12 Wsparcie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Odkąd poświęciłam się w pełni nadrabianiu zaległości i poprawianiu swojej kondycji, czas wydawał się przeciekać mi przez palce.

W ostatnim czasie postanowiłam sobie, że zmęczenie nie będzie dyktować mi co mam robić i to ja będę decydować o swoim życiu. Mój harmonogram dnia był wypchany po brzegi dodatkowymi zadaniami. Jak tylko czułam, że opuszczają mnie siły, spoglądałam na zmęczoną twarz dyrektora i czułam przypływ energii, by dać z siebie jeszcze więcej. Skoro on mógł tak funkcjonować to i ja zamierzałam dać radę.

Czasami w mojej głowie pojawiała się myśl, które z nas szybciej padnie ze zmęczenia, ale szybko ją wyrzucałam i wracałam do pracy.

John przestał komentować moją kondycję podczas porannych biegów i ograniczył się jedynie do złośliwości, podczas zajęć z walki wręcz.

Co drażniło mnie jeszcze bardziej, gdyż wciąż nie pokonałam Marca. Jeżeli zamierzałam podnieść swój ranking, musiałam zacząć od zmienienia tego. 

Brak odpoczynku sprawiał, że po biegu moje zapasy energii były na granicy wyczerpania. Podczas treningu starałam się wykorzystać nabytą z książki wiedze, jednakże, kiedy przybrałam wyuczoną pozycję, mój przeciwnik zdążył mnie zaatakować. Miałam wrażenie, że szło mi gorzej niż na początku. Wieczorne treningi wciąż nie przynosiły rezultatów, co zaczynało już irytować nawet Marka, który nie miał lepszego przeciwnika.

Nie umknęło również mojej uwadze, że dyrektor często pojawiał się w drzwiach, gdy ćwiczyłam, a jego obecność zaczynała mnie coraz bardziej denerwować. Po co tam stał i się przyglądał, jakbym była jakimś egzotycznym zwierzątkiem w klatce.

Jak tylko rezygnowałam z wieczornych treningów, umawiałam się razem z Susan na wieczorną naukę w bibliotece. Dzięki spędzonym dwom-trzem godzinom nad geografią i kolejnym tylu nad Chemią nie traciłam już punktów na takich błahostkach i z satysfakcją oglądałam, jak Susan robi postępy na lekcjach Piegona. Zaczynałam rozumieć, dlaczego Eric lubił mi pomagać w nauce.

Odkąd nadrobiłam wszystkie zaległości z Chemii i nabrałam wprawy w sporządzaniu notatek z lekcji, zaczęłam z przyjemnością uczyć się kolejnych trucizn. Pigeon uwziął się na kogoś innego, a ja szybko zyskałam w jego oczach. Kilka razy podeszłam do niego po zajęciach, zapytać o coś, co wyczytałam ze skradzionej książki, na co chętnie udzielił mi odpowiedzi. Mimo że dalej nie darzyliśmy się sympatią, zaczęliśmy się tolerować, co w zupełności mi wystarczało.

Wpatrywałam się w tablicę z wynikami, z punktacją z ostatnich tygodni.

Pomimo wielu starań wciąż byłam ostatnia. Większość rekrutów przekroczyła już próg zera i powoli zwiększała swój wynik. Jednak z każdym tygodniem nadrabiałam dzielącą mnie i pozostałych uczniów przepaść i to mi wystarczało, by się nie poddawać. Musiałam dać z siebie jeszcze więcej, by wkrótce ich dogonić. Jedyne co mnie niepokoiło to czas, który mi się kończył.

Najwyżej w rankingu znajdował się James i zaraz po nim jego kumple, miał blisko siedemdziesiąt punków. Nie wiedziałam jakim cudem to było możliwe.

Gdy zauważył, że mu się przyglądam, odwróciłam szybko wzrok, ale było za późno.

– Hej Darren, może pożyczyć ci kilka punktów? – zapytał. – Tobie chyba by się przydało małe wsparcie. A nie poczekaj, potrzebujesz znacznie więcej, żeby tutaj pozostać. Może postanowisz dawać dupy nauczycielom? Myślę, że kilka osób by się pokusiło – zaśmiał się szyderczo.

Policzki mi poczerwieniały z wściekłości, rzuciłam się na niego z pięściami, co było oczywiście błędem, odtrącił mnie jednym machnięciem ręki tak, że wpadłam na pobliską ławkę, uderzając lędźwiami w jej kant. Stoczyłam się na podłogę i złapałam się za plecy w miejscu, z którego promieniował ból.

James wraz z kumplami śmiali się jeszcze przez chwilę.

– Nawet jak upadasz, robisz to z gracją słonia – odparował, po czym opuścił stołówkę.

– Nic ci nie jest? – Podbiegły do mnie Susan i Emily.

– Wszystko w porządku.

Odczekałam, aż ból minie i powoli się podniosłam, by wspólnie z przyjaciółkami udać się do biblioteki, powtórzyć materiał z ostatnich lekcji.

***

Wieczorem udałam się na trening, by popracować nad moimi technikami walki. Zdjęłam za dużą bluzę i odłożyłam w kącie obok butelki z wodą.

Otworzyłam książkę na podłodze przy worku treningowym, dotyczącą walki i zaczęłam odtwarzać ruchy z kolejnych stron, ukazane na ilustracjach, starając się uwzględnić opisy zawarte przy każdej z nich. Plecy wciąż mi trochę dokuczały po upadku, ale dało się wytrzymać ten ból. 

Skoordynowanie całego ciała i przechodzenie z jednej pozycji do kolejnej, zajmowało mi znacznie więcej czasu, niż powinno. Zamiast płynnego przejścia, moje kończyny wykręcały się w różne strony, próbując odtworzyć schemat.

– Mogę wiedzieć, co robisz? Wyglądasz, jakbyś miał jakiś atak?

Usłyszałam znajomy głos za plecami i poczułam charakterystyczne spięcie mięśni wynikające z odruchu obronnego, zakorzenionego w moim ciele. 

Przywykłam do tego, że John kręcił się w pobliżu, ale nigdy nie wchodził na salę, gdy ja trenowałam, a już na pewno się do mnie nie odzywał. Przełknęłam ślinę, zbyt głośnio. Zbyt głośnio mój przyśpieszony oddech wydobywał się z płuc. Czy to możliwe, żeby nawet moje serce waliło tak, że można było je usłyszeć w panującej ciszy?

– A zatem? Może sprowadzić Iana? – Powtórzył pytanie, szydząc ze mnie.

Moje tętno jeszcze bardziej przyspieszyło, po czym z moich ust wypadło szybkie i głośne:

– Nie! – Nie mogłam sobie pozwolić na badania u lekarza. 

Jeszcze raz tym razem spokojniej odpowiedziałam:

– Nie. – Powtórzyłam, przybierając mój głos o męską tonację. – Ćwiczę pozycje bojowe, ataki i ... takie tam... – zawahałam się. Pewnie nie interesowało go, tak naprawdę co robię, przyszedł wyśmiewać się ze mnie, jak przy każdej nadarzającej się okazji.

– Więc to, to próbujesz zrobić od kilku dni na zajęciach? – Zaśmiał się.

Nie zdziwiło mnie to. Przywykłam już do tego, że ma o mnie wyrobione zdanie, jednakże za każdym razem czułam się urażona. Zagryzłam język, by czegoś niepotrzebnie nie powiedzieć.

–  Zastanawiałem się, gdzie się podziały twoje wcześniejsze marne próby ataku, które zniknęły pod tą powłoką dziwnych manewrów, które nam prezentujesz. Za dużo myślisz. – Dotknął palcem mojego czoła, a ja automatycznie zrobiłam krok w tył i potknąwszy się o książkę. Upadłam z hukiem na ziemię.

Usłyszałam śmiech, był inny od tych, którymi dotychczas mnie obdarzał bardziej czysty, choć nie pozbawiony nutki wzgardy dla mnie. Wyciągnął do mnie dłoń, aby pomóc mi wstać, lecz nie skorzystałam z oferowanej pomocy. Nie ufałam mu. Nie zdziwiłoby mnie, gdyby postanowił mnie obalić, jak tylko znalazłabym się na nogach. 

Wstałam, zachowując bezpieczną odległość. W jego oczach zauważyłam rozbawione iskierki. Widział mój strach, domyślał się, co czuję w jego obecności, ale nic z tym nie robił. Upajał się swoją pozycją i jej pełnią wpływu, która działała na wszystkich.

–  Uderz w worek – polecił.

Spojrzałam na niego osłupiała, nie wiedząc co zrobić. Widziałam, że się niecierpliwił, wiec uderzyłam w niego z całej siły.

– Źle to robisz.

– Robię dokładnie tak, jak jest to opisane w książce – odpowiedziałam krótko i ponowiłam swój ruch.

– Owszem sens jest zachowany w książce, ale ma się on daleko od praktyki i starcia z wrogiem.

Po chwili jednak jego twarz przybrała inny wyraz, jakby się nad czymś zastanawiał, po czym odrzekł:

– W takim razie uderz mnie.

Spojrzałam na niego zaskoczona. To miał być żart? 

– Nie uderzę cię.

– Raczej powinieneś. Jeżeli ty mnie nie uderzysz, to ja zaatakuję ciebie, zwłaszcza że bardzo chętnie bym ci przyłożył, za te twoje głupie popisy na ostatnich zajęciach.

Momentalnie pobladłam cała na twarzy.

– W porządku. – Niepewnie wymierzyłam cios, uderzając go w klatkę piersiową.

Uniósł brwi zażenowany.

– Tylko tyle?

Wzięłam zamach z całej siły i wymierzyłam cios, zanim jednak moja pięść spotkała się z jego ciałem, uderzył mnie w brzuch, następnie podniósł i przerzucił, tak że wylądowałam na plecach.

Nie było tutaj materacy, więc upadek nie należał do najprzyjemniejszych. Leżałam, zaciskając szczękę z bólu i rozmasowując bark, po zderzeniu z podłogą.

– Wstawaj!

Nie miałam ochoty kontynuować, ale taka szansa mogła się nie powtórzyć i musiałam ją w pełni wykorzystać. Powoli się podniosłam.

– Co zrobiłeś źle?

– Nie wiem, byłem za wolny? – Odpowiedziałam niepewnie, zmieszana.

– Uważasz, że styl walki to czytanie książek i oglądanie obrazków? – zakwestionował moje metody. – Powinieneś bardziej działać instynktownie. Na polu bitwy nie ma czasu, aby się zastanawiać, którą pozycje wybierzesz, aby zaatakować przeciwnika. Potrzebny jest refleks, szybkie podejmowanie decyzji, a raz podjętej należy się trzymać do końca, jeżeli nie chcesz zginąć. Nie ma odwrotu. Wiesz, co zrobiłeś źle? Gdybyś skupił się na mnie, a nie na prawidłowej postawie zauważyłbyś, że jestem przygotowany do kontrataku.

Zacisnął gorącą dłoń na moim nadgarstku i obrócił mną tak, że w jednej chwili przywarłam plecami do jego torsu. Gdy trzymał moje ręce, praktycznie otulając mnie swoimi szerokimi ramionami, modliłam się, aby nie wyczuł mojego przyspieszonego tętna. Jedyną zaletą tej sytuacji był fakt, że byłam odwrócona do niego tyłem i nie widział mojej speszonej i przerażonej twarzy.

Kopnął lekko moją nogę do przodu, następnie przekręcił biodra.

– Ciężar ciała powinien być oparty na tylnej nodze, dopóty, dopóki nie postanowisz wymierzyć ataku. – Pokazał mi wymach, kierując moimi dłońmi i przesuwając tylną nogę do przodu, następie cofnął się do poprzedniej pozycji. – Pięści powinny być blisko twarzy, a łokcie przy klatce piersiowej, aby osłaniać jak największą powierzchnię ciała.

Jego oddech na mojej szyi sprawił, że serce zaczęło mi szybciej bić, a dłonie na moim ciele nie pomagały mi się w pełni skoncentrować. Bałam się, że zaraz odkryje mój sekret, chociaż nic na to nie wskazywało.

– Jesteś cały spięty. Wyluzuj się trochę i spróbuj jeszcze raz.

Gdy oddalił się o kilka kroków ode mnie, by stanąć naprzeciwko i przybrać pozycję do ataku, jego bluza się podciągnęła i do moich oczy doszedł błysk ostrza, który zaraz zniknął, jak tylko stanął w gotowości na mój ruch. 

Przez moment w mojej głowie pojawiło się pytanie, dlaczego nosił nóż zamiast pistoletu, jak większość. Jednak szybko odepchnęłam tę myśl i skupiłam się na zadaniu.

Ustawiłam się naprzeciwko przywódcy, dokładnie tak, jak mi to przed chwilą zaprezentował i wymierzyłam atak, nadając ręce siłę całym ciałem. John łatwo go zablokował i gdy już miał mnie uderzyć, cofnęłam ciężar ciała na tylną nogę i odsunęłam się. Jego pięść minęła mnie o centymetry. Zaskoczona, że udało mi się uniknąć uderzenia, uśmiechnęłam się i zadowolona i spojrzałam na lidera, licząc na pochwałę. W tym momencie mocnym kopnięciem podciął mi nogi.

Kolejny raz leżałam na ziemi.

– Walka toczy się dalej. Jeden unik nie zapewni ci zwycięstwa.

Zagryzłam język i wstałam, gotowa, aby spróbować jeszcze raz.

Po trzynastym upadku strąciłam rachubę. Moje ciało tyle razy zderzyło się tego wieczoru z ziemią, że była zaskoczona, że jeszcze się nie rozsypało na części. Leżałam, ciężko dysząc od wysiłku. Bolały mnie miejsca, w których nawet nie wiedziałam, że można czuć ból. Dlaczego nie mogliśmy ćwiczyć na materacu jak normalni ludzie.

– Dlaczego mi pomagasz?

– Bo widzę twoją determinację, której brakuje większości grupy. Jest to cenna cecha i szkoda byś nie dostał się do szkoły, tylko dlatego, że wybrałeś książkę, by nauczyć się walczyć – oznajmił ze wzgardą, wspominając moje wcześniejsze próby. – Wstawaj. Jeszcze raz. Jesteś wciąż za wolny.

Wytrzeszczyłam na niego oczy. On chyba żartował? Ledwo żyłam, a on zamierzał kontynuować! Pokręciłam głową.

– Nie dam rady. Wszystko mnie boli.

– W takim razie, możesz zrezygnować ze szkolenia od razu, skoro poddajesz się tylko z powodu kilku upadków. Nie mamy miejsca na takich jak ty.

– Kilku upadków! Chyba kilkanaście! – Moje nerwy nie wytrzymały, jak śmiał mi zarzucać, że jestem słaba. Zrobiłam dzisiaj większy postęp niż w ciągu kilku ostatnich tygodni i znacznie więcej zetknięć z podłogą. Chciał walczyć. To proszę bardzo. 

Wstałam i rzuciłam się na niego, jak wściekłe zwierzę, zaczęłam okładać pięściami, ale parował każdy mój ruch. Byłam coraz bardziej zmęczona, czułam słony smak potu na ustach spływający mi po twarzy. Gdy chybiłam, strąciłam równowagę i potknęłam się. 

Klęcząc na czworakach, dyszałam ciężko, próbując złapać oddech.

Usłyszałam uderzenie i przede mną wylądowała butelka z wodą. – Może jednak coś z ciebie będzie. – Rzucił, nie spoglądając na mnie i skierował się do wyjścia.

Drżącymi rękami odkręciłam butelkę i wypiłam jej zawartość.

Stojąc w drzwiach, dodał: 

– Powinieneś wziąć prysznic. Śmierdzisz, jakbyś nie kąpał się od tygodni.

Nie potrzebowałam, by mi to wypominał. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że cuchnę. Mieszanka błota i potu na moim ciele wydzielała nieprzyjemny zapach. Przez większość wieczorów toalety były zajęte i nie miałam jak z nich bezpiecznie skorzystać, więc udawałam się do biblioteki lub na trening. Kończyłam ćwiczenia późno w nocy zbyt wykończona, by brać jeszcze prysznic, nie mówiąc o ryzyku, że zostałabym przyłapana na wałęsaniu się po szkole w trakcie ciszy nocnej.

Westchnęłam zrezygnowana. O tej porze pewnie większość chłopaków się wykąpała, a do ciszy nocnej zostało jeszcze trochę czasu. Byłam wyczerpana, ale rzeczywiście potrzebowałam się odświeżyć, szczególnie po dzisiejszym treningu.

Zabrałam ręcznik i ciuchy na zmianę i zapukałam do pokoju Erica, jednak otworzył je Matt. 

– Cześć jest Eric?

– Jasne. – odpowiedział. – Stary, Darren o ciebie pyta. – Zawołał przyjaciela przez ramię, a gdy się zjawił, zostawił nas samych.

Strasznie było mi głupio zapytać, czy pójdzie ze mną do łazienki. Przestępowałam z nogi na nogę, niepewna, jak zacząć. – Czy możesz popilnować kabiny, gdy będę brać prysznic? – Poczułam, jak się czerwienię.

Zaśmiał się z mojej prośby. – Najwyższa pora. Nie obraź się, ale...

– Tak wiem. Cuchnę. – Weszłam mu w słowo, przewracając oczami.

– Zaraz wracam chłopaki. – Rzucił do współlokatorów i udaliśmy się do męskiej łazienki.

Tak jak ostatnio Eric przypilnował, aby nikt nie odkrył mojego sekretu, tym razem jednak wszystko przebiegło bez komplikacji. Ubierając się, zauważyłam, że moje ciało nabrało nie tylko masy mięśniowej, ale i bardziej kobiecych kształtów, odkąd zaczęłam lepiej jadać i więcej trenować. 

Kiedyś zapewne bym się z tego cieszyła, ale w obecnej chwili to było, jak przekleństwo. Każdy dodany centymetr do mojego biustu był jak wyrok śmierci. Obwiązałam go dokładnie materiałem i założyłam luźną koszulkę w kolorze beżowym, którą wyciągnęłam z szuflady. Wykąpana i w czystych ciuchach poczułam się o wiele lepiej. Chyba powinnam rzeczywiście częściej brać prysznic.

***

– Darren i Mark, wasza kolej – zawołał nas John.

Dostrzegłam w jego spojrzeniu ciekawość, której wcześniej nie było. Nie chciałam, aby żałował, że wczoraj mi pomógł.

Stanęłam naprzeciwko Marka, przywołując w myślach wszystko, czego nauczyłam się dzień wcześniej. Wzięłam głęboki wdech. Pozwoliłam, by ciało i instynkt mnie poprowadziły. Po raz pierwszy dostrzegłam, że mieliśmy podobną budowę ciała. Postanowiłam to wykorzystać.

Płynnym ruchem Mark rzucił się w moją stronę i mnie zaatakował. Byłam jednak szybsza i zgrabnie wykonałam unik, wymierzając mu cios w brzuch. Wykorzystując jego zaskoczenie, schyliłam się i naparłam całym ciałem na niego, przewracając nas na materace. Jednak Mark nie zamierzał przegrać i szybkim ruchem uderzył mnie łokciem w klatkę piersiową.

Na szczęście gruba warstwa materiału obwiązująca mój biust trochę zamortyzowała uderzenie.

Wymienialiśmy kolejno ciosy, gdy dostrzegłam, że oszczędza lewą rękę i za każdym razem atakuje z prawej strony. Wymierzyłam silne uderzenie na jego lewy bok, zmuszając go do użycia lewej dłoni. Skrzywił się z bólu, a jego obrona osłabła. Wykorzystałam sytuację, podcinając mu nogi i jednocześnie popychając w kierunku materacu trzymając go za włosy. Gdy upadł, prędko wykręciłam mu prawą rękę, by go unieruchomić, ale nie sprawiając mu tym większego bólu.

– Gratuluję Darren. Mam nadzieję, że to dopiero początek tego, co jesteś w stanie nam zaprezentować – usłyszałam.

Odwróciłam się zaskoczona do Johna i ujrzałam ledwo dostrzegalny uśmiech na jego twarzy. Ponownie spojrzałam na leżącego na ziemi Marka i zadowolona odeszłam w kierunku przyjaciół. Po drodze lekko skinęłam głową, by podziękować przywódcy za wczorajszą lekcję.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro