17 Kto się śmieje ostatni?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Wczoraj przez cały dzień z pomocą dziewczyn szykowałam przeprosiny dla Erica. Teraz czekałam w ich pokoju, schowana za rogiem, aż sprowadzą go pod pretekstem pomocy w nauce.

Drzwi się otworzyły i usłyszałam kroki.

– To w czym sobie nie radzicie?

Dziewczyny zaśmiały się i zatrzasnęły za sobą drzwi, przekręcając w nich kluczyk.

Wtedy pomyślałam, że to nie był najlepszy pomysł i mogłam go tym jeszcze bardziej zdenerwować.

– Eric? – zwróciłam jego uwagę na siebie.

Spojrzał zaskoczony w moim kierunku.

Stałam ubrana w tę samą sukienkę, co na balu, umalowana i uczesana z pomocą dziewczyn. Jedyną różnicą w moim stroju była kominiarka, której nie założyłam. Nie potrzebowałam jej, będąc sama z Ericem.

– Zatańczymy? –Wyciągnęłam do niego dłoń pytająco. Chwila się przedłużała. Moja dłoń uniesiona w powietrzu zaczynała mi ciążyć. W mojej głowie pojawiły się wątpliwości, czy odzyskam przyjaciela. – Jeżeli chcesz wyjść, na komodzie leży dodatkowy klucz. – Zabrałam rękę i potarłam kark.

Eric spoglądał to na klucz na komodzie, to na mnie.

Wyciągnął do mnie dłoń. 

– Mogę prosić o taniec?

Na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech. Przytaknęłam i podłam mu dłoń.

Nie mieliśmy muzyki, ale wystarczyło nam, że byliśmy razem. Tańczyliśmy powoli wtuleni w siebie, ciesząc się tą chwilą.

– Przepraszam. Byłam głupia. Nie wiedziałam, że to był John.

Po policzkach zaczęły spływać mi łzy.

Eric objął mnie mocniej.

– Ja też przepraszam, nie powinienem tak reagować. Nie wiem, co we mnie wstąpiło.

Niestety ja już to wiedziałam. Dziewczyny podzieliły się ze mną swoimi obserwacjami. Nawet jeżeli Eric nie do końca był pewien swoich uczuć, podejrzewałam, że mogły mieć racje. Nie chciałam poruszać tego tematu. Szczególnie nie teraz.

Kołysaliśmy się w swoich objęciach, do czasu, gdy drzwi się otworzyły i wpadły rozradowane Susan i Emily rzucając się na nas i ściskając.

Obejmowaliśmy się całą paczką, aż Susan dodała:

– Za chwilę rozpoczną się zajęcia z Henrym. A ty raczej nie zamierzasz się na nich pojawić w tym stanie. – Zmierzyła moją kreację wzrokiem od góry do dołu..

***

– Czy jest ktoś chętny wykonać pierwszy strzał?

Większość uczniów, łącznie ze mną spojrzała w dół, by nie przyciągnąć wzroku nauczyciela. Spośród garstki pewnych siebie ochotników Henry wytypował Jamesa.

– Stań, proszę tutaj, za czerwoną linią i wymierz w tamtą tarczę. – Polecił, wskazując cel.

James stanął pewnie na dwóch nogach, wyciągając przed siebie pistolet. Nastąpił wystrzał i kula przebiła sam środek tarczy.

– Dobra robota – pochwalił go nauczyciel.

Chłopak odwrócił się do nas z wyższością.

– Łatwizna.

– Skoro tak, to powtórz ten strzał, ale tym razem w tamtą tarczę. – Wskazał kartkę papieru z narysowanymi kółkami na końcu sali. Z tej odległości wyglądała jak mały skrawek.

Dostrzegłam, jak mięśnie Jamesa się spięły. Odepchnął dłoń nauczyciela i przymierzał się do strzału. Widziałam, jak męczył się, próbując obrać cel. Ustawiał wyciągnięte dłonie raz wyżej, raz niżej, nie mogąc się zdecydować. Pociągnął spust i kula ze świstem przeleciała przez salę.

Henry podszedł do celu.

– Nawet nie trafiałeś w tarczę – poinformował go. – Możesz wrócić na miejsce do pozostałych.

James skinął lekko głową, ściskając dłonie w pięści. Zapewne nigdy nie został tak upokorzony, jak teraz. W duchu cieszyłam się, jego nie szczęściem. Uśmiechnęłam się pod nosem. Zasłużył na znacznie więcej. Rzucił mi ostre spojrzenie. Od razu mina mi zrzedła i odwróciłam wzrok, zagracając wargę.

– Jak widzicie, nie jest to takie proste i wymaga trochę praktyki – zaczął Henry. – To tylko tarcza oddalona o kilkanaście metrów. Co jednak będzie, gdy przyjdzie wam strzelać do żywej osoby, przemieszczającej się szybko i zwinnie pomiędzy budynkami, gruzami lub inną osłoną? Czy wystarczy liczyć na łut szczęścia, że kula sięgnie przeciwnika? Nie – odpowiedział krótko. – To wymaga od was precyzji, w każdym geście, by w momencie oddania strzału pocisk zadał obrażenia, które wyeliminują wroga raz, a dobrze. Zwykłe draśniecie ręki czy nogi przy odrobinie szczęścia, tego nie załatwi, panie James.
Na jednej z lekcji wspomniałem, że coraz rzadziej używa się broni palnej, ze względu na jej ograniczone zasoby. Dlatego tutaj na zajęciach używamy specjalnych naboi szkoleniowych, wyprodukowanych przez jednego z naszych pracowników South, które idealnie nadają się do szkoleń. Ich siła jest wystarczająca, by pozostawić ślad na kartce, czy rozedrzeć ubranie. Jednak nie wyrządzą nikomu większej krzywdy, niż bolesny siniak czy w ostateczności rozcięcie, jeżeli będziecie ubrani w odpowiednie stroje ochronne.

Nikt więcej nie zakwestionował ani nie wychylał się z szeregu podczas zajęć. Każdy wykonywał kolejno polecenia, przykładając się do nich, tak jak potrafił.

***

Właśnie powtarzaliśmy zagadnienia z geografii, gdy ktoś wszedł do biblioteki i zapalił główne światło. Przestraszeni spojrzeliśmy, w kierunku, z którego rozbrzmiewały kroki.

Zza regału wyszedł John, a tuż za nim James. Wszystko stało się jasne. Nakablował na nas. Jedyne co mnie zastanawiało, to jak się dowiedział o naszych wieczornych naukach.

John stanął naprzeciwko nas z założonymi na piersi rękoma. Był nadto przekonujący, jak na osobę, która o wszystkim od dawna wiedziała. Na jego twarzy malowała się złość i rozczarowanie.

– Czy jesteście świadomi, że od godziny jest już cisza nocna i żadnego z was nie powinno tu teraz być.

– My tylko uczyliśmy się na sprawdzian. Nie robiliśmy niczego złego. – Próbowałam ratować sytuację.

Spojrzałam w kierunku Jamesa, który uśmiechał się złośliwie. To była jego zemsta za lekcję u Pigeona, a dzisiejsze wydarzenia podczas zajęć u Henrego i mój śmiech tylko podsyciły jego gniew. A mama zawsze mi powtarzała, aby się z nikogo nie śmiać.

Nie mogłam sobie wyobrazić, jak można być, aż tak podłym i wciągać w swoją zemstę inne osoby.

–  Nie interesuje mnie wasz pobyt tutaj. Zasady są proste, a wy je złamaliście.

Spuściliśmy skruszeni głowy.

–  Całą waszą czwórkę zapraszam do mojego gabinetu. Ty James, też już powinieneś udać się do swojego pokoju. Dziękuję ci za twoją uczciwość i poinformowanie mnie o złamaniu regulaminu.

– Oczywiście, zasad należy przestrzegać dyrektorze – odpowiedział uprzejmym tonem, po czym zrobił charakterystyczny gest palcem, dając nam do zrozumienia, że jesteśmy już martwi.

Żeby się jeszcze nie zdziwił, jak nas jutro zobaczy. Postanowiłam, że jak wyjdziemy z tego cało, nie daruję draniowi tego i pewnego dnia mnie popamięta.

Szliśmy w ciszy ciemnym korytarzem w kierunku gabinetu Johna. U każdego z nas musiała się teraz rozgrywać w głowie okropna scena, co się z nami stanie. Nie wspominałam przyjaciołom, że John od dawna o wszystkim wiedział, nie chciałam ich tym martwić. W tym momencie jednak tego żałowałam, widząc ich posępne twarze.

Weszliśmy do gabinetu i stanęliśmy przed biurkiem Johna. Dyrektor stanął naprzeciw nas i oparł się o jego krawędź, mierząc nas wzrokiem.

Przetarł zmęczone oczy dłonią, po czym powiedział:

– I co ja mam teraz z wami zrobić? Być może już wiecie, że wiedziałem o tym od pewnego czasu, ale postanowiłem przymknąć na to oko. Czasami trzeba wiedzieć, kiedy złamać zasady.

Widziałam, jak moi przyjaciele z zaskoczeniem wpatrywaliśmy się w Johna.

– Jednak nie mogę pozostawić tego, ot tak bez komentarza, gdy zostaliście nakryci przez kogoś innego. Jeżeli się nie mylę, James nie bez powodu na was doniósł. Gdyby się wam teraz upiekło, przypuszczam, że znalazłby inny sposób, by wam dopiec, a ja nie mam teraz czasu, na rozstrzyganie tego, co się pomiędzy wami dzieje, na dwa tygodnie przed końcem rekrutacji.

Przeczesał dłonią włosy i westchnął, zastanawiając się nad tą sytuacją.

– Przykro mi, ale odejmę każdemu z was po dwadzieścia punktów.

Usłyszałam po bokach rozczarowanie przyjaciół, wymieszane z ulgą. Jednak to była moja wina i nie zamierzałam tego tak zostawić.

– Nie – zaprotestowałam. –  To ja łamałem regulamin od kilku tygodni. Oni dołączyli do mnie zaledwie niedawno. – Wskazałam rękami na przyjaciół. Nie była to do końca prawda, ale zamierzałam, chwytać się wszystkiego, czego mogłam. – To ja ponoszę winę za ich sprowadzenie do biblioteki podczas ciszy nocnej.

– Zwariowałeś!

– Nie zmuszałeś nas do niczego!

– Zrobiliśmy to z własnej woli!

Protestowali.

–  To na mnie James jest wściekły i to ja byłem jego głównym celem – kontynuowałam jakby gdyby nic. – Proszę nie odbierać im tych punktów – zwróciłam się do Johna. – Zbliża się koniec naszej rekrutacji i nie wybaczyłbym sobie, gdyby przeze mnie się nie dostali. Proszę mnie ukarać i tak szansa, że się dostanę, wciąż jest znikoma, więc niech przynajmniej im się to uda.

– Przyznam, że czasem potrafisz mnie zaskoczyć Darren. Ale nie mogę ukarać tylko ciebie i dobrze o tym wiesz. Jeżeli jednak ponosisz winę tak, jak mówisz za całą tę sytuację i byłeś głównym celem Jamesa, odbiorę ci trzydzieści punktów. Dodatkowo ty i wasza trójka dostaniecie przydzielone prace w ogrodzie przez najbliższy tydzień podczas przerw obiadowych.

– Dziękuję – odetchnęłam z ulgą.

– Możecie już wyjść.

Przytaknęliśmy i udaliśmy się w kierunku drzwi.

– Z tobą chciałbym jeszcze chwilę pomówić Darren.

Spięłam się, usłyszawszy swoje imię. Poczekałam, aż moi przyjaciele opuszczą gabinet i odwróciłam się niepewnie w stronę dyrektora.

– Chciałem ci tylko powiedzieć, żebyś się jeszcze nie przekreślał. Masz duży potencjał i przez te dwa tygodnie możesz nadrobić brakujące punkty, również te, które ci właśnie odebrałem.

Wpatrywałam się w niego wstrząśnięta, nie tego się po nim spodziewałam.

– Dziękuję – odpowiedziałam niepewnie.

– Może nie dorównujesz umiejętnościom Jamesa, ale masz zapał do nauki, którego on nie ma. To takie osoby, które pracują ciężej od pozostałych, osiągają w życiu sukces, co mogłeś zapewne dostrzec w ciągu ostatnich tygodni. Siła daje fałszywe poczucie bezpieczeństwa, ale to spryt daje prawdziwą przewagę. Te drobne decyzje podejmowane, każdego dnia i przezwyciężanie słabości pozwoliły ci znaleźć się w tym miejscu.

Nie sądziłam, że kiedykolwiek usłyszę od niego tyle pozytywnych słów.

– Nie myśl jednak sobie, że nie zauważyłem, jak mi się czasem przyglądasz.

Wzięłam gwałtowny oddech, poczułam, jak rozszerzają mi się źrenice. Miałam nadzieję, że byłam dyskretna i tego nie dostrzegł.

– Nie wiem, o czym sobie wtedy myślisz, ale twój wzrok jest pełen determinacji, by walczyć każdego dnia o swoje życie. Jesteś gotowy pracować jeszcze ciężej, mimo że śmierć depcze ci po piętach. Każdego dnia stawiasz jej odważnie czoła. Twoje spojrzenie mówi, że się jeszcze nie poddałeś i do końca będziesz wierny swoim postanowieniom.
Na samym początku powiedziałem ci, że jedna kulka jest już zarezerwowana dla ciebie. Teraz liczę, że dasz z siebie wszystko i pokażesz pozostałym, ile jesteś wart, bo naprawdę nie chciałbym mieć twojej krwi na swoich rękach.

***

Zaraz po porannym biegu weszłam na stołówkę, by ocenić poniesione starty, dostrzegłam uśmiech Jamesa. Byłam niemal pewna, że liczył na coś znacznie gorszego, ale wystarczył mu widok mojej przegranej.

Nie zamierzałam go prowokować, wyciągając lekcję z wczoraj i zrobiłam zrezygnowaną minę. Dając mu tym do zrozumienia, że wygrał. Jednak to był dopiero początek, bo zamierzałam wziąć sobie do serca słowa Johna.

Spojrzałam w jego kierunku. Dostrzegłam, jak przyglądał się całej scenie, siedząc przy stole i popijając herbatę. Kącik jego ust unosił się w sposób, którego jeszcze nigdy nie widziałam. Wyglądał, jakby właśnie obmyślił jakiś plan.

Z zamyślenia wyrwali mnie przyjaciele.

– Nie mieliśmy okazji ci wczoraj podziękować –  odezwała się pierwsza Emily.

– Możesz na nas liczyć, pomożemy ci odzyskać te punkty – dodała Susan.

– To ja wam dziękuję. Nie mogłam sobie wymarzyć lepszych przyjaciół.

Uśmiechnęłam się i objęłam całą paczkę, ponownie zerkając na Johna. Jego wyraz twarzy nie podobał mi się. Przywodził na myśl ten sam co Jamesa, który przyszedł za nim zadowolony ze swojej zemsty.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro