapadnięte ramiona, a jednak nawet wtedy zdawał się istną maszyną do zabijania.

Nie mogłam znieść myśli, że tak wytrenowana osoba pracuje jeszcze ciężej od nas.

– O czym myślisz? – Wyrwała mnie z zamyślenia Susan. – Całkowicie się wyłączyłeś.

– O Johnie.

Wszyscy spojrzeli na mnie zaskoczeni.

– Wydaje mi się, że jest bardziej zmęczony, niż to pokazuje. Spędza wiele czasu na zajęciach z nami, dodatkowo ma jeszcze wiele innych obowiązków, nie tylko jako nauczyciel, ale również jako dyrektor.

– Myślę, że ty też jesteś zmęczony, bo masz już przewidzenia – powiedział Matt. – Gdyby był zmęczony, to by nie wyciskałby z nas tyle i rozumiałby, że też jesteśmy wykończani i tak jak on potrzebujemy odpoczynku, ale jak widać, nic takiego nie ma miejsca.

– Zgadza się, gość po prostu jest niezniszczalny, założę się, że gdyby nie spał od dwóch dni, nawet byśmy nie zauważyli, tylko dalej by był na przodzie na poranny biegu. Nie powinieneś się raczej przejmować kimś, kto ci grozi zaharowaniem na śmierć lub odstrzałem.

Spojrzałam jeszcze raz na Johna. Może rzeczywiście sobie coś ubzdurałam. Nie wyglądał na zmęczonego.

– Chyba macie rację. – Potarłam kark zmieszana. – Może jestem tak zmęczony i próbuję sobie wmówić, że to dotyczy wszystkich.

***

Gdy John obserwował walki kolejnych osób, ponownie spojrzałam w jego kierunku. Nie myliłam się.  Miał podkrążone i zmęczone oczy, jednak jak tylko walka się skończyła, przybrał inny, swój standardowy ostry wzrok.

– Nie dajesz za wygraną, co? – Usłyszałam głos Erica.

– O czym mówisz? – Próbowałam udawać, że nie wiem, do czego zmierza. 

– Spokojnie, też to widziałem i uważam, że nie myliłaś się, mówiąc, że jest zmęczony, ale uważam też, że to nie ty powinnaś się tym martwić. Sugeruję ci, byś nie wypowiadała się w taki sposób przy innych, jak to zrobiłaś dzisiaj przy śniadaniu. Pamiętaj, że wciąż jest to człowiek, który będzie odpowiedzialny za śmierć wielu osób w tej sali i wiele z nich nigdy nie spojrzy na niego życzliwie. Powinnaś raczej skupić się na sobie, jeżeli zamierzasz przetrwać i nie stać się jego ofiarą.

Spojrzałam ostatni raz na twarz Johna. Po czym odpowiedziałam:

– Masz rację.

Gdy tylko nadeszła moja kolej na walkę z Markiem. Stanęłam naprzeciw swojego przeciwnika i usłyszałam za plecami:

– Miejmy to już za sobą Darren.

Poczułam, jak krew przyspieszyła w moich żyłach. Co za dupek! Jak mogłam przejmować się kimś tak pozbawionym serca. 

Wściekła ruszyłam na Marka, obdarzając go kilkoma ciosami, jednak wszystkie zostały sparowane. Zrobiłam szybki unik, gdy jego pięść zmierzała w moim kierunku i podcięłam mu nogi.

Stałam osłupiała, wpatrując się w leżącego chłopaka, nie mogąc uwierzyć, że udało mi się go obalić. Jednak walka się jeszcze nie skończyła i Mark nie pozostał mi dłużny. Wykorzystał moją chwilę nieuwagi, by przewrócić mnie i zadać kilka trafnych i bolesnych ciosów, zanim zdążyłam się osłonić.

– Wystarczy. – Przerwał walkę John.

Westchnęłam. Byłam tak blisko, mogłam chociaż raz wygrać. Poczułam krew na pękniętej wardze i otarłam ją wierzchem dłoni.

– Przyznam, że nieźle bym się zdziwił, gdybyś wygrał.

Gdy to mówił, na jego twarzy nie było nawet cienia zmęczenia, które wcześniej dostrzegałam, przez co jeszcze raz się na siebie wkurzyłam, że go żałowałam.

– Ile razy mam wam jeszcze powtarzać, że pokonanie przeciwnika nie wiąże się z przewróceniem go, obezwładnieniem czy w momencie, gdy leci mu krew. Ja przerywam walkę i mówię, że to koniec, w przeciwnym wypadku walczycie dalej – powiedział zdenerwowany.

Słyszałam to, na co drugich zajęciach, bo zawsze znalazł się ktoś, kto przerywał walkę w trakcie z jakiegoś powodu. Jednak nic na to nie mogłam poradzić, że zaskoczył mnie widok Marka, leżącego na ziemi po moim ataku.

***


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro