16 BALaclava

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Przyglądałam się z niedowierzaniem swojemu odbiciu w lustrze.

Czarna sukienka ze szkolnego magazynu sięgająca mi do kolan była prawie przeźroczysta od użytej dużej ilości koronek i tiulu. Myślałam, że w stroju dziewczyny będę czuła się swobodnie, ale się myliłam. Przywykłam do dużych i luźnych dresów oraz opaski opinającej biust.

Moje myśli ciągle uciekały do wydarzeń z ostatnich dni.

Cała nasza piątka zdała egzaminy na wysokim poziomie, osiągając tym wysokie notowania w rankingu. Jako jedyna jeszcze nie przekroczyłam wymaganego progu i wciąż sporo mi brakowało, by dostać się do szkoły. Ostatnie wydarzenia wstrząsnęły mną tak mocno, że na samą myśl, czułam, jak żółć podchodziła mi do gardła. List z groźbą, nie dawał mi spokoju. Wciąż zastanawiałam się, czy osoba, która mi groziła, wydała Johnowi Marka i czy dochowa obietnicy zgodnie z umową. 

Nie miałam ochoty na świętowanie.

Skrzywiłam się, widząc pomalowane oczy.

– Czy to aby konieczne? – zapytałam Susan.

– Wyglądasz ekstra! – skakała po pokoju moja przyjaciółka.

– Nie mogę się doczekać, aż zobaczę cię na parkiecie z jakimś przystojniakiem – dodałam Emily. – Szkoda, że nie dałaś się namówić na obcasy.

Przewróciłam oczami. Emily była naprawdę ładną dziewczyną. Mogłabym się założyć, że gdybyśmy żyli w innych czasach, uganiałaby się za nią spora grupka chłopaków. 

Moje przyjaciółki zdecydowanie za bardzo się wczuły, miałam wrażenie, że dla nich całą atrakcją dzisiejszego wieczoru było przybranie mnie w kobiecy strój. Jak to ujęły: w końcu mogę się pokazać taka, jaka jestem naprawdę.

Tylko czy ja wiem, jaka jestem?  Minęło już kilka tygodni, odkąd przedstawiłam się jako Darren, nawet zanim trafiłam do szkoły, nie byłam szczególnie kobieca.

– To chyba nie najlepszy pomysł – odpowiedziałam, gdy moje wątpliwości zaczęły coraz bardziej narastać. – Powinnam pójść w koszuli i się nie wychylać.

Susan wzięła mnie za barki i popatrzyła prosto w oczy. Miała zaciętą minę, dając mi do zrozumienia, że nie odpuści, dopóki nie zatańczę choć jednego tańca w tym stroju.

– Jeżeli nie pójdziesz tam dobrowolnie, zaciągniemy cię siłą – zagroziła.

Spojrzałam na Emily, licząc na wsparcie, ale tylko pokręciła głową.

Westchnęłam. 

– Okej. Jeden taniec.

Dziewczyny zaczęły podskakiwać i tańczyć po pokoju, po czym rzuciły się na mnie, obejmując w uścisku.

– Gnieciecie mi sukienkę – zażartowałam – ale dziewczyny już mnie puściły.

– Ostatni szczegół.

Susan rozdała każdej z nas czarną kominiarkę. Był to ostatni i najważniejszy element stroju na BALaclava - balu maskowego, a dokładniej kominiarkowego, z okazji dotarcia do połowy rekrutacji. Po ich założeniu na naszych twarzach widniały jedynie umalowane oczy. 

Minęło dokładnie półtora miesiąca, odkąd przekroczyłyśmy bramę South. Od tego czasu wiele się pozmieniało w naszym życiu i każdemu przydałoby się trochę wypoczynku i zabawy, by oderwać się od codziennych zajęć.

–  To co, idziemy?

Zgodnie przytaknęliśmy i wyszłyśmy z pokoju.

***

Na sali czekał już na nas Eric. Stał odwrócony plecami do wejścia i rozmawiał z Mattem.

Odkąd Matt poznał moją tajemnicę, wszystko stało się znacznie prostsze. Nie musieliśmy już się przy nim kryć podczas rozmów na stołówce i stał się doskonałym sprzymierzeńcem. Zawsze mogłam na niego liczyć. Czasami robiło się niezręcznie, gdy przebywaliśmy w tak zwanym męskim gronie, ale na szczęście długo to nie trwało i wszyscy przywykliśmy do całej sytuacji.

– Cześć chłopaki! – krzyknęła Susan, machając energicznie ręką.

Chłopacy przerwali rozmowę i spojrzeli na nas. W ich oczach dostrzegłam zaskoczenie, które prawdopodobnie również malowało się na mojej twarzy.

Nie sądziłam, że Eric będzie wyglądał tak dobrze w koszuli. Czarny elegancki strój wraz z kominiarką pasowały na niego idealnie, nie opinając nadmiernie umięśnionej sylwetki, ani nie zwisając jak worek.

– Wyglądacie wystrzałowo – przerwał tę chwilę Matt.

– Wy też nie najgorzej – puściła mi oko Susan.

Zaraz wracam – oznajmił Eric, po czym zniknął w tłumie na sali.

Tego wieczoru wszyscy, włącznie z dekoracjami przybrani byli w głęboką czerń. Większość stołów została wyniesiona, a te co pozostały zostały zastawione skromnym poczęstunkiem w postaci kanapek i babeczek owsianych. W oknach zawieszono girlandy, a w tle grała muzyka. Rozejrzałam się w poszukiwaniu jej źródła i dostrzegłam kilka osób grających na instrumentach, nie wyglądali na wysportowanych tak jak uczniowie, którzy trafili na szkolenie. Prawdopodobnie były to osoby wspomagające utrzymanie ośrodka, obdarzone dodatkowym talentem.

Spostrzegłam, że Eric wraca do nas, trzymając w dłoni dwa kieliszki.

Spojrzałam na niego pytająco, kiedy podał mi jeden.

– To szampan. Mamy co świętować – wyjaśnił.

– Ja nigdy, nie...

– My też nie – zaśmiali się moi przyjaciele. – Mieliśmy po jakieś osiem lat, jak wybuchła wojna, nikt nie miał okazji pić alkoholu.

– To nie najlepszy pomysł, jeżeli stracę czujność... – próbowałam się wycofać.

– To tylko jeden kieliszek, na pewno się nie upijesz taką ilością.

– Popatrzyłam sceptycznie na złocisty musujący płyn, zastanawiając się, jak smakuje.

– Zdrowie! – krzyknęła Emily i wysunęła przed siebie rękę.

Postanowiłam wyluzować i razem z innymi stuknęłam się kieliszkami, po czym upiłam łyk musującego płynu.

Skrzywiłam się po pierwszym łyku, był lekko słodki i orzeźwiający jednocześnie. Wypiłam resztę i poszliśmy na parkiet zatańczyć.

Po chwili ktoś podszedł do naszego grona i poprosił Susan do tańca, która chętnie przyjęła propozycje. W międzyczasie Emily przyniosła każdemu po kieliszku czegoś mocniejszego na wyluzowanie. Przestałam się tak stresować i wypiłam go razem z nimi. Taką ilością nie można było się przecież upić.

***

Tańczyliśmy tak dobre dwie godziny. A ja czułam, że alkohol trochę musiał dać mi się we znaki. Czułam się wyluzowana, ale nie na tyle, aby zrobić coś głupiego.

Nagle wyrosła u mego boku jakaś wysoka postać. Nie zwróciłam nawet uwagi, gdy się zbliżała. Chłopak miał na sobie czarną dopasowaną koszulę i muszkę. Był ode mnie wyższy o jakąś głowę. Sądząc po głosie, był również starszy. Przeprosił za przerwanie i zapytał:

– Mogę prosić o taniec?

Przytaknęłam rozochocona i poszłam za nim, nie zwracając uwagi na wstrząśniętego Erica.
Piosenka w tle trochę przyspieszyła, jednakże nie sprawiło to problemu mojemu partnerowi.  Prowadził mnie pewnie i z gracją. Poczułam się na tyle swobodnie, że pozwoliłam sobie na trochę odważniejsze ruchy.  Gdy tańczyliśmy, spojrzałam w oczy partnera. Były ciemne i roziskrzone szczęściem. Czułam, jak ich głębia mnie pochłaniała, jak zbliżamy się do siebie podczas tańca, by ponownie się oddalić w szalonym rytmie muzyki. Zawrócił moim ciałem, by po chwili złapać je i pochylić w tył idealnie dopasowując się z końcem piosenki. Powoli pomógł mi stanąć na nogi, przyciągając za dłoń i delikatnie popychając ręką spoczywającą na moich plecach. Gdy stanęłam na własnych nogach, dzieliły nas centymetry. 

Pachniał drzewem sosnowym i czymś, co kojarzyło mi się ze świętami w domu, gdy mama piekła pierniczki. Emocje opadły i poczułam się niekomfortowo tak blisko mężczyzny, którego nie znałam. Jego dłoń na mojej tali paliła moje ciało pod cienkim materiałem sukni. Odsunęłam się dwa kroki do tyłu, oszołomiona. Wpatrywaliśmy się tak w siebie z dystansu, podczas gdy inne pary tańczyły do kolejnej piosenki.

– Dziękuję – powiedział mój partner.

Patrzałam zdezorientowana. Dziękował mi? Ale za co?

Widząc moje zmieszanie, dodał:

– Za taniec.

Potrząsnęłam głową. – Nie, to ja powinnam podziękować, jesteś świetnym tancerzem.

– Chyba nie powinniśmy stać na środku sali, gdy pozostali tańczą.

Rozejrzałam się spłoszona i ruszyłam przed siebie, byle tylko zejść z parkietu.

– Masz ochotę się przewietrzyć? – Wskazał taras.

Spojrzałam w kierunku dużych przeszklonych drzwi tarasowych, które wskazał i przytaknęłam. 

Wychodząc na taras zrobiony ze spróchniałych desek, odetchnęłam głęboko chłodnym, rześkim powietrzem, które trochę mnie wyrwało z letargu. 

Spojrzałam w niebo, było pełne gwiazd. Usłyszałam zbliżające się kroki, ale się nie odwróciłam.

– Podoba ci się tutaj?

– Jest w porządku – odpowiedziałam, odwracając się do niego. – Czuję się trochę... sama nie wiem. Ten bal, trochę trzeba było mnie do niego namawiać, ale dopiero teraz poczułam, że jestem sobą. –  Mówiłam bez sensu, ale słowa same wypadały mi z ust.

Przytaknął, przyglądając mi się badawczo.

Zbliżył się, odkładając dłonie na balustradę, o którą się opierałam.

Poczułam, jak coś ścisnęło mnie w brzuchu, a serce zabiło szybciej. Nie powinnam być tutaj sama z obcym chłopakiem, a jednak nie mogłam przestać się mu przyglądać.

– Powinnam już iść – powiedziałam cicho, jakbym się bała jego reakcji.

Przypatrywał mi się jeszcze przez chwilę, po czym przytaknął i odsunął się ode mnie.

Odchodząc w kierunku drzwi do sali, usłyszałam:

– Zaczekaj. – Zatrzymałam się, czekając na to, co powie, stojąc przez cały czas plecami do niego. – Czy zdradzisz mi swoje imię? – Serce podskoczyło mi do gardła.

Potrzebowałam chwili, by się uspokoić i odpowiedzieć: 

– To bal maskowy. Polega na tym, że jesteśmy anonimowi. – Po chwili dodałam:

– Udanej zabawy. – Pożegnałam towarzysza i weszłam do sali. 

Ruszyłam roztrzęsiona w stronę tłumu, zanim zaczął zadawać więcej pytań. Otoczona przez tańczące i rozmawiające grupki, przeciskałam się w poszukiwaniu przyjaciół, gdy ich spostrzegłam, zawzięcie  o czymś dyskutowali. 

– Cześć coś się stało? – zapytałam, gdy podeszłam.

Eric spojrzał na mnie wilkiem.

– Stało?! Jak ci się coś nie podoba, to chociaż nie ryzykuj życia przyjaciół! Jak możesz być tak głupia! – odwarknął i wyszedł z sali.

Spojrzałam zdezorientowana na dziewczyny, widziałam w ich oczach troskę.

Nie pojmowałam, co się właśnie stało.

– Co go ugryzło?

Dziewczyny spojrzały po sobie. – Chyba powinnyśmy już iść.

Patrzyłam, jak się oddalają, po czym złapałam je za ręce i poczekałam, aż na mnie spojrzą.

– Słuchajcie, serio nie wiem, o co tutaj chodzi. Jeżeli coś zrobiłam, to naprawdę przepraszam. Jest coś, co mogę zrobić, aby to naprawić?

Czułam się okropnie, w dodatku nie wiedziałam, co zrobiłam i co tak mogło wściec Erica, który prawie nigdy nie tracił nad sobą kontroli. Zawsze stąpał twardo po ziemi i szukał pozytywów każdej sytuacji.

– Ty serio nie wiesz? – zapytała Susan.

– Nie wiem czego?

– Chodzi o ten taniec. – Zaczęła niepewnie. – Dlaczego akurat z nim? Martwiliśmy się o ciebie, a gdy zniknęłaś z parkietu, Eric wpadł w szał, nie wiedział, czy pójść za tobą, czy czekać na to, jak się wszystko potoczy. Wychodziłyśmy z siebie, aby nigdzie nie szedł i nie komplikował sytuacji.

Patrzyłam na dziewczyny otępiała.

– Nie rozumiem. Dlaczego akurat z nim nie mogłam zatańczyć? Na sali jest przecież masa starszych chłopaków, ty też tańczyłaś z kimś z rocznika wyżej.

– Ty udajesz czy serio jesteś taka ślepa? Tańczyłaś z Johnem. Tym Johnem, który pozbywa się ludzi, gdy łamią prawo. A tak się składa, że ty jedno na pewno łamiesz.

Wybuchnęłam śmiechem. Ludzie gapili się na mnie jak na wariatkę. Śmiałam się tak jeszcze przez chwilę, aż brzuch mnie rozbolał. 

– Zwariowałyście. Po pierwsze to bal maskowy i nikogo poza nami samymi nie poznamy, nie znając się na tyle dobrze. Po drugie John jest wysoki, umięśniony i ma ciemne... czarne... oczy... Tak samo jak on. – Przełknęłam ślinę. – Nie to niemożliwe. To na pewno zbieg okoliczności. On był szczęśliwy. Na pewno! Przysięgam. Przecież John nigdy się nie uśmiecha. – Spojrzałam w panice na dziewczyny, próbując przekonać chyba bardziej siebie niż je.

– Przykro mi. To na pewno był on. Każdy o tym wie. Nie wiem, jak ty mogłaś tego nie zauważyć. Spójrz tylko. – Wskazała drugi koniec sali. Gdzie dostrzegłam, jak wszyscy się odsuwają, gdy tylko obok nich przechodził. 

Teraz do mnie dotarło, że gdy tańczyliśmy, nikt nas nie popychał, nie szturchał i nie wpadał na nas, pomimo tłoku na sali.

Czułam, jak robi mi się słabo, cała krew odpłynęła mi z twarzy.

– Muszę przeprosić Erica – odrzekłam i ruszyłam w kierunku wyjścia z sali.

– To chyba teraz nie najlepszy pomysł. – Zatrzymała mnie Emily.

– Przecież jak mu powiem prawdę, to mi uwierzy i wszystko będzie po staremu. – Ruszyłam do pokoju przyjaciela.

Gdy stanęłam przy drzwiach oznaczonych numerem dwanaście, usłyszałam kroki po drugiej stronie. 

– Eric? – Zapukałam do drzwi – Przepraszam! Ja nie wiedziałam! Otwórz! Proszę!

– Stałam tak jeszcze chwilę, ale nic się nie wydarzyło. W końcu wróciłam na hol i usiadłam na schodach.

John pytał mnie o imię. Dlaczego? Czy to była zwykła ciekawość? Jeżeli będzie wystarczająco dociekliwy, odkryje, kim jestem i narażę tylko bliskich na niebezpieczeństwo. Dokładnie tak, jak powiedział Eric.

Zdeterminowana wróciłam na salę, aby zmylić Johna. Przeszłam obok dziewczyn,  rzucając tylko krótkie: 

– Naprawię to. – Po czym podeszłam do jakiegoś chłopaka i poprosiłam go do tańca.

Spędziłam kolejne godziny na  parkiecie i rozmowach z różnymi ludźmi, tak aby otoczyć się, jak największą ilością osób, które nie zaprowadzą dyrektora na mój trop.

Widziałam, jak koło pierwszej w nocy dziewczyny udały się do swoich pokoi. Bal powoli dobiegał końca, a parkiet prawie zupełnie już opustoszał, tylko kilka par tańczyło w objęciach do wolnych taktów muzyki. Pokręciłam się jeszcze trochę po sali, zjadłam dwie kanapki i udałam się ostrożnie do ich pokoju, aby pozbyć się tych ciuchów.

– Dobra robota.

Usłyszałam, gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi. – To był świetny pomysł. Miejmy nadzieję, że zadziała.

– Wolałabym, abyśmy nie musieli się o tym przekonywać, a John nie szukał dziewczyny, z którą tańczył.

Niestety nie byłam tego taka pewna. Lider organizacji był wybitnie przebiegły i uzdolniony, jeżeli będzie wystarczająco zdeterminowany, aby mnie odnaleźć, prędzej czy później to mu się uda. Postanowiłam jednak nie dzielić się z przyjaciółkami swoimi obawami, pozostawiając dobrą atmosferę w pokoju.

– Rozmawiałaś z Ericem? – zapytała Susan, zmywając mój makijaż.

– Jeżeli gadanie do drzwi można uznać za rozmowę, to tak – wyżaliłam się. – Nie wiem, co w niego wstąpiło.

– To jasne przecież. – Trąciła mnie Emily. – Podobasz mu się. To widać jak na ciebie patrzy. Zawsze ci gdzieś towarzyszy i tutaj nie chodzi tylko to tę twoją akcję dziewczyna-chłopak.

– Eric? – odparłam zdziwiona. – Przecież dziewczyny się za nim uganiają jak głupie. – Zagryzłam język, dobrze widziałam, jak przez pierwsze kilka tygodni patrzyła się na niego z nadzieją, że coś między nimi będzie, po czym zmieniła swój obiekt westchnień na Matta.

Przyjaciółka machnęła lekceważąco ręką. – Było, minęło.

– On może być praktycznie z każdą, dlaczego miałby być ze mną, chłopakiem, bez żadnych kobiecych cech. – Próbowałam udowodnić im, że są w błędzie.

– Trochę przesadzasz, może nie wyglądasz na co dzień jak dziewczyna, ale nią jesteś. Widziałaś, jak Eric na ciebie patrzył, jak zjawiałaś się na balu? Jestem pewna, że chciał z tobą zatańczyć. Jemu nie zależy na ładnych bezwartościowych laskach, tylko na takich co potrafią być lojalne, uśmiechnięte, wytrwałe i mają swoje zdanie. To jest to, co o w tobie widzi. My to w tobie widzimy.

Czułam, jak na twarz występuje mi rumieniec. I nagle przyszedł mi do głowy pewien pomysł. 

– Wiem jak przeprosić Erica.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro