15 Testy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Jedliśmy śniadanie, rozmawiając o postępach, jakie uczyniliśmy w ostatnim czasie, gdy na sali rozległ się huk, a następnie krzyki uczniów. Odwróciliśmy się w kierunku, z którego dobiegały hałasy i nagle poczułam, jak z mojej głowy odpływa cała krew. Przy stole kilka metrów od nas leżał postrzelony blondyn z łazienki. Tak właściwie, to był Mark, ale w tym momencie wolałam nie wiązać go z tym imieniem. Łatwiej było mi patrzeć na zwłoki, nie wiążąc ich z żadną osobą. Spojrzałam w kierunku stołu personelu i z zaskoczeniem odkryłam, że został postrzelony przez... Johna.

Cała sala w milczeniu wpatrywała się w dyrektora, czekając na jakieś wyjaśnienia. Wstał. Spojrzał po sali i oznajmił:

– W tej szkole są trzy zasady! Trzy cholernie ważne zasady, których złamanie nie obędzie się bez konsekwencji! Pierwszego dnia wyraźnie dałem wam do zrozumienia, co się stanie z tymi, którzy nie zamierzają ich przestrzegać. Mark był dziewczyną i podając się za chłopaka, naruszyła jedną z nich, za co przypłacił życiem. Niech to będzie dla was nauczką.

Wszyscy wpatrywali się poruszeni w dyrektora.

– Henry, proszę, byś usunął z dokumentacji akta ucznia sto osiemnaście.

Gdy skończył, usiadł i wrócił do posiłku, jakby nic się nie wydarzyło. Zobaczyłam, jak część uczniów poszła za jego śladem i wróciła do swoich spraw. Kilka osób siedzący przy postrzelonej dziewczynie płakało i odwracało wzrok.

Po chwili Henry opuścił stołówkę, mijając w drzwiach dwójkę mężczyzn, która przyszła zabrać zwłoki. 

– Nie wierzę! – wyrzuciła z siebie oburzona Emily. – Tym dla nich jesteśmy?! Numerkami! Może i owszem złamała zasady, ale to nie znaczy, że mogą nas traktować w ten sposób. Przecież ona miała jakieś imię!

Gdy oburzona przyjaciółka wytykała wady systemu, w którym się znaleźliśmy, ja przez cały czas wpatrywałam się tępo w czerwoną plamę na podłodze kilka metrów ode mnie. Przyglądałam się, jak mężczyzna przerzuca ciało przez ramię i wynosi z sali. Dopiero wtedy do mnie dotarło: to mogłam być ja. W mojej głowie zaczęła odgrywać się scena, jak John strzela w moim kierunku. Jak zacięta taśma filmowa oglądałam to na okrągło.

Ktoś potrząsał moim ramieniem i coś mówił, jednak nie rozróżniałam słów. Jak przez mgłę widziałam, że opuszczamy salę. 

Usłyszałam głośnie klaśnięcie i poczułam silne pieczenie na policzku. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że Eric wyprowadził mnie ze stołówki i dał mi w policzek bym oprzytomniała.

– No nareszcie! Myślałam, że dostałaś zawału! – zarzucił mi zaniepokojony.

– On mnie zabije – odpowiedziałam, wpatrując się w niego bez życia.

– Wszystko będzie dobrze. Uspokój się. Weź głęboki wdech i wydech. – Próbował mnie uspokoić.

Powtórzyłam tę czynność kilka razy, aż poczułam, że wróciłam do teraźniejszości. Jednak szybko obawy powróciły. – Zabije mnie. Nie rozumiesz. Zabije mnie, ciebie i wszystkich, z którymi się przyjaźniłam i znali mój sekret.

– Nikogo nie zabije. Uspokój się. – Ponownie mnie uderzył. – Weź się w garść, bo w takim stanie na pewno odkryje twój sekret. Teraz już nie ma odwrotu. Możesz iść, przyznać się i zginąć, albo żyć dalej wierząc, że ci się uda. Więc ogarnij się i idź teraz do pokoju. Widzimy się za kwadrans na zajęciach.

Przytaknęłam tępo. Cały czas byłam w szoku.

– Eric?

– Tak?

– To była trzecia osoba. To ona przyszła przed nami. – Wpatrywałam się w niego, czując, jak oczy zachodzą mi łzami.

Podszedł do mnie i przytulił mnie, gładząc dłonią moje włosy. – Wiem – szepnął. – Wiem.

Z oczy popłynęły mi łzy, pozostawiając ślady na koszulce Erica. Cała się trzęsłam.

Staliśmy tak przez chwilę. Los jakby nam sprzyjał, bo nikt nie przechodził korytarzem. Byliśmy sami.

Gdy się uspokoiłam, na nowo zaczęłam analizować sytuację.

Zrozumiałam, że śmierć dziewczyny wciąż nie wyjaśniała sprawy, jak ją przeoczyliśmy. Ale tego mieliśmy się już nigdy nie dowiedzieć. Zabrała tę tajemnicę ze sobą do grobu.

Wzięłam głęboki wdech, mając nadzieję, że tam, gdzie teraz była, miała dużo lepsze życie niż my tutaj.

Eric miał rację. Jedyną szansą bym żyła dalej i by moi przyjaciele byli bezpieczni, było kontynuowanie tego kłamstwa.

***

Zostały trzy dni do testów. – Pomyślałam, gdy wracałam ciemnym korytarzem do pokoju, po nocnej nauce w bibliotece.

Stanęłam przed drzwiami do mojego pokoju i zauważyłam karteczkę na wpół przez nie wsuniętą.

Zaciekawiona podniosłam ją i weszłam do pokoju, gdzie udałam się do łazienki i zapaliłam światło, by nie obudzić Carla i Paula.

Znam twoją tajemnicę.
Jeżeli nie dostanę odpowiedzi do nadchodzących testów, John pozna twój sekret. Masz czas do wtorku. Odpowiedzi włóż w szyb wentylacyjny ostatniej kabiny w męskiej toalecie na piętrze.

Zakręciło mi się w głowie. Musiałam podtrzymać się zlewu, by nie upaść. Miałam dwa dni na podjęcie decyzji. Kimkolwiek była osoba, która mi groziła, chciała mieć je najpóźniej dzień przed egzaminami.

Podarłam kartkę na strzępy i wrzuciłam do kosza.

Chwiejnym krokiem udałam się do łóżka. Tego dnia nic bym już nie wymyśliła. Przewracałam się z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Analizowałam, kto mógł mi grozić i w jaki sposób się o mnie dowiedział.

O wschodzie słońca w końcu wstałam i przygotowałam się do porannego biegu.

Przez całą noc nie zmrużyłam oka. Zapowiadał się długi i ciężki dzień.

***

– To niemożliwe, by ktoś się o tobie dowiedział. Byłaś przecież bardzo ostrożna.

Od godziny siedziałam z Ericem na korytarzu i analizowałam, co powinnam zrobić. Głowa mi już pękała od tego wszystkiego.

– Może jak przyznam się Johnowi do winy, potraktuje mnie ulgowo?

– Ulgowo?! On nie ma takiego słowa w słowniku. Raczej uzna, że miło, iż sama zgłosiłaś się do odstrzału.

– Cholera, to co mam robić! Nie mogę ukraść tych testów. Jak mnie przyłapią, będę mieć problemy nie tylko ze względu na kradzież. Jeżeli im powiem, że ktoś mi grozi, będę i tak musiała powiedzieć czym, a nawet jeśli jakoś uda mi się ominąć tę część, ten ktoś może się wkurzyć i mnie wydać.

– Jeżeli uda ci się ukraść te testy, to też nie masz gwarancji, że cię nie wyda.

– Wiem o tym, ale co jeśli osoba, która mi grozi to ta sama, która wydała Marka!

Załamana przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej.

– Muszę mu powiedzieć. – Wstałam, po czym wtuliłam twarz w ramię Erica. Choć cała sytuacja mnie przerażała, będąc blisko niego, czułam, że jakoś z tego wyjdę w jednym kawałku. – Obiecuję ci, że zrobię wszystko, abyś nie poniósł konsekwencji.

– Od początku znałem ryzyko. Nie przejmuj się tym. – Uśmiechnął się słabo, zanim odeszłam w kierunku gabinetu Johna.

Przez kwadrans chodziłam przed jego gabinetem, rozmyślając o tym, jak ma mu powiedzieć prawdę i co więcej, jak ochronić Erica. Skoro podawał się za mojego brata, było oczywiste, że znał prawdę.

Wciąż miałam wątpliwości co do podjętej decyzji. Bez względu na wybraną opcję miało to się źle skończyć.

Mogłam tylko liczyć na szczęście i to, że John jest w dobrym nastroju.

Usłyszałam głos na końcu korytarza. Nie mogłam dalej przebywać pod jego gabinetem bez celu. Musiałam zacząć działać.

Zapukałam do drzwi i od razu tego pożałowałam.

– Proszę – usłyszałam stłumiony głos dyrektora.

– Dzień dobry – odpowiedziałam niepewnie, powoli wchodząc do pomieszczenia i zamykając za sobą drzwi.

Przebiegłam wzrokiem po pomieszczeniu. Nigdy wcześniej tu nie byłam. Pokój był uporządkowany i utrzymany w ciemnych barwach. Naprzeciwko drzwi stało masywne drewniane biurko, za którym siedział dyrektor. Po jego lewej stronie było duże łóżko zaścielone bordową narzutą zaś po przeciwnej szafa i kanapa. Na bocznych ścianach były zamknięte drzwi, a obok niemała komoda, również wykonana z drewna.

– Coś się stało? – zapytał.

– Ja... – Nie wiedziałam, co powiedzieć. Wszystko potoczyło się tak szybko, że ostatecznie nie przemyślałam tego.

– John? – odezwał się męski głos z biurka. 

Zauważyłam leżącą na nim krótkofalówkę.

Przeprosił mnie skinieniem ręki, bym poczekała chwilę i odezwał się:

– Coś się stało Max?

Widziałam, jak słucha uważnie rozmówcy, a na jego spokojnej twarzy pojawiają się zmarszczki. To, co usłyszał, zdecydowanie mu się nie spodobało.

– Oczywiście, że go zabić! Dziwię się, że zawracasz mi głowę taką sprawą... Tak, jestem tego pewien. Nie zamierzam trzymać zdrajców w szeregach... Nie! Nie obchodzą mnie jego wyjaśnienia! Naraził całą organizację na niebezpieczeństwo! Mamy tu masę ludzi, którzy mogli przez niego zginąć... Tak, wyciągnijcie z niego tyle, ile się da i pozbądźcie się go na miejscu.
Bez odbioru!

Odłożył krótkofalówkę, uderzając nią wściekły o biurko.

Wziął głęboki wdech, aby się uspokoić i spojrzał na mnie. 

Musiałam być blada jak ściana. Jak miałam mu teraz powiedzieć prawdę. Przed chwilą bez wahania skazał człowieka na śmierć.

Widząc moją twarz, powiedział:

– Wybacz, że musiałeś tego słuchać. Powiedz, co cię do mnie sprowadza?

– Ja... czy można by zmienić godziny ciszy nocnej? Czas szybko leci i do końca rekrutacji nie zostało wiele czasu, a dodatkowy trening nikomu jeszcze nie zaszkodził, prawda? – Wymyśliłam na poczekaniu jakąś historyjkę.

John przyglądał mi się przenikliwie.

– To o to chciałeś zapytać?

Przytaknęłam, trochę zbyt energicznie.

– Rozumiem. Darren wiem, że się starasz i doceniam to. Zrobiłeś gigantyczny postęp, odkąd się tu znalazłeś. Nie znam osoby bardziej zawziętej od ciebie. Pokazałeś mi, że jesteś wytrwały i dążysz do wyznaczonego celu, bez względu na to, co życie rzuci ci pod nogi.

Zrobił przerwę, aby mieć pewność, że zrozumiałam.

– Jednakże każdy musi czasem odpocząć. Nie myśl sobie, że umknęło mojej uwadze, że wykorzystujesz każdą wolną chwilę na naukę, bądź trening. Wiem również że, siedzisz z przyjaciółmi po nocach w bibliotece w czasie, gdy powinieneś być w swoim pokoju.

Z przerażeniem słuchałam tego, co mi powiedział. Wiedział, więcej niżeli przypuszczałam. Miałam nadzieję, że nikt spoza naszej paczki o tym nie wiedział, a szczególnie on.

– Jednakże przymknąłem na to oko, bo zależy wam na miejscu w szkole i nie zamierzałem odbierać komuś tej szansy, jeżeli ciężką uczciwą pracą chciał je zdobyć. Teraz jednak nie powinieneś czuć presji i trochę odpuścić. Jeżeli się będziesz dalej przepracowywał, osiągniesz odwrotne skutki do tych zamierzonych. Rozumiesz, do czego zmierzam?

– Tak. Dziękuję za odpowiedź. – Wstałam i udałam się w kierunku drzwi. Zanim jednak wyszłam, usłyszałam:

– Na pewno o to chciałeś zapytać?

– Tak. Tylko o to.

Widziałam, że mi nie wierzył i przyglądał mi się podejrzliwie, jednak przytaknął i pozwolił mi odejść.

Serce waliło mi jak szalone, po wyjściu z jego pokoju.

Została mi tylko jedna opcja. Musiałam zdobyć te testy.

***

Wieczorem, gdy bliźniacy już spali, wyszłam po cichu z pokoju i przemknęłam przez korytarz, nie napotykając nikogo po drodze. Wszystko szło gładko, co trochę mnie niepokoiło. Zanim otworzyłam drzwi do pokoju z dokumentacją, usłyszałam dobiegające zza niego odgłosy rozmowy. Zobaczyłam, jak ktoś naciska klamkę, szybko schowałam się za rogiem. Miałam wrażenie, że zaraz serce wyleci mi z piersi.

Odetchnęłam z ulgą, gdy dwie postacie zniknęły za rogiem.

Podeszłam do drzwi i nacisnęłam klamkę.

Zamknięte.

Oczywiście nie mogło być to takie proste.

Udałam się po cichu w kierunku, pokoju Pigeona.

Słyszałam, jak się w nim krząta. Gdy tylko rozległ się dźwięk wody, nacisnęłam klamkę. Na szczęście tym razem drzwi były otwarte. Rozejrzałam się ostrożnie, szukając miejsca, gdzie mogły leżeć klucze.

Pokój był pogrążony w ciemnościach i jedynie słaby blask półksiężyca oświetlał pomieszczenie przy oknach. Poczekałam, aż oczy przywykną mi do ciemności. Na środku pokoju znajdowało się duże drewniane biurko, które otaczały zewsząd stojaki z roślinnością. Rozpoznałam kilka z nich: trujący bieluń dziędzierzawa oraz leczniczy dziurawiec zwyczajny i lawendę wąskolistną. Pozostałych nie byłam w stanie zidentyfikować w tym mroku.

Gdy dostrzegłam pęk kluczy leżący na biurku, zdałam sobie sprawę, że w pokoju zrobiło się cicho. Woda przestała lecieć.

Nie zdążyłam ich wziąć. Ostatnie co zrobiłam, było wejście pod duże zabudowane biurko.

Drzwi do łazienki otworzyły się i dostrzegłam światło. Wstrzymałam oddech i nie ruszałam się. Siedziałam przyciśnięta do rogu, licząc, że Pigeon nie postanowi o tej godzinie jeszcze pracować.
Słyszałam, jak otwierał szafę i zdejmował bluzkę z wieszaka, po czym ją zamknął.

Przez długi czas nic się nie działo. Czekałam, przedłużając tę chwilę i bojąc się, że gdy wyjdę, wpadnę na nauczyciela.

Gdy uznałam, że minęło już wystarczająco dużo czasu, wychyliłam się powoli spod biurka.  Ostrożnie przesuwałam dłonie po jego blacie w poszukiwaniu kluczy, by niczego nie zrzucić. Każdy dźwięk przewracającego się obok w łóżku nauczyciela powodował, że żołądek obracał mi się do góry nogami. W końcu wyczułam zimny metalowy kształt. Chwyciłam go i powoli wycofałam się, zmierzając w kierunku, w którym powinny znajdować się drzwi.

Usłyszałam przekręcanie się w pościeli. – Obleję cię – powiedział. – Wszystkich was obleję.

Serce stanęło mi w piersi, gdy myślałam, że mnie przyłapał. Na szczęście wciąż leżał spokojnie i oddychał miarowo pod patchworkową kołdrą. Natknęłam się na ścianę i powoli zaczęłam przesuwać się w lewo. Po chwili moje ręce natknęły się na klamkę i po cichu opuściłam pokój, kierując się do pokoju z dokumentacją.

Klucze na szczęście pasowały. W pomieszczeniu znajdowało się kilka regałów, zapełnionych teczkami i segregatorami.

Zerknęłam na pierwszy z nich. Plany budynku. Potem na kolejne: zasoby żywności, broni następnie były teczki z wynikami badań i doświadczeń przeprowadzonych na środkach wybuchowych.

Moja panika wzrosła. Jeżeli ktoś się dowie, że grzebałam w tym pokoju, będę mieć większe problemy, niż przypuszczałam. Nie powinnam w ogóle wiedzieć, że te dokumenty były w tym pomieszczeniu.

Na końcu regału natknęłam się na wydruki testów z uprzednich lat. Zabrałam teczkę z poprzedniego roku i położyłam na biurku. Przy pożółkłej drukarce, leżał przygotowany dla nas test. Porównałam jego zawartość ze znalezioną teczką.

Pytania się nie zmieniły. Przejrzałam kolejne testy, które zawierała. Były tam wszystkie potrzebne egzaminy. Wyjęłam zawartość i odłożyłam teczkę na miejsce w nadziei, że nikt do niej nie zajrzy i nie odkryje, że stoi pusta. 

Wyszłam z pomieszczenia, zatrzaskując drzwi. Udałam się do męskiej toalety na pierwszym piętrze i zgodnie z instrukcją weszłam do ostatniej kabiny. Tak jak było napisane, w rogu był szyb wentylacyjny. Stanęłam na ubikacji, zanim jednak wsunęłam egzaminy za kratkę, zastanowiłam się, czy ich dokładnie nie przejrzeć.

Było to trudne, ale postanowiłam być uczciwa, już wystarczająco dużo złamałam zasad, nie potrzebowałam dokładać sobie kolejnych problemów.

Ostatni raz upewniłam się, czy nikt niepoinformowany nie dostrzeże pliku kartek wepchniętych za kratkę, po czym opuściłam łazienkę. Chciałam zostać, aby dowiedzieć się, kto wysłał ten liściki z groźbami, ale było już późno, a ja byłam zmęczona i musiałam jeszcze odnieść klucze na miejsce. Co więcej, mogło to się źle skończyć.

Gdy nacisnęłam klamkę do pokoju Pigeona, moje serce na moment stanęło. Był zamknięty. Poszłam na koniec korytarza, aby jeszcze raz przeliczyć czy wybrałam dobre drzwi, bo w ciemności mogłam się pomylić.

Ponowiłam próbę, ale drzwi nie ustąpiły.

Nie mogłam zostawić przy sobie kluczy. Wróciłam do pokoju z dokumentacją i niepewnie położyłam je pod drzwiami, licząc, iż pomyśli, że je upuścił.

Wróciłam do pokoju, na ciemnym niebie widać było pierwsze przebłyski wschodzącego słońca. Za jakąś godzinę wszyscy mieli wstać na poranny Bieg, ale musiałam położyć się choćby na tę chwilę.

Rano udałam się na zewnątrz okrężną drogą, by sprawdzając, czy klucze zniknęły. Na ziemi nic nie leżało.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro