20.2 Nowy początek

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jak co dnia, weszliśmy na salę treningową, przygotowani na pojedynki pomiędzy sobą. Odkąd dostaliśmy się oficjalnie do South, wiele się nie zmieniło. Wciąż mieliśmy te same zajęcia, jednak wiele z nich odbywało się rzadziej i zastąpiono je innymi.

Moje umiejętności znacznie wzrosły w ostatnim czasie, mimo że byłam na liście przyjętych jako jedna z ostatnich, wynikało to głównie z dużego długu punktowego, który nazbierałam w pierwszych dniach. Już przed ogłoszeniem wyników mierzyłam się z jednymi z lepszych rekrutów z naszej grupy. Bardzo lubiłam ten dreszczyk adrenaliny, który pojawiał się, zanim przystąpiliśmy do ataku. Przychodziłam na każde zajęcia z coraz większym entuzjazmem. Wciąż wychodziłam z treningów poobijana, czasem z krwawiącym nosem lub rozciętą wargą, ale traktowałam to jako lekcję, aby nie popełniać tych samych błędów i uniknąć podobnej sytuacji w przyszłości. Ale tak naprawdę, czym były te wszystkie rany przy wygranych walkach. Zwycięstwo sprawiało mi tyle radości, że dałabym sobie obić twarz setki razy, jeżeli tego wymagała wygrana.

Gdy stanęliśmy na środku sali, John odwrócił się do nas i zapowiedział:

– Dzisiejsze zajęcia będą inne od tych, do których przywykliście. – Mówił, patrząc przenikliwym wzrokiem w moją stronę. – Zamierzam sprawdzić, jak sobie poradzicie, jeśli natraficie na prawdziwego przeciwnika, który nie okaże wam litości, bo macie połamane żebra, głęboką ranę postrzałową, czy od wielu dni głodowaliście. Chcę zobaczyć, jak reagujecie pod wpływem stresu i adrenaliny, jak walczycie o swoje życie i podejmujecie decyzje, które mogą zaważyć o waszym losie. – Mówiąc to, cały czas nie odrywał ode mnie wzroku. 

Poczułam ucisk w piersi, gdy zdałam sobie sprawę, kto będzie pierwszym uczestnikiem starcia. Złapałam Susan za rękę z przejęcia i mocno ścisnęłam. – To będę ja – szepnęłam.

Przyjaciółka spojrzała na mnie zaskoczona – Zwariowałaś, niby skąd to możesz wiedzieć?

–  Jeżeli zastanawiacie się, kto będzie waszym przeciwnikiem to właśnie przed wami stoi. I nie. Nie przesłyszeliście się.

Słyszałam szepty i głosy paniki wokół siebie. Mój oddech przyśpieszył. Zrobiło mi się słabo.

– On wie – wyszeptałam.

–  Wydaje mi się, że źle się czujesz. Od początku zajęć bredzisz. Nic jeszcze nie wiadomo, a ty zakładasz najgorszy scenariusz. Nawet jeśli by wiedział, to co ma to wspólnego z zajęciami. – uspokajała mnie Emily.

– Walka skończy się w momencie, gdy jedno z nas będzie niezdolne do ataku, bądź zada cios śmiertelny.

Poczułam, jak żółć podeszła mi do gardła.

– Przez co rozumiem, zatrzymanie się w odpowiednim momencie, czy to przed podcięciem tętnicy, skręceniem karku i tym podobnym czynem, a nie dosłownym zabiciu przeciwnika – poinstruował nas John, jednak to mnie nie uspokoiło. – Żeby jednak zwiększyć wasze szanse na powodzenie, to wy decydujecie o wyborze broni. – Wskazał na dwa stoły rozłożone w rogach sali. – Zaś pierwszą osobą, którą zaproszę do mnie, jest Darren.

Usłyszałam wokół westchnienie ulgi, podczas gdy mój oddech ugrzęzł w gardle. Emily spojrzała na mnie z zaskoczeniem, jakby nie mogła uwierzyć w to, co właśnie się stało. Stałam w bezruchu, gapiąc się, w znajdującego się dokładnie naprzeciwko mnie Johna. Po moich plecach spłynął zimny pot. Grupa osób przede mną rozsunęła się, robiąc mi przejście. Próbowałam zachować spokój, by przynajmniej nie panikować bardziej, niż to było stosowne w danej sytuacji. Nie oszukiwałam się. Każdy bał się starcia z przywódcą South.

On wie. Zabije mnie.  Powtarzałam w myślach, robiąc głębokie wdechy, by się uspokoić.

Poczułam na ramieniu czyjąś rękę. To był Erick, ale tylko ją strąciłam i ruszyłam przed siebie. Słyszałam za plecami słowa otuchy od przyjaciół. W głowie mi szumiało. Na domiar złego zbierało mi się na wymioty. Nie byłam w stanie, się opanować. Cała się trzęsłam.

Zada mi poważne rany i nie pozwoli mnie uleczyć albo nie zdąży się zatrzymać przed ciosem i wszyscy pomyślą, że to wypadek, albo zrobi z mojej egzekucji przedstawienie tak, jak ujęli to pewnego dnia bliźniacy, albo... – W mojej głowie kotłowało się tysiące myśli, gdy zmierzałam do stołu zastawionego bronią.

Czułam, jak mój oddech przyśpiesza z sekundy na sekundę. Patrzyłam się na uzbrojenie. W głowie mi szumiało, bałam się, że zaraz zemdleje. Oparłam dłonie o stół, by zachować równowagę. Musiałam się uspokoić. Potrzebowałam zachować trzeźwy umysł podczas tej walki.

Rana na moim ramieniu wciąż się nie zagoiła. Co miałam wybrać? Znaczną część stanowiły noże z drewnianą rękojeścią. Niektóre były krótkie i ostro zakończone, inne miały ścięty koniec tworząc tak zwane fałszywe ostrze, jak dowiedzieliśmy się na zajęciach. Część z nich była długa i przypominała bardziej maczetę. Gdybym wybrała jedno z nich, moja prawa ręka byłaby mocno obciążona, podczas odparowywania kolejnych ciosów, natomiast lewa nie zagwarantowałaby mi bezpieczeństwa, nie mówiąc o cięciach nożem, które pozostawiłyby na moim ciele poważne rany.

Czułam na sobie niecierpliwe spojrzenia całej sali. Na końcu stołu były trzy sztuki broni dwuręcznej. Długi tasak przypominający średniowieczny miecz, drewniany trzon oraz metalowa włócznia. Ze względu na większą trwałość i znajomość stylu walki, wybrałam tą ostatnią, mając nadzieję, że lewa ręka przejmie większą część ciosów na siebie i nie przyczyni się to do ponownego otwarcia rany. Skrycie wierzyłam, że ostre zakończenie nie wyrządzi mi zbyt wielu ran.

Być może ostatni raz w duchu podziękowałam Susan, za ciężkie treningi spędzone na władaniu włócznią. Dzięki niej oszczep stał się dla mnie przedłużeniem ręki. Dzięki temu poczułam się odrobinę pewniej, niżeli miałabym walczyć wręcz z Johnem.

Wzięłam w dłonie broń i zwróciłam się, w kierunku swojego przeciwnika. Czekał już na mnie ze swoją włócznią. Widok uzbrojonego Johna wywołał u mnie nieprzyjemny dreszcz, aż cofnęłam się krok do tyłu, aby zwiększyć dzielący nas dystans. Wiedziałam, że na nic się to nie zda, bo zaraz natrzemy na siebie w ataku, ale każda sekunda z dala od niego pozwalała mi, na chwile zastanowienia się nad przyszłym ruchem. 

Chwyciłam drążek lewą ręką przy zakończeniu półtorametrowej tyczki zaś drugą na jej osi. Stanęłam na ugiętych kolanach, w niewielkim rozkroku wysuwając ostrą część do przodu, tak jak nauczył mnie Henry kilka tygodni temu. Czułam, jak mój umysł rozjaśnił się i wyłapywał każdy drobny ruch przeciwnika, w gotowości do odparcia ciosu. Pod wpływem adrenaliny, moje tętno znacznie wzrosło, a każdy kolejny wdech stawał się krótszy i płytszy.

Nagle mój wzrok wychwycił drobny ruch Johna. 

Zaczęło się. 

W kilku płynnych krokach pokonał dzielącą nas odległość i zamachnął się od góry. Zablokowałam cios. W powietrzu rozległ się szczęk metalu. Postanowiłam przejąć inicjatywę, jednak wymierzony przeze mnie kontratak został sparowany. John cofnął się, po czym wyprowadził fintę. Odtrącił moją broń i zadał cios w plecy. Gdy metalowy drążek zetknął się z moim ciałem, poczułam przeszywający ból i upadłam na czworaka. Nie miałam czasu, by wstać. Odwróciłam się i w ostatniej chwili zablokowałam kolne uderzenie, a towarzyszący mu nacisk sprawiał, że rana na moim ramieniu pulsowała. Szybko odtoczyłam się na bok, by wstać. 

Nastąpiła seria ataków, które nawzajem parowaliśmy. Czasami udało nam się zadrasnąć ostrzem przeciwnika, pozostawiając na jego ciele płytkie rany po cięciach. Czułam ogarniające mnie zmęczenie, podczas gdy po Johnie nie spływał nawet jego cień. Moje ubranie stawało się coraz bardziej postrzępione oraz poplamione potem i krwią wypływającą z niewielkich ran. Zaledwie kilka razy udało mi się dosięgnąć wroga, który wykazywał się większym doświadczeniem na każdym kroku.

Pozwoliłam mu wymierzać kolejne ataki, nie odpowiadając na nie. Potrzebowałam czasu do namysłu. Jednak jego ciosy były zbyt silne, a moje ciało coraz słabsze.

John upozorował atak w kierunku moich nóg, po czym zakręcił włócznią młyńca i uderzył we mnie od góry. W ostatnim momencie go sparowałam, ale siła ciosu była tak duża, że poczułam, jak płomienie przeszywają moje prawe ramię. Oszołomiona bólem, wypuściłam włócznię i upadłam na plecy. Przetoczyłam się, aby uniknąć kolejnego ciosu. 

Podniosłam z ziemi broń, lecz gdy wstałam, moje ataki były coraz słabsze, a na ciele zaczęły pojawiać się kolejne rany. Czułam spływający po mnie pot, jednak tym razem był spowodowany silnym bólem. Chciałam, jak najszybciej to zakończyć.

Zauważyłam lukę w obronie przeciwnika i postanowiłam zaatakować. Po chwili zdałam sobie sprawę, że zrobiłam dokładnie to, czego ode mnie oczekiwał. Moje ostrze zaledwie drasnęło jego pierś, podczas gdy on zanurzył swoje pod moimi żebrami.

Zawyłam z bólu.

Przez ułamek sekundy nasze spojrzenia się spotkały. Z przerażeniem, wpatrywałam się w jego zawadiacki uśmiech i czarne źrenice rozszerzone pod wpływem adrenaliny, które zlewały się z ciemnymi tęczówkami.

W oczach mi pociemniało w momencie, gdy przeciwnik uderzył mnie tępą końcówką włóczni w nogi. Moje plecy zetknęły się z ziemią, a pod wpływem uderzenia z płuc uleciała resztka powietrza. Oszołomiona, starałam się wstać. Podnosząc się, z rany na brzuchu poczułam silny ból. Mój przeciwnik jednym uderzeniem pozbył się mojej włóczni, wyrzucając ją dobre dwa metry poza mój zasięg. Gdy próbowałam się pozbierać, John zamachnął się ostrzem w kierunku mojej krtani. Zamknęłam oczy, kuląc się ze strachu. Czułam wzbierające w nich łzy. 

To koniec. – To była moja ostatnia myśl.

Nie wiedziałam, czy śmierć pozwoli mi na ponowne spotkanie matki i Willa, czy po drugiej stronie coś w ogóle na nas czekało. 

Cały czas zaciskałam oczy, z których spływały łzy, wyczekując czegoś, co nie nastąpiło. Powoli uniosłam powieki, przeszklonym wzrokiem dostrzegłam rozmyte ostrze, dzielące centymetry od mojej szyi. Nie byłam w stanie się ruszyć, nawet gdy włócznia zniknęła z mojego pola widzenia. Roztrzęsiona oddychałam płytko.

– Gratuluję. – Usłyszałam. – Takiej walki oczekiwałem. Od teraz raz w tygodniu jedno z was będzie kolejno mierzyć się ze mną w celu ćwiczeń.  

Po sali uniosły się szepty przerażenia.

– Będę wybierał bardziej uzdolnionych, ale i na słabszych przyjdzie czas, więc korzystajcie z każdej chwili, przyglądajcie się i wyciągajcie wnioski z każdej walki. 

Wiedziałam, że nikogo nie doprowadzi do takiego stanu. To nie był przypadek, że mnie dzisiaj wybrał. 

– Darren, przyznaję ci najwyższą ocenę. Walczyłeś do końca i ani przez chwile się nie poddałeś.

Odwrócił się w kierunku pozostałych, zwracając się do wszystkich:

– Nie oczekuję od was wygranej. Jesteście dopiero na początku swojej drogi w tej szkole. Chcę, abyście kontynuowali walkę, nawet gdy wydaje wam się, że już przegraliście. To nie siła czy broń, którą trzymacie, zapewni wam zwycięstwo. To wytrwałość, spryt i zdolność logicznego myślenia w chwilach stresu. Musicie nauczyć się być zawsze dwa kroki przed wrogiem, by was nie zaskoczył. Tego chcę, abyście się tutaj nauczyli.

Gdy skończył, podniosłam się lekko i spojrzałam w kierunku cięcia pod żebrami, gdzie widniała sporą ilość krwi. Jednak rana nie była poważna. Ostrze zaledwie zanurzyło się w moim ciele i nie wyrządziło większych szkód. Tylko tak dobry wojownik, jak John mógł zadać taki cios, który jednocześnie był na tyle poważny, co błahy.

– Darren, gdy wrócisz od Iana, chciałbym, abyś przyszedł do mojego gabinetu. Czy potrzebujesz pomocy przyjaciół, aby się tam dostać?

Spojrzałam w jego kierunku. Miał mroczny i nieodgadniony wyraz twarzy.

Powoli wstałam i pokręciłam głową. – Dam sobie radę – odpowiedziałam przez zaciśnięte zęby.

Jak tylko wyszedł, Erick i dziewczyny podbiegli do mnie.

– Wszystko w porządku?

– Bardzo boli?

– Co teraz zrobisz?

Przekrzykiwali się wzajemnie.

– Chciałabym zostać sama – odpowiedziałam.

– Co?! – wykrzyknęli wszyscy razem.

– Muszę się opatrzyć, zanim pójdę na rozmowę z dyrektorem – powiedziałam, wbijając wzrok w ranę, z której drobną stróżką sączyła się krew.

– Przecież możemy ci pomóc! – zaoponowała Emily.

– Wy nie rozumiecie! On wie! Wiec lepiej dla was, abyście mnie teraz zostawili, to może uzna, że nie znaliście prawdy. Niepotrzebnie wam mówiłam. – Czułam, że zaraz znowu się rozpłaczę. Zerwałam się gwałtownie, przez co ból pod moimi żebrami się nasilił.

Susan podtrzymała mnie, ale odepchnęłam jej dłoń i powoli udałam się w kierunku swojego pokoju.

Po drodze wpadłam na Henrego.

– Wszystko w porządku chłopcze? Wydajesz się roztrzęsiony. – Wyglądał na równie zaniepokojonego co ja.

Przytaknęłam.

– Tak, to nic. Dziękuję.

Nie wyglądał na przekonanego. Spojrzał w kierunku uciskanej przeze mnie rany.

– Pomóc ci ją opatrzyć? – Skinął lekko głową w jej kierunku.

– Nie trzeba. To tylko draśnięcie. Pójdę już do siebie.

Zanim odeszłam, miałam wrażenie, że mnie zatrzyma, by powiedzieć coś jeszcze.

Wyminęłam go i ruszyłam dalej korytarzem. Czułam jeszcze przez chwilę jego wzrok na sobie. Po chwili dotarł do mnie dźwięk oddalających się kroków, na klatce schodowej. Usłyszałam, że ktoś za mną biegł, a następnie poczułam, jak czyjeś ramiona mnie obejmują. Odwróciłam się.

– Chodź. Pomogę ci. Jesteśmy w tym razem, nie pamiętasz, bracie? – powiedział Eric.

Gdy weszliśmy do mojego pokoju, byliśmy na szczęście sami. Zbierający się we mnie płacz wezbrał i dałam mu upust.

– Tak bardzo cię przepraszam – wydukałam, pociągając nosem. – To moja wina. – Przepraszam, przepraszam, przepraszam... – powtarzałam.

– Hej już dobrze. – Objął mnie delikatnie, aby nie sprawiać mi bólu. – Znałem konsekwencje swojej decyzji, a teraz daj, pomogę ci się ogarnąć, a ty przestań płakać, lepiej, żebyś nie szła na spotkanie z zapuchniętymi oczami. Może źle odebrałaś sygnały. Może to był przypadek, że pierwsza stanęłaś z nim do walki, a teraz chce ci pogratulować na osobności i zaproponować dodatkowe szkolenia. W końcu spisałaś się doskonale, takich wojowników szuka South.

– W takim razie, dlaczego wybrał mnie, a nie na przykład Jamesa. Jest dużo lepszy ode mnie. Nawet ty byłeś wyżej w rankingu końcowym. 

Skrzywił się na myśl, że miałby bić się z Johnem. Nie dziwiłam mu się.

– Nawet jeśli masz rację, jak tylko się dowie, że nie byłam u Iana, zacznie się dopytywać o powód i nalegać na wizytę. – To błędne koło, nie ma wyjścia z tej sytuacji.

Zostałam w ramionach Erica jeszcze przez chwilę, po czym udałam się do łazienki.

– Jesteś pewna, że nie chcesz pomocy?

Przytaknęłam i zamknęłam za sobą drzwi. Ostrożnie zdjęłam bluzkę, krzywiąc się przy każdym ruchu. Z szafki pod zlewem wyjęłam gazę i przemyłam ranę na brzuchu wodą. Nie dysponowałam środkami odkażającymi, to było jedyne, co mieliśmy w pokojach. Odpakowałam kilka bandaży i starannie owinęłam je wokół talii. Gdy skończyłam, zabrałam się za rękę. Rozcięłam zakrwawiony bandaż i delikatnie zdjęłam opatrunek. Słabo zabliźniona rana pękła, a pod wpływem intensywnego wysiłku powiększyła się jeszcze bardziej. Zrobiło mi się niedobrze od patrzenia na krew. 

Nachyliłam się nad zlewem i ochlapałam twarz zimną wodą. Wzięłam kilka głębokich wdechów i powtórzył proces zakładania opatrunku.

Gdy skończyłam, czystą gazą z wodą przetarłam pozostałe draśnięcia na ciele. Nie były głębokie, z większości nie leciała już nawet krew. Wyrzuciłam bluzkę do kosza i wyszłam z łazienki, z zabandażowanym ciałem i opaską wokół piersi. Erick zaczerwienił się i odwrócił wzrok, gdy wyciągałam bluzkę z szuflady. Podejrzewałam, że zrobił to z grzeczności, ale w tym momencie nie obchodziło mnie, to jak wyglądałam, za chwilę miałam zmierzyć się ze śmiercią i tylko to zaprzątało mi głowę.

– Dziękuję ci jeszcze raz. – Uśmiechnęłam się słabo. – Obiecuję, że zrobię wszystko, abyście nie ponieśli konsekwencji. – Objęłam przyjaciela, następnie zwróciłam się w stronę drzwi.

Jak tylko moja dłoń zetknęła się z klamką, poczułam, jak Erick chwyta mnie delikatnie w talii i obraca. Zanim zorientowałam się, co się dzieje, nasze usta spotkały się w pocałunku. Początkowo niepewnie muskał moje wargi, gdy nie zauważył oporu, pocałunki stały się bardziej namiętne i zawzięte, tak jakby chciał zapamiętać mnie na zawsze. Był to mój pierwszy w życiu pocałunek. Czułam słodycz jego ust. Nie chciałam go zostawiać. Nie teraz.

Odsunęłam się i spojrzałam mu głęboko w oczy. Widziałam tę samą rozpacz, która tliła się w moim sercu. To samo pragnienie, aby przedłużyć tę chwilę i tkwić w swoich ramionach, ale każda kolejna sekunda w jego objęciach sprawiała mi i jemu większy ból.

– Kocham cię – powiedział.

Moje oczy ponownie zaszły łzami, po czym wybiegłam z pokoju.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro