19 Wina

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przewracałam się z boku na bok, próbując od kilku godzin odegnać wspomnienia z naszej wyprawy i zasnąć. Jednak jak tylko zamykałam oczy, w mojej głowie pojawiał się obraz spadającego Kevina. Wykrzykującego: morderca!

W końcu się poddałam. Ubrałam się po cichu. Trzymając w dłoni buty, wyszłam z pokoju. Musiałam się czymś zająć, by nie zwariować. Minęłam pokoje, idąc na palcach i zeszłam po schodach. Otwierając ciężkie frontowe drzwi, poczułam uderzenie chłodnego nocnego powietrza. Wciągnęłam je, czując dziwną ulgę, gdy przez moje płuca przeszedł kłujący chłód. 

Wykonałam szybką rozgrzewkę i zaczęłam energiczny bieg. Po czwartym okrążeniu moje nogi przestawały współpracować i zaczynały się plątać. Nie mogłam przestać biec. Zmęczenie pozwalało mi zapomnieć o wszystkim, co się wokół mnie działo. Jak tylko się zatrzymywałam, obrazy z poprzedniego dnia powracały.

Potknęłam się o wystający korzeń i upadłam, całym ciałem uderzając w ziemię jak szmaciana lalka. Leżałam w mokrej ziemi, nie mając siły, by wstać. Po policzkach płynęły mi łzy. To była moja wina. Nie zasłużył sobie na taki los.

Lodowaty wiatr przeszył moje spocone ciało. Wzdrygnęłam się z zimna. Na ciele pojawiła mi się gęsia skorka, a z nosa spłynął katar. Wiedziałam, że jak zaraz nie wstanę, mogę się rozchorować. Ale to już nie miało znaczenia. Nie zasługiwałam, by żyć. Nie po tym, jak odebrałam je komuś, kto nic złego nie zrobił. Ponownie przed oczami ujrzałam jego zaskoczoną twarz, gdy odkrył moją tajemnicę.

Poczułam coś ciepłego na plecach, a następnie czyjeś dłonie zaciskające się na moich ramionach. Z rany na ramieniu wypłynęła mi drobna stróżka krwi, ale w tym momencie równie dobrze, ktoś mógłby wbić mi nóż w plecy, a i tak bym tego nie poczuła. Silnym pociągnięciem oderwał moje bezwładne ciało od ziemi i objął. Trzymał mnie w objęciach, gdy cała drżałam z zimna. Dopiero po zetknięciu z jego piersią i silnymi ramionami dotarło do mnie, jak bardzo byłam zmarznięta. Nie musiałam się odwracać, aby zobaczyć, kto jest moim rozsądkiem i wyciągnął mnie z tego bagna i to dosłownie, gdyż leżałam w mokrym zagłębieniu po kałuży.

– To moja wina – powiedziałam, zdając sobie sprawę, że się powtarzam od kilku godzin. Nie musiałam tego mówić, Eric doskonale wiedział, co mnie zadręczało, ale nie potrafiłam przestać.

– Ciii – uciszył mnie. – Teraz już o tym nie myśl. Powinnaś wziąć gorącą kąpiel i się wyspać. Rano wszystko będzie prostsze.

Już miałam oponować, gdy przerwał mi.

– Nie akceptuję sprzeciwu – powiedział, wstając i pociągając mnie, bym stanęła na nogi.

Nic więcej nie powiedziałam. Pozwoliłam mu, aby się mną zaopiekował. Zaprowadził mnie do łazienki i poczekał, aż skończę brać prysznic i przebiorę się w suche ubrania. Odprowadził mnie do pokoju i pocałował w czoło. – Dobranoc.

Zanim odszedł, złapałam go za dłoń i spojrzałam w oczy. – Proszę – zaczęłam – nie chcę być teraz sama. – Nie dbałam o to, co pomyślą inni. Potrzebowałam go teraz bardziej niż kiedykolwiek. Eric wpatrywał się we mnie przez chwilę, nie wiedząc co zrobić. Jego dłoń odwzajemniła mój uścisk i wszedł do pokoju. Dokładnie otoczył mnie kołdrą, bym się rozgrzała i położył się obok, obejmując mnie w pasie. Głosy z mojej głowy zastąpiło zmęczenie i towarzystwo przyjaciela. 

Wspierał mnie i ani razu nie nazwał mnie potworem, nawet jeśli na to zasługiwałam. Pamiętałam jego przerażone oczy, gdy zobaczył, co się stało, ale z jakiegoś powodu nie odwrócił się ode mnie. 

Byłam bardziej wykończona, niż przypuszczałam. Nie spałam od wielu godzin, nie licząc drzemki w ciężarówce. Czułam, jak moje ciało osuwało się w głęboki sen.

*** 

Rano obudziły mnie promienie słońca. Szybko odwróciłam się w stronę Erica, ale go nie zastałam. Carla i Paula również nie było. Słońce wznosiło się wysoko na niebie, co oznaczyło, że musiałam przespać cały poranek. Prędko wyskoczyłam z łóżka. Od tak gwałtownego ruchu zakręciło mi się w głowie i oparłam się o ścianę, by nie upaść. Wzięłam dwa wdechy, narzucając na siebie ciuchy i wybiegłam z pokoju.

Na początku zajrzałam do sali treningowej, aby upewnić się, czy może zajęcia jeszcze trwają, ale nikogo na niej nie było. Korytarze były puste. Wszyscy musieli być na lekcjach. Postanowiłam sprawdzić salę Pigeona.

Gdy znalazłam się pod drzwiami, nieśmiało zapukałam i je otworzyłam. Wchodząc, mój wzrok zatrzymał się na znajomych twarzach i odetchnęłam z ulgą. Zaraz jednak sobie przypomniałam o nauczycielu.

– Przepraszam najmocniej. Czy... mogę dołączyć do klasy? – zapytałam z nadzieją, że może jednak się zgodzi. Wielokrotnie, już wypędzał spóźnialskich i nie przypuszczałam, aby tym razem coś się zmieniło. Chwyciłam za klamkę, z zamiarem wyjścia.

– Oczywiście, zapraszam. Pan, jednak wie, że dyrektor zwolnił pana z zajęć? Jednakże bez względu na to, czy zostałeś o tym poinformowany z tego, czy innego powodu, przymknę oko na twoje spóźnienie. Proszę usiąść i nie przeszkadzać w dalszej części lekcji.

Stałam przez chwilę jak zamurowana, nie wiedząc, co tu się wydarzyło. Podeszłam powoli do ławki i zajęłam swoje miejsce. Wpatrywałam się tępym wzrokiem w nauczyciela, próbując pojąć zaistniałą sytuację.

Gdy tylko usłyszałam ochrypnięty głos Pigeona, skupiłam się na lekcji. Nauczyciel pisał na tablicy wzory chemiczne. W tym czasie zapytałam szeptem Emily, czy dawno temu zaczęła się lekcja. Dowiedziałam się, że trwają już od jakichś dwudziestu minut, na co jej przytaknęłam w podzięce i wróciłam wzrokiem na tablicę, skupiając się na jej treści.

Jak tylko zajęcia się skończyły, wyszłam na korytarz i rozejrzałam się w poszukiwaniu Erica, nigdzie go nie było.

Poczułam dłoń na ramieniu. – On też jest zwolniony. – Usłyszałam głos Emily. – Nie wiedziałaś?

Pokręciłam głową. – Dopiero wstałam. – Przyznałam zmieszana. Nie mogłam zasnąć. – Wyznając to, powróciły do mnie wspomnienia. Zauważyłam po minie przyjaciółki, że musiała dostrzec, moją nagłą zmianę nastroju. Nie chciałam z nią o tym rozmawiać. Zmieniłam więc szybko temat. – O co chodzi z tymi zwolnieniami z zajęć?

Emily uśmiechnęła się szeroko, ukazując rząd białych zębów. – Byliście wczoraj najlepsi! Zdobyliście maksymalną liczbę punktów. Wymiatacie! Eric jest w pierwszej dziesiątce, a ty przekroczyłaś już próg i masz zagwarantowane miejsce w szkole. – Gestykulowała, opowiadając, co się wydarzyło podczas mojej nieobecności. – Podobno wróciliście strasznie późno i John postanowił dać wam mały bonus i pozwolił pospać trochę dłużej. Jak widać, nie pogardziłaś jego ofertą. – Zaśmiała się. 

Odpowiedziałam jej, wtórując śmiechem. Jej towarzystwo zawsze podnosiło mnie na duchu.

– Dziękuję ci – przytuliłam ją.

Emily odsunęłam się ode mnie i spojrzała mi w oczy. – Nie wiem co cię gryzie, ale zawsze możesz na mnie liczyć. Wiesz o tym prawda? Jeżeli nie jesteś gotowa ze mną o tym porozmawiać i tak będę przy tobie.

Przytaknęłam. – Przepraszam cię, ale wiesz może, gdzie jest Eric? Muszę z nim porozmawiać.

– Przykro mi. Nie wiem. Słyszałam, że rano nie było go w pokoju.

Poczułam, jak się czerwienię na twarzy, na myśl o wspólnej nocy. 

Przyjaciółka musiała to zauważyć, bo dodała:

– Czy do czegoś doszło między wami? – zapytała znacząco.

Potrząsnęłam energicznie głową i dłońmi.

– Nie! To nic takiego.

– Jak chcesz. Sprawdź bibliotekę. Może postanowił się nie forsować i poczytać coś. Jeżeli nie, to zawsze możesz go spotkać podczas obiadu. Na pewno nie zrezygnuje z posiłku.

Podziękowałam przyjaciółce i pobiegłam w proponowanym kierunku, krzycząc na odchodnym:

– Jesteś najlepsza! Dziękuję!

Zanim zniknęłam za rogiem, zauważyłam jeszcze, jak się rumieni. Emily nie lubiła komplementów, zawsze czuła się nieswojo, gdy je słyszała. Uważała, że wszyscy wokoło przesadzają i nie zasługuje na nie. Prawda była zupełnie inna. Zawsze służyła wszystkim pomocą i dobrą radą, nie wspominając o jej hojności i oddaniu. Zasługiwała na znacznie więcej, niż przypuszczała.

W bibliotece było tylko kilkoro uczniów. Postanowiłam wykorzystać okazję, że do niej przyszłam i wypożyczyć jakąś książkę. Przechadzałam się alejkami pomiędzy regałami i mój wzrok przykuł napis "Medycyna". Przypomniałam sobie o swojej ranie. Sprawdziłam, czy w bibliotece jest coś więcej, co pomoże mi dokładnie zidentyfikować mój stan i kolejne etapy postępowania. Znalazłam książkę o chirurgi, gdzie poruszano temat rozcięć i różnych rodzajów szwów. Nie marnując więcej czasu, wzięłam ją i podeszłam do starszej pani o siwych włosach obciętych na boba. Mimo wieku trzymała się bardzo dobrze i wciąż była w pełni sił. Uśmiechnęłam się do niej i podałam książkę do spisania indeksu.

Wyszłam z biblioteki. Udałam się do pokoju, by odłożyć książkę na komodę i nie biegać z nią po całej szkole. Zbliżała się pora obiadu, więc skierowałam się na stołówkę.

Na sali jak co dzień panował zgiełk i tłok.

Kucharki wydawały już pojedyncze dania pierwszym osobom. Wzięłam tacę z zupą pomidorową i kilkoma kluskami zasiadając przy naszym stole. Zupa była przepyszna, od rana nic nie jadłam i byłam tak głodna, że zjadałabym nawet tę paskudną brukselkę, którą serwowali nam w poniedziałek. Kończyłam już swoją porcję, gdy dosiadły się dziewczyny wraz z Mattem.

– Znalazłaś Erica? – zapytała Emily.

Pokręciłam głową. – Sprawdzałam bibliotekę, tak jak proponowałaś, ale nie zastałam go tam. Tutaj też na razie się nie zjawił.

Siedzieliśmy, rozmawiając o punktacji, która drastycznie się zmieniła po ostatnim ćwiczeniu oraz wczorajszych wydarzeniach. Dowiedziałam się, że dwóch chłopaków zostało zastrzelonych podczas próby ucieczki, a Susan skręciła kostkę, potykając się o gruz.

Pożegnałam się z przyjaciółmi, gdy skończyli posiłek i pozostałam jeszcze przez chwilę, licząc, że Eric może jednak się zjawi. Nie powinnam prosić go o to, aby został u mnie w nocy. Być może czuł się z tym na tyle niezręcznie, że nie miał odwagi mi teraz spojrzeć w oczy. Według dziewczyn Eric coś do mnie czuł, a ja tylko mąciłam mu w głowie.

Stołówka już prawie opustoszała. Odniosłam naczynia i wyszłam. Na korytarzu minęłam grupkę dziewczyn, plotkujących o jakimś chłopaku. Przewróciłam oczami. Naprawdę nie miały lepszych zajęć jak oglądanie się za przystojniakami kilka dni przed końcowymi egzaminami? Czy one zdawały sobie sprawę, że stawką było nasze życie?

Rozmyślając o ich lekkomyślności, wpadłam na kogoś. 

– Przepraszam – wymamrotałam automatycznie.

Podniosłam wzrok, by sprawdzić, z kim się zderzyłam. Naprawdę? Czemu musiałam wpaść akurat na niego? 

– Przepraszam – powtórzyłam, tym razem wyraźnej, ale sądząc po jego spojrzeniu, dosłyszał za pierwszym razem. W duchu uspakajałam się, że nie wie, że to ja jestem odpowiedzialna za śmierć Kevina.

– Dobrze, że cię widzę Darren. – Wybacz, że nie miałem okazji poinformować cię o zwolnieniu z zajęć, ale nie chciałem cię budzić. Zasługiwałeś na trochę odpoczynku po wczorajszej akcji.

Przytaknęłam osłupiała, nie będąc w stanie odpowiedzieć niczego sensownego.

– Słyszałem, że uczestniczyłeś w zajęciach doktora Pigeona. Przyznam, że cieszy mnie to, bo wolałbym, abyście ich nie opuszczali, nawet za moją zgodą. – Mrugnął do mnie, jeszcze bardziej zbijając mnie z pantałyku. To nie był, John, do którego przywykłam.

– W porządku? Źle się czujesz? – zapytał, niepewnie patrząc na mnie. Jego wzrok na ułamek sekundy skierował się na moje prawe ramię, po czym szybko się cofnął, skupiając na mojej twarzy. Nie uszło to mojej uwadze. Coś podejrzewał albo co gorsze wiedział.

– Tak. Wszystko w porządku. Po prostu wczoraj sporo się działo i dzisiaj jeszcze to zwolnienie z zajęć. Trochę się pogubiłem.

– Rozumiem. Mam kilka spraw do załatwienia. Gratuluję wczorajszej misji, jednak nie chciałbym, abyście osiadali na laurach – ostrzegł surowym tonem.

– Oczywiście. Dziękuję i do widzenia. – Odeszłam być może trochę za szybko, ale jego towarzystwo, za każdym razem mnie stresowało i czułam się przy nim obnażona. Od tygodni wmawiałam sobie, że zna prawdę, a jednak wciąż tu byłam.

Przez okno korytarza zauważyłam biegającą sylwetkę na dworze. Eric! 

Zbiegłam po schodach i wybiegłam przez frontowe drzwi. 

Na zewnątrz nikogo nie było. Przeklęłam pod nosem i wróciłam do szkoły. Czy on mnie unikał? Niemożliwe, by wiedział, że widziałam go, jak biegał. Próbowałam się przekonać, że to przypadek, ale cały dzień się z nim nie spotkałam. Wracałam właśnie zrezygnowana do pokoju, gdy usłyszałam za plecami:

– Rebecca.

Obejrzałam się przez ramię i mimowolnie uśmiechnęłam, gdy mój wzrok spotkał się z zielonymi oczami przyjaciela. Nadzieja umiera ostania. Zaśmiałam się pod nosem i rzuciłam mu się w ramiona. Szybko jednak skarciłam się za to w duchu. Miałam nie dawać mu sprzecznych sygnałów. – Cały dzień próbuję cię znaleźć – zarzuciłam mu.

– Wybacz. Musiałem przemyśleć to i owo – odpowiedział, nie patrząc mi w oczy.

Postanowiłam, że następnym razem pomyślę co najmniej dwa razy, zanim zrobię coś głupiego, co może zostać źle odebrane. 

– Przepraszam, za wczoraj. – Czułam się w obowiązku go przeprosić.

– Nie musisz. Nic nie zrobiłaś – odpowiedział niezbyt przekonująco.

– Nie widziałam cię dziś na Chemii. Skąd wiedziałeś, że nie musimy iść na zajęcia?

– Nie wiedziałem. – Zmieszał się jeszcze bardziej, co znaczyło, że było znaczenie gorzej, niż myślałam. Umyślnie zrezygnował z zajęć, aby się ze mną nie spotkać. – Dopiero jak spotkałem przed chwilą Matta, to mi powiedział. – Przeczesał ręką włosy.

Zapadła niezręczna cisza.

– Czemu tak właściwie mnie szukałaś? – odezwał się po chwili.

– Chciałam z tobą porozmawiać. – Nie dodałam, że zniknął rano bez słowa, co mnie trochę zabolało, ale nie zamierzałam drążyć bardziej i tak już delikatnego tematu.
– No wiesz o tym w y p a d k u.

– Chodźmy może gdzieś w ustronne miejsce – zaproponował Eric, chwytając mnie za prawą rękę.

– Auć – wyrwało mi się.

– Wybacz. – Szybko puścił moją rękę. – Jak to wygląda? – zapytał, idąc w kierunku sali treningowej.

– Słabo. Gdy cię szukałam byłam w bibliotece i natknęłam się na książkę o chirurgi, w której jest rozdział o tego typu ranach. Może coś znajdę...

– Ale? – zapytał Eric. Nic nigdy nie mogło umknąć jego uwadze.

– Ale zawiera również zszywanie ran. I jeżeli mój przypadek okaże się na tyle poważny, nie mam czym wykonać zabiegu. – Tak naprawdę, nawet gdybym miała taką możliwość, nie byłabym w stanie sama tego zrobić. Nie wspominając o towarzyszącym temu bólu.

–  Pamiętaj, że zawsze ci pomogę, jeżeli będziesz tego potrzebować. – Zamilkł na chwilę, wpatrując się w swoje nogi, gdy przemierzaliśmy korytarz. – Przepraszam. Za dzisiaj. Potrzebowałaś mnie, a ja cię zawiodłem.

– Nie masz za co przepraszać. – Szybko go zapewniłam. – Masz całkowite prawo pobyć czasem sam. Nie jesteśmy przecież... – ugryzłam się w język – musimy sobie czasem radzić sami. – Dodałam szybko.

Przytaknął. Jeżeli zauważył, że celowo zmieniłam zdanie, to nie dał tego po sobie poznać. 

Otworzył drzwi do sali i przepuścił mnie przodem. Przy worku ktoś trenował. Udaliśmy się na koniec i usiedliśmy na materacach. 

– To powiedz, o czym dokładnie chciałaś porozmawiać.

– Ja... zastanawiałam się, czy się nie przyznać. – Wyznałam, po raz pierwszy wypowiadając tę myśl na głos.

– Co! – wykrzyknął. 

Para na drugim końcu przerwałam ćwiczenia i spojrzała w naszym kierunku. Jak tylko wrócili do swoich zajęć, Eric kontynuował:

– Zwariowałaś?! Co chcesz powiedzieć, że go zabiłaś, bo jesteś dziewczyną i wystraszyłaś się, że poznał prawdę? Nie da się już chyba gorzej tego ująć. Może od razu jeszcze powiesz, że ukradłaś odpowiedzi do testów! To już są dwie złamane zady, za które grozi śmierć!

– Ciszej! – skarciłam go. – Ja nie radzę sobie z tym! To mnie przerasta! – Przycisnęłam kolana do piersi i ukryłam w nich twarz. – To ja powinnam być martwa – wymamrotałam.

– Hej to nie prawda. Spójrz na mnie.

Wykonałam z rezygnacją jego polecenie. Czułam, jak zbiera mi się na płacz, ale nie chciałam się rozklejać. Szczególnie przy innych.

– To przeze mnie? – zapytał.

– Co?! Nie! 

– To, czemu to rozważasz? Kevin był tchórzem. Bał się, że przegra końcowy egzamin i jak skończony idiota postanowił naskarżyć i się podlizać. Myślał, że coś tym wskóra. Tak naprawdę i tak byłby na końcu. Był słaby. Zginąłby bez względu na to, jak potoczyłyby się wydarzenia. – Położył, dłonie na moich policzkach. – To ty walczysz każdego dnia o miejsce w tej szkole. Podczas gdy inni śpią, trenujesz i zakuwasz. To tobie się należy to miejsce, nikomu innemu. Wszyscy powinni brać z ciebie przykład. Owszem postąpiłaś źle, ale walczyłaś o swoje życie, każdy postąpiłby podobnie na twoim miejscu. Nie miałaś czasu tego przemyśleć. To był impuls. Gdyby Kevin nie trząsł portkami, jak galareta i miał trochę siły, to by się jakoś uratował, choćby chwytając się którejś belki. Był słaby i taki jest fakt! – powiedział zdecydowanym głosem. – Jeżeli się poddasz jego śmierć, będzie bez sensu. A teraz powtarzaj za mną. Dostanę miejsce w tej szkole!

Spojrzałam na niego spod podniesionych powiek, ale powtórzyłam niechętnie.

– Nie tak! Musisz w to uwierzyć! Jeszcze raz! Przekonaj mnie, bo ci nie wierzę.

– Dostanę miejsce w tej szkole!

– Co zostanie zjedzone?!

– Dostanę miejsce w tej szkole! Jest moje i nikt mi go nie zabierze! Spojrzę wszystkim w oczy, którzy we mnie wątpili i powiem: Tylko słabi się poddają!

– Dokładnie! – przybił mi piątkę.

– A teraz pokaż mi, na co cię stać. – Wstał i przyjął pozycję gotową do walki.

– Eric?

– Co?

– Ja już przekroczyłam wymagany próg. – Zaśmiałam się. – Po wczorajszej akcji zdobyliśmy tyle punktów, że teraz wystarczy, bym tego nie zwaliła i zostanę uczniem South. Nie widziałeś jeszcze tablicy z rankingiem?

Przyglądał mi się zaskoczony, po czym podbiegł do mnie i mocno przytulił, unosząc lekko nad ziemię.

Odwzajemniłam uścisk.

Może Eric miał rację i Kevin faktycznie, by nie przeszedł rekrutacji na ucznia szkoły. Jednak nie chciałam, aby jego śmierć poszła na marne.

Zanim kiedykolwiek jeszcze postanowię komuś odebrać życie, upewnię się, że nie mam innego wyboru.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro